Lato to dobry czas na uzupełnianie biblioteczki o starsze pozycje – nie wiem czy to fakt, czy moje (błędne) wrażenie, ale chyba od czerwca do września wydawcy zapadają w sen letni. Może kanikuła nie sprzyja sprzedaży książek.
W każdym razie wszedłem na stronę taniej księgarni dedalus.pl w konkretnym celu; miałem kupić trzeci tom Opowieści rodu Otori. Ale skoro wszedłem, to przejrzałem co tam jeszcze mają. I przyszła paczuszka z kilkunastoma pozycjami. W większości nazwiska autorów nic mi nie mówią – do przetestowania.
A cóż lepiej się nadaje do testów od antologii? Jeśli chodzi o pierwszą, tę z wydawnictwa Copernicus Corporation, nazwiska robią wrażenie: Jeff VanderMeer, Steven Erikson (za tym akurat nie przepadam, ale może kiedyś trafię na coś jego autorstwa, co pozwoli mi zrozumieć jego zdumiewającą popularność), Mike Resnick czy Lucius Shepard. Jednak recenzje ta antologia ma nienajlepsze. Druga – z Fabryki Słów – to taki zsyp, od autorów sprzed potopu, po współczesnych.
Drozdy nie wiem z czym zjeść, recenzje były różne. Za równowartość kilku piw można sprawdzić czy rację mieli zachwyceni, czy krytycy.
Słońce Słońc, wydane przez śp. Ars Machinę, recenzje miało niezłe.
I jeszcze raz dałem się skusić na Lumleya. W Dedalusie było kilka jego książek, ale poczytałem opinie i tylko ta miała jako takie.
Książki Dennisa L. McKiernana były dość dobrze oceniane. Czasem gdzieś mi się przewijały w tanich księgarniach, ale jakoś nigdy nie mogłem rozkminić czy to nadaje się do samodzielnego czytania, czy też raczej to tom ochnasty cyklu. Teraz doczytałem, że to faktycznie cykl, ale Smocza zguba jest chronologicznie pierwszym tomem (podobno najlepszym) i nadającym się do samodzielnego czytania. Swoją drogą to już staroć, wydany przez ISA w 2004 roku.
Michelle Paver oczywiście kojarzę z sagi prehistorycznej – czytałem pierwszy tom, ani mnie zachwycił, ani odrzucił, ot przeciętne czytadło dla młodzieży. Natomiast Cienie w mroku kupiłem na fali entuzjazmu wywołanego Terrorem Simmonsa. Bo u Paver też mamy Arktykę – trzeszczący lód, arktyczne przestrzenie i przytłaczającą ciszę – jak wydawca reklamuje w blurbie. Element fantastyczny to coś, co kryje się w mroku. Brzmi bardzo znajomo. Nie, nie spodziewam się, że Paver dorównała Simmonsowi, aż takim optymistą nie jestem. Ale mam nadzieję na miłą lekturę.
I japońszczyzna – trzeci tom Opowieści rodu Otori, fantasy inspirowanego średniowieczną czy wczesnonowożytną Japonią oraz słynny Shogun Clavella. Vis-a-vis Etiuda bardzo ładnie wydaje Sagę Azjatycką Clavella, więc pewnie kupię całość w ich wydaniach, tym bardziej że teraz zorientowałem się, że moje wydania innych części (Król szczurów, Tai-Pan i Gai-Jin), gdzieś sobie poszły.
Trzy pozycje z polskiej fantastyki, w tym Uznańskiego, Żałując za jutro, które Beatrycze z Esensji uważa za najgorszą pozycję z polskiej fantasy. Zobaczymy czy ma rację, ale z tego co pamiętam to chyba opowiadania z tego samego uniwersum (a może fragmenty powieści?) były drukowane na łamach śp. miesięcznika Science Fiction, Fantasy i Horror – wspominam nie najgorzej.
Błotnego czytałem dokładnie nic. Ale jak tu nie wziąć do testowania książki za całe 2 zł... Z recenzji wnioskuję, że to takie trochę ambitniejsze SF.
Łukasz Śmigiel znany jest jako autor horrorów, ale ta powieść to chyba raczej dark fantasy.
Bonabo i ateista to książka, o której było dość głośno, więc zaskoczyło mnie, że wylądowała w Dedalusie. Ale też rozeszła się błyskawicznie – dostałem ostatni egzemplarz, niestety, z pogniecionymi narożnikami okładki.
Europę na peryferiach wydało Wydawnictwo Marek Derewiecki, którego polityki za diabła nie ogarniam. Dlaczego? Otóż windują maksymalnie ceny na początku, by po kilku miesiącach wrzucać książkę do tanich księgarń za grosze. Proszę, obok przykład innej ich książki – bardzo ważnej dla historyka. Najpierw cena z kosmosu – 166 zł, potem tania księgarnia. Europa na peryferiach też początkowo miała cenę z kapelusza – np. 103,25 zł w Znaku i Empiku – a teraz można kupić za kilkanaście zł.
Co do książki Baszkiewicza, ze wstydem, przyznaję, że kupiłem ją... pomyłkowo. Ot nie sprawdziłem tytułu, tylko oparłem się na skojarzeniu – myślałem, że to wznowienie jego debiutanckiej pracy Powstanie zjednoczonego państwa polskiego na przełomie XIII i XIV wieku (marksistowskiej, ale ciekawej).
Z historii/archeologii przybyły jeszcze dwa zbiory artykułów poświęconych początkom Polski. Przy takich zbiorówkach często dostajemy odgrzewane kotlety – każda uczelnia chce zrobić konferencję, w koło Macieju zaprasza się tych samych naukowców (o Śląsku opowie Moździoch, o Wielkopolsce Kara, o Małopolsce Poleski, o Kaliszu Buko, jakieś dyrdymały wysmaży Urbańczyk itd.). Wiadomo, że autor, który występuje ileś razy w roku na konferencjach, nie będzie za każdym razem prezentował nowinek – to potem mamy masę artykułów opisujących te same badania z tymi samymi wnioskami.
Ale akurat te dwa tomiki prezentują się zupełnie przyzwoicie. Tylko taka uwaga – jeśli archeolog próbuje ustalić coś z dziejów politycznych, to należy do tego podchodzić bardzo ostrożnie, by nie rzec: sceptycznie. Gdyby brać za dobrą monetę ich wszystkie wnioski, to bardzo interesująco wyglądałaby mapa Polski gdzieś około 970 roku – państwo Piastów składałoby się z trzech enklaw bez łączności terytorialnej ze sobą (Wielkopolska wschodnia, okolice Sandomierza i Lublina oraz jakiś kawałek wybrzeża). Niestety, archeologów często ponosi wyobraźnia i próbują nam rysować granice kierując się np. różnicami i podobieństwami glinianych skorup, a przy tym całkowicie ignorują wiarygodne i jasne źródła pisane. Żeby nie być gołosłownym: śp. Marek Dulinicz uważał, że Mazowsze znalazło się w państwie piastowskim dopiero w XI wieku. Jak wobec tego wyjaśnić sąsiedztwo z Rusią znane z Ibrahima ibn Jakuba i Dagome iudex? To już „wyjaśnił” Przemysław Urbańczyk: źródła się mylą (tylko PU poznał prawdę objawioną), a Mazowsze było ziemią niczyją, którą eksploatowali tak polscy Piastowie, jak i ruscy Rurykowicze. Szkoda eksploatować klawiaturę na komentowanie tej radosnej twórczości.
I na koniec odnotuję, że przybyły kolejne dwa tomy Superbohaterów Marvela (obok rozrastająca się panorama). Niestety, poziom komiksów leci na łeb na szyję, a tłumaczenia wciąż liche.
Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:
Heh, znam to: "Zobaczmy, co tam na Dedalusie, miałam kupić książkę X". 10 minut później: "Hm, dlaczego mam w koszyku 15 pozycji?". Dlatego już tam nie zaglądam. XD
OdpowiedzUsuń"Drozdy" mi ostatnio polecano jako dobre urban fantasy z sensowną bohaterką.
No właśnie, nawet nie bardzo po reckach można dojść co to jest gatunkowo. Bo czytałem też, że Drozdy to thriller.
UsuńUznański to nie do końca fantasy, taki miks konwencji.
OdpowiedzUsuńTak, wiem po tym co czytałem w Science Fiction, Fantasy i Horror – to space opera skrzyżowana z fantasy, coś co chyba nazywa się kosmicznym fantasy. A jak to oceniasz?
UsuńNo dobra, znam tylko "Cienie w mroku". Z opisu faktycznie kojarzy się z "Terrorem", ale w praktyce raczej nie są tak zbliżone, chociaż podobały mi się i to bardzo (czytałam je, zanim w ogóle wiedziałam o istnieniu Terroru). Nawet naskrobałam co nieco:
OdpowiedzUsuńhttp://www.kacikzksiazka.pl/2014/09/cienie-w-mroku-michelle-paver.html
To polecam Clavella, najlepiej zacząć od Króla szczurów. Akcja toczy się w japońskim obozie dla jeńców wojennych podczas II wojny. Tytułowy bohater, to kapral, który świetnie się odnajduje w tym miejscu i rozkręca biznes :D Natomiast co do Shoguna, to w latach 80. leciał w naszej telewizorni serial na podstawie książki - niezła obsada (Richard Chamberlain, Toshiro Mifune, Yoko Shimada.
