POLECAM

czwartek, 2 września 2021

Sierpień 2021 – raport z biblioteczki

No, ostro popłynąłem, a nie tak miało być. Ale spodobał mi się pierwszy tom cyklona Webera... Przybyło pięćdziesiąt dziewięć – tylko dwa komiksy, dziewięć pozycji naukowych i popularnonaukowych, jedna pseudonaukowa, trzy powieści historyczne. Reszta to fantastyka, w tym trzynaście razy Polska, dwadzieścia dwa razy Anglosasi (ale z tego aż dwadzieścia jeden Weber), dziewięć razy reszta świata (dość egzotycznie, jak na fantastykę).

Komiksy bez szaleństw, dorzuciłem do paczuszki w Bonito trzeci tomik Plemienia Sów oraz nabyłem, bo tanio było, pierwszy tom nowej kolekcji – Bohaterowie i Złoczyńcy DC (raczej nie będę w to brnął, bo wyrosłem z trykociarzy).

Książka naukowa. Rebecca Wragg-Sykes Krewniacy – o neandertalczykach, zakup obowiązkowy. Mam nadzieję, że będzie to bliższe książkom McKie i Stringera (Afrykański exodus. Pochodzenie człowieka współczesnego) czy Jamesa Shreeve (Zagadka Neandertalczyka. W poszukiwaniu rodowodu współczesnego człowieka), niż ekshibicjonistycznej nudzie Svante Pääbo (Neandertalczyk. W poszukiwaniu zaginionych genomów).

Pozaplanowe zakupy w PAN – akurat wyszła książka Andrzeja Buko o początkach Polski (nie pierwsza tego autora, ale z przyczyn oczywistych najbardziej aktualna). Do paczuszki dorzuciłem księgę pamiątkową tegoż autora – studia ofiarowane w siedemdziesiątą rocznicę urodzin.

Zagnało mnie też do wydawnictwa Uniwersytetu Zielonogórskiego. Zdaje się, że brałem ostatni egzemplarz książki Benyskiewicza – po moim zamówieniu, zniknęło z oferty. Psioczyłem na facebooku na wysoką cenę tegoż (75 zł u wydawcy z wysokimi kosztami wysyłki, 99 zł w księgarniach specjalistycznych – w normalnej dystrybucji nie ma), ale widocznie wydawca dobrze oszacował zainteresowanie...

Za to brakujący w mojej biblioteczce tom rocznika Slavia Antiqua kupiłem taniutko – za 10 zł był w Składnicy Księgarskiej (to jedna z tanich księgarń sprzedających to, co wydawcom zalegało).

Biografie. Bolesława Wstydliwego z Avalonu – to raczej dla profesjonalistów, niż miłośników historii. I świętego Olafa Haraldssona, króla Norwegii z uniwerku w Zielonej Górze.

I historia nieco nowsza. Pierwsza praca – znowu Uniwersytet Zielonogórski – o znanym nam już XVII-wiecznym fantaście, turbolechicie, Wojciechu Dembołęckim. Korzystałem już z tej książki pisząc o turboskach, ale nie miałem swojej, a teraz w księgarni UZ jest z rabatem 57%.

Druga praca o bliskiej mi Wielkopolsce, a konkretnie o Bambrach. To byli chłopscy, niemieccy osadnicy ściągnięci w XVIII wieku w okolice Poznania. Okazało się, że katolickim Niemcom bliżej do polskich współwyznawców, niż do protestanckich Prusaków – i też większość Bambrów szybko się spolonizowała. Do dziś mamy w Wielkopolsce ich potomków. Ciekawostka: byli to na tyle gospodarni ludzie, że w gwarze poznańskiej bamber to bogaty chłop. Agnieszka Szczepaniak-Kroll wzięła pod lupę dwie takie rodziny: Bajerleinów, którzy się spolonizowali i Dittrichów, którzy pozostali Niemcami.

