Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 4 kwietnia 2017

Seczytam komiksy. Marvel – pierwszy kwartał 2017

Po dwumiesięcznej przerwie nazbierało się zaległości od i ciut ciut. Postaram się to jakoś uzupełnić. Na pierwszy ogień komiksy Marvela:

Wolverine, kolekcja: Superbohaterowie Marvela, t. 2.
Iron Man, kolekcja: Superbohaterowie Marvela, t. 3.
Kapitan Ameryka, kolekcja: Superbohaterowie Marvela, t. 4.
Hulk, kolekcja: Superbohaterowie Marvela, t. 5.
Thor Gromowładny, t. 1: Bogobójca.

O kolekcji Superbohaterowie Marvela już pisałem przy omawianiu Spider-Mana. Zamówiłem prenumeratę, co ma swoje plusy dodatnie i plusy ujemne (jak mawiał były prezydent). Plusy dodatnie to niższa cena i gwarancja dostawy, bez konieczności szukania po salonikach prasowych. Plusem ujemnym jest opóźnienie w dostawie – w kioskach leży już tom 7 (Avengers), a ja mam dopiero pięć. W każdym razie, jak widać na obrazku obok, grzbiety zaczynają już ładnie wyglądać.


W tomie 2 dostaliśmy jednego z ciekawszych bohaterów – Wolverine. A właściwie dwójkę bohaterów, bo w podstawowej opowieści równorzędnym jest – także znana z X-Men – zmiennokształtna Mystique.
Tomik, niestety, znacznie mniej (aż o 72 strony) obszerny od Spider-Mana. Zawiera dwie historie:
Panie i panowie... oto Wolverine z The Incredible Hulk, nr 181 za 1974 r.
Dorwać Mystique z Wolverine vol. 3, nr 62-65 za 2008 r.

Pierwsza to debiut bohatera. Typowa naparzanka w trójkąciku: Hulk, Wendigo i Wolverine. Nic wielkiego, ale lubię te stare komiksy.

Natomiast danie główne, to – moim zdaniem – najlepsza z historii dotąd opublikowanych w kolekcji. Co też istotne (zwłaszcza patrząc na chaotyczne wydania Egmontu) historię poprzedzono jednostronicowym wstępem, który objaśnia wydarzenia wcześniejsze. Tak jednozdaniowo: Mystique zdradza X-Menów, a Wolverine ma za zadanie ją odnaleźć i ukatrupić. To „teraz” opowieści, ale dostajemy też retrospekcje. Stosunki między Wolverine i Mystique są dość skomplikowane i wieloletnie – poznali się w 1921 roku, stojąc przed plutonem egzekucyjnym w Meksyku.


Świetny scenariusz, świetnie narysowane – czy można chcieć więcej? Można – normalnego tłumaczenia i korekty. Tłumacz popisuje się znajomością języka gimbazy, a korektor nie wiem za co bierze pieniądze – potem mamy „Choć do mnie” (widocznie tłumacz i korektor „chocią” albo „chociają” a nie chodzą)... Najwyraźniej wydawcę ruszyły głosy oburzonych czytelników, bo po wydaniu Wolverine na facebookowym fanpage kolekcji pojawiła się informacja:

Wydawnictwo Hachette wzięło sobie wasze uwagi do serca i zatrudniło dodatkową osobę do korekty, a także redaktora merytorycznego. Musicie się jednak uzbroić w cierpliwość. Poprawa będzie widoczna dopiero od piątego tomu, bo trzeci i czwarty zostały przygotowane już wcześniej.

Wolverine, kolekcja: Superbohaterowie Marvela, t. 2, wydawnictwo Hachette Polska Sp. z o.o., Warszawa 2017, stron: 136.
Ocena: 9/10.


W tomie trzecim wydawca chyba rozpoczął przedbiegi do tomu o Avengers (to ma być t. 7, a wcześniej kolejno bohaterowie, którzy w jakimś okresie z grupą byli związani, czyli: Iron Man, Kapitan Ameryka, Hulk i Hawkeye).
W tomie 3 z Iron Manem znowu dostajemy debiut bohatera i nowszą opowieść, czyli:
Iron Man nadchodzi z Tales of Suspense, nr 39 za 1963 r.
Ja i Iron Man z Wizard. The Invincible Iron Man, nr 1-2 i The Invincible Iron Man vol. 3, nr 26-30 za 2000 r.

