POLECAM

poniedziałek, 31 sierpnia 2020

Conan z Mizerii (1)


A tak mnie na wspominki wzięło, więc będzie o dziwacznych Conanach poprzedzone historią Cymeryjczyka w Polsce oraz krótką wycieczką na zachód, wschód i południe. Znaczy, o dziwnych Conanach będzie w części drugiej, bo dopadł mnie dziś słowotok i za dużo nasmarałem. Być może przyczyną słowotoku jest zmartwychwstanie. No, poważnie – przez te dwa tygodnie upadów trochę umarłem (a trochę nie), ale już powstałem.

Większość starych wydań Conana miałem, ale nieopatrznie się pozbyłem, kiedy zaczęła wychodzić wielotomowa, twardookładkowa seria. Na szczęście, coś tam zostało, w tym właśnie owe Conany dziwaczne (no nie wszystkie, sześć tomików z ośmiu) oraz zeszycik Iskier ozdobiony cudnym bohomazem:


Conan pojawił się w naszym kraju za sprawą magnetowidów. Kojarzycie takie cuś? Może kasety video chociaż? W każdym razie na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ów sprzęt zrobił się bardzo popularny w Niemczech, a że sporo naszych rodaków jeździło tam na tzw. saksy (czyli do pracy na czarno), to i u nas zaraz się pojawiły. I rodacy mogli zobaczyć na tym wideło (lub videle) film z Arnoldem Schwarzeneggerem Conan Barbarzyńca z 1982 roku. Dwa lata później pojawił się jeszcze Conan Niszczyciel, a w 1985 roku Czerwona Sonia (niby nie Conan, ale trochę Conan, bo grał Arnold).

W owym czasie ukazywała się już u nas Fantastyka (jeszcze nie Nowa). I w styczniowym numerze za rok 1985 opublikowała dwa Conany: oryginalne opowiadanie Howarda Wieża słonia oraz Cartera i de Campa Spotkanie w krypcie.


To był oficjalny literacki debiut Conana w Polsce, ale nieoficjalnie zadebiutował bodajże w 1984 roku w tzw. klubówce. Cóż to były owe klubówki – jako że w PRL fantasy ukazywało się sporadycznie, a SF może częściej, ale też bez rozpusty, fani wzięli sprawy we własne ręce. Pojawiały się amatorskie edycje (często przepisywane na maszynie i odbijane na ksero), w amatorskich tłumaczeniach (choć część owych tłumaczy była na tyle dobra, że potem odnaleźli się na wolnym rynku). Chyba nie trzeba dodawać, że żadnymi tam prawami autorskimi gitary sobie nie zawracano.

Sama nazwa „klubówka”, „wydawnictwo klubowe” nie do końca oddaje istotę rzeczy, bo tylko część owych publikacji wychodziła w klubach miłośników fantastyki – część wydawały osoby prywatne, przy czym początkowo z pobudek fanowskich, ale pod koniec także ze zwykłej chęci zysku. Można rzec, że to był taki trzeci obieg. Bo pierwszy, to oficjalny, który przeszedł cenzurę, drugi – opozycyjny (wydawnictwa podziemne, ścigane przez komunę), a trzeci to właśnie te „klubówki”, fanziny itp. – nieoficjalne, ale niespecjalnie interesujące władzę.

Pierwszą conanowską klubówką było zapewne mikroskopijne (czterysta sztuk) wydanie opowiadania Howarda Conan. Skarby Gwalhura (z literówką, bo oryginalnie są to Skarby Gwahlura). Wydawcą był Studencki Klub Fantastyki Sfera z Wrocławia, a tłumaczem niejaki Robert J. Szmidt. Tak, ten Robert J. Szmidt. Skarby Gwalhura osiągają obecnie konkretne ceny – za cuś odbijane na ksero, objętości nieco ponad czterdzieści stron, trzeba położyć około sto zł. Drugą klubówką był chyba Conan i czarownik Andrewa Offutta, który wyszedł także w 1984 roku (niektórzy podają rok 1983 – wtedy to Offutt byłby conanowskim pionierem w Polsce). Nie mam pojęcia kto był wydawcą.

Skarby Gwalhura oraz Conan i czarownik

Potem ukazało się jeszcze kilka podobnych edycji, nie tylko opowiadań Howarda.

Czerwone ćwieki oraz Okrwawiony bóg. Strażnicy Larsha

Conan Buntownik Andersona miał dwa wydania klubowe, z tym że pierwsze widziałem w trzech wersjach (z okładką kolorową, okładką czarno-białą dobrze nasyconą kolorami i czarno-białą wyblakłą).


Jak już widać po książce Andersona, poziom edytorski rósł, pojawiły się kolorowe okładki.


Opowiadania z Conanem publikowano także w klubowych antologiach i biuletynach. W antologii Conan i inni z 1987 roku polski czytelnik dostał dość sporą dawkę conanozy – opowiadanie Howarda oraz dwa opowiadania Cartera i de Campa, a do tego opowiadania Kuttnera o Elaku z Atlantydy (taki kuzyn Conana) i Zelaznego o Dilvishu Przeklętym. W biuletynie Polskiego Stowarzyszenia Miłośników Fantastyki zatytułowanym Feniks (to ojciec miesięcznika Fenix i dziadek kwartalnika Fenix Antologia) było nie tylko jedno opowiadanie z Conanem, ale też esej Era Hyboriańska, w którym Howard zawarł szkic dziejów swojego świata (Feniks nr 3 za 1986 rok).

Jedno opowiadanie z Conanem ukazało się też w biuletynie Fikcje w 1984 r.

Klubowo (czyt. piracko) wydawano również komiksy z Conanem – dwa takowe puścił Gdański Klub Fantastyki, jeden coś o nazwie BWP Białystok – ten białostocki Ostry miecz Conana Barbarzyńcy wyszedł w nakładzie zaledwie trzystu sztuk i obecnie, jeśli w ogóle pojawia się w sprzedaży, to w zależności od stanu za 250-420 zł. Wszystkie te komiksy ukazały się w latach 1989-1990. Czyli można rzec: rzutem na taśmę, bo 1990 rok uznaje się za koniec klubówek.

Gdański Klub Fantastyki - Conan 1: Czerwone ćwieki

Gdański Klub Fantastyki - Conan 2: Dzień jelenia

BWP Białystok - Ostry miecz Conana Barbarzyńcy
Obok coś co parę razy mignęło mi na portalach aukcyjnych jako komiks klubowy,
a o czym nie znalazłem
żadnych informacji

Swego rodzaju epigonem tegoż nurtu był Łódzki Klub Komiksu, który wydał właśnie w takiej formie Conana. Cienie w Zambouli w 2001 roku (w drugim numerze magazynu EXPERYMENT).

Foto dzięki uprzejmości usera nori z forum Komikspec

Trudno rzec czy za klubówki należy uznać pięć komiksów conanowskich z Marvela wydanych w latach 1989-1990 przez As Editor. Z jednej strony poziom edytorski jak z klubówki, sytuacja prawna pewnie też (jakoś wątpię, żeby Marvel sprzedał licencję na takie wydania). Z drugiej strony jednak owe komiksy były w powszechnej sprzedaży.

Ale komiksy zostawmy na boku. Wracamy do opowiadań i powieści. Czas klubówek skończył się w 1990 roku, jednak już wcześniej pojawiły się u nas Conany w oficjalnym obiegu. Trzy tomy wydała w 1988 roku Alfa, w paskudnym tłumaczeniu – do dziś pamiętam teksty typu „Och Conanie, tyś ranion śmiertelnie”, albo opis walki: „Padli tworząc wir szczepionych członków”. Do tego Iskry dorzuciły, także w 1988 roku, zeszycik z jednym opowiadaniem – Ludzie czarnego kręgu. Książeczki owe „zdobiły” potworne bohomazy.




A taki zabawne coś znalazłem na allegro – najwidoczniej ktoś miał oczy ostro poranione okładką Alfy:


Lista klubowych wydań Conana


Sporządziłem na podstawie kilku źródeł, w tym K. Kaczor, We władzy dyskursów. O polskich definicjach fantasy, w: Między przymusem a akceptacją. Meandry władzy w literaturze i kulturze popularnej, red. A. Gemra, K. Dominas, Wrocław 2015, s. 33, p. 48. Niestety, na danych pani Kaczor nie można polegać w stu procentach, więc nie wykluczam, że niżej wdarły się błędy (przede wszystkim podejrzany mi jest „goły” tytuł Conan z 1985 r. – nie wykluczam, że to dublet z Czerwonymi ćwiekami lub Ręką Nergala. Stalowym demonem, podobnie ma się sytuacja z Conanem Barbarzyńcą z 1986 r.). Conanolodzy możecie poprawiać :)

R. E. Howard, Skarby Gwalhura, tłum. R. J. Szmidt, wydawca Sfera przy współpr. Grupy Literackiej „No Wave”, Wrocław 1984.
A. J. Offutt, Conan i czarownik, tłum. I. Duda, [wydawca nieznany], [miejsce wydania nieznane] 1984.
R. E. Howard, Conan. Czerwone ćwieki, tłum. R. J. Szmidt, wydawca Sfera, Wrocław 1985.
R. E. Howard, L. Carter, Conan. Ręka Nergala. Stalowy demon, tłum. R. J. Szmidt i Z. A. Królicki, wydawca Sfera, Wrocław 1985.
R. E. Howard, Conan, tłum. Z. A. Królicki, [wydawca nieznany], [miejsce wydania nieznane] 1986.
R. E. Howard, Conan Barbarzyńca, [bez tłumacza], [wydawca nieznany], [miejsce wydania nieznane] 1986.
R. E. Howard, Conan the Barbarian, [bez tłumacza], [wydawca nieznany], [miejsce wydania nieznane] [rok wydania nieznany]. UWAGA: być może identyczne z poprzednim, patrz na dole EDYCJA.
R. E. Howard, Conan. Za Czarną Rzeką, [bez tłumacza], wydawca Sfera, Wrocław 1986.
R. E. Howard, L. Sprague de Camp, Conan. Okrwawiony bóg. Strażnicy Larsha, tłum. Z. A. Królicki, wydawca Sfera, Wrocław 1986.
L. Carter, L. Sprague de Camp, Conan wyzwoliciel, [bez tłumacza], [wydawca nieznany], [miejsce wydania nieznane] 1986.
P. Anderson, Conan Buntownik, wyd. 1: [bez tłumacza], [wydawca nieznany], Warszawa 1987; wyd. 2: tłum. A. Krachowski, wydawnictwo FBI BOOKS, Wrocław 1990.
R. E. Howard, Conan Zdobywca, tłum. Z. A. Królicki, [wydawca nieznany], [miejsce wydania nieznane] 1987.
L. Carter, L. Sprague de Camp, Conan z Wysp, [bez tłumacza], [wydawca nieznany], [miejsce wydania nieznane] 1988. 
L. Sprague de Camp, Conan i Bóg-Pająk, tłum. M. i T. Kreczmarowie, [wydawca nieznany], [miejsce wydania nieznane]  1989.
R. Jordan, Conan niezwyciężony, [bez tłumacza], [wydawca nieznany], [miejsce wydania nieznane] 1990).

Fikcje, nr 11 (19), 1984:
R. E. Howard, L. Sprague De Camp, L. Carter, Przekleństwo monolitu, tłum. Z. A. Królicki.

Feniks, nr 03 (08), 1986:
R. E. Howard, Era Hyboriańska, tłum. S. Kędzierski.
R. E. Howard, Bóg w pucharze, tłum. S. Kędzierski.

Ta, która pokochała księżyc. Antologia fantasy, t. 3, [wydawca nieznany], Warszawa 1986:
L. Carter, L. Sprague De Camp, Zjawy w kamiennej czaszce, tłum. E. Witecka.

Conan i inni. Antologia fantasy, t. 4, [wydawca nieznany], Warszawa 1988:
R. E. Howard, Świątynia obrzydliwości, tłum. Z. A. Królicki.
L. Carter, L. Sprague de Camp, Czarne łzy, tłum. Z. A. Królicki.
L. Sprague de Camp, R. E. Howard, Pałac umarłych, tłum. Z. A. Królicki.

Oficjalne wydania Conana z PRL:


R. E. Howard, Conan z Cimmerii, tłum. A. Ziembicki, wydawnictwo Alfa, Warszawa 1988.
R. E. Howard, Conan. Droga do tronu, tłum. S. Czaja, wydawnictwo Alfa, Warszawa 1988.
R. E. Howard, Conan: Godzina Smoka, tłum. S. Czaja, wydawnictwo Alfa, Warszawa 1988.
R. E. Howard, Ludzie Czarnego Kręgu, tłum. Z. A. Królicki, wydawnictwo Iskry, Warszawa 1988.

Fantastyka, nr 01 (28), 1985:
L. Carter, L. Sprague de Camp, Spotkanie w krypcie, tłum. Z. A. Królicki i R. J. Szmidt.
R. E. Howard, Wieża słonia, tłum. Z. A. Królicki.

***

Po upadku komuny, w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych wreszcie pojawiła się u nas większa dawka fantasy, a konkretnie wydawcy tłukli bez opamiętania trzech autorów: Andre Norton, Michaela Moorcocka i właśnie Roberta E. Howarda.

Z Conanem jako pierwsze wystartowały (1990 rok) wydawnictwa: Elektronik z Wrocławia, Atlantis z Warszawy i Versus z Lublina (do tego pojedyncze opowiadania w antologiach, jak np. Barbarzyńcy z Rebisu). Dość dziwaczne było wydanie Versusa, bo w jednym tomiku połączono dwóch zupełnie różnych twórców fantasy: Howarda z jego Conanem i Lorda Dunsany (na jedenaście opowiadań, trzy Howarda – książkę polecam, ale ze względu na drugiego twórcę, bo Lord Dunsany rzadko bywa u nas wydawany).


Jak widzicie już po samych nazwach wydawców, były to wydawnictwa-efemerydy. Zazwyczaj po opublikowaniu kilku, góra kilkunastu pozycji zwijały się z rynku. Nie inaczej było z wydawnictwem Nakom, które wydało bodajże cztery pozycje fantastyczne: niezłe postapo Chelsei Quinn Yarbro Przedświt, ramotkę Tarzan i klejnoty Oparu Edgara R. Burroughsa i dwa Conany Howarda – w 1990 i 1994 roku. Ich książki miały podstawową wadę: rozpadały się podczas czytania...


W 1992 roku ukazał się rodzynek – jedyny polski Conan (a przynajmniej jedyny pewny, bo o innych napiszę w drugiej części). Conan. Pani śmierć to dzieło nijakiego Jacka de Crafta, czyli Jacka Piekary. Co ciekawe, z informacji zamieszczonej na stronach reklamowych wynika, że w tym wydawnictwie (Camelot) miały się ukazać jeszcze trzy książki Jacka de Crafta, zapewne już nawet napisane (bo zaznaczono: Jeszcze w tym roku). Nigdy te powieści się nie ukazały, a jedna z nich miała także być z Conanem – podano tytuł: Conan. Cmentarzyska Xuchotlu. Trudno powiedzieć czy rzeczywiście te trzy powieści powstały, czy to tylko był pic na wodę, bo w późniejszym wywiadzie Piekara spytany czy Conan. Pani śmierć doczeka się wznowienia, odparł:
Nie. To była zabawa literacka. Chciałem pokazać, że można w miesiąc napisać powieść lepszą od dziewięćdziesięciu procent zachodnich produkcji. Napisałem ją, udowodniłem sobie co chciałem, nieźle się przy tym bawiłem i... starczy.
Piekarowy Conan to de facto lekki pastisz – Conan to już stary człowiek, od dwunastu lat leniący się na „emeryturze”. Okoliczności zmuszają go do jeszcze jednej wyprawy, i nasz Cymeryjczyk czasami zbiera łupnia... Książka była tłumaczona na czeski i rosyjski. Szkoda, że Piekara nie zgadza się na polskie wznowienie – znaczy, mam tę powieść, ale chciałbym kiedyś móc kupić omnibus: Pani śmierć + Cmentarzyska Xuchotlu – o ile w ogóle ta druga powstała. To że w Camelocie się nie ukazało, niczego nie przesądza, bo Pani śmierć to jedyna książka przez niech wydana, więc najwidoczniej szybciuteńko się zwinęli z rynku.


Nowa era w polskich wydaniach Conana zaczęła się na raty. W 1991 roku wydawnictwo PIK zaczęło wydawać obszerną sagę o Conanie, już od tomu trzeciego serię przejęło wydawnictwo ART, a od tomu dziesiątego (1995 rok) wydawnictwo Amber, wówczas potentat na rynku fantastyki. I właśnie rok 1995 to koniec radosnej wydawniczej amatorki.

Amber puszczał Conana do 2000 roku. Całe wydanie PIK/ART/Amber to siedemdziesiąt dwa tomy. Po wyczerpaniu źródła anglosaskiego, Amber sięgnął na wschód i stąd pod koniec serii ukazywały się Conany o takich oryginalnych tytułach, jak Conan i prizraki proszlowo czy Sziest dwieriej stracha.

Dopiero w 2011 roku inny wydawca, Rebis odważył się wrócić do Conana – tylko dzieł Howarda, ale w wersji najpełniejszej, z różnymi szkicami itp. odnalezionymi w jego dokumentach. Wyszły tego trzy tomy w latach 2011-2013.


Mniej więcej w tym samym czasie, bo w 2012 roku ukazała się edycja wydawnictwa REA, też tylko Howard (ale wyłącznie te opowieści, które dokończył, szkice, opowiadania kończone przez innych autorów pominęli). W 2015 roku REA wznowiła ten zbiór w zmienionej okładce.


Z jednej strony może trochę szkoda, że polscy wydawcy odpuścili sobie Conany innych autorów, z drugiej jednak – kto by tyle tego zdzierżył. Obecnie podstawowa seria anglosaska liczy sobie coś koło sześćdziesięciu tomów (w niektórych wydaniach może być więcej, to zależy jak rozdzielą opowiadania). Ale mamy jeszcze rosyjską Sagę o Conanie, która wychodziła w latach 1993-2009 – łącznie 141 tomów! Zakończenie Sagi nie oznacza, że na wschodzie odpuścili sobie Conana, bo naliczyłem jeszcze dwadzieścia trzy książki wydane po 2009 roku.

Część rosyjskiej Sagi o Conanie - znalezione na ozon.ru

Ale to jeszcze nie koniec conanozy. Dość popularna jest gra MMORPG Age of Conan firmy Funcom. I na podstawie tejże gry także wyprodukowano książki. Są to cztery trylogie, czyli łącznie dwanaście tomów – z ich autorów w Polsce znany jest chyba tylko Richard A. Knaak. Ma swoje książki gra, to musi mieć i film. Po wejściu do kin Conana z Jasonem Momoą wyszła też książka Conan the Barbarian, której autorem jest znany też na naszym rynku Michael A. Stackpole.

Pierwszy tom trylogii Knaaka i Conan the Barbarian Stackpole

Byliśmy na zachodzie i wschodzie, to południe. Na południu, po sąsiedzku Conany pisywał niejaki Juraj Červenák. Kojarzycie gościa? Pisarz słowacki, u nas cztery jego powieści wydała Erica. Bardzo śmiesznie wydała, bo w obu przypadkach są to po dwa tomy z trylogii – wyjątkowi jajcarze. Wracając do Conana: Červenák wyprodukował w latach 1994-2004 cztery Conany pod pseudonimami George Callahan i Thorleif Larssen. Potem ukazało się wznowienie, już pod nazwiskiem Juraj Červenák.

Červenák jako George Callahan i Červenák jako Červenák :D

Na Słowacji Conana wyprodukował też Vlado Ríša (pod pseudonimem Richard D. Evans) – cztery sztuki, Ondrej Trepáč (pod pseudonimem Andy Knocker) – trzy, Rastislav Weber – jedną.

Sporo Conanów wyprodukowali czescy autorzy, jak: Jan Šimůnek (pod pseudonimem Albert Simon Pergill) – naliczyłem pięć jego Conanów, Václav Vágenknecht – cztery, Radoslav Kalaš – jeden, Leonard Medek (jako Leonard Em) – cztery, Ivana Kuglerová – dwa, Mike Philip (prawdziwe nazwisko nieznane) – jeden, Otomar Dvořák (Paul O. Courtier) – dwa.

Jeszcze dwa Conany zza południowej granicy

To nie wszyscy czescy i słowaccy producenci Conanów... Pewnie z pół setki tomów się uzbiera... Swoją drogą ciekawe, że Rosjanie, Ukraińcy, Białorusini, Czesi, Słowacy tak tłuką tego Conana, a nasi ni huhu.

To kto ma ochotę na lekturę kompletnego wydania Conana, czyli skromnie licząc około trzysta tomów?

EDYCJA
W Encyklopedii Fantastyki znalazłem coś, czego w życiu na oczy nie widziałem: klubówka Conan the Barbarian. Nie wiem kto to wydał i kiedy. Okładka to skserowany numer 5 za 1971 rok komiksowego pisma Savage Tales. Według Encyklopedii Fantastyki, w tej klubowce zamieszczono osiem opowiadań (Córka Lodowego Olbrzyma; Conan przystępuje do Piratów; Czarny Lotos; Koszmar z dżungli; Uderzenie; Dom pełen łotrów; Narodzi się Wiedźma; Miasto Snów). Być może to to samo, co pani Kaczor wymieniała jako Conan Barbarzyńca z 1986 roku, a co już wyżej zdało mi się tytułem podejrzanym. Podgląd z Encyklopedii Fantastyki:

I oryginalna okładka Savage Tales, nr 5, 1971:


Cd.: Conan z Mizerii (2)



Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

31 komentarzy:

  1. Aż strach się za te Conany zabierać. A jeśli chodzi o MMORPG - ja bardzo bym chciała, by w nie się dało grac, ale to ogólnie dość martwy typ gier z tego co wiem obecnie. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najważniejsze są te od samego Howarda, czy te które dokończyli jego bezpośredni literaccy spadkobiercy - Sprague de Camp i Lin Carter. Reszta to bywa lepsza, bywa gorsza, ale zasadniczo chyba tylko dla wyjątkowych koneserów. Ja tam polecam, Howarda warto poczytać ;).

      Usuń
    2. Znam jego Kulla, więc kojarzę, jak pisał mniej więcej. :) I kiedyś pewnie jakiegoś Conana też wezmę. Twórczość z dwudziestolecia jest jakaś taka urocza.

      Usuń
    3. Z Conanów mogę też polecić książki Johna Maddoxa Robertsa - to dość znany pisarz kryminałów z akcją osadzoną w starożytnym Rzymie, u nas kojarzony też z historii alternatywnej "Dzieci Hanibala" (niestety, Bellona wydala chyba tylko pierwszy tom dylogii). Popełnił bodajże osiem Conanów.

      Acz osobiście z twórczości Howarda wolę opowiadania z takimi bohaterami jak Salomon Kane, Bran Mak Morn i Cormac Mac Art.

      Usuń
  2. Pawle, a wiesz może jak jest z tłumaczeniami wydań Rebisu vs REA ? Conana nigdy nie czytałem i co jakiś czas wraca do mnie myśl żeby kupić i nadrobić. Słyszałem utyskiwania na wydanie REA ze względu na uwspółcześnione tłumaczenie. Tyle, że mogło to wynikać głównie z porównania ze wspomnieniami, których ja po prostu nie mam :). Wydanie Rebisu, jak piszesz, jest bardziej kompletne ale za to dużo droższe w zakupie (szczególnie ze względu na ograniczona dostępność trzeciego tomu)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia, Conana przestałem czytać na tamie 28 z Amberu, czyli w 1995 roku... Od tej pory cały mój kontakt z Conanem to nowy film (z 2011) i dwa tomy kolekcji komiksowej.

      Usuń
  3. Conana bardzo lubię, sporo z tej "Czarnej serii", miałbym ochotę przeczytać. Zwłaszcza, że część tych autorów, nie została nigdy później (np. Robert Jordan, chyba, że o czymś nie wiem). Ale wszystkiego na pewno nie, raczej nie warto :P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie zniechęciło to, że większość Conanów od innych autorów po prostu nie miała tego klimatu co opowiadania Howarda. Do tego były trochę na jedno kopyto - chodziło głównie o ubicie jakiegoś złego maga. Nic w stylu "Czerwonych ćwieków" czy "Córki lodowego olbrzyma".

      Usuń
  4. Serdecznie Ci dziękuję za linka. Czyli jakie tłumaczenie REA nie jest na wydanie z Rebisu też nie ma się co napinać ;) Cenna informacja.

    OdpowiedzUsuń
  5. O jasny gwint, ale obrodziło tymi Conanami :O A właściwie jak to jest, nikt nie ma praw autorskich do tej postaci?
    Lubię Conana, czytałam zbiór opowiadań chyba z Rei, to była bardzo gruba, wielka kniga, wydana dosyć niedawno. Wciąga mocno, to zacna fantastyka. W sumie poczytałabym jeszcze parę opowiadań, ale zdecydowanie nie aż tyle xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Howard zmarł w 1936 roku, prawa autorskie w Polsce wygasły po 70 latach - w 2006, w USA są nieco inne regulacje - tam może być 70 + 25 lat. Ale u nas długo obowiązywała ustawa o prawach autorskich z 1952 r., która chroniła te prawa tylko przez 20 lat od śmierci twórcy, potem (chyba w 1994 r.) to wydłużono do 50 lat (czyli prawa do Conana wygasały w 1986 roku), a ostatecznie (w 2000 r.) do 70 lat. Być może właśnie dlatego Amber przerwał w 2000 r. publikowanie Conanów.

      Howard nie miał ani rodzeństwa, ani dzieci, jego matka zmarła dzień po nim. Prawa autorskie odziedziczył ojciec, który później zapisał je swojemu przyjacielowi, a potem przeszły w ręce jeszcze innych osób. Problem polega na tym, że ojciec Howarda ukrył jego testament, a sam pisarz przekazał w nim prawa autorskie swojej przyjaciółce Lindsey Tyson. Późniejsze działa powstałe w USA (filmy, książki, komiksy) korzystały z licencji z "linii" ojca Howarda. A słowiańscy twórcy pewnie mieli to w d... Dlaczego właściciel praw autorskich (obecnie jest nim firma Cabinet Entertainment) nie reagował - nie mam pojęcia. Być może uznali, że walka w "dzikich" krajach jest niewarta zachodu. A może u sąsiadów czas obowiązywania praw autorskich majątkowych jest (był) krótszy niż u nas. W Rosji do 1974 r. było tylko 15 lat obowiązywania tych praw, potem 25 lat, w latach 1993-2004 było to 50 lat, a dopiero od 2004 jest 70 lat.

      Podobna sytuacja, jak z Howardem, jest z Tolkienem - zmarł w 1973 r., więc prawa autorskie obowiązują do 2043. A wychodziły u nas rosyjskie książki wykorzystujące jego świat i to wcale nie w małych wydawnictwach, bo w Prószyńskim (Pierumow) oraz Fabryce Słów i Solarisie (Jeskow).

      Usuń
    2. Dzięki za wyjaśnienie :)

      Usuń
    3. Howard to inna bajka, ale mnie interesuje na jakiej zasadzie wydano u nas książki wykorzystujące świat Tolkiena. Bo wyszły trzy takie pozycje:

      1. Kirył Jeskow (zapisywany też jako: Kiriłł Jeskow i Kiryl Yeskov - trzy wydania, za każdym razem inny zapis, choć tłumacze ci sami):
      - Ostatni władca Pierścienia, Oficyna Wydawnicza 3.49, Poznań 2000.
      - Ostatni władca Pierścienia, Solaris, Stawiguda 2002.
      - Ostatni powiernik Pierścienia, Red Horse (imprint Fabryki Słów), t. 1-2, Lublin 2007.
      To książka pokazująca wydarzenia "Władcy Pierścieni" od strony orków, taka polemika z Tolkienem.

      2. Nik Pierumow, trylogia Pierścień Mroku, t. 1-3, Prószyński i S-ka. Warszawa 2002. To kontynuacja "Władcy Pierścieni" - potem Pierumow włączył to do swojego multiwersum "Światy Uporządkowanego" (np. trylogia Kroniki Hjörwardu).

      3. Kasiopea (prawdziwe nazwisko: Katarzyna Chmiel-Gugulska), Syn Gondoru, wydawnictwo MumakiL Fandom PresSsss..., dwa wydania w 2006 i 2012 roku. To jest fanfik, alternatywna wersja "Władcy Pierścieni", w której Boromir nie zginął w obronie hobbitów, a razem z nimi trafił do niewoli. Nakład niby niewielki, na zasadzie klubowej, ale to nie PRL.
      Swoją drogą "Syn Gondoru" osiąga kosmiczne ceny na Allegro - dziś jest jedna oferta, za jedyne 600 zł.

      Usuń
    4. Co do "Syna Gondoru", to mogę się wypowiedzieć, bo miałem przyjemność poznać gościa, który tym wydawnictwem zarządza. Jeśli dobrze zrozumiałem tłumaczenie, chodziło o to, że książkę rozprowadzano w obrębie znajomych (pal sześć, że głównie z jednego forum), opłata była wnoszona w zasadzie tylko za koszta druku. W takiej formie, gdy nie chodzi o rozprowadzanie fanfika w celach zarobkowych, ale wyłącznie w niewielkim gronie "znajomych" jest to legalne i nie trzeba płacić Tolkien Estate.

      Usuń
    5. Być może. A czytałeś to? Bo mam ebooka, a że nie lubię czytać ebooków (szczególnie pdf-ów), zastanawiam się nad wydrukowaniem, tylko to ma 875 stron! Więc nie wiem czy warto... Agnieszka ‘Achika’ Szady chwali, a jej gust sobie cenię od czasu, jak popełniła recenzję Williamsa, w której też uważa, że przerósł Tolkiena:
      https://esensja.pl/ksiazka/recenzje/tekst.html?id=10302

      A tu jej opinia o "Synu Gondoru":
      https://esensja.pl/varia/publicystyka/tekst.html?id=3817

      Usuń
    6. Tak, acz zastrzegam się, że dość dawno temu. W zasadzie z większością tej recenzji bym się zgodził. Rzeczywiście, muszę przyznać, że autorka pisać umie, na pewno od strony warsztatowej ciężko się przyczepić. Ale, szczerze, całkiem mnie nie zachwyciło.

