POLECAM

poniedziałek, 3 maja 2021

Kwiecień 2021 – raport z biblioteczki

Przybyło trzydzieści sześć – siedem komiksów, dwie pozycje naukowe, dwie powieści historyczne (z czego jedna chyba z lekka doprawiona realizmem magicznym), a reszta to różne gatunki fantastyki. Sporo fantastyki polskiej, w tym kupionej pod kątem nominacji do Żuławi i Zajdli – jak może kojarzycie, Żuławie (nagrodę krytyków) cenię, Zajdle (konkurs pt. kto ma najwięcej znajomych na facebooku i najskuteczniej namawia do głosowania) nie.

Sporo książek (jedenaście) kupiłem w taniej księgarni, bo tak najlepiej wypróbować pisarzy, których nie znam. Acz trafiły się też dwie książki z mojej listy zakupowej. Obie z Holokaustem w tle. Obie fantastyczne, ale inaczej.

Noc żywych Żydów Ostachowicza to dość groteskowa opowieść o ofiarach Holokaustu wracających jako zombie. Tak na marginesie, miałem tę książkę na liście zakupowej od dawien dawna i nawet nie wiedziałem, że W.A.B. to wznowił – a zdawało mi się, że jestem dość dobrze zorientowany w nowościach. Jest opcja, że W.A.B. położył promocję (co tłumaczy obecność książki Ostachowicza w taniej jatce :D).

Z kolei w Związku Żydowskich Policjantów chyba fantastyka ogranicza się do political fiction – uciekający z Europy Żydzi wydzierżawiają od rządu USA kawałek Alaski, a poza tym to chyba kryminał.

Pawlak i Szczerek dostali nominacje do nagrody im. Żuławskiego. Szczerka i tak miałem na liście zakupowej, a Pawlaka wziąłem, bo napisał do mnie miłego maila. Pozwoliłem sobie na krytykę części jego dokonań literackich (z tezą, że najlepiej pisał na początku kariery). I nie było jobów, ani ty taki i owaki. Romuald Pawlak przyznał, że miał okres zjazdu literackiego, ale podobno to już za nim. To przeprowadzimy weryfikację. Bardzo lubię jedno z jego wczesnych opowiadań – Wniebowstąpienie menela z 1991 roku – szkoda, że nie poszedł głębiej w te klimaty. Ale zobaczymy jak sobie poradził w klasycznym SF.

Z typowej fantastyki przybyły jeszcze dwa tomiki z serii Fantastycznie Nieobliczalni wydawnictwa SQN. Tak, miałem wydawcę omijać. I omijam – te pozycje kupiłem na rynku wtórnym; okazyjnie, nieczytane, chyba nietrafiony prezent. Przy czym na powieść Piotra Górskiego czaiłem się od jakiegoś czasu, bo po pierwsze, ma dobre recenzje, po drugie „poszła na wschód” – została wydana na Ukrainie przez tego samego wydawcę, który puszcza tam Wegnera. Więc jest to wydawca będący jakąś rekomendacją. A Openminder Świerczek-Gryboś był w pakiecie (książka nominowana w ubiegłym roku do Zajdla).

Ciekawostka – te dwie książki są wydane normalnie! Skąd to zdumienie – bo wydana w tej samej serii powieść Aleksandry Radlak powinna być sprzedawana z instrukcją jak to czytać, żeby się nie rozleciało (tu o jakości wydania Radlak i powodach omijania SQN-a).

I polska fantastyka chyba taka dziwniejsza. Na razie nie mam nic do powiedzenia. No może jedno – książka Salci Hałas już mi się nie podoba (a jeszcze nie czytałem :D). Co się nie podoba – choć jest to proza, to wizualnie rozmieszczenie tekstu przypomina raczej tomik poezji (sama autorka określiła to jako: poemat prozatorski) – jak dla mnie, to przerost formy nad treścią; jak widzę takie coś, to zawsze mam wrażenie, że autor ma niewiele do powiedzenia, więc chociaż udziwni formę.

Do sarmackiej fantasy Liziniewicza podchodziłem, jak pies do jeża. Niesłusznie, bo to dobra powieść. Polecam, a więcej napiszę na dniach (najpóźniej za tydzień).

