POLECAM

czwartek, 12 grudnia 2024

Fantasmagorie najazdowców (1): Archeologia i źródła pisane


Trochę (no dobra: całkiem sporo) czasu zeszło, od kiedy obiecałem przyjrzeć się „argumentom” najazdowców, czyli wyznawców „teorii”, że państwo polskie stworzył jakiś lud niesłowiański, który najechał i pobił „polskich” Słowian. W przeszłości było wiele wariantów tej teorii – podbijać nas miały ludy kaukaskie, Sarmaci, rzymscy legioniści itp. Dziś fantaści ograniczyli się raczej do jednego kierunku: Skandynawów.

Ta koncepcja nie jest jakąś świeżynką. Przedbiegi zrobili już Adam Naruszewicz (w pracy z 1780 roku) czy Tadeusz Czacki (1800), ale „klasyczną” teorię normańską stworzył Karol Szajnocha (1858). Jego zdaniem, charakterystyczną cechą Słowian jest zupełna nieudolność społeczna – tym samym Słowianie są zbyt głupi, żeby państwo stworzyć, czyli musieli nam „pomóc” Germanie. Tej tezy nawet nie trzeba prostować, bo jej bzdurność widoczna jest gołym okiem.

Drugi argument Szajnochy – do dziś powtarzany przez najazdowców – to rzekome pochodzenie terminu Lach od skandynawskiego utlag – banita (ot, takie ludowe językoznawstwo w stylu turbolechitów: utlag = ut-lach = Lach). Dziś wiemy, że pomysł ów jest niedorzeczny, bo Lach pochodzi od nazwy plemienia z pogranicza polsko-ruskiego – od Lędzian. Otóż Słowianie mieli zwyczaj zdrabniania, skracania, zgrubiania różnych nazw. Zgrubienie od Lędzianina to Lęch (Stanisława – Stach, Bolesława – Bolech itd.). Kiedy Rusini „zgubili” nosówki, „ę” przeszło w „ja” i tak pojawił się Ljach/Lach. Podobnie od Lędzian pochodzi węgierskie Lengyel. Nazywanie całego państwa od najbliższego ludu nie jest niczym nadzwyczajnym – np. Francuzi nazywają Niemców od najbliższych sobie Alemanów (Allemagne).

Teorie normańskiego podboju (nieprzypadkowo w liczbie mnogiej, bo różnią się od siebie prawie tak samo, jak wywody turbolechitów) konstruowało później wielu uczonych w XIX wieku. Dość interesujące są tu pomysły Franciszka Piekosińskiego i Kazimierza Krotoskiego (Szkaradka).

Franciszek Piekosiński uznał, że herby polskiej szlachty pochodzą od skandynawskich run. I wymyślił taką drogę ich recepcji: w VI wieku Lechici przybyli z Azji na ziemie polskie, wcześniej bezludne, po czym część Lechitów zajęła jeszcze Połabie. Na Połabiu zetknęli się z Duńczykami i przejęli niektóre elementy ich kultury, w tym właśnie herby. W końcu, gdzieś na przełomie VIII/IX wieku Lechici połabscy najechali Polskę, niosąc na chorągwiach swych i tarczach runy skandynawskie, i podbili miejscowych Lechitów. Z grubsza rzecz biorąc, Lechici połabscy mieli być przodkami szlachty, a Lechici polscy przodkami chłopów.

Wyszło to w ogóle dość zabawnie, na co zwrócił uwagę jeszcze w XIX wieku Stosław Łaguna. Otóż Piekosiński wziął do analizy herby, których zdecydowana większość (2/3) należała nie do szlachty polskiej sensu stricto, lecz do szlachty litewskiej i ruskiej. No i nie sprawdził przy tym czy w Skandynawii rzeczywiście był zwyczaj używania znaków runicznych w charakterze herbów.

Dziś już wiemy, że wymysły Piekosińskiego były skrajnie niedorzeczne z innych nawet powodów. Otóż nie da się wywieść ani polskiej szlachty, ani jej herbów z X wieku czy czasów wcześniejszych. Jakiś zaczątek polskiej szlachty to pewnie dopiero lata po powrocie Kazimierza Odnowiciela z wygnania, ale stan kształtował się jeszcze wiele wieków później. Z kolei herby pojawiły się dopiero w wieku XIV; w wieku XIII nawet Piastowie nie mieli jednego herbu – jedni się pieczętowali orłem (pytanie: białym czy czarnym?), inni lwem (częsty znak Piastów wielkopolskich), jeszcze inni pół lwem pół orłem (Piastowie kujawscy), w XIV wieku pojawił się nawet smok (u Trojdena I czerskiego, a potem u jego potomków).

