POLECAM

poniedziałek, 20 sierpnia 2018

Lipiec 2018 – raport z biblioteczki


Największe zakupy odkąd prowadzę bloga, a być może w ogóle w życiu (być może, bo kiedy studiowałem dwa kierunki jednocześnie, też kupowałem masę książek). Czterdzieści siedem pozycji, ale tylko siedem książek i to w większości przypadkowych. Niestety, ale coraz mniej znajduję pozycji SF/fantasy, które chciałbym przeczytać. Bardzo mnie rozczarowuje ostatnimi czasy Mag, który coraz bardziej idzie w pulpę, a coraz mniej puszcza wartościowej fantastyki. W sierpniu miały się ukazać dwie pozycje z Uczty Wyobraźni, jedna (VanderMeer) znowu została przesunięta. Pewnie wyjdzie w pakiecie z Valente jak będą dwie niedziele w kupie.

Z książek niebeletrystycznych przybył osławiony Prokosz – pismo święte turbolechitów (o tej fałszywce pisałem tu). Co prawda mam gdzieś zamagazynowaną cyfrową wersję wydania z XIX wieku, ale nie lubię czytać ebooków, a z Prokosza jednak dość często musiałem korzystać.

Stara praca Malickiego (z 1982 roku) to taka historia turbolechityzmu do baroku w pigułce. Bardzo lakoniczna, acz przydatna rzecz. To akurat musiałem sobie skserować w poznańskiej Bibliotece Uniwersyteckiej. Co prawda można Lechiadę kupić dość tanio na allegro, ale wolę kserówki od książek z lat osiemdziesiątych – wtedy wydawano jednorazówki, rozsypujące się podczas czytania.

Książkę Cetwińskiego kupiłem po przeczytaniu fragmentu zamieszczonego w necie. Okazało się, że całość będzie mi znacznie mniej potrzebna, ale brałem na promocji więc niech tam...

A teraz szczyt przypadkowości zakupowej. Umówiłem się z kimś w Ostrowie Wielkopolskim, wylądowałem nieco za wcześnie, to odwiedziłem muzeum. Przeglądam regionalne publikacje i wziąłem ten tom rocznika. Czytam artykuł Krzysztofa Morty o pochodzeniu kilku zoonimów (słoń, wielbłąd, hipopotam, lew, lampart, pantera, goryl) w języku polskim. Wciągnąłem się, a tu telefon nawala – trzeba już iść. Odkładam tomik na półkę, patrzę a tam karteczka z ceną: 1 zł. To wziąłem, żeby doczytać artykuł do końca. Poza tym jest jeszcze kilka dość ciekawych prac z historii regionalnej.


Beletrystyka totalnie przypadkowa. Antykwaryczna powieść historyczna, niemiecka fantasy młodzieżowa z taniej księgarni i drugi tom cyklu o Niecnych dżentelmenach wygrzebany w Biedronce. Co prawda odgrażałem się, że nie kupię kolejnych książek Lyncha w tym wydaniu, ale darowanemu koniowi itd. Dlaczego nie pasuje mi to wydanie? Przez margines wewnętrzny, a raczej jego brak – czyta się to po prostu niewygodnie. Więc jeśli kiedyś Mag wyda to porządnie, to oczywiście kupię cały cykl od początku. W tym wydaniu tylko z kartonów w marketach.


Cóż, nie ma książek, to kupuję komiksy. W lipcu przybyło równo czterdzieści. W księgarni Egmontu załapałem się na gratisową zbiorówkę Vertigo, co skutkuje zwiększonym zainteresowaniem tym imprintem wydawnictwa DC Comics. Poza ową zbiorówką nabyłem dwanaście komiksów vertigowskich, acz większość z nich była w planach od dawna. Z lipcowych nabytków tylko Skalp przybył po przeczytaniu zbiorówki (ale kolejne z Vertigo dojechały w sierpniu). Ludzi północy oczywiście kupić musiałem (i już opisałem tu).