I kolejna pseudonaukowa wypocina Kosińskiego. Tym razem nie tylko bredzi historycznie, ale również kłamie i hejtuje „adwersarzy” (celowo w cudzysłowie, bo Kosiński nie jest dla mnie adwersarzem czy partnerem do dyskusji – mogę jeno prostować jego głupoty i trochę się pośmiać). W internecie Tomaszek robi to od dawna, ale po raz pierwszy w książce. Na razie dostałem przeprosiny od zastępcy redaktora naczelnego wydawnictwa Bellona. Mają to wyjaśniać, więc chwilowo wstrzymam się z ewentualnym wejściem na drogę postępowania sądowego. Tym niemniej jestem zdumiony, że redaktor puścił mu taki prymitywny hejt. To chyba kolejny etap staczania się Bellony. Paliwko turbolechickie się skończyło, a schrzaniona opinia zostanie im na długo... Ale, jak to mówią, chcącemu nie dzieje się krzywda, a szefostwo Bellony wskoczyło w ten turbowski psychiatryk ochoczo, na główkę i nie sprawdzając czy jest woda na dnie.

Powieści historyczne. Trzy, miały być cztery, ale po zakupie Webera jedną odłożyłem na wrzesień. Dwie ze Składnicy Księgarskiej – Wielgus z powieścią o średniowieczu i Morcinek o XVII/XVIII wieku. Do tego jeszcze raz XVII wiek, tym razem w wykonaniu Hena. Przeciw diabłom i infamisom poszukiwałem, już nawet wrzuciłem do obserwowanych na Allegro – ale paskudne wydanie PRL-owskie w pięciu zeszycikach. A tu w sierpniu wyszło wznowienie :) Ten cykl doczekał się serialu: Rycerze i rabusie. Mam nadzieję, że Wydawnictwo Mg – wydające teraz Hena – puści jakoś niedługo ważniejszą jego powieść historyczną: Crimen. Sam autor (prawdziwe nazwisko: Józef Henryk Cukier) w tym roku skończy 98 lat, a wciąż jest czynnym pisarzem (w 2020 wyszła jego książka Bez strachu).

No i dotarliśmy do fantastyki. Dwie książki Bohdana Głębockiego o detektywie Antonim Kaczmarku. Akcja umieszczona w latach trzydziestych XX wieku w Poznaniu, a same powieści to mikst kryminału, urban fantasy, horroru i dieselpunka. Tytuł drugiej części pochodzi od dania z kuchni wielkopolskiej – wbrew nazwie, nie ma to nic wspólnego z rybami, to coś, co można nazwać zupą ziemniaczaną; jeśli do tego dodano zasmażkę, to były ślepe ryby zez myrdyrdą. Inna nazwa tej potrawy to: rzodkie pyrki, a na południowy zachód od Poznania mówiono: zupa niebecz. Już same nazwy wskazują, że nie była to ekskluzywna potrawa.

No tak, odbiegam od tematu. Skorzystałem z przeceny w Bonito. Uzupełniłem biblioteczkę o dwie pozycje wydawnictwa Genius Creations. Fobia Kaina miała dobre recenzje. Pewnie się zastanawiacie po jakiego grzyba wziąłem Patykiewicza, skoro nie raz go krytykowałem (np. tu)... Pewnie po to, żeby znowu móc skrytykować :D A poważniej: chcę sprawdzić czy po wielu latach kariery pisarskiej, wreszcie nauczył się pisać. Jest też opcja, że lepszy redaktor podciągnie jego pisaninę (bo w SuperNowej nie było z tym różowo).

Kolejne pozycje z przeceny w Bonito: książki z niszowego wydawnictwa Alegoria. Obie dość chwalone. Tak wydawca, jak i autorzy dotąd mi nieznani. Poczęstuję się, zobaczę czy ta kuchnia dobrze rokuje.

Składnica Księgarska. Śp. wydawnictwo Sumptibus. Pochwaliłem powieść Żytowieckiego, nabyłem kontynuację. To dokupiłem jeszcze zbiór opowiadań. Do tego, za jakieś małe pieniądze, dorzuciłem dość chwaloną powieść Uznańskiej.

Jeszcze Składnica. Arkady Saulski – miejsca, w których wydaje swoje książki (Drageus i Fabryka Słów) skłaniają do daleko posuniętej ostrożności. To sprawdzę go za dwa piwa (bo tyle mniej więcej kosztowała ta książka). A Drukarczyk był w planach – to kolejny numer tego dziwnego czasopisma; w ubiegłym roku kupiłem cztery, paru mi jeszcze brakuje, ale pewnie też wyszukam.