      Przede wszystkim to wspomniane psychologizowanie. W przypadku innych postaci, może by mi podeszło bardziej, ale w przypadku tolkienowskich postaci, trochę mi to zgrzytało. To "hobbicienie" Boromira, które jest opisane w recenzji, również - jak dla mnie, właśnie to brzmiało sztucznie (ale miałem swoją wizję Boromira po Tolkienie, być może dlatego). Są też inne niby śmieszne teksty, czy sytuacje, ale które mnie nie za bardzo śmieszą.
      Jednak, niektóre zabiegi humorystyczne zdecydowanie na plus - na przykład, hobbici wspominają wędrówkę Drużyny przez Eregion, niedługo po wyruszeniu z Rivendell. Boromir był świetnym kompanem, ale stanowczo odmawiał zmywania naczyń - jak dla mnie, rzeczywiście bardzo pasuje do Boromira i jest śmieszne.
      Dobre też było to, że Kasiopea dużo miejsca poświęciła wędrówce Aragorna z Szarą Drużyną przez Ścieżkę Umarłych i dalej, przez Gondor. U Tolkiena, mamy część tej drogi opisaną w opowieści Legolasa - osobiście, miałem po tym lekki niedosyt, bo ta część całej historii wydała mi się bardzo ciekawa, więc z przyjemnością poczytałem opisy Kasjopei z tej ciężkiej drogi, razem z Umarłymi.

      Tyle Ci mogę powiedzieć - raczej warto przeczytać, jak dobrze wspominasz Tolkiena. Ale radziłbym, jak masz drukować, zrobić tak z, powiedzmy, dwoma pierwszymi rozdziałami. Jak styl autorki, ta psychologizacja i humor Ci podejdą, to resztę,

      Usuń
  6. A ja jakoś nigdy za Kullem nie przepadałem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam tego w niebieskiej okładce z taką dziwną czcionką, ale nie miałam okazji przeczytać do tej pory - nie ciągnie mnie kompletnie do tej historii, a i fanką Conana nigdy nie byłam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To z wydawnictwa Elektronik? A to chyba dość rzadkie wydanie, nawet Encyklopedia Fantastyki tego nie odnotowuje.

      Usuń
  8. Kiedyś wszystko, co zagraniczne było na wagę złota. Nie wiedziałam, że tyle tego Conana u nas wyszło! A teraz wydawnictwa decydują się raczej na nowości i bezpieczną klasykę. A że Conan raczej nie jest literaturą wysokich lotów, to i się go nie wydaje. Albo jest w nim za mało martyrologii jak na polskie gusta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja bym raczej obstawiał wielkość rynku, bo choć jest nas trzy i pół raza więcej niż Czechów, to nasz rynek książkowy jest znacznie mniejszy; kilka lat temu było tak, że przeciętny Polak kupował 1,5 książki rocznie, a przeciętny Czech - 14 książek. Do tego dochodzą Słowacy, którzy też kupują książki czeskie (o tym, że rynek rosyjskojęzyczny jest jakieś 10 razy większy od naszego, już kiedyś pisałem).

      Wychodzi, że w Polsce rocznie sprzedaje się 57 579 000 książek, a w Czechach 149 097 200, czyli rynek czeski (nie licząc Słowacji) jest ponad 2,5 raza większy od polskiego.

      Na dużym rynku znajdzie się wystarczająca ilość fanów Conana, na naszym - maleńkim widocznie jest ich za mało.

      Usuń
  9. Może ja napiszę jeden tomik.
    "Conan i Burmistrz Sosnowca", w którym ojciec miasta wynajmuje dzielnego barbarzyńcę celem poprawy podłej reputacji rodzimego grodu.
    To straceńcza, karkołomna misja jakiej nasz Cymeryjczyk może nie podołać.
    W tle hanysy, gorole, marne piwo i coraz wyższe podatki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę Sosnowiec mą taką podłą opinię? No ja z daleka, z Pyrlandii, to nie mam orientacji co do sosnowieckich realiów (chyba nawet nigdy w Sosnowcu nie byłem).

      Usuń
  10. Wiele można mówić, ale te okładki z późnych lat osiemdziesiątych/wczesnych dziewięćdziesiątych są nie do podrobienia xD W ogóle nie mogę przestać łączyć tytułu "Ostry miecz Conana Barbarzyńcy" i Iskrowej okładki "Conana z Cimmerii" - wychodzi koncertowa porno-parodia xD
    Heh, a najgłupsze w tym wszystkim jest, że Conan jest naprawdę fajny (jakkolwiek #teamSolomonKane) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Conan z Cimmerii to wydawnictwo Alfa - rzeczywiście ten miecz mu tam wyrasta :D Tu trudno wybrać najgorszą okładkę, bo konkurencja zacięta, ale na podium bym ustawił (kolejność alfabetyczna):
      Barbarzyńca i marzyciel z wydawnictwa Versus.
      Conan z Cimmerii z wydawnictwa Alfa.
      Ludzie czarnego kręgu z wydawnictwa Iskry.

      Usuń
  11. Przywołał Pan żeś wspomnienia. Jak się stało w kolejkach (bo były jeszcze kolejki - nawet do zwykłego skupu butelek) i czytało Conana. Człowiek się może wzruszyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam pierwszego Conana w księgarni kupiłem w 1988 r., jako uczeń kl. I LO - pół ogólniaka poleciało, bo "Conana rzucili":D A to był tylko zeszycik Iskier "Ludzie czarnego kręgu". Potem wyszukałem w rożnych dziwnych miejscach (bo przecież internetu, czyli Allegro, OLX itd. nie było) pozostałe zeszyciki Iskier z serii Magia i Miecz, nie tylko Howarda ("Bogowie Bal-Sagoth"; "Płomień Assurbanipala"), ale też Wiatrowskiego ("Rycerz Światłości"). Dwóch zeszytów nie udało mi się zdobyć - musiałem skserować od kumpla, jedną kserówke mam do dziś (Howarda "Dolina grozy"), jedną gdzieś mi wcięło (Piekary "Imperium - smoki Haldoru").

      A mam też jeszcze zesztówki wydawnictwa Almapress: Bąka i Bochińskiego "Królowa Alimor", Leszka Lachowieckiego "MIAU!", Piekary "Labirynt", Kochańskiego "Zabójca czarownic" oraz Ewy Siarkiewicz "Nic oprócz pieśni". Niestety, kilku mi brakuje - Urbanowicz, Drukarczyka, Ziemkiewicza, Dębskiego.

      Usuń
  12. Howarda zacząłem czytać gdzieś w połowie lat 90. Wtedy już królowała tzw. czarna seria. Część tomów miałem w domu, kupione przez starszego brata, część z biblioteki. Szkoda, że przez zmiany wydawnictw zatarła się kompletnie chronologia cyklu, który początkowo był rozpisany na 12 tomów zgodnie z amerykańskim wydaniem z lat 60. - po przejęciu przez Amber "Conan z Wysp" (ostatni niby) wyszedł jako #15, pastisze publikowano bez ładu i składu.

    W końcu lat 90. i na początku XXI wieku był duży problem z dostępnością tego typu literatury, na Conana musiałem polować po kiermaszach, bazarach i księgarniach taniej książki. W bibliotekach cykl był wybrakowany, często z powodu kradzieży/nieoddania książki. Dopiero potem pojawił się internet i Allegro, dzięki czemu mogłem uzupełnić księgozbiór o takiego np. "Conana obieżyświata" czy "Conana ryzykanta". Klubówki mnie w większości ominęły, a niektóre okładki zobaczyłem dopiero teraz. Miałem oczywiście zeszyciki wydawnictwa Iskry, "Barbarzyńca i marzyciel" i rozpadającą się książeczkę "Conan najemnik".

    Wydawnictwo REBIS to zacna inicjatywa, zgodna z trendami panującymi na zachodzie, gdzie rynek nasycił się powtarzalnymi do bólu, bezpłodnymi pastiszami i nastąpił zwrot w stronę oryginalnych opowiadań Howarda. Sam nie czytałem już żadnego tłumaczenia po Królickim, raz na jakiś czas przypominam sobie Conana, ale już w oryginale z "Weird Tales": https://reh.world/howardworks/

    Podkreślmy: Howard napisał tylko 21 pełnych tekstów o Conanie, z czego za życia pisarza opublikowano tylko 17 ("The Black Stranger" czekał na publikację w oryginalnej postaci pół wieku - ukazał się w 1987 roku!). Niby niedużo, jeśli zestawić z Jordanami, Cookami i innymi Martinami, ale i tak sporo w porównaniu z innymi cyklami samego Howarda i ówczesnych pisarzy. Nie wszystkie oryginalne opowiadania są porywające, ale pamiętajmy, że facet pisał dla kasy w czasach Wielkiego Kryzysu. Jeśli miałbym wskazać najlepsze - przeczytajcie "Za Czarną Rzeką" i "Czerwone Ćwieki", w następnej kolejności "Wieża Słonia" i "Królowa Czarnego Wybrzeża".

    Co do pastiszów, to zrobiły chyba więcej złego niż dobrego - choć kto wie, może bez wykończeniówek, przeróbek i zapychaczy De Campa i Cartera Conan zostałby zapomniany? Trochę tego czytałem, w większości wyparłem z pamięci, na pewno dobra jest "Droga królów" Karla E. Wagnera, autora znakomitego skądinąd cyklu o Kane (nie mylić z Solomonem Kane). Zamiast pastiszów chyba lepiej sięgnąć po inne opowiadania REHa - Kull, Bran, Turlogh, Dolina czerwia (to ostatnie chyba najlepsze).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Czerwone ćwieki" to moje ulubione opowiadanie conanowskie. Z dzieł innych autorów, mam sentyment do opowiadania Cartera i de Campa "Spotkanie w krypcie" - nie pamiętam już czy to było pierwsze, czy jedno z pierwszych, ale na pewno początki mojej znajomości z Conanem.

      Miałem to szczęście, że jeszcze za komuny ojciec mojego kolegi był fanem Howarda, jako człek pracujący w Germanii (= kasiasty) mógł sobie pozwolić na wyprawy do antykwariatów i przepłacanie za klubówki. A do tego przywoził z Niemiec komiksy z Conanem (które mogłem obejrzeć, bo jakoś nie skłoniły mnie do przyłożenia się do nauki niemieckiego :D). Więc tak gdzieś od 1987 miałem jakiś tam dostęp do Conana.

      Usuń
  13. Czołem. Kilku pozycji brakuje jutro zrobię fotki. ;)

    OdpowiedzUsuń