Od dawna w planach był Sandman. Ale był pewien problem – tom trzeci był się wyprzedał. No to czekałem na wznowienie. Jak pojawiła się informacja, że wznawiają, od razu zamówiłem wszystkie brakujące tomy cyklu podstawowego, a do tego „poboczne” Noce nieskończone i Uwerturę. Ów brakujący t. 3 też już kupiłem, ale w sierpniu.




Z Vertigo przybył jeszcze Łasuch Jeffa Lemire. W pakiecie zresztą z trzema kolejnymi komiksami, do których stworzył scenariusze. Nie były to zakupy w ciemno, bo już wcześniej kupiłem i przeczytałem pierwszą część Czarnego młota. Lipcowe nabytki też już przeczytane. Lemire nie rzucił mnie na kolana, ale była to przyjemna lektura. Po raz enty międlone te same wątki, ale międlone bardzo dobrze. Dlatego będę kupował kolejne jego dzieła.


Teraz przechodzimy do pań i panów w obcisłych gatkach i pelerynach, czyli Marvela. Swego czasu kupiłem dwa pierwsze tomiki Thora Gromowładnego (o części pierwszej nawet skrobnąłem kilka słów). Ale potem przestałem kupować, bo przecież w marvelowskim świecie co jakiś czas musi dojść do wielkiej rozpierduchy, którą Egmont nam tak wyda, że zęby będą boleć podczas czytania (tu relacja z męczarni przy lekturze Nieskończoności).

A bez znajomości rozpierduchy, dalej czytać nie ma sensu. Z pomocą przyszło dobre dziecko znajomych, które pożyczyło mi pierwszą część rozpierduchy Grzech pierworodny w wydaniu Hachette. Żadne arcydzieło, ale w tym wydaniu było chociaż zrozumiałe. Dalej dopytałem na forum Gildii i okazało się, że wyjątkowo Egmont zrobił ukłon w stronę klientów i też wydał Grzech w sposób umożliwiający czytanie (niesamowity gest wydawcy). To kupiłem dwie brakujące części Thora Gromowładnego i właśnie egmontowskie wydanie Grzechu.


A potem z rozpędu dorzuciłem jeszcze tomik pokazujący udział Thora i Lokiego w owej rozpierdusze (ale to słabe jest). Dalej nowego Thora, czy raczej Thorzycę – uważam, że przedstawienie jej jako kobiety białej, heteroseksualnej i o nieznanym wyznaniu dowodzi, że w Marvelu mamy do czynienia z rasistami, homofobami i islamofobami. Dlaczego Thorzyca nie jest homoseksualną, czarną muzułmanką? Stanowczo protestuję przeciwko takim dyskryminacyjnym praktykom! Wracając do zakupów – wrzuciłem jeszcze do koszyka tomik Loki wydany przez Mucha Comics.


Niedawno w kolekcji Superbohaterowie Marvela ukazały się dwie perełki – tom o Silver Surferze zawiera Próbę heroldów (nie jestem pewien, ale chyba już to kiedyś czytałem w wydaniu TM Semic), natomiast o Elektrze – uznaną Sagę o Elektrze. Te dwa tomiki dość szybko wymiotło, ale zdążyłem zamówić w internetowym kiosku Ruchu. A jak już tam zajrzałem, to dorzuciłem tomik... a jakże: z Thorem.


Teraz pakiecik taki nieco klasyczny. Tony Sandoval – meksykański rysownik i scenarzysta – to uznana marka. Miecz Ardeńczyka przeczytałem – przyznam, że męczą mnie już frankofońskie komiksy, przede wszystkim sztampowe scenariusze. A Ligi niezwykłych dżentelmenów jeszcze nie przeczytałem, więc nie mam nic do powiedzenia :D


Tom trzeci Druuny – tu wiadomo, liczą się głównie rysunki (10/10), a scenariusz „nieco” mniej (ot takie 6/10). Natomiast Krucjaty mnie rozczarowały. Może miałem za duże oczekiwania? Liczyłem na fajny survival horror w średniowiecznych klimatach. I właściwie to dostałem, tylko w miejsce „fajny” należy wstawić „bardzo przeciętny”. Nie do końca rozumiem dlaczego wydawca uznał to dzieło za godne wydania w powiększonym formacie i twardych oprawach...


