Łączna liczba wyświetleń

piątek, 31 marca 2017

Michał Gołkowski, Komornik, t. 1


Tom 1 i ostatni jaki przeczytałem. Dawno (czyli od września) nie przerabiałem czegoś tak słabo napisanego.

Pisać każdy może, 
trochę lepiej lub trochę gorzej, 
ale nie o to chodzi, 
jak co komu wychodzi. 
Czasami człowiek musi, 
inaczej się udusi, 
uuu.


Rzadko kupuję produkty Fabryki Słów. Bo zazwyczaj jest to literatura klasy od D do końca alfabetu, a na dodatek zniechęcają mnie złe praktyki wydawcy, który doi czytelników dzieląc książki na ileś woluminów. Niestety, ostatnio do podróży koleją zapomniałem zabrać coś do czytania. Pół godziny oczekiwania na przesiadkę wykorzystałem na wizytę w księgarni. Nic specjalnego nie było, ale przypomniało mi się, że Komornik miał dość dobre recenzje, więc z ciężkim sercem wziąłem.

Nie wiem czy to można nazwać powieścią – to raczej coś w pół drogi między powieścią a zbiorem opowiadań. Jak w grze komputerowej: level 1 – trochę mało sensownego szwendania się, na końcu rozwalamy potwora, przechodzimy na level 2 – trochę mało sensownego szwendania, rozwalamy potwora i tak przez kolejne levele zmierzamy ku finałowi, gdzie zapewne spotkamy się z super potworem. Dość prymitywna to koncepcja na książkę.

Sam świat przedstawiony jest nawet niezły. Takie postapo w klimatach biblijnych. Jest i bohater, bardzo nieudolnie wzorowany na inkwizytorze Mordimerze Madderdinie. Mordimer to cyniczny hipokryta, który jednak da się lubić. Komornik Ezekiel Siódmy jest tak nijaki, że trudno go lubić i trudno nie lubić. Taki ludzik z papieru. Za to ma poczucie humoru, hahaha, jakie też śmieszne, np. żart – imię przekręcone na Pedrael. Na pewno całe gimnazjum ryczało ze śmiechu...

Ale to jeszcze nie jest najgorsze. Autor klimat powieści – jak się domyślam, miało to być mroczne – buduje w sposób prymitywny i nieudolny. Jest mhok, bo wszędy walają się kości i strzępy skóry, i flaki. A nie, flaki nie – aż tak bogatym słownictwem Gołkowski nie operuje. Za to mamy czerepy ponabijane na to, co tam akurat pod ręką było. Znowu kości, ziew, znowu czerepy, ziew, znowu strzępy skóry, ziew... Cóż, klimatu budować to ten autor nie umie. I to jeszcze nie jest najgorsze. Naprawdę!

A co jest najgorsze? Potwornie nudne, wielostronicowe opisy walk zrobione w stylu dziennikarza pracującego za wierszówkę dla gazety ze słabym redaktorem – czyli po prostu wodolejstwo do granic możliwości. To wygląda jakby Ezekiel Siódmy – występujący w roli narratora – każdy swój krok nagrywał na dyktafon. Idę, idę, idę w jego stronę, podnoszę nogę zgiętą w kolanie, wyprostowuję i kopię go w czwarte żebro od lewej strony, licząc od dołu – może trochę parodiuję, ale naprawdę tylko trochę. To sobie teraz wyobraźcie pięciostronicowy opis walki w tym stylu. Okropieństwo.

Te „opowiadania”, w których jest mniej walki, czyta się znacznie lepiej. Jakim cudem dotrwałem do końca – w pewnym momencie przestałem czytać te niestrawne opisy. Ograniczyłem się do ostatnich zdań, żeby poznać wynik starcia i dialogów (te też nie są najlepsze).

Finału nie mogę ocenić. Wyżej napisałem, że zapewne spotkamy się w nim z super potworem (prawdopodobnie w ludzkiej skórze), a „zapewne”, bo Fabryka Słów tradycyjnie podzieliła książkę na woluminy. Tym samym ten nędzny produkt Gołkowskiego w całości kosztować będzie około 80 zł. Oczywiście, nie mnie, bo nawet mnie nie interesuje jak to się skończy.

Podsumowując: przaśne, toporne, prymitywne, słabo napisane i niedokończone.

OCENA: 3/10

M. Gołkowski, Komornik, t. 1, wydawnictwo Fabryka Słów, Lublin 2014, str. 500.


Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

34 komentarze:

  1. Wróciłeś ;)
    A teraz się przyznam, że mnie Komornik bardzo się spodobał. No kurczę, jakoś mnie ujął i światem i bohaterem (mimo wszystko). I do autora mam słabość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. De gustibus non disputandum est.

      Nie miałem zamiaru odchodzić, ale praca konkretnie mi wymieszała w zadku przez ostatnie 2 miesiące (chcę być młodym emerytem!). Do tego zauważyłem, że to się powtarza - przed rokiem też mało pisałem w lutym i marcu - jakieś przedwiosenne zamulenie :)

      Usuń
    2. U mnie za to luty/marzec wyjątkowo owocne książkowo, teraz za to przystopuję, więc się wyrówna ;)

      Usuń
    3. Ja nawet mało kupowałem w pierwszym kwartale 2017 - naliczyłem 14 książek i 6 komiksów + 6 pozycji z Maga (w tym komiks) - zamówione i opłacone, ale nie dostarczone.

      Ale też odnoszę wrażenie, że spada ilość wydawanej nowej, dobrej fantastyki. Niby wychodzi dużo pozycji tego gatunku, ale albo przeciętne czytadła, albo odgrzewane kotlety. Poza Magiem właściwie już nie ma nikogo na placu boju. Prószyński wydaje mało co. Zysk i Rebis coś próbują, ale nieśmiało. Solaris ma od kilku lat jakąś poważną zapaść. Amber i Fabryka Słów dobrą literaturą raczej nie są zainteresowane.

      Swoją drogą, rynek nie znosi próżni, więc jest miejsce na nowego, poważnego gracza. Ale poważnego, czyli z kasą. Bo manufaktur wydających książki jak się uciuła na druk, kilka mamy.

      Usuń
    4. Co do sytuacji na rynku fantastyki to jest faktycznie duży marazm.

      Mag sobie dobrze radzi choć więcej YA trochę mnie martw, ale póki co UW i Artefakty żyją, więc nie jest źle.

      Rebis to sprawdzona marka - świetnie wydali Herberta i Dicka, choć powoli im się kończy, bardzo dobry Rothfuss czy chińska science fiction od Liu. Ogólnie wydają mniej, ale na dobrym poziomie.

      Z Prószyńskim to duży paradoks - jak wydawali masowo m.in. w niesławnej serii fantastycznej kilka lat temu to było kiepsko i gdyby nie Pratchett to bym nic od nich nie tknął, a teraz jak wydaja bardzo mało to same rarytasy czyli Le Guin, Tolkien (choć te jego prace naukowe to nie to samo co reszta twórczości) i ostatnio świetna Atwood.

      Solaris to odkąd drukują tyle egzemplarzy ile potrzebują, a sprzedaż mają wyłącznie przez własną stronę to mocno ograniczyłem zakup ich książek. Także treści nowych pozycji mocno mnie nie zachęcają.

      Zysk to żyje na Martinie. Tych antologii dzikich kart to nawet nie próbowałem, bo za bardzo za superbohaterskimi klimatami nie przepadam. Z zeszłego roku na plus Chiang i może spróbuje tą Historię naturalną smoków, bo nie brzmi tak źle i po blurbie skojarzenia z S. Clarke przychodzą do głowy.

      Powergraph trzyma wysoki poziom tylko zmniejszyli niestety, przynajmniej w zeszłym roku częstotliwość wydawniczą.

      SQN to ciekawy nowy gracz, który w przyszłości najbardziej może MAGowi zagrozić. Ich oferta zagranicznych autorów choć tak nieśmiało, ale stale się powiększa i chyba coraz lepsze kąski u siebie mają, a jak ugruntują swoją pozycję to mogę zacząć coś MAGowi podbierać. Obawiam się tylko, że te ich polska część wydawnicza czyli Łukawski, Patykiewicz czy Ćwiek poziomem dorówna autorom FS. Nie jest to optymistyczna wizja.

      Genius Creations niech robi to co robi, a będzie dobrze. Wierzę, że niedługo po Majce jakieś nazwisko się wybije, byleby dla dobra wydawnictwa nie uciekło.

      Amber to tylko Tolkiena co kilka lat wznowi i nic innego od nich oczekiwać nie można.

      FS to już skomentowałem i teraz spuszczę kurtynę milczenia. :D

      Jeszcze tak na koniec to tylko zaintonuje "I tylko Runy, tylko Runy żal". To naprawdę było bardzo dobre wydawnictwo z dwiema świetnymi paniami na B. Poza tym to wypromowali kilka dobrych nazwisk jak Piskorski, Mortka czy ostatnio pisząca bardzo dobrze choć dla młodszego targetu Janusz Aleksandra. Zdecydowanie tego wydawnictwa najbardziej szkoda. Świat jest jednak niesprawiedliwy skoro ich to spotkało, a nie inne polskie wydawnictwo z początków XXI wieku. :D

      Usuń
    5. Łukawskiego czytałem fragment jednej powieści - wystarczyło, żeby skreślić to nazwisko z listy zakupowej. Patykiewicz, to dla mnie człowiek, który absolutnie powinien mieć zakaz pisania, bo nie umie. Ćwieka z kolei nic nie przeczytałem i jakoś mnie nie ciągnie.

      Genius Creations to właśnie taka manufaktura, która wydaje, jak uzbiera na druk. Mają Majkę (choć ten już bryka do innych wydawców), mają kilku jako takich debiutantów. Pożyjemy, zobaczymy co z tego wyjdzie.

      A Runy żal. Mortki akurat nie cenię jakoś specjalnie, ale zestaw autorów, których mieli na początku był naprawdę mocny - Brzezińska, Białołęcka, Kossakowska, Piekara, Pacyński. I debiutanci, jak Piskorski, Szostak, Janusz, Podrzucki, Salik (Gildia Hordów jest całkiem całkiem). Do tego ciekawa wycieczka Piątka w stronę fantasy - choć ostatecznie przeszarżowana.

      Ale to była też manufaktura - brak odpowiedniej kasy na początku w końcu się zemścił, a FS podebrała im część pisarzy, którzy dobrze się sprzedają.

      Usuń
    6. Anonimowy
      Teraz to gadamy, jak dwóch staruszków na ławeczce w parku: "Panie, drzewi to był lepi. Książki były lepsze, trawa zieleńsza, a motory jakby mniej warczały" :D

      Usuń
    7. Szostak to obecnie klasa i ciężko znaleźć kogoś piszącego lepiej, ale od fantastyki zobaczył. Podrzucki miał dobrą trylogię w Runie, na FB pisał, że wyda coś własnym sumptem. Pacyński to był kawał pisarza i zdecydowanie za szybko nam to odebrano. :(

      Ano faktycznie takie czasy, że na wspominki bierze. Przynajmniej z sensem i w dobrej atmosferze można sobie z kimś podyskutować, a brakuje tego trochę na internetowym półmetku.

      Usuń
  2. O, żyjesz :)
    Komornika nie czytałam, ale Luby czytał ten drugi cykl autora (alternatywna I wojna światowa czy jakoś tak) i nawet lubi. Więc może autor nie jest tak do końca stracony.;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Co to była za księgarnia, jeśli najlepszym wyborem dla racjonalnie myślącego czytelnika był kawał zmarnowanej makulatury produkcji Fabryki Słów :D To na prawdę nie było czegokolwiek zjadliwego z MAGa, Rebisu czy innego Zyska. Ta przerwa chyba nie za dobrze zadziałała skoro pierwszą zrecenzowaną książką po niej jest coś z Fabryki Słów. Przynajmniej jednak ocena zdaje się miarodajna, więc rozsądek Cię chyba nie opuścił. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Księgarnia Świata Książki, ale to nie wina księgarni, a raczej ilości kupowanych przeze mnie książek - zamawiam w księgarniach internetowych wszystko co mnie interesuje, więc potem, w takiej awaryjnej sytuacji, zostaje niewielki wybór. W domu na czytanie czekają grzecznie w kolejce Simmons, Diaczenkowie, VanderMeer czy - spoza fantastyki - Druon, a musiałem się śmieciem Gołkowskiego zadowolić. I kto powiedział, że skleroza nie boli? :D

      Usuń
    2. Faktycznie, patrząc na własne zbiory rozumiem tą sytuację z niewielkim wyborem stacjonarnie. Simmonsa po takim Gołkowskim polecam szczególnie jako swego rodzaju odtrutkę, w szczególności jeśliby o Hyperiony chodziło. :)

      Usuń
    3. Czytałem Hyperiona, ale reszta cyklu czeka na swój czas :D

      Usuń
    4. Po Hyperionie i Terrorze wiem, że Simmonsa warto :) Ale na razie jadę McDonalda, Luna: Nów.