Kazimierz Krotoski z kolei widział najazd wikingów, ale nie bezpośrednio ze Skandynawii, tylko via Ruś. Na Rusi Skandynawowie ulokowali się – wg przekazu najstarszej ruskiej kroniki – w kilku ośrodkach, w tym w Nowogrodzie (Ruryk) oraz Kijowie (Askold i Dir). Następca Ruryka – Oleg podbił Kijów, a potomek Askolda z wiernymi ludźmi (jak ich zwie Krotoski: Polano-Rusami) zwiał na nasze ziemie. Znamy go jako... Popiela. Tu wkraczamy już w bajkowe dzieje, więc to sobie odpuśćmy.

Dzisiejsi najazdowcy twórczo modyfikują tezy poprzedników. Przykładowo twierdzenie Szajnochy, jakoby Słowianie byli zbyt tępi, żeby stworzyć państwo, w modyfikacji niejakiego Adama Ruszczyńskiego:

Model organizacji politycznej, który powstał w Wielkopolsce na początku X wieku nie był słowiański. Była to dość typowa organizacja wodzowska, dla której mnóstwo analogii można znaleźć w środowisku skandynawskim.

Tu mamy pomieszanie prawdy z bzdurotezami. Rzeczywiście była to dość typowa organizacja wodzowska, dla której analogie można znaleźć na… całym świecie – w tym nawet w Afryce Subsaharyjskiej. Oczywiście, także u Słowian, bo nie wiem jakież to niby oryginalne cechy przemawiają za skandynawskością wielkopolskiego modelu? Zdaje się, że wg Ruszczyńskiego, grody i drużyna, bo jakoby żadne „plemię” słowiańskie nie było zdolne do ich stworzenia w ciągu trzydziestu lat. Argumentów oczywiście podaje równe zero.

A zacząć trzeba od tego, że najstarsze grody piastowskie w Wielkopolsce powstawały w dwóch falach – bardzo skromnej około 920 roku i znacznie szerszej od roku około 940. W odniesieniu do tej drugiej fali nie można operować terminem „plemię”, ponieważ Piastowie wyszli już z ekspansją poza ziemie Polan – gdzieś między 920 a 940 rokiem opanowali ziemie małego zgrupowania nadwarciańskiego (z czterema grodami, które zostały zniszczone, a później na miejscu jednego z nich Piastowie postawili własny gród – chodzi o Ląd). I nie wiadomo czy ekspansja Piastów zatrzymała się wówczas na tych terenach nadwarciańskich, bo możliwe, że poszli dalej, nad Prosnę, do Kalisza, a może jeszcze dalej (tu przestrzegam przed przyjmowaniem hipotez archeologów dotyczących piastowskiej ekspansji – archeologowie widzą wyłącznie grody, a te wcale nie były niezbędne do podbicia lub pokojowego opanowania danego terenu; budowę grodów często poprzedzały inne formy zwierzchności w postaci trybutu i poludzia, możliwe było też wykorzystywanie miejscowych grodów).

Świetną analogią do budowy państwa Piastów jest budowa państwa Przemyślidów, czyli Czech. Choć Przemyślidzi władzę przejęli wcześniej, niż Piastowie, to na dobrą sprawę tworzenie państwa zaczęli mniej więcej w tym samym momencie (tu jest ciekawa różnica: Przemyślidzi najpierw przyjęli chrzest, a dopiero później budowali państwo, Piastowie odwrotnie). Za pierwszego budowniczego uchodzi Spitygniew I, który władać zaczął około 895 roku a zmarł w 915. Po krótkich rządach jego brata, Wratysława I (915-921), budowę prowadzili synowie tego ostatniego: Wacław Święty (zmarły w 935 roku) i Bolesław I Okrutny. Szło to na tyle szybko, że już koło 940/950 roku Przemyślidzi mogli wyjść z ekspansją poza Czechy (na ziemie morawskie i południowopolskie). Podbijaniu Kotliny Czeskiej towarzyszyła budowa grodów (poza kotliną też bywały, ale mniej – czeską inwestycją był zapewne np. gród we Wrocławiu powstały gdzieś między 940 a 960 rokiem).