A tak wyglądał Iron Man
w swoim debiucie
Pierwsza opowieść to typowy produkt zimnowojenny – wojna w Wietnamie, Stark dostaje się do niewoli. Rysunki naiwne. Ale to znowu fajna (i krótka – 12 stron + okładka) wycieczka w historię komiksu.
Nie przepadam za Avengersami, a za Iron Manem w szczególności. Ale muszę przyznać, że Ja i Iron Man wciągnęło mnie. Potężny Iron Man, to zarazem słaby i schorowany człowiek – alkoholizm, z którego wychodzi każdego dnia, choroba serca grożąca zawałem w każdej chwili. Jakby było mało, jego zbroja zyskuje samoświadomość i niekoniecznie zgadza się z decyzjami Starka. Kolejny tom ze świetnymi rysunkami i scenariuszem.

Iron Man, kolekcja: Superbohaterowie Marvela, t. 3, wydawnictwo Hachette Polska Sp. z o.o., Warszawa 2017, stron: 168.
Ocena: 8/10.


Znacznie mniej przypadł mi do gustu tom 4, z Kapitanem Ameryką. Tym razem zamiast debiutu bohatera (a Kapitan po raz pierwszy pojawił się w 1941 roku) i nowszej historii, dostajemy komiks z początku lat 80. Przyznam, że nie przepadam za tym okresem w dziejach Marvela – te komiksy nie mają uroku zabytków, nie są stare, lecz przestarzałe. Z drugiej strony rysunki i scenariusz dalekie są od standardów, do których przywykliśmy w XXI wieku. Tom zawiera: Captain America, nr 247-255 za lata 1980-1981.

Trudno tu omówić każdą z zamieszczonych historii, bo to prawie co zeszyt, to coś innego. W każdym razie uwagę zwracają dwie: nieco humorystyczna Kapitan Ameryka na prezydenta! i Żywa legenda – w tej dostajemy początki Kapa na nowo opowiedziane.
Jak na standardy lat 80. jest nieźle, ale wolałbym dostać oryginalny zeszyt z 1941 roku + coś z XXI wieku.

Kapitan Ameryka, kolekcja: Superbohaterowie Marvela, t. 4, wydawnictwo Hachette Polska Sp. z o.o., Warszawa 2017, stron: 200.
Ocena: 6/10.


Podobnie, niestety, w tomie 5 nie ma początków Hulka (debiutował w 1962 roku). Na szczęście dostaliśmy nie ramotkę z lat 80., lecz w miarę nową opowieść – z 2000 roku (z Incredible Hulk, vol. 2, nr 12-20).

Doktor Bruce Banner jest śmiertelnie chory. Ma świadomość, że po jego zgonie kontrolę przejmie któryś z siedzących w jego głowie Hulków. I chodzi o to, żeby przejął właściwy.
To całkiem niezła opowieść, acz nieco za długa (Hulk to najgrubszy z dotychczas wydanych tomów kolekcji) i za dużo psychologizowania. Przyznam, że nieco zmęczyła mnie lektura.

Hulk, kolekcja: Superbohaterowie Marvela, t. 5, wydawnictwo Hachette Polska Sp. z o.o., Warszawa 2017, stron: 240.
Ocena: 7/10.


Kolekcja Superbohaterowie Marvela trzyma poziom, nie żałuję – i oby tak zostało – że zaprenumerowałem.


Na dokładkę komiks Marvela, który kupiłem już dość dawno temu. To jedyny z serii Marvel Now!, wydawanej przez Egmont, który mnie nie rozczarował.

Opowieść toczy się w trzech „czasach”: współcześnie, w przeszłości – w okresie wikińskim i w przyszłości odległej o tysiące lat.
Ktoś morduje bogów licznych światów. I tym kimś oczywiście musi się zająć Thor. Może to brzmi jak wstęp do kolejnej prymitywnej naparzanki, ale tak nie jest. To raczej mieszanka fantasy i space opery, niż typowa opowieść superbohaterska.

Scenariusz trzyma poziom, ale naprawdę powaliły mnie rysunki – wiele z nich można powiększyć i śmiało powiesić na ścianie w charakterze ozdoby. Ciała potężnych bogów powieszone na hakach czy martwy, ogromny bóg Falligar Behemot na długo zostają w pamięci.


Co jest jeszcze istotne – do zrozumienia tego komiksu nie trzeba znać żadnego innego. Natomiast to pierwszy tom opowieści – ukazał się już drugi pt. Boża bomba.

Jason Aaron (scenariusz), Esad Ribic (rysunki), Thor Gromowładny, t. 1: Bogobójca, tłum. M. Szpak, wydawnictwo Egmont, Warszawa 2016, stron: 120.
Ocena: 10/10.



Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz