Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 9 sierpnia 2021

Maciej Żytowiecki, Mój prywatny demon

Książka, która nie może „się wyprzedać” przez ponad dziesięć lat (wydana w czerwcu 2011, wciąż do kupienia w księgarniach). Debiut. Złe rokowania, prawda? A, o dziwo, całkiem przyjemna w lekturze.

Jakiś czas przed powieściowym „teraz” coś się wydarzyło – Dzień Rudego Śniegu. Nie do końca wiadomo co to (z nieba leciały krwiste płatki), ale skutkiem jest pojawienie się magii. Niektórzy ludzie dostali po jednym magicznym talencie, najwyraźniej przydzielanym losowo. Szczęściarze dostali fajne rzeczy, np. nieśmiertelność. Główny bohater – Ezra na magię się załapał, ale szczęściarzem chyba nie jest. Jego talentem jest wywoływanie płomyczka, którym można szpanować przed kolegami, np. podając ogień do papierosa.

Do tego Ezra dostał bonusa – został opętany przez demona (który twierdzi, że demonem nie jest). Stosunki demona z Ezrą to coś pomiędzy pasożytnictwem (pasożytuje demon, oczywiście) a symbiozą. Przy czym ta współegzystencja u obu nie wywołuje radości...

Akcja powieści toczy się w latach trzydziestych XX wieku w Chicago. Ezra to były policjant, bardzo dobry policjant, z tym że ma mały defekt, taką drobną wadę – jest alkoholikiem. Więc przymusowo rozstaje się z mundurem i zostaje prywatnym detektywem. Nie bardzo mu się wiedzie finansowo. Ale w Chicago dochodzi do serii morderstw – ktoś zabija prostytutki. Ezra dostaje ofertę powrotu do policji, z czego oczywiście skwapliwie korzysta.

Drugim wątkiem są pewne problemy lokatora Ezry, czyli demona. Ponieważ panowie (panowie?) współdzielą ciało, siłą rzeczy demon musi uczestniczyć w wątku Ezry, a Ezra w wątku demona. Oba wątki dobrze skonstruowane.

Żytowieckiemu wyszło bardzo zgrabne urban fantasy i dark fantasy skrzyżowane z kryminałem noir. Czuć tu klimat czarnego kryminału, świat jest odpowiednio ponury (dla niektórych może nawet zbyt ponury, ale ja lubię takie klimaty). Ezra to trochę, jak ktoś określił, Brudny Harry – cyniczny, złośliwy, nie odżegnujący się od fizycznych metod perswazji. Oczywiście, że to standardowy bohater takich opowieści, ale ten standard jest zrobiony bardzo dobrze, nie razi, wręcz przeciwnie – jest na swoim miejscu. Demon z kolei wprowadza nieco elementu humorystycznego, ale znowu bardzo pasującego.

Podobało mi się to, że autor podszedł poważnie do wątku kryminalnego, bo często w urban fantasy jest robiony na zasadzie byle był, a że pruje się jak stare gacie, to nieistotne.

Interesujący sposób prowadzenia narracji – mamy nie dość, że narratora pierwszoosobowego, to jeszcze relacjonującego w czasie teraźniejszym, że dam próbkę: Nerwowo szukam po kieszeniach paczki samosiejki od Cyganów. Wyciągam z niej jednego skręta...

Niedawno pisałem, że autor nie powinien debiutować cyklem, bo często pierwsze koty za płoty. Nie dotyczy Żytowieckiego – od razu zaprezentował się jako sprawny twórca. Inna rzecz, że dzieje Ezry i „jego” demona nie są wielkim cyklonem, a raczej cyklikiem; autor dorzucił tylko drugą część, w 2015 roku, po czym właściwie zamilkł. Szkoda.

W każdym razie udany debiut – polecam książkę Żytowieckiego, tym bardziej że można ją kupić dość tanio (dziś, jak pokazuje Ceneo, od szesnastu zł; dostępny jest też ebook za dziesięć zł). Ale uprzedzam, że Mój prywatny demon jest napakowany lewicowym ideolo – nie z bańki LGBT, a z bańki BLM. Więc czytelnicy, którym to przeszkadza, odejmą sobie z poniższej oceny jeden punkcik, dla odmiany fani takich elementów mogą sobie jeden dodać.

Okładki wydań ebookowych

OCENA: 7/10.

M. Żytowiecki, Mój prywatny demon, wydawnictwo Ifryt, Lublin 2011, stron: 280.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz