POLECAM

niedziela, 22 lipca 2018

Karol Polejowski, Geneza i rozwój posiadłości zakonu krzyżackiego na terenie Królestwa Francji do połowy XIV wieku

Przypominam tę dość już starą książkę, bo niedawno przeczytałem recenzję pewnego komiksu... Jak ma się komiks do książki naukowej – komiks nijak, ale recenzja już tak.


Komiks, to Jezioro ognia, wydany w ubiegłym roku przez Non Stop Comics. O czym to jest, z notki wydawcy:

Akcja, przygoda i... mariaż science-fiction z perypetiami XIII-wiecznych rycerzy. W 1220 roku we francuskich Pirenejach rozbija się statek drapieżników obcego pochodzenia. Na ich drodze staje jedynie garstka krzyżowców i... katarski heretyk. To, co zaczyna się jako dziwna awantura, skończy jako jedna z bardziej szalonych historii, jakie mogliście przeczytać.

To teraz do recenzji – popełniła ją była w Ostatniej Tawernie sama redaktor prowadząca działu „literatura”. Owa pani podaje, że jest specjalistką (!) od historii wojskowości. No i owa specjalistka od historii wojskowości na potęgę myli krzyżowców z krzyżakami (mam nadzieję, że Wam nie muszę tłumaczyć kim byli krzyżowcy i kim byli krzyżacy?). Mało tego, owa szefowa działu literatury nie wie, że po polsku i wyraz „krzyżowcy”, i wyraz „krzyżacy” piszemy małymi literami (no, przy krzyżakach jeszcze można to jakoś usprawiedliwić – starsi historycy też jechali od wielkiej litery). Cóż, jako stary dziennikarz nieraz wybałuszam oczy widząc, że ludzie, którzy powinni odrabiać staż w redakcjach, w mediach internetowych zostają szefami działów...

Tak, wg specjalistki od historii wojskowości, wyglądają krzyżacy – toż to w Polsce nawet dziecko wie, że krzyżacy mieli krzyż czarny...

Ale czytając tę recenzję zacząłem się zastanawiać czy krzyżacy w ogóle brali udział w krucjatach albigeńskich. Przyznam, że nie wiem czy brali, ale teoretycznie mogli brać. Być może nie w roku 1220, kiedy toczy się akcja komiksu, ale na pewno zdążyliby przed końcem owych krucjat, czyli rokiem 1255 (wtedy upadła ostatnia twierdza albigensów – Quéribus). No i właśnie szukając informacji o krzyżakach w południowej Francji sięgnąłem na półkę po książkę Karola Polejowskiego.

Tu trzeba coś wyjaśnić. Otóż z mrowia zakonów rycerskich, zwykło się wyróżniać „wielką trójkę” – templariuszy, joannitów i krzyżaków. Ale to jest stan z XIII wieku, bo w stuleciu XII była tylko wielka dwójka; bez krzyżaków. Ten zakon do „wielkich” doszlusował dzięki wielkiemu wielkiemu mistrzowi (przy czym pierwsze „wielki” dotyczy kalibru, a drugie urzędu). Hermann von Salza, bo o nim mowa, był czwartym krzyżackim Hochmeisterem. Był bardzo zręcznym politykiem i lawirując między skłóconymi cesarzem i papieżem, od obu wyciągał korzyści dla Zakonu.

Przeciętny Polak coś wie o pruskim państwie krzyżaków (jego początki to właśnie okres rządów Hermanna von Salza). Lepiej zorientowani wiedzą jeszcze o krzyżakach na Węgrzech (krótkotrwała próba utworzenia własnego państwa w ziemi Borsa) i w Inflantach (przejętych dzięki fuzji z zakonem Kawalerów Mieczowych). Tymczasem za rządów Hermanna von Salza Zakon miał aż siedem prowincji, a ich posiadłości były rozrzucone od Libanu po Półwysep Pirenejski i od dzisiejszej południowej Estonii po Palestynę. Polscy historycy interesują się głównie krzyżakami w Prusach i w mniejszym stopniu Inflantach, marginalnie ziemią Borsa, Niemcami i Italią. Pozostałe rejony większego zainteresowania nie budzą (można jedynie wspomnieć stary artykuł Hanny Świderskiej, Z dziejów stosunków angielsko-krzyżackich XII-XV w., Teki Historyczne, t. 10, 1959, s. 103 i n.).