Warto dodać, że oba państwa (Piastów i Przemyślidów) były podobnie podzielone:
1. Silnie umocnione centrum.
2. Bezpośrednie zaplecze centrum.
3. Pertynencje (że posłużę się terminem z Dagome iudex).

Czechy, podobnie jak Polska, nie były usiane grodami „równo” – widać centrum i zaplecze (choć są tu nie tylko grody Przemyślidów, lecz także Sławnikowiczów!). Foto z: Martin Gojda, Česká raně středověká hradiště, [w:] Přemyslovci. Budování českého státu, red. P. Sommer, D. Třeštík i J. Źemlička, Praha 2009, s. 64

Przemyślidzi, oczywiście, również mieli swoją drużynę. Co ciekawe, także w niej bywali Skandynawowie (w czasach Drahomiry, regentki podczas niepełnoletności Wacława, byli to Tunna i Gommon, za Bolesława Okrutnego – Tiro). Nie mamy opisu drużyny Przemyślidzkiej z X wieku (tu Piastowie górą, bo są przekazy Ibrahima ibn Jakuba i Galla Anonima), ale musiała być liczna, skoro w 955 roku Bolesław Okrutny mógł wysłać tysiąc wojowników na pomoc Niemcom walczącym z Węgrami i jednocześnie sam atakować Węgrów. Bez wątpienia była to drużyna podobna do tej Mieszka I czy Bolesława Chrobrego. Czeski historyk, Josef Žemlička postawił interesującą hipotezę: otóż, jego zdaniem, drużyny Piastów i Przemyślidów były silniejsze, niż pozwalał na to potencjał państwa. Tym samym drużyna musiała na siebie zarabiać – niezbędna była i ekspansja, i najazdy grabieżcze, to z kolei powodowało dalszy rozrost drużyny, co znowu skutkowało zwiększoną ilością wojen i najazdów. Oczywiście, że taki system nie może się nakręcać w nieskończoność i w obu przypadkach kończył się poważnym kryzysem państwa – w Czechach na przełomie X/XI wieku, w Polsce trzydzieści lat później.

Jak więc widzimy, u korzeni państwa Piastów nie ma nic skandynawskiego. Owszem, pewnie dość szybko, może już w latach trzydziestych X wieku pojawili się na ich ziemiach Skandynawowie, których ślady znajdują archeologowie…

Źródła archeologiczne


Obecnie nie ma już poważnych naukowców – no może z jednym wyjątkiem – akceptujących normański najazd. Owym wyjątkiem jest archeolog Sławomir Moździoch, który widzi nie jeden, lecz dwa najazdy! Rozłożenie i zawartość skarbów srebra skłoniło go do wysunięcia tezy – której w żaden sposób nie uprawdopodobnił – że Wielkopolsce spotkały się dwie grupy najeźdźców: z północnego-zachodu i ze wschodu. Co prawda jasno tego nie napisał, ale można zgadywać, że pierwsi to wikingowie z samej Skandynawii, drudzy wikingowie z Rusi. Kiedy obie grupy się spotkały (gdzieś między Poznaniem i Gnieznem?) doszło do starcia, które wygrali ruscy.

Zdumiewa, że bardzo dobry archeolog nie ma bezpiecznika, który blokowałby mu smarowanie historycznych bzdur. Bo przecież on wie, że początek budownictwa grodowego Piastów to około 920 roku (a może nawet parę lat wcześniej). Wniosek oczywisty: najpierw Piastowie musieli dojść do władzy, a dopiero później zaczęli budować grody. Na ile wcześniej pierwszy z rodu objął władzę? Zdaniem archeologów (Zofia Kurnatowska, Michał Kara) przełom państwowy widać na ziemiach Polan gdzieś około 900 roku (+/- dziesięć lat). A jak jest ze skarbami monet? Otóż (zacytuję samego Moździocha)...

Do Wielkopolski kruszec srebrny (szczególnie monety arabskie) napływał głównie z dwóch kierunków: ze wschodu, zza Wisły (skarby ukryte w [po] latach trzydziestych i czterdziestych X w.) oraz z północnego zachodu (skarby ukrywane w latach czterdziestych, pięćdziesiątych i sześćdziesiątych X w.).

