POLECAM

środa, 14 sierpnia 2019

Lipiec 2019 – raport z biblioteczki

Ostatnio kupowałem w Dedalusie ponad dwa lata temu, to się trochę uzbierało przecenionych staroci do przytulenia. Trochę, czyli konkretnie dwadzieścia sześć. Głównie fantastyka, ale niekoniecznie dająca się wsadzić do szufladki „SF” lub „fantasy”.

Zacznę jednak od fantastyki standardowej, a wręcz od tej, która u wyrobionego czytelnika wywołuje problemy z mimiką – brwi się zjeżdżają, nos marszczy, usta krzywią, oczy wychodzą z orbit; po czym następuje komentarz Ty to czytasz? Nie, nie czytam – ale kupuję. Teraz żartuję oczywiście. Czasami i w literaturze okołogrowej trafi się coś przyzwoitego, a do niektórych twórców mam sentyment – do Williama Kinga i jego opowiadań ze świata Warhammera, Christie Golden oraz Jamesa Lowdera i ich powieści z Ravenloft, a także właśnie Margaret Weis i Tracy Hickmana z Krynnu (Dragonlance).

Obie ich książki to pierwsze tomy trylogii. Poczytam, może kiedyś kupię na Allegro kolejne części. Trzecią pozycję z Dragonlance kupiłem, bo raz, że jest cienka, dwa, że nietypowa dla tego świata (kryminał fantasy), trzy, że nie najgorzej kojarzy mi się autor – zaczynał jako wyrobnik właśnie w takich rozdętych cyklonach, ale pamiętam, że jego powieść o Conanie była całkiem całkiem, później poszedł w antyczne kryminały, coś tam czytałem i też było strawne.


Drugi pakiet z „normalną” fantastyką. Kena Liu czytałem tom pierwszy tego cyklu (dylogii?) – literacko oceniłem na 6/10, ale dodałem punkcik za historyczną zabawę. Pod tamtą notką Katrina zachwalała tom drugi – że lepszy. Miałem kupić, ale jakoś się zgapiłem i chyba dobrze, bo w końcu znalazłem na konkretnej przecenie.

Sofii Samatar czytałem dokładnie nic, ale skoro Mag chce puścić w Uczcie Wyobraźni kolejną jej książkę, to najwyższy czas się zapoznać. Opis książki Krušvara jakoś mnie nie kręcił, więc dopiero teraz, po wielu latach od wydania i za śmieszną kasę, wylądowała w mojej biblioteczce.


Klasyka polskiej fantasy (pierwsze wydanie w 1988 roku) – czytałem to przed wiekami, ale nie miałem swojej. Jednak tego wydania nie kupiłbym w normalnej sprzedaży – wydawca (chyba to imprint Frondy) cwaniakowato książkę niespełna sześćsetstronicową podzielił na trzy tomy. To bardzo dobrze, że mu nie zeszło i wylądowało w tanich księgarniach – cwaniactwo powinno być tępione.


Niedawno jęczałem, że nie wydaje się u nas fantasy (a także SF) z Francji. Jednak coś tam wydano, a nawet wydał Mag w serii „Andrzej Sapkowski przedstawia”. Z opisu wnoszę, że to comic fantasy. Ale najwidoczniej Fabrice Colin nie pobił polskiego rynku – Na zdrowie to jego jedyna powieść wydana u nas (no, coś tam jeszcze wyszło dla dzieci), do tego przez piętnaście lat (!) nie udało się sprzedać nakładu...

Śmierć króla Tsongora, także francuskiego pisarza, to chyba też fantastyka, ale nie jestem pewien czy fantasy – możliwe, że to pseudohistoria.

Do tego dorzuciłem dwie ładnie wydane powieści dla dzieci Salmana Rushdie – z czystej ciekawości, chcę zobaczyć czy pisząc dla dzieci też wali niekończące się zdania :D


Kolejny pakiet nazwałbym polityczną fantasy. Wszystkie trzy pozycje dotyczą Rosji, a dwie są autorstwa Rosjan. Od dawna mnie korciło, żeby sięgnąć po Jerofiejewa i Sorokina – dzięki Dedalusowi mogę to zrobić za półdarmo :D Trzecia książka to kontynuacja Folwarku zwierzęcego Orwella – już przeczytałem: bliskie stylem, dalekie poziomem od oryginału.


I kolejny pakiet z nieszablonową fantastyką. Z tej czwórki autorów wcześniej czytałem tylko coś tam Herberta – w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku razem z Mastertonem ciągnął serię horrorów wydawnictwa Amber. Autor przeciętnych horrorów i ambitne fantasy? Przyznam, że to mnie zaintrygowało.


Od książek wydawnictwa Videograf trzymam się na zdrowy dystans – po co się stresować produktami bez redakcji i korekty. Ale akurat Pana na Wisiołach kiedyś wrzuciłem do schowka w jakieś księgarni. Widocznie miałem powód – chyba jakaś recenzja mnie do tego skłoniła. Pewnie to było na zasadzie: w wolnej chwili poczytam jeszcze recenzje i pomyślę czy kupić. I oczywiście zapomniałem – teraz zobaczyłem książkę w Dedalusie, to się przypomniało.


Walki bóstw i mężów to podania irlandzkie zebrane przez Isabellę Augustę Gregory, a na polski przełożone przez Roberta Stillera, o którym swego czasu pisałem.

Gai-jin to kolejna pozycja ze świetnego cyklu powieści historycznych Saga azjatycka.

No i zakup najmniej udany... Wiesław Olszewski za tę książkę był nominowany do konkursu Historyczna Książka Roku, ba, dostał order od samego Putina. Pozycja dotyczy miejscowości, z której pochodzę. Co zatem mi nie pasuje... Otóż książka ma nieco niepasujący tytuł – brakuje dodatku w stylu „Lista”, „Katolog”. Bo tu mamy kilkanaście stron wprowadzenia i fotek, po czym następuje lista nazwisk zmarłych w obozie. Przyjemność czytania porównywalna z lekturą książki telefonicznej. Rozumiem, że autor się napracował, ale uważam, że sensowniejsze byłoby wydanie tego w formie strony internetowej.




Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:


30 komentarzy:

  1. Piękne zakupy, niestety, żadnej pozycji nie znam ^^
    Ciekawie wyglądają zwłaszcza "Cudzoziemiec z Olondrii", irlandzkie mity, książki Borkowskiej, może Gilgamesz - lubię reinterpretacje dawnych opowieści. Okładki Kulpy - prawdziwa zgroza :O
    Christie Golden widać wyspecjalizowała się w takich growo - filmowych adaptacjach, kojarzę, że napisała też serię książek w świecie Gwiezdnych Wojen.
    U mnie teraz na tapecie Connie Willis, nie znałam jej wcześniej i teraz dziko się zachwycam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Christie Golden nie jest wielką pisarką, ale akurat w świecie Ravenloft sobie nieźle poradziła. Z tym że to w ogóle dobrze wymyślony świat - jeden z wielu gry AD&D. Ale nawet w takim świecie można kiszkę odstawić, co "pięknie" pokazała Laurell K. Hamilton powieścią "Śmierci mrocznego lorda".

      U nas, niestety, wydawcy eksploatowali ponad wszelką miarę dwa settingi AD&D (Dragonlance i Forgotten Realms), inne traktując po macoszemu (z Ravenloft wyszły trzy powieści, z postapo klasycznej fantasy Dark Sun tylko pięcioksiąg Troya Denninga "Księga Szkarłatnego Słońca", z Greyhawk chyba tylko powiastka Andre Norton "Twierdza na moczarach", z Birthright zdaje się, że dwie powieści: "Żelazny tron" (Simon Hawke) i "Szlachetny" (Dixie Lee McKeone). Kojarzę, że ISA wydala ze trzy powieści z Planescape - ale to już w czasach, kiedy taka literatura była dla mnie mało interesująca.

      Usuń
    2. Wydawcy pewnie wydawali to, co w ich mniemaniu najlepiej się opłaci, ja tych światów nie znam, ale te nazwy - Dragonlance i Forgotten Realms - trochę kojarzę. Może więc szli według popularności :) Christie Golden, jak teraz zobaczyłam, pisała też powieści osadzone w światach Warcraft, Star Treka, Assasin's Creek, a i to nie wszystko. Szacun, że porusza się sprawnie w tylu rozbudowanych światach, same Gwiezdne Wojny są tak rozbudowane, że napisanie książki do nich wymaga pewnie niezłego researchu. Chociaż to oczywiście zależy też, o czym się pisze.