Co ciekawe, wyjątkiem jest tu Francja. Krzyżakami w tym kraju zajął się Karol Polejowski. Jest to o tyle interesujące, że jest to właściwie ewenement na skalę światową, bo temat ten interesował francuskich i niemieckich historyków u schyłku XIX wieku, po czym przez ponad sto lat praktycznie „leżał”.

Dopiero Karol Polejowski wybrał się do Francji, przeszukał tamtejsze archiwa, w których znalazł aż 142 dokumenty dotyczące krzyżaków i ich posiadłości. Gdański historyk opublikował właśnie omawianą książkę i kilka artykułów o krzyżakach we Francji, a także o tamtejszych protektorach Zakonu – rodzie de Brienne.

Krzyżacy dość wcześnie zaczęli otrzymywać dobra ziemskie od francuskich feudałów, z tym że nie na terenie samej Francji, lecz w państwach powstałych w wyniku krucjat (Królestwo Jerozolimskie, Królestwo Cypru, Łacińskie Cesarstwo Bizantyjskie itd.). Zmianę przyniosła dopiero V krucjata, podczas której oddziały krzyżackie zyskały sobie spore uznanie. Jeszcze podczas krucjaty, w lipcu 1219 roku, aż siedmiu uczestniczących w niej panów francuskich obdarowało Zakon dochodami i dobrami ziemskimi. Kolejne nadania posypały się już po zakończeniu walk.

Ostatecznie krzyżacy otrzymali szereg posiadłości, zgrupowanych w dwóch rejonach Francji – na samym południu, nad Morzem Śródziemnym (szpitale w Montpellier i Arles) i w północnej części Francji centralnej.

W pierwszym rozdziale Karol Polejowski zajął się właśnie V krucjatą, w drugim przybliżył nam wspomniany ród de Brienne i jego stosunek do krzyżaków. W kolejnym mamy omówione dzieje i stan posiadania krzyżackiej komendy w Beauvoir. W następnym podobnie została zaprezentowana komenda w Orbec, a także mniejsze, rozproszone dobra Zakonu – w tym rozdziale autor „prostuje” też poglądy starszej historiografii, która krzyżakom przypisała kilka posiadłości w rzeczywistości należących do innych instytucji.

Nieco chaotyczny wydaje się rozdział V, w którym mamy jakby informacje z trzech parafii. Po pierwsze, znaczenie posiadłości francuskich dla całego Zakonu. Początkowo przykładano do nich duże znaczenie licząc na ich rozwój i rozrost. Dlatego utworzono odrębną prowincję francuską z własnym komturem krajowym. Te plany zostały chyba dość szybko zweryfikowane i ostatecznie zarząd nad posiadłościami we Francji objął niemiecki mistrz krajowy (a i to nawet nie bezpośrednio, lecz za pośrednictwem baliwatu lotaryńskiego).

W tymże rozdziale Karol Polejowski zajął się zwierzchnictwem krzyżaków nad probostwem w Vaudeville i szpitalem w Brienne. Ciekawostką jest proces dotyczący właśnie probostwa w Vaudeville – miejscowy biskup wyznaczył na proboszcza człowieka, którego krzyżacy nie chcieli. Ostatecznie proces wygrał Zakon.

Także w tym rozdziale mamy zaprezentowane sylwetki znanych ze źródeł krzyżaków związanych z francuskimi posiadłościami. Najwięcej miejsca autor poświecił oczywiście Karolowi z Trewiru, który właśnie we Francji zaczynał karierę, a ostatecznie został krzyżackim wielkim mistrzem.

Czy warto tę książkę przeczytać... Oczywiście, że warto. To jest coś, czym polska historiografia może się pochwalić – nasz historyk musiał „odwalić” robotę za Francuzów i Niemców. I też jego praca doczekała się recenzji nie tylko w języku polskim, ale również niemieckim i francuskim. Oczywiście sięgając po tę pozycję nie nastawiajcie się na „wielką” historię, bo też francuskie posiadłości krzyżaków nie miały wielkiego znaczenia. To będzie raczej wymienianie co i od kogo krzyżacy dostali, o co się procesowali itp.