Pierwsza część Konungów nawet mi się spodobała, dwie kolejne już mniej. Ot, kolejna frankofońska przeciętność. Dziewannę Adama Święckiego kupiłem nie do końca wiedząc czego się spodziewać – widziałem w internetach kilka plansz i spodobały mi się. I rzeczywiście rysunkowo jest bardzo dobrze, natomiast scenariuszowo bardzo różnie – bo to zbiór szorcików. Sama historia o Dziewannie fajna, ale za krótka.




I zakup, z którego jestem najbardziej zadowolony – Sláine ze Studio Lain. Kurcze, drogie to było, bo nawet po rabacie 93 zł. Jeszcze nie przeczytałem, ale oczywiście nie wytrzymałem i obejrzałem niesamowite rysunki Simona Bisleya.


Muszę przyznać, że Studio Lain wyjątkowo dobrze trafia w mój gust, więc chyba będę ich publikacje brał w ciemno. A przynajmniej te wydawane w twardych oprawach. Bo w miękkich Absaloma czytało mi się bardzo źle. I nie ze względu na sam komiks, tylko wydanie, a konkretnie okładkę – jest bardzo śliska i bardzo miękka. Nie da się tego czytać trzymając jedną ręką, a nawet dwoma jest niezbyt wygodnie.






Na koniec manga. Pierwszy tomik Green Blood polecił mi sprzedawca w poznańskiej księgarni KiK. To taki mikst westernu z Gangami Nowego Jorku. Bardzo udany mikst, więc jak widać, wróciłem do KiK po kolejną część. Dostępny jest już cały cykl – to nie tasiemiec, tylko pięć tomów, więc kolejne trzy przybędą w sierpniu.





Podniebnego orła, czyli opowieści o samurajach na Dzikim Zachodzie, jeszcze nie czytałem. Podobnie jak All you need is kill, ale w tym przypadku mniej więcej wiem czego się spodziewać – na podstawie tej mangi nakręcono film (nie anime, normalny) Na skraju jutra, który nawet mi się podobał.

Nawiedziciel mroku to pierwsza manga Tanabe Gou wg Lovecrafta, ktora kupiłem. Polecam. Sam mam zamiar kupić dwie kolejne wydane przez Studio JG. Te mangi zostały wydane w formacie nieco większym od standardowego (mają wymiary zbliżone do Berserka czy Sagi winlandzkiej), ale chciałoby się je zobaczyć w jeszcze większym.

I taką niespodziankę przygotowało Studio JG: wyjdzie kolejna manga Tanabe Gou wg Lovecrafta, tym razem długa – adaptacja powieści W Górach Szaleństwa, oryginalnie wydana w czterech tomach. U nas wyjdzie w dwóch. I w dużym formacie. Niestety, oprawy zintegrowane, których wyjątkowo nie lubię, bo – moim zdaniem – są delikatniejsze od miękkich, a cenowo prawie dorównują twardym. W każdym razie tom pierwszy mangi we wrześniu, drugi w grudniu. Cena dość wysoka – 74,90 zł tom. Ze strony wydawcy o czym to jest:
W niezbadane rejony Antarktydy wyrusza ekipa badawcza, która dokonuje równie przełomowego, co przerażającego odkrycia. Zatracając się coraz bardziej w złowrogim krajobrazie, odkrywają grozę, której początki sięgają niepamiętnych czasów...


Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

14 komentarzy:

  1. Ja jego, gdzie Ty to człowieku trzymasz?! Chyba bym musiała wystawić łóżko z domu, żeby się zmieściło tyle książek :D Ale zakupy zacne, nie pogadasz ;)
    PS. Pozdrowienia z Poznania ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystawić łózko powiadasz... No własnie to zrobiłem :D Znaczy, nie pozbyłem się całkowicie łóżka, tylko wystawiłem na środek pokoju, a przez to powiększyła się powierzchnia ścian regałoprzyległych :D Ale teraz jest problem - znowu książki/komiksy wypłynęły z regałów...

      To ja nie wiedziałem, że Ty zez mojego fyrtla. Tej, mela, to rajzujemy na browara czy blondkę :D

      Usuń
  2. Zakupy robią wrażenie :) Do "Świetnej i najświetniejszej" sama się przymierzam, jestem dobrej myśli, bo "Trzy córki króla" tej autorki to jedna z ulubionych lektur moich nastoletnich lat :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Świetna i najświetniejsza" to jest młodzieżówka? Bo kiedyś czytałem porównania z "Faraonem" Prusa i wychodziło, że to mniej więcej ten sam poziom...

      Usuń
    2. Z Prusem to chyba lekka przesada ;)
      Tak, "Świetna..." to młodzieżówka, ale, sądząc po innych książkach tej autorki, będzie to młodzieżówka z gatunku tych poważniejszych. Takich typowo "dziecinnych" rzeczy Rolleczek nie pisała.

      Niedawno na blogu zacofany w lekturze pojawiła się entuzjastyczna recka tej książki (która zresztą zachęciła mnie do przeczytania :))

      A "Trzy córki króla" czytałam około 15 roku życia. Zapamiętałam ją jako stosunkowo "poważną", choć to też młodzieżówka, sporo tam było polityki, wojen, dyplomacji. Sądzę więc, że jakość "Świetnej i..." nie ma się co obawiać :)

      Usuń
  3. Z tym All You Need Is Kill było trochę inaczej. Film nie powstał na podstawie mangi, lecz najpierw była powieść Hiroshiego Sakurazaki, która w Polsce też została wydana kilka lat temu. Manga i film powstały na podstawie tej powieści.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zobaczyłam tę ilość komiksów, to szczęka mi opadła.
    Zrób Ty kiedyś zdjęcie fotki swojej biblioteczki, bo jestem ciekawa, gdzie Ty to wszystko "upychasz". :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze zdjęciami biblioteczki jest pewien problem - trzeba by to jakoś poukładać porządnie, no bo burdelu nie będę pokazywał :D A przy takich zakupach, układanie książek na półkach to proces, który nigdy się nie kończy.

      Usuń
    2. Oj, już się tak nie kryguj. Tylko do następnej notki ze zdobyczami dorzuć kilka fotek biblioteczki. :P

      Usuń
  5. Czterdzieści komiksów? Omg. :D
    I dołączam się do prośby o fotkę biblioteczki! :D

    Z tego zestawu mam pierwszy zeszyt Thora Gromowładnego, bo właśnie podobno żeby go zrozumieć nie trzeba znać innych komiksów. A ja tu z Marvelem dopiero zaczynam. Tak więc dopytam: żeby czytać kolejne zeszyty trzeba najpierw zaliczyć Grzech Pierworodny? Bo się pogubiłam, to skomplikowane. :D

    Co do All you need is kill, znam mangę i film. Chciałam zaliczyć jeszcze książkę i porównać sobie wszystkie trzy formy, ale w końcu do książki nie dotarłam i już sobie to odpuściłam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marvela to właściwie sobie odpuszczam. Kupuję tego Tgora, ale bardziej z przyzwyczajenia.Czasem jakąś "perełkę". I czasem coś z polecenia - ostatnio Moon Knight. Ogólnie uważam, że w komiksach znacznie ciekawsze rzeczy dzieją się poza uniwersami Marvela i DC.

      Bez Grzechu Pierworodnego będzie Ci ciężko pojąc dalsze wydarzenia. Ale wystarczy tom główny, tego pobocznego (Thor i Loki - dziesiąty świat) nie musisz czytać.

      Usuń