Trochę żałuję, że wziąłem książkę Jakuba Pawełka. Myślałem, że to powieść, a okazało się, że zbiór opowiadań. Dobra, kupiłem to kupiłem, na fallusa drążyć temat :D Ale widzę, że wydawca (wydawnictwo ENDER, seria: WarBook) jest bardzo oszczędny – oszczędza nie tylko na redakcji (którą robią amatorzy) i korekcie (korektora często w ogóle nie ma, korektę robi redaktor), ale także na okładkach (o ile kura znosząca złote jaja, czyli Cholewa dostał w dodrukach skrzydełka, o tyle Pawełkowi już poskąpiono).

I dwupak takiej dziwniejszej fantastyki. O której, oczywiście, na razie nie mam nic do powiedzenia.

Teraz fantastico-egzotico (u nas egzotyczna jest każda fantastyka z wyjątkiem anglosaskiej, rosyjskiej i, naturalnie, polskiej). Z maleńkiego wydawnictwa Golem przybyły dwie prastare pozycje Hannsa Heinza Ewersa, czasami zwanego niemieckim Poe. Ewers wywarł wielki wpływ na kolejne pokolenia pisarzy grozy, od Lovecrafta począwszy. Te dwie książki to część trylogii o Franku Braunie. Uczeń czarnoksięski (z 1909 roku) ma różne recenzje, natomiast Alrauna (1911) uchodzi za najlepsze dzieło Ewersa. A wydawca jest tak niszowy, że jego książek nie tylko nie kupicie w księgarniach, ale nawet na stronie wydawcy (bo jej nie ma). Jedyna opcja to Allegro. Chyba warto śledzić ich profile w mediach społecznościowych, bo tam pojawiają się informacje o nowych książkach czy dodrukach.

Pakiet czeski.

Jeszcze jedna powieść czeska, a do tego coś z Rumunii. Te dwie książki łączy to, że są ubranymi w szaty animal fantasy filozoficznymi opowiastkami o ludziach.

Chorwacja i Słowacja. W obu przypadkach mamy chyba raczej magiczny realizm, niż fantastykę „pełną gębą”.

I książki, które mnie najbardziej cieszą. Trochę się naczekałem na to Polowanie na małego szczupaka (miało wyjść w czerwcu, wyszło w sierpniu). Ale właśnie czytam i już wiem, że warto było czekać (drugi dobry strzał po Kivirähku, a w kolejce już czekają kolejne!). Juhani Karila to fiński, a może raczej lapoński pisarz. Pochodzi z Pelkosenniemi – gminy, która ma najmniej ludności w Finlandii (924 osoby), ale obszarowo jest całkiem spora (skoro mieści... 171 jezior).

I wreszcie mogłem kupić Dom burz – wreszcie Mag dodrukował, bo janusze z Allegro mieli ceny kosmiczne. Teraz jeszcze czekam na dodruk (oby był) dylogii Hala Duncana Welin + Atrament.

I dojechaliśmy do Webera. W lipcu kupiłem jego Placówkę Basilisk, otwierającą wielki cyklon. Przeczytałem. I czegoś takiego szukałem – coś pewnie skrobnę, więc na razie na tym poprzestanę. Ale oczywiście zacząłem szukać kolejnej części. I okazało się, że nie dość, że w księgarniach nie ma, to jeszcze na Allegro ceny w okolicach siedemdziesięciu zł. Wszedłem na stronę Rebisu i widzę, że chyba odpuszczają sobie tego autora (zresztą teraz wydaje go Zysk i S-ka) – nie ma nic. To dawaj po tanich księgarniach – dwanaście pozycji znalazłem w 3telni, trzy kolejne w TakCzytam. Ale to „dalsze” tomy, a wciąż brakowało tych z początku. To znalazłem na OLX używane cztery części za 75 zł (na Allegro sam Honor królowej w tych okolicach chodzi), a kolejne dwa tomy, już nówki, z Allegro. Czyli mam dwadzieścia dwie części, brakuje mi już tylko... trzynastu :D

Pierwszy podcykl, podstawowy – czternaście powieści, u nas wydanych w szesnastu tomach (dwie podzielone). W tym podcyklu mam największe braki, bo na razie kupiłem tylko odsłony: 1, 2, 3, 4, 10, 11, 13.


Podcykl drugi – trylogię Star Kingdom – mam w komplecie. Tu już widać, że Weber musiał wezwać na pomoc koleżanki i kolegów. Weber jest niezłą taśmą produkcyjną, ale nawet takie taśmy mają ograniczenia (a Honor Harrington to nie jedyny jego cyklon).

Podcykl trzeci – tetralogia The Saganami Island – tu mam trzy tomy z czterech.

Trylogia Wages of Sin w komplecie.

Trylogia Manticore Ascendant w komplecie.

Z antologii opowiadań mam tylko połowę – trzy na sześć.





32 komentarze:

  1. To ja chyba napisałem zbyt grzecznego maila do Bellony (zdaje się, że do tej samej osoby), bo w ogóle mi nie odpowiedzieli. Mnie Kosiński nie wiedzieć czemu nazwał w książce "bibliotekarzem UJK", mimo, że nim nie jestem i nie pracuje na UJK (bo to chyba tak trzeba rozumieć, że ma na myśli uniwersytet w Kielcach). O innych prymitywnym hejcie nie wspominam, jakobym miał jakieś turbogermańskie poglądy (mógłby to chociaż wytłumaczyć, co przez to rozumie), albo, że moja książka to publicystyczny paszkwil. Jednym słowem: xD
    To wszystko idzie o krok za daleko. Jeśli Bellona będzie akceptowała wyzywanie kogoś od bibliotekarzy czy fryzjerów psów, kompromituje się jeszcze bardziej.
    Swoją drogą może warto wyjaśnić jakim prawem Kosiński posługuje się w notkach biograficznych, że jest wykładowcą UJK. Nie ma takiego wykładowcy, kilka lat temu miał tam zajęcia z podstaw przedsiębiorczości. Nie wykładał ani historii, ani archeologii, ani językoznawstwa...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to by trzeba wysłać oficjalne zapytanie do UJK - tylko oni mogą uciąć tę uzurpację pismem do wydawcy.

      Fakt, publikacją takiego prymitywnego hejtu nisko wydawca spadł - ale tak to jest, jak się bierze do bandy typków pokroju Szydłowskiego i Kosińskiego.

      Usuń
  2. Nie wiem jak fryzjer psów, ale bibliotekarz to bardzo szacowny zawód. Więc raczej to komplement niż wyzwisko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się ;) Tylko wiadomo w jakim kontekście ono tutaj pada - aby zdyskredytować oponenta.

      Usuń
    2. Tylko widzisz, lekarz to szacowny zawód, tak? To teraz wyobraź sobie adwokat toczy z urzędnikiem dyskusję o problemie prawnym, a w pewnym momencie urzędnik mówi:

      >Nie będzie mnie jakiś lekarz pouczał<.

      I w tym kontekście jest to obraźliwe.

      Usuń
  3. Olbrzymia willa z wieloma pomieszczeniami, czy raczej magiczne gumowe regał mieszczące każdą liczbę książek? Obserwuje pańskiego bloga już od dłuższego czasu i wychodzi mi jakieś 400 książek rocznie.Do tego raczej o nie broszurowej grubości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mieszkam w chacie na wsi, czy willi - to zależy jak definiować willę, bo jeśli najprostszą definicją ("wolno stojący większy budynek mieszkalny, jednorodzinny, powiązany zwykle z ogrodem") to tak, zgadza się (chyba, bo gdybym jeszcze wiedział od ilu m2 jest to budynek "większy"). Ale i tak już się duszę :D

      Przytoczę po raz enty przypadek prof. Gerarda Labudy. W 2001 roku, w jego księdze pamiątkowej, zamieszczono z nim wywiad. Mówił wówczas, że połowę swojego księgozbioru podarował bibliotece w rodzinnym Wejherowie, a zostawił sobie drugą połowę - księgozbiór podręczny. I ten księgozbiór podręczny to było ok... 20 000 woluminów :D Czyli wcześniej było to ok. 40 000 - i się mieściło w domu :D To ja mam gdzieś nieco więcej niż 1/8 tegoż.

      Usuń
  4. Ech, wam to dobrze, zwyzywani od fryzjerów psów czy bibliotekarzy z UJK. A co ma zrobić autor wtórnych artykułów i książek? :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, Michale, mogę się z Tobą nie zgadzać w wielu tezach, ale akurat wtórności na pewno bym Ci nie zarzucił. Tylko teraz jesteś chyba trochę bezsilny, bo będą tłumaczyć, że to opinia, nie fakt, a jak będziesz udowadniał swoje racje? Powoływać biegłych? Słabo to widzę. Właśnie dotąd ten cały hejt w książkach Bellony wobec ludzi nauki był taki trudny do sporządzenia pozwu.

      Usuń
    2. To był żart z mojej strony. Kosika opinia tak naprawdę nikogo nie interesuje i słusznie. Mnie też

      Usuń
    3. No, mnie tam jego słowa wiszą i powiewają, ale wkurza mnie Bellona, że daje mu przestrzeń do hejtu.

      Usuń
  5. Myślałam, że hejt to tylko w internecie, a tu się okazuje, że Bellona wydała książkę, w której jesteś obrażany... Ale wymienili Cię z nazwiska?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. I to nie w jednym miejscu.
      https://seczytam.blogspot.com/2021/09/sierpien-2021-raport-z-biblioteczki.html?showComment=1630765720744#c8746632417335700517

      Usuń
  6. Odżałowałem te parę złotych i kupiłem "dzieło" Kosińskiego. Zwyczajowo erotycznie wykorzystuje głupoty, ale więcej tu infantylnej pyskówki, niż hejtu:

    "Wystarczy przytoczyć tutaj jeden z wielu durnych i wulgarnych tekstów wspomnianego Pawła Miłosza z Seczytam, który zwrócił uwagę m.in. na książkę Jarosława Prusińskiego Zapomniani Bogowie. Słowiańska opowieść. W swej recenzji z 7 marca 2018 r. zatytułowanej jak zwykle dosadnie Pokaż mordę, szczeniaku, czyli ból pupci turbolechickiego pisarczyka nazywa autora „bredniopisarzem”. Podobnie zresztą wyzywa Bieszka, mnie i innych „lechickich” autorów. Moim zdaniem nie może być jednak lepszej rekomendacji do zapoznania się z tą pozycją aniżeli paszkwil tego typu zacietrzewionego antylechickiego propagandysty."

    "Są i tacy, którzy starają się wprowadzać do szkół informacje o słowiańskich bogach czy pogańskich władcach przedchrześcijańskiej Polski. Pod jednym z postów na temat premiery mojej książki Bogowie Słowian (2019) jedna z komentatorek, nauczycielka, wyraziła zadowolenie z ukazania się takiej pozycji, twierdząc, że w końcu będzie miała materiał do nauczania dzieci o wierze ich przodków. Dość szybko ripostował tutaj znany hejter o turbogermańskich poglądach, wspominany wcześniej Paweł Miłosz z Seczytam, namiętnie monitorujący moją działalność autorską i publicystyczną, sugerując pociągnięcie owej pani do regulaminowej odpowiedzialności za łamanie programu nauczania i nawołując do jej przykładnego ukarania. Chyba nie trzeba tego komentować."

    "Problem z moją osobą i twórczością ma także najwyraźniej środowisko naukowe. Poza typowo hejterskimi blogami, rzekomo pronaukowymi takimi jak Seczytam czy Sigillium Authenticum, w niewybredny sposób komentującymi moje dokonania na równi z życiem prywatnym, zdarzają się przypadki otwartych personalnych ataków na mnie i moje publikacje, a za przykład może służyć choćby niejaki Michał Łuczyński, jeden z doktorów związanych z moją macierzystą uczelnią."

    Fakt, że przeniesienie takich dyskusji na łamy książkowe jest dość kontrowersyjne, ale "moim zdaniem nie może być jednak lepszej rekomendacji (...) aniżeli paszkwil tego typu zacietrzewionego" turbolechickiego propagandysty.

    Jeżeli cytaty kogoś rażą, to proszę o skasowanie tego wpisu, bo sam nie mogę tego zrobić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nie o te fragmenty chodzi ale pojawi sie gospodarz to zapewne sam to wyjasni.

      Usuń
    2. Ok. Poniżej wszystkie brakujące fragmenty związane z gospodarzem bloga, gdzie jest wymieniony z imienia i nazwiska. Pomijam przypis i netografię, odwołujące się do "Pokaż mordę, szczeniaku, czyli ból pupci turbolechickiego pisarczyka", bo tam żadnego komentarza nie ma.

      "Wykorzystałem tutaj częściowo swoje teksty publikowane na stronie slavia-lechia.pl, którą prowadzę od roku 2016. Bezcenna okazała się też wiedza, którą zdobyłem podczas przygotowywania wcześniejszych sześciu książek na temat dawnej Słowiańszczyzny, oraz moja aktywność internetowa, związana z próbami prowadzenia dyskusji z osobami o turbogermańskich poglądach (jak np. Roman Żuchowicz, Artur Wójcik, Paweł Miłosz) i innymi krytykami idei Wielkiej Lechii (choćby: Kamil „Vandal” Baczewski, Andrzej Szubert alias Opolczyk, Michał Łuczyński, Aleksandra Dobrowolska vel Pijana Morana, Pietja Hudziak, Tomasz „Poświst” Rogaliński czy Andrzej Przychodni). Pomocna okazała się też wymiana opinii ze znanymi filolechitami (Janusz Bieszk, Czesław Białczyński, Adrian Leszczyński, Paweł Szydłowski, Waldemar Wróżek czy Wojciech Zieliński)."

      "Do takich sceptycznych wobec Wielkiej Lechii rodzimowierczych inicjatyw internetowych, mających w wielu przypadkach także oparcie w postaci organizacji bądź różnych form działalności rodzimowierczej, należą m.in.:

      Sławosław,
      Słowianolubia,
      Słowiańska Moc, rodzimowiercy Pietji Hudziaka, znanego antylechickiego hejtera, fana turbogermańskich blogów Sigillum Authenticum Artura Wójcika, Seczytam Pawła Miłosza i grupy dyskusyjnej na Facebooku Raki pogaństwa…,"

      "Należy jeszcze wspomnieć, że do grona blogów otwarcie walczących z ideami lechickimi, uznawanych przez akademików za internetowy głos ich środowiska, należą m.in.: Seczytam Pawła Miłosza, Sigillum Authenticum Artura Wójcika (pracownika biblioteki UJK) czy Piroman.org Romana Żuchowicza (doktoranta Instytutu Historii UW, szczycącego się na swej stronie tym, że zajmuje się… hejtingiem)."

      Korzystam z wydania elektronicznego i żadnych innych wycieczek personalnych nie widzę. Nie wykluczam, że mogą być bardziej ukryte, czyli nie wykorzystują personaliów, ale żeby to wyłapać, należałoby przeczytać książkę Kosińskiego. Akurat nie jestem w masochistycznym nastroju, więc sobie daruję tę przyjemność.

      Usuń
    3. Kosik postanowił zarobić pieniądze, przelewając swoje gorzkie żale na papier. "Infantylne" to mało powiedziane. Te żale są jak ich autor. Kogoś ma to podniecić do filolechityzmu?? Ktoś z Bellony powinien naprawdę stuknąć się w głowę jakimś narzędziem. Czy renoma wydawnictwa nic nie znaczy? Tak się zeszmacić wydając takie brednie?

      Usuń
    4. "Kogoś ma to podniecić do filolechityzmu??"

      Wręcz przeciwnie. Jeśli ktoś po lekturze Kosińskiego zajrzy na tego bloga, to odkryje, że:

      1) Nie jest to typowo hejterskie forum, choćby z tego względu, że zainteresowanie pożałowania godnym fenomenem turbolechityzmem, to tylko drobny wycinek tego, co na tym blogu jest.
      2) Na blogu nie ma durnych i wulgarnych tekstów, tylko kontra do odlotu na rozumie turbolechitowców, wsparta wiedzą i argumentami. Po to właśnie takie teksty się pojawiają - aby kontrować oszołomów i pokazywać to, co oni starają się konsekwentnie pomijać, budując te swoje piętrowe teorie, gdzie na jednym durnym filarze pojawia się całe piętro głupot, po czym dobudowywane są kolejne piętra, sięgające nieba absurdu.

      Korespondencja z Belloną ma o tyle sens, że ja np. mogę ignorować Kosińskiego, bo czytanie rewelacji jego autorstwa jest ponad moje siły. Ale najwyraźniej w Bellonie też tego nie czytają, zapewne z tych samych powodów. Jednakże to oni mu to publikują, więc powinni kontrolnie zaciągnąć hamulec i trochę ocucić, gdy się facet za bardzo rozbuja w oszołomieniu. Inaczej gotów pójść całkowicie po bandzie.

      Usuń
    5. Anonimowy 4 września 2021 11:00

      Coś mi się zdaje kolego, że zostaniesz stąd pogoniony, bo jakoś tak dziwnie krytykując, bronisz Kosińskiegp, a na dodatek manipulujesz - takie kilometry zacytowałeś, a nie zacytowałeś, jak już ktoś zauważył, właśnie tego fragmentu, o który chodzi. A na blogu Kosińskiego nie ma nic poza turbowskimi pierdołami i hejtem.

      Teraz nie mam czasu, ale może później coś więcej napiszę.

      Usuń
    6. "właśnie tego fragmentu, o który chodzi"

      A o który fragment chodzi? Może chociaż jakieś słowo kluczowe dostanę?

      "krytykując, bronisz Kosińskiego"

      Wręcz przeciwnie. Kosiński zareklamował bloga, który rozbija jego teorie. Moim zdaniem nie należy to do rozwiązań rozumnych. Po co mam jeździć po człowieku, który sam robi to o niebo lepiej ode mnie?

      "takie kilometry zacytowałeś, a nie zacytowałeś"

      Zacytowałem kilometry, w których pojawia się imię i nazwisko gospodarza bloga, lub nazwa bloga. Jeśli jest jeszcze jakiś fragment, to albo system wyszukujący zawiódł (co jest wysoce wątpliwe), albo nie spełniał podanych kryteriów. Nie widzę tu miejsca na żadną manipulację.

      "A na blogu Kosińskiego nie ma nic poza turbowskimi pierdołami i hejtem."

      Nie mam najmniejszego zamiaru się z tym kłócić.

      "Coś mi się zdaje kolego, że zostaniesz stąd pogoniony"

      Z tym nie ma najmniejszego problemu. Wystarczy powiedzieć i już mnie tu nikt więcej nie zobaczy. Ponieważ wysoko cenię sobie dane słowo, więc można potraktować to, jako stuprocentowy pewnik.

      Usuń
    7. Drogi manipulanciku, przecież ty spreparowałeś cytat ze stron 396 wycinając meritum - i to mnie skłania do poglądu, że jesteś albo Kosińskim, albo pracownikiem Bellony, który ode mnie ten cytat z uzasadnieniem dostał.

      Cytat wg ciebie:
      >Należy jeszcze wspomnieć, że do grona blogów otwarcie walczących z ideami lechickimi, uznawanych przez akademików za internetowy głos ich środowiska, należą m.in.: Seczytam Pawła Miłosza, Sigillum Authenticum Artura Wójcika (pracownika biblioteki UJK) czy Piroman.org Romana Żuchowicza (doktoranta Instytutu Historii UW, szczycącego się na swej stronie tym, że zajmuje się… hejtingiem)<.

      Cytat z książki:
      >Należy jeszcze wspomnieć, że do grona blogów otwarcie walczących z ideami lechickimi, uznawanych przez akademików za internetowy głos ich środowiska, należą m.in.: Seczytam Pawła Miłosza (fryzjera psów), Sigillum Authenticum Artura Wójcika (pracownika biblioteki UJK) czy Piroman.org Romana Żuchowicza (doktoranta Instytutu Historii UW, szczycącego się na swej stronie tym, że zajmuje się… hejtingiem)<.