Warto też pogłębić wiedzę o francuskich krzyżakach i ich protektorach. I tu można polecić inne prace Karola Polejowskiego, zwłaszcza:
K. Polejowski, Krzyżackie komendy we Francji w XV wieku, w: Z dziejów średniowiecza. Pamięci Profesora Jana Powierskiego (1940-1999), Gdańsk 2010, s. 257-274.
K. Polejowski, Matrimonium et crux. Wzrost i kariera rodu de Brienne w czasie wypraw krzyżowych (do początku XIV wieku), Gdańsk 2014.

Zastanawiałem się czy w ogóle tę pracę oceniać punktowo, bo trudno ocenić coś tak wyjątkowego – brak tła, na którym mogłaby się rysować wartość tej książki. I oczywiście brak mi ku takiemu ocenianiu kompetencji – nie przeglądałem dokumentów we francuskich archiwach. Jednak skoro inne pozycje oceniam, to byłoby niesprawiedliwe tę pozostawić bez oceny. Więc z mieszanymi uczuciami czy powinienem, ale...

OCENA: 10/10.

K. Polejowski, Geneza i rozwój posiadłości zakonu krzyżackiego na terenie Królestwa Francji do połowy XIV wieku, Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego, Gdańsk 2003, stron: 236.


16 komentarzy:

  1. Taka uwaga co do pisowni - "krzyżacy", podobnie jak nazwy innych zakonów (dominikanie, cystersi, jezuici, templariusze) piszemy małą literą, ale google uporczywie chce poprawiać na wielką...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie byłam zbyt mocna w historii, ale nawet ja wiem, czym się różni krzyżak od krzyżowca. :) Z ciekawości zajrzałam do tej recenzji w Ostatniej Tawernie i rzuciło mi się w oczy takie zdanie: „W związku z tym formułuje się drużyna wyrzutków, mających udać się do odległego miasteczka Montaillou, by walczyć z tamtejszymi heretykami”.

      FORMUŁUJE??? Tu pasowałoby raczej FORMUJE. Te wyrazy brzmią podobnie, ale znaczą zupełnie co innego.

      Usuń
    2. Tak mnie zszokowało, że "specjalistka od historii wojskowości" myli krzyżaków z krzyżowcami, że resztę tej recki pojechałem po łebkach :D I naprawdę nie mam ochoty tam wracać i katować się wyszukiwaniem językowego robactwa. Ale to "formułuje drużynę" jest niezłe :D

      Usuń
  2. Krzyzacy z malej litery a Zakon z duzej? Chyba odwrotnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OMG...
      Po 1. Kiedyś "duża litera" była formą niepoprawną, poprawna była tylko "wielka litera". Jakiś czas temu "duża litera" została uznana za również poprawną, ale jakoś wolę wielką.
      Po 2. Nie z wielkiej litery, tylko od wielkiej litery lub wielką literą. "Z wielkiej litery" to niepoprawny rusycyzm.
      Po 3. Nazwy zakonów piszemy od małej litery - niby z jakiego powodu krzyżacy mieliby być wyjątkiem?
      Po 4. Z Zakonem jest jak z Partią. Kiedy piszesz Zakon (wielką literą) to zawsze chodzi o krzyzaków, kiedy piszesz Partia wielką literą, to zawsze chodzi o PZPR.

      Usuń
  3. Rany boskie, jak można pomylić krzyżaka z krzyżowcem? Jestem w szoku i chyba strzelę sobie kielicha, żeby z niego wyjść :P Książka interesująca, kiedyś nawet ciągnęło mnie do tematu krzyżaków i krucjat, ale zatrzymałam się bardziej na templariuszach z dość oczywistych powodów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli lubisz zakony rycerskie, to mogę polecić fajne podsuwanie ich obecności na ziemiach polskich (poza krzyżakami):

      Maria Starnawska, Między Jerozolimą a Łukowem. Zakony krzyżowe na ziemiach polskich w średniowieczu, Warszawa 1999 (kolejne wydania: 2006 i 2011).

      Usuń
  4. Dziecięciem w kolebce będąc i jeszcze dużo, dużo później uważałem, że najbardziej interesujące w historii to są przygody, wojny i polityka. Z upływem czasu chętniej wracam do "Wicehrabiego de Bragelonne", niż do "Trzech muszkieterów", a obsługa kunia wojskowego interesuje mnie bardziej, niż wykorzystanie tegoż pod Somosierrą.
    Uważam, że wiedza o tym, co i od kogo krzyżacy dostali, jak tym zarządzali, z kim i o co się procesowali (nawet jeżeli to były mało istotne posiadłości) jest cenna. Bez tego wszystkiego mogliby sobie rzeczywiście Marienburg z błota ulepić.
    Rzuciłem okiem na tę katowaną recenzję komiksu. O Boshe!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie zawsze najbardziej interesujące było: jak "to" powstało i jak "to" działało we wczesnym etapie. Dlatego w dziejach Polski najbardziej interesuje mnie IX-XIII w., a w dziejach Zakonu XII-XIII. A do dziejów Afryki bardzo lubię prace Michała Tymowskiego (zresztą też jego prace, niestety nieliczne, o powstaniu Polski).