Zatem zabytki wiązane z wikingami (bo to nie są monety skandynawskie, tylko arabskie i zachodnioeuropejskie, wikingowie mogli je jedynie przywieźć na nasze ziemie) pojawiają się sporo lat później, kiedy państwo Piastów było już okrzepłe. Oczywistą oczywistością jest, że wydarzenia późniejsze (pobyt Skandynawów udokumentowany zabytkami archeo) nie wpływają na wydarzenia wcześniejsze (powstanie państwa Piastów). Tym bardziej dowodem takowego najazdu nie będą skandynawskie pochówki, które są jeszcze późniejsze, niż skarby srebra.

Poza chronologią (zbyt późnym pojawieniem się) jest jeszcze druga sprawa: ilość. Jak mówi prof. Władysław Duczko – archeolog, znany badacz wczesnośredniowiecznej Skandynawii i Rusi:

W Polsce, szczególnie na Pomorzu, odnajdujemy przedmioty skandynawskie, lecz w porównaniu z Rusią to jest nic. W kolebce państwa polskiego, czyli w Wielkopolsce, tych znalezisk mamy niewiele. Dlatego twierdzenie, że za Piastami stali wikingowie, jest – delikatnie mówiąc – nieostrożne.

Tym zabawniej więc wygląda „argumentacja” Adama Ruszczyńskiego, jakoby na przełomie IX/X wieku do słabo zaludnionej Wielkopolski przybyła masa Skandynawów z gotową, własną strukturą społeczną: jarlów, herosów, bondów i thrallów (str. 143). Dziwnym trafem jednak tych nielicznych wielkopolskich Słowian archeologia świetnie widzi, a licznych Skandynawów z przełomu IX/X wieku jakoś nie. Ot, fantazja oderwana od rzeczywistości…

Skoro w kolebce naszego państwa nie ma nic, co mogłoby potwierdzać najazdowe dyrdymalenie – bajkopisarze przywołują znaleziska z Pomorza, w tym z Wolina, w mniejszym zakresie także Szczecina czy okolic Kołobrzegu. Owszem, znaleziono tam sporo zabytków pochodzenia skandynawskiego, tyle że dla problemu genezy państwa polskiego mają one znaczenie zerowe i to z trzech powodów:

1. Większość z nich pochodzi z czasów, kiedy państwo polskie już istniało, więc przypomnę po raz enty: od kiedy wydarzenia późniejsze wpływają na wcześniejsze?

2. Pomorze nie jest kolebką Polski, więc mogli tam żyć nawet Chińczycy, z czego w żaden sposób nie wynika, że nasze państwo ma korzenie chińskie. Kolebką jest część Wielkopolski na północ i wschód od Warty, nad rzeczką Wełną. Więc jeśli ktoś chce wykazać, że wikingowie stworzyli Polskę, to musi znaleźć dowody na tym terenie i z okresu około 890-910 roku. Przy czym znalezienie skandynawskiego grzebienia, arabskiej monety (w domyśle: przywiezionej przez wikinga), czy nawet pochówku w stylu skandynawskim – dowodem nie będzie. Przesłanką, bo wciąż nie dowodem, mogłyby być dziesiątki takich grobów. Ale w zderzeniu ze źródłami pisanymi, nawet te dziesiątki grobów byłyby mało przekonujące jako przesłanka na rzecz skandynawskiego najazdu i skandynawskiego pochodzenia Piastów.

3. Wolinianie i „Szczecinianie” w ogóle w X wieku mieli niewiele wspólnego z państwem polskim. Nawet nie były to zapewne plemiona „polskie” („pomorskie”), lecz wieleckie. Nie mamy żadnych dowodów na ich przynależność do Polski w X wieku, co najwyżej możemy przypuszczać, że gdzieś w latach 70. lub 80. Mieszko I zdołał im narzucić zwierzchność (i to pewnie tylko trybutarną).

Najazdowcy wysuwają jeszcze przypadek Truso – osady skandynawskiej na terenie Prus, co zupełnie pozostaje bez związku z początkami Polski.

Milczenie źródeł pisanych


O rzekomym skandynawskim pochodzeniu Piastów nie wspominają żadne przekazy – ani niemieckie z X wieku, ani późniejsze ruskie, czeskie i również polskie. Nie wspominają też sagi skandynawskie. A co do źródeł z kręgu arabsko-żydowskiego, to mamy zapis Ibrahima ibn Jakuba, który przeczy skandynawskiemu pochodzeniu Piastów. Pozwolę sobie zacytować:

Królowie ich [Słowian] w tej chwili czterej: król Bułgarów i Bojesław [Bojeslau] król Faraga [Pragi], Bojema [Bohemii] i Karako [Krakowa] i Mesko król północy i Nakon na krańcu Zachodu.

