POLECAM

środa, 27 października 2021

Listopad (2017)

Dzisiaj będę okrutny, opowiem wam jeden dowcip; oczywiście nie o gąsce Balbince – o łotewskim chłopie. Pamiętacie w ogóle serię kawałów o łotewskich chłopach? To żarty tego typu, że jeden nie robi wrażenia, dopiero powtarzalność pewnych elementów bawi (podobnie, jak w dowcipach o poruczniku Rżewskim).

Idzie łotewski chłop, ledwo idzie, bo sam już nie pamięta, kiedy po raz ostatni coś jadł. Patrzy, a tu na polu zimniok! Chłop wykrzesał resztki sił, biegnie do tego zimnioka, już oczami wyobraźni widzi, jaką ucztę sobie sprawi. Rzuca się na zimnioka, ale ręce trafiają w próżnię – bo to była fatamorgana. I umarł chłop z głodu, jego trud skończon.

Żartowałem, nie będę okrutny, macie jeszcze jeden:

Łotysz patrzy na spadającą gwiazdę i mówi życzenie: „Niech ta gwiazdka będzie zimniokiem”. Życzenie się spełnia! Zimniok jest bardzo daleko. Oczywiście, umarł chłop z głodu, jego trud skończon.

Właśnie te dowcipy o łotewskich chłopach przypominały mi się podczas oglądania filmu Listopad. Tyle że bohaterami są chłopi estońscy – sąsiedzi Łotyszy. Dobra, do rzeczy.

Ależ to był piękny film. A jaki przy tym brzydki. Sprzeczność? Pozornie. Zanim to objaśnię, o czym jest tenże film. To ekranizacja powieści Andrusa Kivirähka Rehepapp ehk November.

Czas akcji nieustalony, trochę mglisty, ale z grubsza to okres tzw. Ärkamisaeg (estońskiego przebudzenia narodowego), czyli gdzieś między 1850 a 1918 rokiem. Miejsce akcji: wieś z okolicą (lasami, dworem, kościołem). I jak w całym filmie, piękno i brzydota koegzystują zgodnie: mamy piękne krajobrazy, biedne chłopskie chaty – brzydkie, ale też klimatycznie prezentujące się w zimowej scenerii, surowy kościół, rozpadający się dwór, w którym mieszka baron (znowu: jako dom, brzydki, ale jako klimatyczna niemal ruina, bardzo ładny).

Bohaterowie... I tu się zatrzymałem, bo jest ich wielu, ale wskazać głównego nie jest łatwo. Bohaterem jest raczej społeczność wsi z przyległościami (mieszkańcami zamku, pastorem oraz duchami i innymi magicznymi istotami). Twórcy filmu ukazali nam całą paletę odrażających ludzkich typów, odrażających tak moralnie czy intelektualnie, jak i fizycznie – fizjonomie jak z obrazów Pietera Bruegela czy Adriaena Brouwera. Jest to więc dość ponury obraz, a wyłamuje się z tej degrengolady zaledwie czworo bohaterów: młodzi wieśniacy Hans i Liina oraz dwoje takich nijakich, raczej statystów, niż pełnoprawnych uczestników opowieści (chodzi o pastora i córkę barona – oboje nawet nie dostali imion).

Luise i Ints

Jak to u Kivirähka, znowu mamy całkiem sporo rubasznego, wręcz prymitywnego humoru – pasującego do bohaterów (że zacytuję sposób obrony przed zarazą: Włóżcie spodnie na głowy, zaraza pomyśli, że mamy dwie dupy i nie tknie nas, albo opinię o sąsiadach: Łotysze mają dupę zamiast gęby, wychodzi z niej gówno). Czasami jednak śmiech zamiera, kiedy żart zmienia się w coś okrutnego, jak choćby wątek Jaana i eliksiru miłości.

Zaraza... Zaraza w powieści nie jest roznoszona przez wirusy czy bakterie – to Zaraza, spersonifikowana. I nie jest to jedyny byt fantastyczny. Już na samym początku obserwujemy kratta, coś nieznanego naszym podaniom. Kratt to forma golema stworzonego z narzędzi gospodarczych. To stwór odgrywający trochę rolę naszych kłobuków (z podań warmińskich i mazurskich) – pracuje dla swojego stwórcy, kradnie dla niego. Stworzyć kratta nie jest prosto, bo trzeba załatwić dla niego duszę, a tę można pozyskać u samego diabła.

Kratt

Diabła też w filmie spotkamy, a do tego coś na kształt wilkołaka. W Zaduszki mieszkańcy wsi ruszają na cmentarz, by spotkać się ze zmarłymi krewnymi, zaprosić ich do domu na poczęstunek, do bani na kąpiel. Magia i magiczne istoty to normalny element życia bohaterów, który nie budzi zdumienia czy strachu.

Diabeł, wersja estońska

Kivirähk, a za nim twórcy filmu, snuje baśniową opowieść z typowymi elementami: o chłopie, który diabła wystrychnął na dudka, o skąpcu, który sam na siebie sprowadza zagładę, o rozdzielonych kochankach, o ukrytych skarbach. Elementy te niekoniecznie jednak przedstawiane są kanonicznie.