      Usuń
    3. Tylko z tych światów AD&D Forgotten Realms wydaje mi się najsłabszy (sztampowy, wetknęli tam wszystko, co ze standardowej fantasy można wycisnąć, mnie ten nadmiar bogactwa nieco przypomina polskie Kryształy Czasu), a i literatura z tego świata jest nader nędzna - wystarczy wspomnieć, że najjaśniejszą gwiazdą jest tam grafoman R.A. Salvatore.

      Dark Sun jest znacznie ciekawsze - to taki pierwotnie standardowy świat fantasy, który po katastrofie znacznie się zmienił - takie posapo. Ongiś podobał mi się też świat Birthright. No i oczywiście Ravenloft - fantasy i horror.

      Usuń
  2. Ten "Gai-jin" Clavella jest wyraźnie słabszy od "Tai-pana", ale za to lepszy od "Noble House". A skoro jesteśmy przy klimatach brytyjsko-azjatyckich, to polecam
    "Raj Quartet" Paula Scotta: "Klejnot Korony","Dzień skorpiona","Wieże milczenia" i "Podział łupów". Rzecz to absolutnie fantastyczna, acz do kupienia już tylko w antykwariatach czy na "Alledrogo".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poszukam, może znajdę tego Scotta. Tylko to wyszło przed Potopem - jeszcze za komuny. Może znajdę w bibliotece, bo kupić raczej nie - dla mnie i region (Indie), i czas (XX wiek) mało atrakcyjne...

      Usuń
    2. Mnie tam też ani Indie nigdy szczególnie jakoś nie interesowały, ani wiek XX. Aliści to akurat owszem. Co kilka lat do tego wracam.

      Usuń
  3. Gai-jin oraz Tai-pan to najlepsze rzeczy, które można wyciągnąć z tej sagi. O wiele lepsze od znanego Króla Szczurów. Z kolei Whirlwind to naprawdę można sobie podarować. Książką x tego co wiem napisana tuż przed śmiercią Clavella. I chyba na kolanie- bo to czuć.
    Ken Liu rzeczywiście fajny, taki inny Sanderson. No i jestem ciekaw tego Cudzoziemca, ale też pamiętam, że Dedalus miał tam kilka pozycji z UW.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już czytałem Clavella - dawno temu. Miałem nawet swoje Gai-jin i Tai-pan w wydaniu ze Świata Książki (twarde oprawy, obwoluty) - i gdzieś djabli wzięli. Najlepsze, że pamiętam nawet gdzie stały na regale - obok "Ja, Klaudiusz" i "Klaudiusz i Messalina". I Graves jest, a Clavella ni ma - tajemnicza sprawa, w sam raz dla Kajetana Chrumpsa i Makowitego :D

      Usuń
  4. Czytałam Smoki upadłego słońca i niewiele pamiętam poza tym, że była najgorsza z tych trzech dragonlance'owych serii, jakie mi wpadly w łapki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bo ten drugi Ken Liu jest lepszy! XD Tylko trochę mi z tą serią "źle", bo już dawno był zapowiadany trzeci tom i miałam nadzieję, że zaraz po dwóch tomach poznam kolejny... a tu jak go nie było, tak nie ma. :( Zaś czas mija i ja ze "Ściany burz" pamiętam coraz to mniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale trzeciego tomu nie ma, bo się chyba panu Liu nie napisał - na angielskiej Wiki są tylko te dwa.

      Usuń
    2. Owszem, nie napisał. :( Ale musiał mieć w planach, bo SNQ cichaczem go zapowiadało.

      Usuń
    3. Pacz Pani, kurcze, no - nie można Chińczykom wierzyć :D

      Usuń
    4. https://twitter.com/kyliu99/status/1155882075863572480 uu ale jednak może coś będzie!

      Usuń
    5. Ooo. Z jego słów wychodzi, że to jakaś straszna cegła będzie.