Jak widzimy, nasz Mieszko jest królem Słowian. A czy czegoś Wam tu nie brakuje? Bo gdzie tu Ruś? A może ibn Jakub nie wiedział o istnieniu takowego kraju? Otóż nie, jak najbardziej wiedział i zapisał:

A szczepy północy zawładnęły niektórymi z nich [tj. krajów słowiańskich] i mieszkają aż do tej chwili pośród nich [tj. Słowian].

Czyli wiedział, że Ruś została podbita przez Skandynawów i dlatego jej władców nie zaliczył do królów Słowian. Ibrahim informacje czerpał głównie z dworu niemieckiego, gdzie wiedza o państwie Mieszka była (ibn Jakub przebywał w Niemczech w 965/966 roku, a w 963 Mieszko podporządkował się cesarzowi). I jakoś żydowski podróżnik nic nie wiedział o rzekomym skandynawskim pochodzeniu naszego księcia i zaliczył go w poczet władców słowiańskich.

Naturalnie, najazdowcy przywołują słynny dokument Mieszka I znany jako Dagome iudex, ale o tym w kolejnej części.


U góry strony kadr z filmu Stara baśń. Kiedy słońce było bogiem z 2003 roku.



Zob. też:




Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

4 komentarze:

  1. Pan Paweł bezbłędnie wie jak wsadzić kij w szurowskie mrowisko :-D i za to Pana tak kochamy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Co to jest poludzie ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Termin znany z Rusi (poljudie). O ile w przypadku zwierzchności trybutarnej, to podporządkowani sami przekazywali trybut, o tyle w poljudiu był on ściągany na miejscu i połączony z obowiązkiem "goszczenia" księcia, jego dostojników oraz drużyny. Ot, wojowie przemierzali kraj żyjąc na koszt miejscowych i przy okazji pobierając daniny, co często zamieniało się w pospolity rabunek (za takie coś Drewlanie zabili księcia Igora). Zdaniem historyków, podobny system istniał w Polsce, spolszczona nazwa to "poludzie".

      Tak to wygląda w opisie perskiego podróżnika ibn Rustaha:
      Król odwiedza ich co roku. A jeśli któryś z nich ma córkę, to król co roku zabiera jej jedną suknię, w taki sam sposób jest on zobowiązany dawać mu w rok po objeździe z odzieży syna jego, jeśli jest syn. Kto nie ma syna ani córki, oddaje rocznie jedno z ubrań swojej żony lub niewolnika.

      Tak opisuje cesarz Konstantyn Porfirogeneta:
      Kiedy nadchodzi miesiąc listopad, wówczas ich archonci ze wszystkimi Rusami opuszczają Kijów i udają się na poljudie, co nazywa się „krążeniem”, a dokładnie – do słowiańskich Wierwianów, Druguwitów, Krywiczy, Siewierniań i innych Słowian, którzy są lennikami Rusów.

      A tak Powieść Minionych Lat:
      Roku 6453 [945]. Tegoż roku rzekła drużyna Igorowi: "Pachołkowie Sweneldowi przyodziali się w oręż i w odzież, a my nadzy. Pójdź, kniaziu, z nami po dań, a i ty dobędziesz, i my". I posłuchał ich Igor, i poszedł w Derewy po dań, i narzucił do dani poprzedniej i gwałty im wyrządzał i mężowie jego. Wziąwszy dań, poszedł w gród swój. Ale idąc nazad, rozmyślił się i rzekł swojej drużynie: "Idźcie z danią do domu, a ja wrócę i pozbieram jeszcze". Puścił drużynę swoją do domu, zaś z małą częścią drużyny wrócił, żądając większych dostatków. Drewlanie zaś słysząc, że znowu idzie, naradzali się z kniaziem swoim Małem: "Jeżeli zasmakuje wilk w owcach, to wyniesie całe stado, jeśli nie ubiją go; takoż i ten: jeżeli nie zabijemy go, to wszystkich nas wygubi". I posłali do niego mówiąc: "Przecz idziesz znowu? Wziąłeś już całą dań". I nie posłuchał ich Igor, i Drewlanie, wyszedłszy z miasta Iskorostenia, zabili Igora i drużynę jego, było ich bowiem mało. I pogrzebany został Igor, i jest mogiła jego pod grodem Iskorosteniem w Derewach po dziś dzień.

      Usuń