POLECAM

sobota, 24 czerwca 2023

Maja Lidia Kossakowska, Siewca wiatru

Gdybym miał określić swój stosunek do pisarstwa Mai Lidii Kossakowskiej, to chyba najlepsze byłoby określenie związku na facebooku: to skomplikowane. Bardzo lubię Zakon Krańca Świata czy Rudą sforę, nie lubię Upiora południa. No i dotąd nie lubiłem cyklu anielskiego, który – przyznaję – znałem nader słabo, bo tylko z opowiadań publikowanych w czasopismach (w Feniksie oraz Magii i Mieczu ukazało się pięć).

W biblioteczce mojej pani wygrzebałem Siewcę wiatru – połknąłem na dwa posiedzenia. I zacząłem rozglądać się po portalach typu Allegro i OLX w poszukiwaniu kolejnych części.

Nie jest to dzieło idealne, w końcu to debiut powieściowy autorki, widać pewne problemy z konstrukcją. Niektórym może nie pasować także to, że Kossakowska najwyraźniej nie ukończyła kursu „kreatywnego” pisania, stąd nie zawsze zachowuje „odpowiednie” proporcje między dialogiem a opisem – mnie to pasuje, nie lubię zarówno nadmiernej przewagi dialogów (tak ma niby być dynamicznie), jak i pozycji wyglądających, jakby ktoś linijką odmierzał, żeby partie opisowe i dialogowe miały właściwe rozmiary (to na mnie robi wrażenie czegoś sztucznego, jakby stworzonego przez SI).

Podobają mi się bohaterowie – dobrzy są sympatyczni, ale bez przesady, źli antypatyczni, ale też bez przesady (nie dotyczy głównego adwersarza). Tak właściwie to większość tych złych, w gruncie rzeczy wcale nie jest zła, raczej ma niektóre złe cechy – w szczególności dotyczy to Głębian. Bohaterowie nieźle skonstruowani, acz z mojego punktu widzenia jest ich trochę zbyt wielu – chyba mści się nieznajomość opowiadań, gdzie pewnie byli wprowadzani „na raty” (czytałem tylko połowę opowiadań i to w pradawnych czasach, bo w latach 1999-2002, to niewiele pamiętam).

Świat Kossakowskiej składa się z Królestwa (czyli nieba), Głębi (piekła) i leżącego między nimi Limbo (czyśćca). Niebo to nie jest niebo z wyobrażeń chrześcijańskich, bardziej przypomina naszą Ziemię, z knajpami i burdami włącznie (bo anioły nie są aniołkami). Podobnie jest z Limbo. Trochę gorzej jest chyba w Głębi, ale też bez przesady.

Siewca wiatru miał już siedem wydań. Cztery z okładką widoczną u góry, dwa z tą po lewej stronie, a do tego jedno kolekcyjne, dwutomowe (po prawej, tylko jeden tom, bo drugi miał identyczną okładkę)

O cóż chodzi w powieści. Nadciąga jakaś wersja apokalipsy – niejaki Antykreator ponownie podejmuje próbę zniszczenia dzieła boskiego. W normalnych okolicznościach Bóg zrobiłby szast prast i pozamiatał Antykreatora, ale okoliczności nie są normalne, bo Boga nie ma – wyprowadził się z nieba (czyli Królestwa) nie wiadomo dokąd. Zagłada wszystkiego jest nie w smak nie tylko skrzydlatym (czyli aniołom), ale też Głębianom (mieszkańcom Głębi, czyli piekła). Ostatnią nadzieją anielskości i diabelskości jest Daimon Frey, inaczej Abaddon, Anioł Zagłady. Ale, żeby nie było zbyt różowo, anielskość wcale nie jest zjednoczona, stąd dostajemy sporą dawkę polityki, intryg i takich tam.

Językowo jest dobrze, a nawet bardzo dobrze. Nie wyłapałem też ani jednego błędu, którym mógłbym obciążyć autorkę (za to parę kamyczków do ogródka korektorki by się znalazło).

Po powieści właściwej (nawiązuję do budowy psa policyjnego*) mamy jeszcze coś interesującego: Glosa. To miniencyklopedia, w której Kossakowska opisuje bohaterów, ich grupy, lokalizacje z podaniem – i to najbardziej interesujące – skąd dany pomysł. Przykładowo (najkrótsze hasło):

Drop – anioł żeński pojawiający się w gnostyckim „Kodeksie Berlińskim”.

Przygotowanie autorki do pisania o aniołach, naprawdę robi wrażenie.

Wydania: czeskie, rosyjskie i ukraińskie. Jak widać, tylko Ukraińcy pokusili się o swoją okładkę

Jak pewnie wiecie, Maja Lidia Kossakowska już nic nie stworzy, bo zginęła tragicznie w maju ubiegłego roku. Tym fajniej odkryć jej dobry cykl, który wcześniej (pochopnie) zaszufladkowałem, jako słaby.

OCENA: 7/10.

M. L. Kossakowska, Zastępy Anielskie, t. 2: Siewca wiatru, Fabryka Słów, Lublin 2004, stron: 564.


PRZYPIS
*Kawał z brodą, ale jak ktoś nie zna:
– Z czego zbudowany jest pies policyjny?
– Z policjanta, smyczy i psa właściwego.


Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

2 komentarze:

  1. Zaskoczył mnie Pan. Do tej pory zgadzaliśmy się, co do przeczytanych książek, a tu zaczyna się rozjazd. Mimo to dalej czekam na kolejne recenzje.
    Kossakowską czytałem pierwszy raz, jak w Runie wydała "Obrońców Królestwa", czyli opowiadania, które potem rozrosły się w Siewcę, i jeżeli w tej formie było to całkiem czytliwe dla mnie i znośne, to powieść była męcząca. Co prawda czytałem to już dawno, i z fabuły to szczegółów nie pamiętam, ale niemiłe wrażenia całkiem dobrze. Najbardziej to denerwowały mnie infaltylizmy w stylu: "Luciu, Lampko, Rafciu" i inne zdrobnienia, jakimi się wołały te archanioły, oraz jak pod koniec była ta wielka bitwa i autorka starała się odhaczyć każdy rodzaj anioła znany ludzkości: Nadleciały takie a takie, wypuściły cośtam i zaraz zginęły miliardy złych gości, i poleciały dalej, a nieprzyjaciel dalej nacierał w milionach. Przyjechały następne, zagrały trąbami i spaliły ileś bilionów, i zaraz poleciały dalej, a złe wylazło w trylionach. I tak dalej, aż jej się skończyły, a protagonista wreszcie to skończył. Czy jakoś tak. A potem telewizja zrobiła serial "Lucyfer", jakby wcześniej tą książę czytali. Ani to komedia, ani kryminał wyszedł.
    Na koniec, co prawda nie na temat: Niejaka Luiza Dobrzyńska w bookradiu rozpływała się w zachwytach nad "Ternem" i "Aliedorą" Pierumowa. Tego zupełnie nie rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Luciu, Rafciu też mnie trochę irytowały, za to Lampka jest zabawna. Ogólnie lubię styl Kossakowskiej, więc mam radochę, że jeszcze trochę będę miał kontaktu z jej dziełami. Może się przełamię i kupię "Upiora południa" + "Takeshiego".

      O "Ternie" Pierumowa pisałem:
      https://seczytam.blogspot.com/2014/12/nik-pierumow-tern.html
      No nie zgadzam się z p. Luizą i tyle.

      Usuń