      Usuń
  6. "Pan na Wisiołach" <3 Bardzo mi się podobał, więc może u mnie czytałeś te pozytywy. Generalnie dla mnie Kulpa to najlepszy obecnie polski autor grozy.

    James Herbert to ten od Szczurów?

    I gdzie komiksy, ja się pytam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Herbert ten od Szczurów - musiałem sprawdzić, bo ja nie najmłodszy, Herberta kojarzę raczej z powieściami wydawanymi przez Amber w latach 1990-1993 (Jonasz, Mgła, Ocalony, Nawiedzony).

      Możliwe, że to Ty jesteś winowajczynią jeśli chodzi o Wisioły :D Tak mi coś kołacze, że ktoś (Ty?) ocenił, że to lepsze od Dardy "Dom na Wyrębach", a mnie Dom nawet się podobał - to wtedy dorzuciłem Wiesioły do schowka.

      Usuń
    2. Si senior, to ja porównałam Wisioły do Domu na Wyrębach i nadal twierdzę, że Kulpa lepszy jest od Dardy :)

      A Szczury Herberta to też się jakoś na początku lat 90. ukazały i właśnie wydane przez Amber, to w sumie powinieneś kojarzyć :)

      Usuń
    3. Moje zainteresowanie tłoczonymi wtedy masowo autorami (Masterton, Herbert czy Guy N. Smith) zaczęło wygasać bardzo szybko, właściwie to chyba już w 91 roku, a od 93 zupełnie przestałem ich czytać (no, sporadycznie sięgałem po coś Mastertona). Oba tomy Szczurów, które ukazały się po polsku (bo oryginalnie są cztery) Amber wydał w 94 roku.

      Zobaczymy czy Kulpa to pulpa czy literatura :D

      Usuń
    4. Ja Szczury, Kraby i inne tego typu ustrojstwo podkradałam mamie jako dzieciak, to był wtedy dla mnie towar zakazany, więc i miał w sobie to "coś" :P :)

      Usuń
  7. Gar'Ingawi czytało mi się całkiem nieźle, choć w 3 tomie akcja niepotrzebnie przyspiesza. Nie jest to książka wybitna, ale za cenę z dedalusa warto kupić i przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy czytałem pierwszy raz Gar'Ingawi (a sądząc z daty po nicku byleś wtedy w wózku :D ), to było coś - ale wtedy bardzo mało fantasy wychodziło w Polsce i nawet Howard i Norton robili za gwiazdy. Sam jestem ciekaw, jak będzie mi się to czytać teraz.

      Usuń
  8. Dzięki za wieści, jak wrócę do domu, sprawdzę Dedalusa. Zwłaszcza chodzi mi o Gar'Ingavi oraz pozycje z Uczty Wyobraźni. Na Stillera też się zapoluje :D.
    Czemu tylko tak mało historii?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z historii nie bardzo mam co ostatnio kupować - mam jakieś tam zakładki w księgarniach uczelnianych, ale to jednak poważniejsza inwestycja niż w Bonito (bo i drożej, i koszty przesyłki dochodzą).

      Usuń
  9. PS. Czytałem tylko jedną pozycję (bodajże "Smocze Kości") duetu Weiss i Hickmann i pamiętam przede wszystkim dość drewniany język. Nie wiem, może później się to zmieniło...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O "Smoczych kościach" parę słów nasmarałem tu:
      http://seczytam.blogspot.com/2017/08/biblioteczka-wikingofila-2-fantasy.html

      Osobiście najbardziej cenię z książek duetu Weis & Hickmann trylogię "Miecz mroku" (znaczy, to nie trylogia, tylko znowu w Polsce nie wyszedł nigdy tom 4, co tym ciekawsze, że cykl wydawało czterech! wydawców - Rebis, Arka, Gea i oczywiście Zysk i S-ka - możliwe, że po podziale Rebisu prawa do tego cyklu wziął Zysk i wyszło, jak to u Zyska).

      Dość ciekawy jest też cykl W&H "Brama Śmierci" - tradycyjnie, i nas wyszły cztery z siedmiu tomów (wydawca: Gea - to jakieś wydawnictwo meteor było).

      Usuń