      Usuń
  4. No toś pojechał po Fabryce Słów. Według mnie niesłusznie. Ja myślę, ze są odbiorcy na takie książki. A i wielkie, dobre wydawnictwa wydają książki popularne, takie jak obyczajówki kobiece czy kryminały. To też klasa enta, a jednak to czytamy. A Fabryka Słow konsekwentnie promuje polskich autorów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, że są odbiorcy na takie książki jest jak najbardziej logiczne, ponieważ większość potencjalnych czytelników oczekuje literatury prostej jak konstrukcja cepa, co właśnie skutkuje popularnością obyczajówek, kryminałów, serii postapo (typu Metro czy STALKER w FS właśnie) czy nawet literatury erotycznej (o tym Greyu to każdy chyba słyszał).
      Natomiast co do jechania po FS to promowanie polskich autorów jest chyba jej jedynym plusem, a i to czasem dyskusyjne. Taka Achaja Ziemiańskiego to coś co nigdy nie powinno być nawet wydane, a szkodliwość tego czegoś dla przeciętnego odbiorcy (czyli głównie młodego czytelnika) jest ogromna. Poza tym FS sztucznie pompuje swoje książki wielgachną czcionką i dodatkowo w większości wydaje je wyłącznie na miękko. O dzieleniu powieści na tomy to nawet wolę nie wspominać, bo mnie ciarki przechodzą. Na koniec jeszcze mam ostatnie i najważniejszy zarzut jak dla mnie - każde wydawnictwo w jakieś części wydaje literaturę popularną wzmiankowaną wyżej (co jest logiczne, bo takie książki generują większość zysku), ale starają się też wydawać choć trochę literatury wartościowej, czego w FS nie da się uświadczyć.

      Usuń
    2. Może i promuje, ale czy każdy z tych autorów na promocję zasługuje? Akurat ostatnio najlepszych polskich autorów fantastyki wypromowały inne wydawnictwa: Majkę – Genius Creations, Wegnera – Powegraph. Wcześniej FS faktycznie wypromowała jedną niezłą pisarkę – Annę Kańtoch, ale ta już 8 lat temu podziękowała im za współpracę i teraz publikuje w Powegraphie.

      Z moich ulubionych – np. Piskorski, Hałas – też żaden w FS nie publikuje. Jedyny, czyli Huberath, puścił u nich jedną książkę, ale od 5 lat milczy, więc nie wiem czy podpisał cyrograf na długo.

      Z najlepszych autorów stajni FS przecież żadnego nie wypromowali, bo Piekara, Grzędowicz, Kossakowska przyszli do nich już jako znani autorzy. Zresztą cała trójka ostatnio bardzo obniżyła loty.

      No jest jeszcze Kołodziejczak – świetny światotwórca, przeciętny pisarz. Niestety, ten uraczył nas trzy lata temu połową powieści (Biała reduta) i zamilkł. To niepoważne traktowanie czytelnika.

      FS wydaje coś, co należałby określić mianem literatury pulpowej, czyli czytadeł. Ale czytadła nie powinny tyle kosztować – FS to najdroższy producent książek w Polsce.

      Natomiast co do Gołkowskiego, to nie jest pisarz – to taśma produkcyjna. Bo trudno inaczej określić autora, który w ubiegłym roku puścił na rynek cztery (!) powieści. Też „Komornik” sprawia wrażenie pisanego na kolanie, byle szybciej.

      Usuń
    3. Zgadzam się w 100%. Tylko może współczesny czytelnik oczekuje bardziej taśmy produkcyjnej nie autora. Gołkowski z 4 powieściami to robaczek przy takim klepaczu klawiaturowym jak Remigiusz Mróz, który chyba 6 albo 7 powieści w zeszłym roku wydał. Żeby też nie być takim surowym wyłącznie dla polskich autorów to nawet Sanderson, choć jak dla mnie piszący przeciętnie popularność zawdzięcza głównie swojej regularności i wydawania masowego. Czuje po prostu, że kwestia wypromowania pisarza współcześnie leży nie w tym by pisał dobrze, ale by pisał ilościowo na miarę oczekiwań czytelników. Ja tego nie kupuję i wolę czytać dobrą jakość pisarską.

      Jeszcze wracając do tego Mroza to facet napisał sobie 3 kryminały pod pseudonimem dziejące się na Wyspach Owczych. Nie dość, że nigdy tam nie był i przeinaczał rzeczywistość tego archipelagu, bez zapytania o zgodę przywłaszczył sobie tamtejsze, prawdziwe nazwisko oraz sam pomysł tłumaczył, że robili to King i Rowling by się sprawdzić wśród nieświadomych odbiorców, tylko oni mieli do tego prawo z powodu swej rangi na rynku. Dla mnie to nietaktowne, a wręcz bezczelne zachowanie (szczególnie z tym przywłaszczeniem nazwiska). Wydawnictwo też się nie popisało, bo redaktorka twierdziła, że nie ma pojęcia kto był pierwotnym autorem i szata graficzna jak u Nesbo też pewnie przypadkowa. Tak, już w to wierzę. Polecam poniższy wywiad jak i felieton Ćwieka na temat tej sytuacji.

      http://smakksiazki.pl/remigiusz-mroz-uchodzi-wyspach-owczych-pajaca-czyli-polka-demaskuje-ove-logmansbo/

      http://smakksiazki.pl/remigiusza-mroza-owczy-zaped-czyli-felieton-jakuba-cwieka/

      Usuń
    4. Anonimowy
      Nie znam Mroza - tzn. kojarzę nazwisko, ale nic nie czytałem i pewnie nie mam czego żałować :D

      Sandersona czytam. Są w jego książkach elementy, które mi się podobają (np. światotwórstwo, systemy magii). I są takie, które się nie podobają - bohaterowie, nielogiczności w fabule. Większość jego książek oceniłbym na 6/10, więcej dostałoby Elantris (7/10). Co tu dużo mówić - to kolejna taśma produkcyjna, ale literacko nawet nie ma co porównywać z Gołkowskim, to zupełnie inna liga. Nawet kolejna taśma - Cherezińska bije Gołkowskiego na głowę. Choć to opinia na podstawie jednej jej książki, bo na kolejne nie mam ochoty.

      Usuń
    5. Mroza nie czytałem, bo z zasady kryminałów nie czytam. W życiu przeczytałem ze 3-5 i w ogóle tan rodzaj literacki mnie nie rusza. Opinię o Mrozie zawdzięczam sprawdzonym i zaufanym osobą z kręgu przyjaciół, lubiących się w kryminałach i uważają, że do rzemieślnik i nic ponad to.

      O Sandersonie mam podobne zdanie, tylko mnie odrzuca za duża naiwność w jego książkach. Jest to wynikiem chyba tego ukrytego sztafażu YA, ale dam mu jeszcze szanse, bo jeszcze mnie nie zraził. Polecam za to świetnego Rothfussa, a sam zamierzam sięgnąć po Abercombiego, który mi bardziej od Sandka powinien podpasować.

      Usuń
    6. Ehh... gatunek literacki, pardon me. I poprawki przez szybkość pisania: lubujących oczywiście i to a nie do. :)

      Usuń
    7. Mroza nie czytałam, Piskorskiego jedną, 'Achaję' znam tylko z okładki. Czytałam Komudę, ale mnie przeraża jego wizja świata. Książki Pilipiuka kocham. Ale uważam, że rynek sam reguluje takie sprawy. Skoro nie bankrutuje, to widocznie ma chętnych. Fabryka Słów nie promuje się na blogach, więc korzyści z tego nie mam.

      Usuń
    8. Achaja to kawał najgorszej pulpy literackiej, która nie wiem jakim cudem doczekała chyba aż 8 tomów. Sam przebrnąłem z ciężkim sercem przez pierwszy tom i ewentualną, dalszą nieznajomość polecam. Piskorski to z każdą książką się rozwijający kawał pisarza, ale publikuje w WL (w FS tylko "Poczet..." wydał). Komudy z kolei, czytałem wyłącznie "Galeony wojny", ale to już kilka lat temu, więc się nie wypowiem, bo już nic za bardzo nie pamiętam.

