POLECAM

piątek, 1 grudnia 2017

Anna Zaczkowska, Cienie aryjskich przodków. Mitologia polityczna w Rosji

Czytając tę książkę myślałem, że to debiut autorki – w bibliografii nie podaje żadnej swojej pozycji. Doszukałem później, że jednak coś tam już w temacie popełniła (A. Zaczkowska, Neopogaństwo rosyjskie. Poszukiwanie tożsamości w postkomunistycznej Rosji, w: Neopogaństwo w Polsce = Państwo i społeczeństwo, t. 8/4, 2008; tejże, Cerkiew Inglingów – rosyjski wariant kultu UFO, w: Kulty UFO, red. P. Czarnecki i A. Zaczkowska, 2014).

Mimo tych wcześniejszych publikacji, zastanawiam się czy nie za wcześnie zmierzyła się z taką kobyłą. Czegóż to nie ma w książce Anny Zaczkowskiej... mity polityczne – mit ojca od wczesnego średniowiecza do Putina, mit matki od neolitu do współczesnych wyobrażeń w kulturze popularnej... Neopogaństwo. Literatura fantasy (z zagadnieniami sięgającymi nawet kolonializmu). Od Powieści minionych lat, przez Lovecrafta po Siemionową (w Polsce znaną z powieści Wilczarz). A każdy z tych tematów wymagałby wieloletnich badań i masy artykułów analitycznych.

Ogólnie rzecz biorąc czytało mi się to nienajgorzej, ale z ciągle towarzyszącym uczuciem niedosytu – za mało, za płytko. Tyle zagadnień autorka chciała poruszyć, a na niespełna czterystu stronach dostajemy masę niepotrzebnego zamulacza – bo skoro tematem jest wpływ grup neopogańskich na ideologię polityczną we współczesnej Rosji, to na jakiego grzyba opisywanie mitu ojca od starożytnego Rzymu począwszy? Te „przedbiegi” zajmują strony od 28 do 103. A właściwy temat – mit ojca we współczesnej Rosji autorka zamknęła na stronach 103-120. Taki trochę skok w dal: pięćdziesiąt metrów rozbiegu, skoooczył – prawie dziewięć metrów...

Nie mam pojęcia do czego autorce te rozbiegi (bo są przed każdym rozdziałem merytorycznym), nic nie wnoszące, oparte na kilku książkach na krzyż (np. do religii Słowian korzysta praktycznie tylko z Szyjewskiego, do dziejów Rusi Kijowskiej nie zna podstawowych opracowań).

Co gorsza, Anna Zaczkowska ma niewielkie pojęcie o wczesnym średniowieczu (innych okresów historycznych nie analizowałem). Błędem rodem z podstawówki jest mylenie Rusinów z Rosjanami oraz Rusi z Rosją (np. na str. 51, nieco nie po polsku i nieco bez sensu: Orda przyznała prymat książąt włodzimierskich jako najstarszych w Rosji). Ktoś autorce powinien wyjaśnić, że gród, który nazywa „Galiczem” (str. 49) ma polską nazwę – Halicz, a także, że Ruryk – wbrew temu co napisała (str. 45) – nigdy nie podbił Kijowa...

Autorka zajęła się też literaturą fantasy. Tylko pytanie: co można wykazać na podstawie czterech wybranych autorów (Nikitin, Siemionowa, Aleksiejew, Pielewin + marginalnie wspomniani Łukjanienko i Pierumow*)? Na takiej próbce, to pewnie dałoby się wykazać, że fantasy anglosaska jest faszystowska, albo – dla odmiany – lewacka. Oczywiście część poświęcona fantasy ponownie została poprzedzona długim wstępem, który – w mojej opinii – znowu autorce chluby nie przynosi. Przyznam, że mój sprzeciw budzi też przedstawianie słowiańskiej fantasy jako czegoś odrębnego, czy wręcz – przeciwstawnego wobec fantasy opartej na motywach germańskich, celtyckich, greckich, japońskich czy murzyńskich. Mało tego, za ową „słowiańską fantasy” ma chyba robić wyłącznie fantasy rosyjska. A jak autorka uzasadnia potrzebę wydzielenia tegoż gatunku? Zacytuję (ze str. 301):
Siergiej Żurawlow i Żana Żurawlowa, w eseju poświęconym drodze rozwoju słowiańskiej fantastyki jako gatunku zauważają, że główną podstawą ideologiczną klasycznej fantastyki typu zachodniego jest mitologia germańska, skandynawska oraz celtycka (wykorzystanie cyklu legend o królu Arturze i rycerzach okrągłego stołu, podstawą słowiańskiej fantastyki natomiast stał się folklor słowiański oraz staroruski epos.
Cóż, można rzec... Że państwo Żurawlowowie mają niewielkie pojęcie o bogactwie literatury fantasy, a i Annie Zaczkowskiej najwyraźniej brakuje znajomości tej tematyki, stąd kontry brak. Przede wszystkim – cóż niby takiego wyjątkowego jest w folklorze rosyjskim, że aż trzeba odrębny gatunek wymyślić? Rozumiem, że Rosjanie, ze swoją megalomanią połączoną z kompleksem niższości, mogą takie coś sobie „ubzdurać”. Ale chyba nie musimy tego przenosić na grunt polski?

W ogóle (tu się powtórzę) w wielu miejscach tej książki odnosiłem wrażenie, że przydałby się autorce pogłębione studia – wtedy, zamiast wciąż cytować innych, może miałaby własne zdanie... Ba, może dotarłaby nawet do polskiej – bogatej, także jeśli chodzi o fantasy – literatury przedmiotu, bo z tym jest bardzo słabo.

Czy coś mi się w tej książce podobało? Tak – prezentacja rosyjskich grup neopogańskich i ich ideologii. Ale, jak się dowiadujemy z Zakończenia (a nie Wstępu) zamiarem autorki było też zaprezentowanie nurtu kryptohistorycznego i mitotwórstwa neopogańskiego. No to nurt kryptohistoryczny znowu jest „po łebkach”. Odrębny rozdzialik dostała Welesowa kniga (i tu po raz kolejny zerowe wykorzystanie polskiej literatury), a inne wymysły historyczne zostały krótko omówione w przeglądzie „wybranych” (trzech) grup neopogańskich.

Oczywiście jest to kryptohistoria w duchu turbowskim. I czytając tę książkę odniosłem wrażenie, że o ile nasi turbolechici, to głównie samotni strzelcy, o tyle turborosjanie działają „stadnie”. Ale to może być wrażenie błędne, a autorka – po prostu – nie zajęła się turbowcami spoza zorganizowanych grup neopogańskich. Bo jakoś tak nie chce mi się wierzyć, żeby tego typu wymysły były domeną neopogan. Wszak u nas nie brak turbolechitów-ateistów (czy raczej: antyteistów), turbolechitów-katolików...

Podsumowując: szkoda, że Anna Zaczkowska miała chęć pohasać po tak wielkim polu. Trzeba było ograniczyć się tematycznie, za to przygotować lepiej. I jeśli sięga się po temat z pogranicza różnych dyscyplin, to warto poznać dorobek tych dyscyplin, a nie tylko swojej... Bo mam wrażenie pewnej przypadkowości jeśli chodzi o wykorzystanie literatury historycznej, literaturoznawczej czy religioznawczej – ot coś akurat autorce w ręce wpadło, to wykorzystała (dla przykładu: z literatury polskiej dotyczącej dziejów dawnych Słowian zna tylko... popularnonaukowy, skierowany właściwie do młodzieży, zeszycik Jerzego Strzelczyka sprzed trzydziestu lat – Od Prasłowian do Polaków).

Mimo to czegoś się z tej książki dowiedziałem, a coś nawet wykorzystam i to niedługo.
______________________
* Akurat tam gdzie autorka odwołuje się do Pierumowa, jako reinterpretatora Tolkiena, lepiej było odwołać się do Kiryła Jeskowa i jego powieści znanej także w Polsce – wydanej trzy razy, w trzech wydawnictwach, pod różnymi tytułami i z różnie zapisanym nazwiskiem autora: K. J. Yeskov, Ostatni władca pierścienia, Oficyna Wydawnicza 3.49, 2000; Solaris, 2002; K. Jeskow, Ostatni powiernik pierścienia, t. 1-2, Red Horse, 2007.

OCENA: 6/10.

A. Zaczkowska, Cienie aryjskich przodków. Mitologia polityczna w Rosji (=Biblioteka Przeglądu Rusycystycznego, nr 19), wydawnictwa: Śląsk Sp. z o.o. Wydawnictwo Naukowe i Stowarzyszenie Inicjatyw Wydawniczych, Katowice 2016, stron: 424.

Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

4 komentarze:

  1. Ooo, to szkoda, że autorka poległa, bo tematyka fajna, chętnie bym przeczytała coś sensownego i przystępnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie jest tak, że aż poległa. Ale pozostawia duże uczucie niedosytu :D

      Usuń
    2. Dlatego szkoda mi na nią czasu, ale będę podpatrywać, czy nie znajdziesz czegoś naprawdę dobrego w tym temacie :D

      Usuń
    3. Mam zamiar dotrzeć do artykułu tej autorki (Cerkiew Inglingów – rosyjski wariant kultu UFO) - może to będzie bardziej wyczerpujące temat.

      Usuń