Wskazanie głównego wątku jest równie proste, jak wskazanie głównego bohatera – wątków mamy masę, co jednak nie sprawia wrażenia chaotyczności, bo twórcy zręcznie je ze sobą splatają (są i takie, które pozostają poza głównym nurtem opowieści – choć się z nim przecinają, krzyżują – jak choćby wątek księdza i jego gosposi). Jest jednak wątek spinający (za główny trudno go uznać, bo choć przewija się przez całą opowieść, to jednak dominuje tylko momentami). To wątek miłosnego kwadratu: ona kocha jego, on kocha inną, a tę pierwszą kocha (i chciałby poślubić) jeszcze ktoś inny.

Hans

Więc jest to baśń a twórcy zadbali, żeby tę baśniowość naprawdę było czuć. Także przez rezygnację z kolorów – to film czarno-biały, z przewagą szarości i bieli nieraz wręcz oślepiającej. Nie, nie bójcie się – to zupełnie inna czarno-białość, niż w starych filmach; w Listopadzie w ogóle nie widać, żeby film był przez to uboższy, wręcz przeciwnie – dostaje głębi. A ta czerń, biel i szarość potęgują odczucie baśniowości, ale nie bajkowej – surowej, zimnej.

Imbi

Podobać może się też gra aktorska, z tego co pobieżnie sprawdziłem, przynajmniej część aktorów to raczej aktorzy teatralni (co pewnie w Estonii jest standardem, w końcu ile filmów kręcą w tak małym kraju). Ale jest też gwiazda, przynajmniej na skalę europejską: niemieckiego barona gra niemiecki aktor, bardzo dobry aktor, nieżyjący już Dieter Laser.

Baron

Wspomnę jeszcze o muzyce – co rzadko robię, bo nie jestem melomanem, a w filmie wystarczy mi jeśli muzyka nie przeszkadza. Ale w tym przypadku nastąpiło to rzadkie zjawisko, że muzyka naprawdę mi się podobała – jej twórcą jest uznany polski muzyk Michał Jacaszek.

Właśnie: polski, bo film jest produkcji estońsko-polsko-holenderskiej (w Polsce kręcono też część zdjęć). Nieco dziwne więc jest, że dotąd nie dostaliśmy po polsku powieści Kivirähka. Ale kilka miesięcy temu informowałem, że jesienią ma wyjść w „dużym polskim wydawnictwie” – dostałem tę informację pod warunkiem, że nie podam, o którego wydawcę chodzi. Dziś już mogę napisać: trzeciego listopada Wydawnictwo Literackie puszcza do księgarń książkę Kivirähka pod tytułem Listopadowe porzeczki. Przekład stałej tłumaczki Kivirähka, czyli Anny Michalczuk-Podleckiej.

Szukać od trzeciego listopada

Książkę polecam w ciemno – w Estonii ma status kultowej, jest chyba bardziej ceniona, niż bardzo dobry przecież Człowiek, który znał mowę węży.

Wracając do filmu – dla niektórych może to być istotna informacja (dla mnie nie, bo amerykańskie nagrody są obecnie gucio warte): Listopad w 2018 roku był kandydatem do Oskara w kategorii Film Nieanglojęzyczny. W tym samym roku dostał nagrodę Amerykańskiego Stowarzyszenia Operatorów Filmowych.

Film z gatunku: musisz chociaż spróbować to obejrzeć.

OCENA: 9/10.

Listopad (2020), tytuł oryginalny: November.
Reżyseria: Rainer Sarnet.
Scenariusz: Rainer Sarnet na podstawie powieści Andrusa Kivirähka.
Produkcja: Estonia, Polska, Holandia.

Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

6 komentarzy:

  1. Super. Planuję nabyć książkę, a jak będę mieć więcej czasu - i powtórzę sobie Gwiezdne Wojny - to i za film się wezmę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam - sam już dwa razy sepaczałem Listopada. Pierwszy raz po lekturze "Człowieka, który znał mowę węży", drugi raz wczoraj. I pewnie kiedyś jeszcze do tego filmu wrócę

      Usuń
  2. Zapiszę sobie te dwa tytuły Kivirahki, będę się rozglądał.
    A ten Hans z filmowego fotosu wygląda niczym Mila Jovovich z Joanny d`Arc z Joanny d`Arc )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tu jak Milla w wersji czarnowłosa:
      https://m.media-amazon.com/images/M/MV5BODQ3MjE2NjI3MF5BMl5BanBnXkFtZTgwMTMxMDMxMjI@._V1_.jpg
      :D

      Usuń
    2. uderzające podobieństwo )
      http://zapodaj.net/25005eaec7bcf.jpg.html

      Usuń
    3. Faktycznie.

      Państwo Liik, czyli filmowy Hans (Jörgen Liik) i zakochana w nim Liina (Rea Lest-Liik) to popularni w Estonii aktorzy tak teatralni, jak i filmowi.

      Usuń