Sarmacka fantasy jakoś tak zawsze kojarzyła mi się z powieścią gotycką. Być może dlatego, że wciąż w pamięci mam dwa filmy z czasów PRL, które i do sarmackiej fantasy, i do opowieści gotyckiej można zaliczyć: Lokis. Rękopis profesora Wittembacha z 1970 roku i Wilczyca z 1982. Co ciekawe, akcja obu toczy się już po okresie sarmackim – około połowy XIX wieku – ale bez wątpienia w otoczeniu sarmackim. Oba filmy to ekranizacje dzieł literackich. Autor Lokisa, francuski pisarz Prosper Mérimée, tworzył w okresie, kiedy właśnie powieść gotycka była u szczytu popularności. Z kolei Jerzy Gierałtowski (1931-2001), autor noweli Wadera, której adaptacją była Wilczyca, ewidentnie nawiązywał do literatury romantyzmu i właśnie do powieści gotyckiej (o czym można poczytać w dostępnym cyfrowo artykule: J. Rawski, Groza postromantyczna w opowiadaniu Jerzego Gierałtowskiego Wadera oraz w filmie Wilczyca Marka Piestraka).

Druga pozycja to prastara właśnie powieść gotycka (a może jednak fantasy? Wszak powstała w okresie, kiedy fantasy już istniała, a powieść gotycka odchodziła do archiwum niemodnych nurtów). To dzieło słynnej szwedzkiej pisarki Selmy Lagerlöf. Słynna jest przede wszystkim z dwóch rzeczy: po pierwsze, jako autorka powszechnie znanej powieści fantasy dla dzieci Cudowna podróż, po drugie, jako pierwsza kobieta, która dostała nagrodę Nobla. Warto też zwrócić uwagę na tłumacza Gösta Berling, to dość znany w okresie międzywojennym pisarz Franciszek Mirandola, jeden ciekawszych polskich twórców weird fiction – obecnie można kupić zbiór jego opowiadań pt. Tropy (mam w schowku, pewnie kiedyś przeniosę do koszyka).

Literatura rosyjska. Wierny Rusłan – chyba ciut doprawiony realizmem magicznym – to historia psa pracującego w jednym z radzieckich łagrów. Po likwidacji łagru, pies zostaje po prostu wyrzucony. Po przeczytaniu co było inspiracją do napisania powieści, musiałem ją kupić. Za Wiki:

na dalekiej północy zlikwidowano obóz, zwolniono ludzi i wypuszczono „na wolność” obozowe owczarki. Psy poszły do pobliskiej osady, wtopiły się w jej pejzaż i mimo całej nietypowości zachowania (choć skrajnie wychudzone – od nikogo nie przyjmowały jedzenia, wytresowane by brać je tylko od swoich opiekunów) stały się z czasem niezauważalne dla mieszkańców. Aż do pierwszej majowej czy październikowej manifestacji. Gdy przez osadę ruszył pochód, pojawiły się nagle, zbiegając ze wszystkich zakątków osady, otoczyły go i zwartym szykiem poprowadziły przed trybunę i dalej za miasto do bramy zrujnowanego obozu. Pochód milczących, przerażonych ludzi był eskortowany przez psy, które w myśl starej łagrowej zasady: „Krok w bok będzie uważany za próbę ucieczki” zajadle atakowały każdego kto próbował się z niego wyłamać. Dały się odwołać dopiero umundurowanym milicjantom którzy przybyli wezwani na miejsce.

ŻD Bykowa miałem na liście zakupowej. To taki mikst: postapo, fantasy, satyra polityczno-narodowa. W Rosji, która straciła swoje międzynarodowe znaczenie polityczne i gospodarcze, toczy się wojna domowa między Chazarami (liberałami) a Waregami (prawdziwymi Rosjanami).

Teraz już treściwiej :D

Dwupak fantastyki dziwnej. Choć zdaje się, że dziwnej w zupełnie różny sposób. Bez przeszłości Keith Donohue to chyba coś bliższego horrorowi – opowieść o kobiecie zmienionej w lalkę... Z pierwszej opinii na LubimyCzytac: Tak dziwacznej historii dawno nie czytałam.

Z kolei książka Romaina Puértolasa (nie wiem czy poprawnie odmieniam, bo z francuskimi nazwiskami zawsze jest kłopot) – jak wnoszę z recenzji – to lekka, zabawna i nieco absurdalna bajka dla dorosłych. Co ciekawe, podobno autor napisał ją w dwa i pół tygodnia.

Dwie pozycje, w których fantastyki jest niewiele lub nie ma jej wcale. Niewiele jest w powieści Koreańczyka Hwanga Sok-yonga Znajomy świat. Na pewno interesujące jest miejsce akcji – wysypisko śmieci, a bohaterami są ludzie żyjący na tym wysypisku.

I powieść historyczna. Oglądałem film Zjawa i nawet mi się podobał. Książki bym nie kupił, bo nie lubię powtórek, gdyby nie powtarzająca się w recenzjach opinia: książka jest znacznie lepsza od filmu. To z czystej ciekawości wziąłem.

Przełom, książka z grubsza SF – świetny pomysł, lecz wykonanie mizerne. No, ale z taniej księgarni można wziąć. Siła to antyutopia, ale tym razem za złe robią kobiety.

Dwa horrory, choć chyba bardzo różne. Szczelina słowackiego pisarza Jozefa Kariki to chyba coś bliższego thrillerowi, a Pieśń bogini Kali Simmonsa stoi niedaleko fantasy.

Teraz Mag. Dwa Artefakty. Nie przepadam za Crowleyem, choć faktem jest, że czytałem tylko pierwszą część cyklu Ægypt. Jak to już ongiś pisałem: Crowleya autor czytał. Przy „Samotnie” (Ægypt) autor nawet raczył przysnąć. I to dwukrotnie :D Ale tyle się przez lata naczytałem peanów pochwalnych o Małe, duże, że jeszcze raz spróbuję.

Trzy razy Sanderson – kontynuacja zbieractwa. Ciekawe kto będzie ten rozgrzebany cykl Cosmere (z masą rozgrzebanych podcykli) kończył za Sandersona... Chyba że uda mu się samemu skończyć, wszak to nie człowiek – to taśma produkcyjna.

Ostatni tom cyklu Camerona – nie jest to wielka literatura, ale lubię; np. za to, że czytając mam wrażenie, że autor wie co pisze (Cameron jest historycznym odtwórcą i jego opisy są bardzo realistyczne i wiarygodne).

Do tego powrót Maguire na polski rynek. Oby Zysk okazał się bardziej solidny, niż Initium (tak, wiem – solidność Zyska to oksymoron). Wicked bardzo mi się podobało, stąd swego czasu Maguire trafił do mojego przeglądu Polegli na polu chwały (do tego wrzuciłem tę powieść do kanonu fantasy). Mam poprzednie wydanie, ale kupiłem jeszcze raz z nadzieją, że tym razem dostanę też trzy kolejne powieści Maguire z akcją umieszczoną w Oz.

Książka naukowa – Jana Szymczaka o Piastach łęczyckich i Szymona Wieczorka o jednej z opowieści Galla Anonima o królu Bolesławie Szczodrym. Tę drugą kupiłem, bo kiedyś przymierzałem się do napisania notki o obrazie Szczodrego w kronice Anonima do Piastowskich skandali i ciekawostek. Może jeszcze tę notkę zrobię, a z wnioskami Wieczorka się nie zgadzam.

Komiks. Kolejny integral z cyklu Skarga Utraconych Ziem. Ten cykl składa się z trzech podcykli (pierwszy rysował nasz Grzegorz Rosiński). Podcykl trzeci na razie powstał połowicznie – dwa albumy, które Egmont wydaje teraz pojedynczo (bo jak robić integral, skoro nie ma z czego). To kupiłem też pierwszy album trzeciego podcyklu.

Dwa komiksy z uniwersum Sandmana. Gruby (544 strony) integral Lucyfera – spin offa starej serii sandmanowskiej. I pierwsza część jednej z czterech nowych serii z cyklu Sandman – Uniwersum.

Kontynuacje dwóch cykli z wydawnictwa Amber.

I nowy zeszycik gwiezdnowojenny.






34 komentarze:

  1. Mi się "Podarować niebo" podobało, mimo pewnego zgrzytu pod koniec. Bardzo oldskulowa powieść i wg mnie zasługuje na Żuławia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu są nominacje:

      Romuald Pawlak Podarować niebo.
      Wojciech Gunia Dom Motta (ze zbioru Dom wszystkich snów)
      Ziemowit Szczerek Cham z kulą w głowie.
      Agnieszka Hałas Czerń nie zapomina.
      Michał Cholewa Dzika karta.
      Elżbieta Cherezińska Odrodzone królestwo.

      Na pewno nie dałbym Żuławia Cherezińskiej, bo to nędzne, raczej nie Hałas, bo to jednak tom 5 cyklu. Resztę muszę przeczytać. I postaram się wszystkie. Nota bene, uważam, że nominacje powinny być gdzieś we wrześniu, a przyznanie nagród w grudniu, żeby był czas to przerobić. Na dziś nawet nie mogę o tym dyskutować, bo niby jak :D

      Usuń
    2. No z tych nominowanych czytałem tylko Pawlaka i to trochę przez przypadek.

      Ostatnio czytałem mało w ogóle, a polskiej fantastyki w szczególności i dopiero od paru lat zacząłem nadrabiać zaległości. Powiem jednak że większość powieści i autorów, nawet tych polecanych, raczej nie robiło na mnie wrażenia (ale nie czytałem jeszcze tych największych, Wegnera, Dukaja i Grzędowskiego, więc mam nadzieję wszystko przede mną). A ta - strasznie mi podpasowała, stylem, klimatem i tematyką.

      Oprócz końcówki. Za tę końcówkę chętnie wziąłbym autora za kudły i wytargał (więc, jeżeli autor tę wymianę zdań czyta, to niech się już boi, jak go kiedyś spotkam na żywo...). Nie dlatego, że źle napisane, ale.. Ech, nie będę spojlował. Ciekaw jestem opinii.

      A poza tym - pozostaję pod niezmiennym wrażeniem ilości lektur. Mi ciężko wygospodarować czas na więcej niż maks. sto stron dziennie i miesięcznie czytam może siedem-osiem książek.

      Usuń
    3. Przyznam, że za Wegnerem sam nie przepadam. Czytałem te tomy z opowiadaniami, i przede wszystkim los bohaterów był mi doskonale obojętny. Mam całość tego cyklu poza ostatnim tomem, więc w wolnej chwili wrócę.

      Dukaj jest świetny i... męczący, tym niemniej, moim zdaniem, to obecnie nr 1 w polskiej literaturze w ogóle, stawiam go wyżej niż Tokarczuk, Sapkowskiego itd.

      Grzędowicz - bo o niego pewnie chodzi - to bardzo nierówny autor i to nierówny na poziomie cyklu. Poszczególne tomy Pana Lodowego Ogrodu bardzo się różnią poziomem. Sam lubię też jego Świat Pomiędzy (powieść "Popiół i kurz" + opowiadanie "Obol dla Lilith").

      Gdybym miał polecać, to sam powrót do polskiej fantastyki zacząłbym od:

      1. Anna Kańtoch "Przedksiężycowi".
      2. Maja Lidia Kossakowska "Zakon Krańca Świata" i "Ruda sfora".
      3. Piekara "Necrosis. Przebudzenie".
      4. Komuda "Jaksa. Bies idzie za mną".
      5. Wojciech Zembaty "Głodne Słońce".
      6. Krzysztof Piskorski: "Zadra", "Czterdzieści i cztery", moja ulubiona "Krawędź czasu" i "Cienioryt".
      7. Agnieszka Hałas cykl "Teatr węży" i "Olga i osty" (uwaga: "Olga..." to raczej realizm magiczny).

      I oczywiście Radka Raka "Puste niebo" i "Baśń o wężowym sercu" ("Kocham cię, Lilith" też jest dobre, ale jednak to nie ten poziom, co późniejsze jego powieści).

      Oczywiście, jest tu przewaga fantasy, bo długo ten gatunek preferowałem i ten lepiej znam. I pominąłem książki, które lubię, ale są dziwne, niszowe, jak np. Jana Maszczyszyna. A starszych, jak Feliks W. Kres to pewnie znasz - teraz wrócił do pisania i do księgarń.

      Usuń
    4. Dzięki za polecanki, zapisałem sobie! Najpierw uzupełniam jednak powieści głównonurtowe :D Kresa znam oczywiście, ale też tylko wcześniejsze - czytałem dużo gdzieś tak do lat 2004-2005, a potem niestety tylko z doskoku. Potem przez ponad dekadę czytałem najwyżej książkę miesięcznie, a tak - to tylko artykuły naukowe, monografie, podręczniki itd.

      Usuń
    5. Wiesz, dziś obsypany nagrodami Rak to już pewnie główny nurt.

      Usuń
  2. Openmindera czytałam, co o tym sądzę też już pisałam: https://wiewiorkawokularach.blogspot.com/2021/03/openminder-tom-i-koty-magdalena.html jakbyś miał chęci poczytać. :)
    Na Simmonsa i Wicked też się czaję, no i muszę Sandersona uzupełnić, bo na razie leży na półce od Bożego Narodzenia tylko pierwszy tom, który dostałam w prezencie. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uprzedzę: sam bardzo Wicked lubię, ale np. Katrinie się nie podobało:
      https://drewniany-most.blogspot.com/2021/04/wicked-moje-oczekiwania-kontra.html

      Openmindera pewnie czytałem u Ciebie recenzję, i jeszcze na paru blogach. Wnioskuję z tych recenzji, że:
      Po 1. To mikst gatunkowy - co lubię.
      Po 2. Powieść dziwna - to też lubię.
      Po 3. Są pewne niedostatki warsztatowe - tego nie lubię :D

      Ale ponoć Świerczek-Gryboś rozwija się z książki na książkę, ponoć Trupokupcy są już całkiem OK.

      Usuń
    2. Oj no, nie odpowiada mi taki sposób narracji do końca. Chyba trzeba lubić po prostu klimaty i motywy, które w Wicked są, a ja nie lubię.

      Usuń
    3. Katrina
      Ale Ty nie lubisz też OZ, więc chyba trudno, żeby Ci się spodobała powieść tak głęboko w tym OZ osadzona. Bo to jest dalej to OZ Franka Bauma, tylko w wersji dla dorosłych. Jak pisałem swego czasu:

      > Podczas lektury czuje się, że to świat Bauma, ale też świat Maguire. Dla mnie mistrzostwo – napisać książkę tak odległą, a zarazem tak bliską pierwowzoru<.

      Sam lubię OZ, choć poznawałem od części mało typowej, bo z akcją poza OZ :D Konkretnie od "Doroty u króla gnomów" (oryginalnie: "Ozma of Oz"). Żałuję, że nie przełożono u nas kolejnych książek z Ruggedo, królem gnomów - samego Bauma (jak "The Magic of Oz", "The Emerald City of Oz", "Tik-Tok of Oz", "The Magic of Oz") i Ruth Plumly Thompson ("Kabumpo in Oz", "The Gnome King of Oz", "Pirates in Oz", "Handy Mandy in Oz").

      W trylogii Sherwooda Smitha ("Trouble Under Oz", "The Emerald Wand of Oz", "Sky Pyrates Over Oz" - to całkiem nowe, z lat 2005-2014) potomkowie Doroty spotykają syna Ruggedo - ksiecia Rikiki, który chce odzyskać królestwo ojca.

      Ciekawostka: w "Wicked" król gnomów występuje jako legendarne zagrożenie.

      A OZ poczytałbym jeszcze dziś - może nie pod kątem fabuły, ale pomysłów Bauma i następców na różne stworzenia. Dla mnie te wszystkie Tik-Toki, Kolarze, Kubuś Dyniogłowy, Tchórzliwy Lew i Głodny Tygrys, Szklany Kot, Grzyby itd. są magiczne :D

      Usuń
    4. Ja przede wszystkim nigdy tego nie czytałam po prostu. xD Ale no wiem, że bym nie lubiła.

      Usuń
    5. Właściwie "The Magic of Oz" przetłumaczył jeden z fanów. Chyba jedna z lepszych książek tego cyklu Bauma.

      Usuń
    6. "The Magic of Oz" mamy normalne tłumaczenie - rąbnąłem się - "Czary w krainie Oz", tłumaczyła Stefania Wortman. JUż kiedyś o tym pisałem: "Niestety, w języku polskim możemy przeczytać tylko niewielką część cyklu – tomy 1-4 i 13", a "Czary..." to własnie tom 13.
      https://seczytam.blogspot.com/2019/05/moj-kanon-fantasy-pozycje-sprzed-1970.html

      Usuń
    7. Katrina, jeśli nie czytałaś, to spróbuj, no jedna z moich ukochanych książek z dzieciństwa, więc muszę zachwalać. Dorotka jest fajna, lubię takie rozsądne i zdecydowane, małe bohaterki. Cały świat jest niesamowity, takie "coś innego". No i jest Szklany Kot z różowym mózgiem, cwaniak, jeden z najfajniejszych kotów w literaturze. Film też lubię, ma taki staroświecki klimat typowy dla starych filmów sprzed epoki komputera, choć zakończenie jednak mocno różni się od książki :)

      Usuń
    8. Ale który film? Bo tego było sporo.

      Usuń
    9. "A OZ poczytałbym jeszcze dziś - może nie pod kątem fabuły, ale pomysłów Bauma"

      Baum zawsze zadziwiał mnie wyobraźnią, aż kiedyś natknąłem się na wzmiankę, że często i gęsto korzystał z pomysłów dzieciarni, która mu listy wysyłała. Przynajmniej wiadomo, że listy czytał i robił z nich dobry użytek.

      Kiedy dzieciarnia listów nie wysyłała, też miał pomysły, choć powiedziałbym, że dużo gorsze:

      "Na łamach „Pioniera” już wcześniej deklarowaliśmy, że nasze bezpieczeństwo zależy od totalnej eksterminacji Indian. Walczyliśmy z nimi przez wieki po to, żeby chronić naszą cywilizację. Te nieokiełznane istoty należy zmieść z powierzchni ziemi. W tym leży przyszłe bezpieczeństwo naszych osadników i żołnierzy. Jeżeli tego nie zrobimy, możemy się spodziewać kolejnych kłopotów z czerwonoskórymi."

      Artykuł w "Aberdeen Saturday Pioneer", autorstwa Bauma, ukazał się niecały tydzień po masakrze nad Wounded Knee. Smutne. Staram się nie oceniać odległych czasów przez pryzmat dzisiejszych poglądów, ale zmasakrowanie prawie bezbronnych Indian, z których większość, to były kobiety z dziećmi, nie było, nie jest i nigdy nie będzie żadną bitwą.

      Przetłumaczono również "Szmaragdowe miasto krainy Oz" (tom 6) i "Gladiola z krainy Oz" (tom 14) - nie czytałem żadnej z nich, ale kto wie, czy tego kiedyś nie zrobię.

      Usuń
    10. Sprawdziłem, te dwie części cyklu Oz wyszły w czasach, kiedy już literaturę dziecięcą porzuciłem - to lata 2013-2014. Do tego chyba nie miały sensownej dystrybucji.

      W każdym razie:

      "Szmaragdowe miasto krainy Oz" wyszło w 2014 w wydawnictwie E-bookowo, nie widzę, żeby wyszło na papierze, a ebook jest wciąż do kupienia. Ten sam wydawca wydał też znane wcześniej u nas tomy, ale w innym tłumaczeniu i pod zmienionymi tytułami - nieraz na wierniejsze oryginalnym (np. "Dorota u króla gnomów" w E-bookowie ma tytuł "Ozma z Oz". Dla mnie jest nieco dziwaczne, że tłumacz - Zenon Ciechanowicz - poza "Szmaragdowym miastem..." przetłumaczył tylko te części Oz, które i tak mieliśmy w dobrym tłumaczeniu Stefanii Wortman.

      Natomiast "Gladiolę z Krainy Oz" wydał w 2013 r., własnym sumptem, sam tłumacz - Przemysław Borys. I tu widzę też tylko wydanie ebookowe.

      Usuń
    11. Co do tłumaczenia, będę strzelał: cykl Bauma nie jest już chroniony prawem autorskim, ale tłumaczenie tak. A chyba dużo łatwiej tłumaczy się rzeczy już przetłumaczone. Albo i nie, bo trzeba jednak na siłę zmieniać sformułowania, żeby nie być posądzonym o plagiat. Chyba z takiego założenia wyszedł Antoni Kroh, tworząc "Losy dobrego żołnierza Szwejka...". Kiedy wyczytałem w "Od tłumacza" wyjaśnienie: "Po czesku voják to zwyczajnie żołnierz, po polsku wojak ma odcień ironiczny, pobłażliwy, a więc niezgodny z ideą powieści.", to szczęka mi grzmotnęła o podłogę i potoczyła się w niewiadomym kierunku. Ironia absolutnie nie jest zgodna z ideą tej powieści. Rzecz jasna polski wojak, to po czesku... voják, co może łatwo sprawdzić każdy użytkownik googlowego tłumacza.

      Usuń
    12. Tak, książki Bauma są już w domenie publicznej. Ale mnie chodziło o coś innego - Baum napisał czternaście książek o Oz. Z tego na polski Wortman przełożyła pięć. To po jakiego grzyba jeszcze raz przekładać te pięć, skoro siedem w ogóle nie ma polskich wydań (nawet ebookowych)...

      A Szwejk dla mnie zawsze będzie Szwejkiem tylko w przekładzie Pawła Hulki-Laskowskiego. Howgh :D

      Usuń
    13. Prawo inżyniera Mamonia:

      "Proszę pana ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem. Po prostu. To... Poprzez... No reminiscencję. No jakże może podobać mi się piosenka, którą pierwszy raz słyszę?"

      No jakże czytelnikowi ma się podobać książka, którą czyta po raz pierwszy?

      Usuń
    14. No tak :D
      Ale z ocen w sieci wynika, że tłumaczenie Wortman jest lepsze...

      Usuń
    15. Może w sieci dominują umysły nieścisłe?

      A tak poważniej - nawet bez czytania nowych wydawnictw domyślam się, że bardziej skłaniałbym się do Wortman. Kwestia przyzwyczajenia.

      Nadrabiam powieści. Oramus mnie trochę rozczarował. A "Życie i czasy Złej Czarownicy z Zachodu"... Hmm, miejscami zabawne:

      "— Nie, czy naprawdę myślisz, że zło istnieje?
      — Skąd mam wiedzieć, co myślę?"

      Ale miejscami:

      "Mieliśmy trzysta lat rządów bardzo różnych Ozm. Ozma Kłamliwa była gorliwą zakaźnicą i spuszczała swoje decyzje w wiaderku z celi klasztornej na samym szczycie wieży. Była szalona jak chrząszcz szpuntowy. Ozma Wojownicza podbiła Glikkus, przynajmniej czasowo, i zagarnęła szmaragdy, którymi ozdobiono Szmaragdowe Miasto. Ozma Bibliotekarka nic nie robiła, tylko przez całe życie studiowała genealogie. Ozma Ledwie Kochana hodowała gronostaje. Nałożyła wysokie podatki na rolników, żeby rozpocząć budowę systemu dróg brukowanych żółtą kostką, który nadal usiłują skończyć, i niech im w tym szczęście sprzyja."

      Wydaje mi się, że Maguire powinien unikać podróży do Kansas podczas wietrznej pogody. Bo jak go wywieje w nieznane, to może odkryć, że na tamtejszym papierze toaletowym widnieje jego facjata.

      Tu znów poważniej - jestem w połowie drugiego rozdziału i moim zdaniem, z Oz Franka Bauma, tę książkę łączą jedynie nazwy krain, tudzież postaci występujących gdzieś tle. Być może to się jeszcze zmieni, ale jakoś nie sądzę. To trochę tak, jakby w którymś z polskich miast ktoś wywiesił chińskie napisy, postawił na rynku ze trzech Chińczyków i ogłosił, że to Pekin.

      Usuń
    16. >moim zdaniem, z Oz Franka Bauma, tę książkę łączą jedynie nazwy krain, tudzież postaci występujących gdzieś tle<

      Ja tam wyraźnie czułem klimat Oz, ale to może przez czasową odległość między przerobieniem książek Bauma i Maguire.

      Usuń
    17. Czasowy przerób, to raczej nie problem, bo w tym tysiącleciu Bama w rękach nie miałem, a i pewnie w ostatniej dekadzie tamtego tysiąclecia też nie. Zastanawiałem się, czy Maguire chciał rozwinąć Oz, czy po prostu się pod ten świat podczepić, by ugrać coś na popularności cyklu. Nic z tych rzeczy, on chciał ten świat napisać od nowa, w kontrze do baumowego. Doceniam, że nie zrobił imitacji, ale klimatu tu nie czuję (u Bauma baśniowość była sednem, u Magure'a, na dobrą sprawę mogło by jej wcale nie być). Co nie znaczy, że źle się go czyta. Po prostu byłem nastawiony na coś trochę innego i teraz przeparkowuję odbiór na inne tory.

      Usuń
    18. Wiesz, ja co prawda Oz czytałem dawno temu, ale czasami "podczytuję" - przeczytam sobie parę stron z nudów. I właśnie czegoś takiego chciałem od Maguire - Oz dla dorosłych, z problemami dorosłych. I uważam, że Maguire to się udało.

      Usuń
  3. Nie wiem, czy Pawlak miał "zjazdy". Pierwszą przeczytaną książką autora (przypadkiem do wyzwania z ufokami), było właśnie Podarować niebo i powiedziałabym, że było raczej średnio. ;)
    Co do Sandersona. Może "nie zejdzie" przed ukończeniem ABŚ. ;)

    Co do tego, że znowu mi szczęka opadła, jak zbaczyłam ile i co, to już nie będę komentować. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O "Podarować niebo" piszą, że to - zacytuję usera Shedao Shai z Katedry:

      >stuprocentowe sci-fi, napisane w starym stylu, tzn. gdyby ktoś mi powiedział, że to wyszło 50 lat temu, to bym uwierzył. To broń Boże nie zarzut, tylko stwierdzenie faktu, z mojej strony zresztą takiemu określeniu bliżej byłoby do komplementu niż zarzutu. (...)

      "Podarować niebo" to książka która nie zapiera dechu w piersiach, zmuszając do jak najszybszego skończenia, ale jest dobrze napisana, z wiarygodnie skonstruowanymi postaciami i poszanowaniem dla logiki świata przedstawionego. Słowem, niegłupia. Podobało mi się<.

      I Fidel-F2:

      >Rzecz skonstruowana klasycznie, z dawnym sznytem, ale nowoczesnym "silnikiem" napędzającym narrację. (...) W powieści można odnaleźć mnóstwo inspiracji. Dialog ze Strugackimi jest aż nazbyt oczywisty, ale znajdziemy tu też nawiązania do Lema, Funky Kovala, Dänikena czy też polskiej reprezentacji tego nurtu, komiksowej serii Ekspedycja. Ktoś inny z pewnością dorzuciłby tu pewnie jeszcze inne tytuły czy nazwiska. Osobiście odnalazłem tam również Shakespeare'a".

      Autor snuje opowieść zgrabnie, raczej lekko, choć z pewną dozą patosu, równoważonego jednak przyjemnym, nienachalnym humorem. Akcja, w przeważającej mierze bardzo logicznie skonstruowana, nie rwie co prawda z kopyta, jednak prowadzona umiejętnie, pozostawia czytelnika w nieustannym zainteresowaniu. (...)

      Podsumowując, Podarować niebo to całkiem przyzwoita propozycja sama w sobie, a na tle produkowanego dziś masowo prymitywu sf, to wręcz rewelacja. Lektura przyniosła mi sporo frajdy<.

      Więc ja już jestem nastawiony na stare SF.