UsuńPomyślę nad tym, bo generalnie na hasło II Wojna Światowa zazwyczaj odrzuca mnie od książki - przeczytałam za dużo w zbyt krótkim czasie w LO i mam teraz awersję... A kurde Chamberlaina nie trawię, więc nie obejrzę:D
UsuńSaga Azjatycka ma to do siebie, że trudno ogarnąć, dlaczego to sie nazywa sagą :D Różni bohaterowie, różne stulecia, różne kraje (tyle że wszystkie azjatyckie. Kolejno:
UsuńShogun - końcówka XVI wieku, Japonia.
Tai-Pan - połowa XIX wieku, Chiny/Hongkong.
Gai-Jin - druga połowa XIX wieku, Japonia.
Noble House - druga połowa XIX wieku, Chiny/Hongkong.
Król szczurów - 1945 r., Malezja, japoński obóz dla alianckich jeńców wojennych.
Whirlwind - 1979 r., Iran.
Ooo, dobra, to spróbuję ogarnąć w czasie bliżej nieokreślonym, tylko muszę sobie to pozapisywać :D
UsuńZ tych może nie bardzo tanich, ale trochę tańszych polecam księgarnię Korob https://www.korob.pl/
OdpowiedzUsuńStacjonarne punkty mają tylko w Łodzi, ale wysyłają.
Bardzo słaby katalog. Zakładka "literatura" i tam wszystko - klasyka, fantastyka, harlequiny - bez podziału na działy, 509 stron do przeglądania. Do tego nie usuwają książek, których już nie ma w ofercie. Dziękuję, nie skorzystam, nie mam czasu na zmaganie się z idiotycznym katalogiem.
UsuńPo lewej stronie rozwija się lista kategorii :) Jedyna wada taka, że nie są alfabetycznie.
UsuńA OK, jakoś nie zauważyłem. Ale nadal bardzo przeszkadza w przeglądaniu to, że nie usuwają książek już wyprzedanych. Wrzuciłem fantastykę, potem sortownik wg ceny od najniższej, żeby sprawdzić co mają ze "staroci". Po przejrzeniu bodaj 5 stron - gdzie wszystkie pozycje były z adnotacją "Produkt chwilowo niedostępny" - wymiękłem.
UsuńOstatnio takźe zrobiłem zakupy w Dedalusie, głównie uzupełniając brakujące rzeczy od Runy (Brzezińska, Piskorski, Podrzucki, Kochański, Guzek i Księga Strachu 2) i jeszcze jakieś starocie z fantastyki. Zawsze warto zajrzeć, bo można trochę dobra wyszukać u nich w księgarni. Jeśli interesują Cię pozycje z UW to polecam okazyjną cenę na Ravelo za "TV Ciało" Noon'a za 5,55 z możliwym odbiorem osobistym w ich księgarniach partnerskich.
OdpowiedzUsuńWszedłem na Ravelo. Rzeczywiście sporo starszych książek w przyjemnych cenach - Diaczenkowie, Murakami... Ale te pozycje, które mnie interesują mają adnotację: "Uszkodzona okładka". Lubię ładne książki, więc odpuszczam :D Ale na pewno to ciekawa opcja, choćby przez współpracę z różnymi księgarniami, w których masz odbiór za darmo - ja mam w poznańskiej księgarni PWN.
UsuńPisałeś, że poszalałeś i OK, zgadzam się, zaszalałeś :D
OdpowiedzUsuńWiększości tych książek w ogóle nie znam, o kilku słyszałam, ale jestem zdecydowanie na "tak" dla Shoguna. Jak ja uwielbiam tę książkę! Odpowiada mi dużo bardziej niż Król szczurów. Niestety to wydanie jest dość niechlujnie złożone. W kolejnych akapitach zdarzają się przeniesienia fabularne do zupełnie innych postaci, więc przydałby się separator chociażby w postaci pustego wersu. Generalnie mieli jakieś problemy z tabulatorami i enterami, ale sama powieść dalej wychodzi na plus.
Lata temu pisałam też o Słońcu słońc, chociaż teraz wstyd się przyznawać do tego, co powstało sześć lat temu (nie ma to jak wspominanie starych postów w szóstą rocznicę założenia bloga, nawet jeśli przez większość tego czasu był nieaktywny :D). Ale gdybyś był zainteresowany, to proszę bardzo:
https://wiedzmowa-glowologia.blogspot.com/2011/10/12-sonce-sonc.html
I mój wniosek jest taki: chyba nie zajrzę na Dedalusa... Nie stać mnie w tej chwili na takie zakupy, a mogłabym się nie powstrzymać :D
To dostarczyłaś mi porcji rozczarowania - Shogunem. A jak inne "clavelle" z tego wydawnictwa?
UsuńKsiążki na Dedalusie wychodzą tak tanio, że się dodaje do koszyka, a zdziwienie następuje po przejściu do podsumowania :D Ale i tak 16 pozycji z Dedalusa kosztowało nawet nie dwa razy więcej niż te dwa zbiory naukowych artykułów. Tak w przeliczeniu - 9 książek w Dedalusie = 1 książka w księgarni PWN.