      Pilipiuk ma swój styl i to jeden z nielicznych autorów z FS strawnych dla mnie. Nie pisze wybitnych rzeczy, ale jest to treściwa rozrywka, a mimo iż zazwyczaj lubię coś bardziej ambitnego po Wielkiego Grafomana warto sięgnąć.

      Co do obecności FS na blogosferze, faktycznie ciężko na coś trafić. Jednak sprawna działalność wydawnictwa pokazuje, że nie ma to chyba dużego znaczenia. Raczej myślę, że wpływ blogerów na ewentualne wybory czytelników nie jest znowu tak duży i nie kształtuje rynku wydawniczego, bo większość czytelników kieruje się swoim własnym wyborem.

      Usuń
    9. Izabela Łęcka-Wokulska
      >>'Achaję' znam tylko z okładki.<<

      Szczęściara, bo co raz przeczytasz, tego już nie od-czytasz... :D Pilipiuka czytałem chyba dwa pierwsze tomy Jakuba Wędrowycza. Nie powaliło mnie, ale też nie zniesmaczyło. Parę żartów nawet rozbawiło - jak choćby świnie o imionach Mielony i Schabowy.

      Usuń
    10. Oj, Wędrowycz miewa przebłyski metafizyczne. Świetne jest takie opowiadanie o niebie mumii, gdzie wszyscy to Egipcjanie, a gdzieś w kącie jest kilka mumii z Syberii. Świetna opowieść.
      Coś mi w tej okładce mówiło, że to jakaś głupota dla młodzieży. Nazwa jak z gry komputerowej.
      Ostatnio czytałam z tego wydawnictwa taki zbiorek opowiadań 'Jeszcze nie zginęła'

      Usuń
    11. Co do wyboru blogerów, to gusty każdy ma swoje, ale blogi podpowiadają nowe tytuły.

      Usuń
    12. Co do Pilipiuka, to bardziej podobały mi się starsze "Wędrowycze" - później jakoś żarty stały się dla mnie przeszarżowane.

      A co do blogów, to zanim kupię coś nieznanego mi autora, to wrzucam w google i czytam recki. Ale sprawdzam też czy opinie blogera o znanych mi książkach są zbieżne z moimi - jeśli tak, to jest duża szansa, że polecanka będzie trafiona. Oczywiście są tacy, którym się wszystko podoba, ale to już najczęściej po stylu pisania widać, że w "tym" miejscu porad szukać nie powinienem :D

      Usuń
  5. Anonimowy
    A "Adepta" Przechrzty czytałeś? Bo to była druga książka, której zakup rozważałem. To też FS, więc nie wiem czy warto...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Adepta nie czytałem, ale była to jedna z nielicznych ich pozycji, która mnie w ostatnim czasie zaintrygowała. Spróbuję jeszcze z nowością Grzędowicza, ale ten po świetnym 1 tomie PLO, później dał ciała. Szczególnie, że ostatnio przeczytałem 7EW, więc poprzeczka wisi wysoko. Ogólnie z FS to stosuje wentyl bezpieczeństwa wypożyczając ich książki z biblioteki i jeśli coś mi się wystarczająco spodoba najwyżej wtedy kupuje. Przynajmniej nie mam potem wyrzutów sumienia. :D

      Usuń
    2. Ja czytałam i mi się podobał, ale podobał mi się też "komornik", tak że tego... :P

      Usuń
  6. Zgadzam się z recenzją w stu procentach. Osoby, które oceniły tę książkę jako "arcydzieło" na lubimyczytac.pl, naprawdę chyba nigdy dobrej książki nie czytały. "Komornik", to do bólu, wtórna, prymitywna, siermiężna i niesamowicie głupia książka. Prostactwo niesamowite. Poza tym to przecież totalna żżyna np. z Kossakowskiej i Piekary ! To już wszystko było ! Nuda. "Komornik" jest najgorszy. Literatura najgorszego sortu. Wstydzę się, że to przeczytałem.

    Pozdrawiam autora recenzji!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niech się wstydzi ten co pisze, a nie ten co czyta :D

      Usuń