      >Co do Sandersona. Może "nie zejdzie" przed ukończeniem ABŚ<

      Może, ale mnie ine chodziło o samo ABŚ, tylko o cały cykl Cosmere, w skład którego wchodzą światy znane z podcykli Elantris, Mistborn, Warbreaker (Siewca wojny vel Rozjemca), czy komiksowego Białego piasku. Jak policzyłem, Cosmere składa się na dziś z dziewięciu podcykli, z których część została ledwie liźnięta w pojedynczych opowiadaniach.

      Usuń
  4. Mam „Göstę Berling”, ale w wydaniu Serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich. A wiesz, że Mirandola tłumaczył nie ze szwedzkiego, tylko z niemieckiego? On nie znał dobrze żadnego skandynawskiego języka. A co do Pawlaka, to czytałam jego „Związek do remontu”, który też najwidoczniej powstał w okresie tego „zjazdu”, bo był bardzo słaby. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze coś tu dopiszę: „Dziewczyna z lustra” tego autora była już znacznie lepsza.

      Usuń
    2. >A wiesz, że Mirandola tłumaczył nie ze szwedzkiego, tylko z niemieckiego?<

      Nie, nie wiedziałem. Mało tego, nie ma o tym informacji w książce, ani też nie znalazłem w necie. Rozumiem, że z oryginału tłumaczyła Józefa Klemensiewiczowa? W każdym razie widzę, że ona na pewno tłumaczyła z duńskiego (książkę Georga Brandesa, czyli jak to u nas przed wojną spolszczano: Jerzego Brandesa, z adnotacją "z upoważnienia autora"), a nawet z fińskiego (książkę Juhani Aho z dopiskiem "z fińskiego przełożyła").

      A Mirandola widoczne nie tylko to przekładał "okrężną drogą", bo widzę, że tłumaczył też książki norweskich pisarzy (Knut Hamsun, Bjørnstjerne Bjørnson - mam gdzieś "Dziewczę ze słonecznego wzgórza" w wydaniu z 1990 r. i z tego co pamiętam, czytało się to całkiem dobrze).

      W każdym razie, skoro Mirandola miał do dyspozycji nie tylko niemiecki przekład, ale też polski Klemensiewiczowej, to chyba nie jest źle :D

      Co do Pawlaka, to jako powieści, z których jest zadowolony, wskazał: "Inne okręty" (zwłaszcza II wydanie, chyba poprawione) i "Cabezano, król karłów". Sam, stety czy niestety, przestałem go czytywać po opowiadaniach z wyjątkowo - moim zdaniem - nieudanego cyklu o "Rycerzu bezkonnym", pierwsze z tych opowiadań było drukowane w 2003 roku w miesięczniku "Science Fiction".

      Usuń
    3. Nie mam pojęcia, z którego języka tłumaczyła Klemensiewiczowa. :) A informację o tym, że Mirandola nie znał dobrze żadnego skandynawskiego języka, znalazłam w posłowiu do "Głodu" Hamsuna (wyd. Świat Literacki, 1998). Dawniej takie pośrednie tłumaczenia zdarzały się dość często.

      Usuń
    4. Dziś też się zdarzają - to dość częste np. z języka chińskiego, o np. tu:
      https://seczytam.blogspot.com/2020/05/cixin-liu-problem-trzech-cia.html

      Usuń
  5. Pięknie, a co najlepsze, widzę sporo książek, którym sama jestem zainteresowana. "Kijanki i kretowiska" podobały mi się, choć nie powiedziałabym, że to fantastyka. Ale Autorka dobrze pisze i umie tworzyć taki ponury klimat. Nie podobała mi się "Siła" - pomysł ciekawy, ale styl słaby, może wyszedłby z tego lepszy komiks. Ciekawią mnie Chabon, Szczerek, Simmons, Karika, Vinge i Crowley - dobrze, że część jest w bibliotece :) Krainę Oz uwielbiałam w dzieciństwie i przyznam, że jeden z tomów odświeżyłam sobie niedawno z przyjemnością. Fakt, jest tam przestrzeń do niejednego retellingu, ze względu na bogactwo i oryginalność tego świata, ale bo ja wiem... może kiedyś przeczytam wicked, jak mi wpadnie w łapki ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie czytam Pawlaka. Jeśli nie masz, to niech Cię zaciekawi :)

      Też lubię Oz, nawet Bauma zdarza mi się podczytywać, ale raczej już nie od deski do deski. Dlatego podoba mi się Maguire - ten sam świat, ale dla dorosłego czytelnika. Chciałbym, żeby sprzedaż była na poziomie zadowalającym zyskowego księgowego. Bo wtedy jest szansa na kolejne części.

      Usuń