      I własnie o tego fryzjera psów chodzi. Z licznych powodów:

      1. Bo nie jestem i nigdy nie bylem psim fryzjerem.
      2. Bo Kosiński już kiedyś te banialuki rozpowszechniał, wtedy - w dobrej wierze sądząc, że nie ma on wiedzy o psach i ich rasach oraz potrzebach (wszak jego pies na Filipinach wyje z głodu na łańcuchu) - tłumaczyłem mu to (rasy, które mam, fryzjera nie wymagają, a nawet gdyby wymagały, to nie oznacza, że ja nim jestem).
      Po 3. Bo nazwanie mnie "fryzjerem psów" przy polemice historycznej przy ukryciu mojego kierunkowego - historycznego wykształcenia jest obraźliwe i naruszające moje dobra osobiste.

      Paniał?

      A czy w Bellonie to czytali, czy nie - nie mój cyrk, nie moje małpy. Mają red. naczelnego i z-cę red. naczelnego, był redaktor językowy - wydawca i red. nacz. ponoszą odpowiedzialność prawną za to, co do druku puszczą. Nie będę szukał Kosińskiego na Filipinach, skoro mam adres wydawcy i to wydawce pozwę. niecierpliwością czekam, jak będą udowadniać w sądzie, że jestem psi fryzjerem.

      Do adwokata się wybieram w przyszłym tygodniu i chcę żeby złożył wniosek o zabezpieczenie - zakaz rozpowszechniania książki. Zobaczymy, jak adwokat tę sprawę widzi.

      Usuń
    8. Łał... Wersja elektroniczna została okrojona. Książkę w formie elektronicznej kupiłem wczoraj i jako żywo żadnych fryzjerów tam nie ma. To znaczy, że ktoś zareagował i podmienił ebooki, ale z papierem tak się nie dało. Przykro mi, ale nie miałem pojęcia, że coś takiego mogło mieć miejsce.

      Usuń
    9. Łoł, zmienili w ebooku? To jestem w szoku. Widocznie już jakiś prawnik im pewne rzeczy wyjaśnił.

      Usuń
  7. Z takich książek z historycznym tłem to ostatnio wyczaiłem dwie, czyli Jana Łady "W nawiedzonym Zamczysku", oraz Marginesy wypuszczają Iwaszkiewicza i jego "Czerwone Tarcze", czyli historię o Henryku Sandomierskim - mniej znanym synu Krzywoustego. O ile czytałem kiedyś Antychrysta, to porównanie Nawiedzonego Zamczyska do Sienkiewicza bardzo mi pasuje, tak o Iwaszkiewiczu wstyd - ale niewiele wiem. Gdybyś mógł tak w dwóch zdaniach określić, czy warto - o ile poznałeś ww.autorów będę wdzięczny )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. >Marginesy wypuszczają Iwaszkiewicza i jego "Czerwone Tarcze", czyli historię o Henryku Sandomierskim<

      Już wypuścili (25 sierpnia), to właśnie ta czwarta powieść historyczna, której zakup przeniosłem na wrzesień :D

      Usuń
    2. PS
      Bo dojrzałem pytanie - Iwaszkiewicza znam tylko z opowiadań (mam cztery tomy wydania zbiorowego), ale już po nich widać, że warto.

      Usuń
    3. Polecam "Sławę i chwałę". Warto.

      Usuń
  8. Zawsze wpadam w kompleksy, że mam za mało książek, kiedy patrzę na Twoje zdobycze, ale ja nie po prostu miałabym gdzie ich trzymać. "Czarcie słowa" czytałam i historycznie to jest bardzo mocno takie sobie, choć okładkę ma ładną. Będziesz pisał recenzję "Polowania na małego szczupaka"? Jestem ciekawa, czy warto po to sięgnąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Polowanie na małego szczupaka" wjedzie tu pewnie jeszcze w tym, najdalej przyszłym tygodniu.

      Usuń
  9. O, to Saulskiego też mam i czeka na sprawdzenie. Ale tak w ogóle to jeśli w sierpniu kupiłam jedną książkę to jest dobrze. Niemniej, cieszy mnie to trochę, bo nazbierało mi się głupot i muszę je wyczytać. Część teraz średnio mam ochotę poznawać, ale nie lubię mieć nieprzeczytanych książek. Mam wielki plan, aby ogarnąć zaległości, a potem kupować to, co naprawdę chce czytać, bo potem tonę w książkach, do których muszę się zmuszać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe czy plan zostanie zrealizowany :D Bo ja już takich miałem mnóstwo i jakoś na planach się kończy.

      Usuń