      No, "O Boshe!". Specjalistka od historii wojskowości, kurde... :D

      Usuń
    2. Nie tylko od historii wojskowości, jest także specjalistką od bezpieczeństwa i człowiekiem renesansu - cokolwiek by to miało wszystko znaczyć.

      Usuń
  5. Warto jeszcze wspomnieć o posiadłościach krzyżackich na terenie Królestwa Szwecji, gdzie od XIII w. do 1467 r. istniała jedna komturia ze siedzibą w Årsta (na Södertörnie). Ziemie krzyżakom zapisał niejaki Karl Ulfsson, który służąc Zakonowi miał polec w Inflantach na początku drugiej połowy XIII w. Posiadłości krzyżackie w Szwecji obejmowały pojedyncze zagrody na obszarze Östergötlandu i Södermanlandu oraz zwarty kompleks dóbr na terenie parafii Österhaninge, gdzie w Årsta (w źródłach pojawiła się po raz pierwszy w 1308 r.) znajdowała się siedziba komtura. Krzyżacy sprzedali swoje szwedzkie posiadłości w 1467 r. ówczesnemu regentowi Szwecji, Erikowi Axelssonowi (Tott). (Na podstawie: https://www.haninge.org/wp-content/uploads/2015/06/Harry_Arsta.pdf oraz http://old.stockholmslansmuseum.se/projekt/gamla-arsta-i-haninge/)

    Od siebie dodam, że o krzyżackich posiadłościach w Szwecji dowiedziałem się kilka lat temu odwiedzając zamek w Årsta, który kojarzy się przede wszystkim z Fredriką Bremer. Do tamtej pory, jeżeli chodzi o ten kierunek aktywności krzyżackiej, to coś tam wiedziałem o przejścowym zajęciu przez Zakon Gotlandii na przełomie XIV i XV w. A tu taka niespodzianka: „…to nawet i tych tutaj przyciągnęło…” ;) i to do bliskiego mi i dobrze znanego Österhaninge… Aż się dzisiaj po południu tam wybrałem i nieco „pofotografowałem”. Dziękuję za inspirację. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dzięki, ciekawa rzecz, acz szkoda, że tylko kilka zdań o czasach krzyżackich. Rozumiem, że komturia w Årsta należała do inflanckiej gałęzi Zakonu. Niestety, nie mogę znaleźć żadnych konkretniejszych informacji.

      Krzyżacy z Inflant, a przed nimi Kawalerowie Mieczowi, z przyczyn oczywistych mieli bliskie kontakty ze Szwedami. Znalazłem też marginalne informacje u T. Cieślaka (Historia Finlandii) i Ł. Okulicz-Kozaryn (Finowie Zachodni), że rycerze zakonni wspierali Szwedów w tłumieniu fińskiego buntu w prowincji Tavastii. O sojuszu antynowogrodzkim wspomniał nie będę, bo to rzecz powszechnie znana.

      Co do Arsta, to znalazłem info o takim wydawnictwie:
      Birgitta Eimer, Gotland unter dem Deutschen Orden und die Komturei Schweden zu Årsta. Innsbruck 1966. 360 s. 111.

      Jeśli znasz szwedzki, to tu jest recenzja:
      http://samla.raa.se/xmlui/bitstream/handle/raa/5739/1968_litt.pdf?sequence=1

      Usuń
    2. Autor recenzji przekazuje sporo informacji nt. obecności krzyżaków w Szwecji, zaczynając od okoliczności w jakich otrzymali prawa do posiadłości wokół Årsta (zapis poległego pod Durben w 1260 r. Karla Ulfssona i pismo papieża Urbana IV z 1262 r. ze szczegółowym wyliczeniem dóbr. Nb. dokument zachowany jest w dwóch różnych egzemplarzach i znajduje się w Riksarkivet), a kończąc na sprzedaży tych dóbr w 1467 r. Dalej, związkom komturii w Årsta z kapitułą w Strägnäs, nieco o organizacji samej komturii, relacjom ze szwedzkim możnowładztwem itd. Większa część samej recenzowanej książki jest jednak poświęcona stosunkowo krótkiemu okresowi 1397–1408 (Gotlandia).

      Zrobiłem mini-kwerendę w bazie danych szwedzkiej bibliografii historycznej (SHBd) i znalazłem tylko dwie pozycje, z których w jednej zdaje się bardziej szczegółowo przedstawiono temat: Gunnar Redelius, Årsta och Tyska Orden (https://shb.kb.se/F/?func=find-b&request=002104742&find_code=SYS&local_base=SHB). W podstawowych syntezach historii Szwecji jedynie wspomniano o krzyżackich posiadłościach w Österhaninge (1262–1467). W obszernej pracy Dicka Harrisona „Gud vill det!” (2005) o krucjatach północnych („kopalnia” szczegółowych informacji), autor poświęcił sporo miejsca samemu donatorowi, Karlowi Ulfssonowi (w kontekście walk stronnictw politycznych w Szwecji około połowy XIII w. – jarl Birger, „prawdziwi folkungowie” itd. – a krucjaty bałtyckie i państwo zakonne), który poległ w krwawej bitwie pod Durben (1260), i jego zapisowi na rzecz Zakonu (także przypuszczam, że chodzi cały czas o gałąź inflancką, ale moja wiedza nt. organizacji Zakonu jest niewielka, a do informacji potwierdzającej to przypuszczenie nie dotarłem).

      Trzeba także dodać, że sporo podstawowych informacji o obecności krzyżackiej w Årsta znalazło się na tablicach wokół samego zamku, m.in. o komturze Heinrichu von Stromberg i wizerunku jego pieczęci z 1308 r. S`COMMENDATORIS IN ARISTUM (wspomnianych w recenzji Rune Norberga). Zdjęcia z Årsta zamieściłem tutaj: https://zbigursv.blogspot.com/2018/08/gamla-arsta-siedziba-krzyzackich.html

      Usuń
    3. zbigur
      To jest o tyle ciekawe, że komturów z Arsta nie znajduję ani na listach urzędników krzyżackich w Prusach, ani w Inflantach. Nie przypominam sobie, żebym go widział w opracowaniach dotyczących niemieckiej prowincji. A gdzieś przecież należeć musiała - no nie było landmistrza szwedzkiego :D

      Jednak w naszej historiografii Prusy są dobrze "przerobione", więc obstawiam, że z nimi Arsta nie miała nic wspólnego administracyjnie. Dlatego stawiam na Inflanty :D

      Tu znalazłem listę komturów z Arsta:
      http://damian-hungs.de/data/documents/DO-Kommenden.pdf

      Heinrich von Stromberg (1308-1312)
      Laurentius Trogh (1352-1362)
      Reineke von dem Wolde (1389)
      Johann von Voltzen (1398-1404)
      Thomas Hungersdorp gen. Grevesmolen (1430-1435)
      Goswin von Aschenberge (1443-1450)
      Gerd van Welij (1456-1466)

      Heinrich von Stromberg nie jest wymieniony u M. Dorny, Bracia zakonu krzyżackiego w Prusach w latach 1228–1309. Studium prozopograficzne, Poznań 2004. Pozostali też nie są, ale to z przyczyn chronologicznych jest oczywiste. W każdym razie, to też wskazuje na brak powiązań tej komturii z Prusami.

      DOCZYTAŁEM
      W zalinkowanej pracy (s. 7) komturia w Arsta wymieniona jest w składzie landmistrzostwa inflanckiego:
      >1.2 Landmeister von Livland
      Kommenden: Aristun, Arsta, Ascheraden, Bremen, Doblen, Dünaburg, Fellin, Goldingen, Karkhus,
      Krankow, Leal, Marienburg, Mittau, Reval, Riga, Segewold, Talkhof, Weißenstein, Wenden<.

      Usuń
    4. A więc Inflanty. Może uda mi się jeszcze dotrzeć do wspomnianego wyżej artykułu Gunnara Redeliusa.

      Usuń
    5. Jeszcze na s. 54
      "Arsta
      Meistertum Livland
      Erzbistum Lund
      Land: Schweden
      Karl Ulfsson schenkte (...)"

      Usuń