POLECAM

wtorek, 3 czerwca 2025

Maciej Liziniewicz, Diabelski posłaniec

Bardzo dobra sarmacka fantasy (a może sarmacki horror). Najlepsza z dotychczasowych odsłon cyklu Dzikie pola vel Żegota Nadolski. Dlaczego oceniam wyżej, niż dwa poprzednie tomy?


Po pierwsze, autor odszedł od schematu „potworowego”. Może adwersarz z tej części też jest w pewnym sensie potworem, ale właśnie: w pewnym sensie. Tu już nie ma prostego wampira czy wilkołaka. Ciekawie to powiązał z historią (prawdziwą) dalekiego zachodu Europy, co być może komuś do gustu nie przypadnie, ale mnie się podoba, bo ładnie pokazuje klimat Rzeczypospolitej Obojga Narodów, gdzie mieszały się wpływy z zachodu, wschodu, południa i północy, gdzie równie dobrze można było wpaść w sidła polskiego Boruty czy Rokity, „niemieckiego” Mefistofelesa, ruskiego didko albo żydowskiego dybuka.

Po drugie, Maciej Liziniewicz już wcześniej pokazał się jako sprawny pisarz, umiejętnie splatający zdania, ale to ostre pióro chyba jeszcze wyostrzył. Mamy ładne opisy, napisane z polotem, że pozwolę sobie zacytować taki prosty i właściwie nieistotny fragment:

Zaczerpnąwszy powietrza, Żegota pokręcił głową, odganiając złe myśli. Zmusiwszy się do żwawego kroku, prosty jak struna i z zadartą brodą, przeszedł ku gankowi, rozchlapując gwałtownymi stąpnięciami płytkie kałuże. Rozbiegły się na to wałęsające się gdzieniegdzie przemokłe kury, nieprzyzwyczajone widać do energiczności dwunożnych istot. Pochowane po kątach gdakały teraz nerwowo, kręcąc łebkami i zerkając na człowieka raz lewym, raz prawym okiem.

Akcja posuwa się do przodu bez nadmiernego pośpiechu, czasami zbacza na wątki poboczne, czasami w stronę obyczajówki. Ale właśnie przez to, że Liziniewicz posługuje się ładną polszczyzną – stylizowaną na barokową akurat tyle, ile potrzeba do zbudowania klimatu bez męczenia czytelnika – w żaden sposób to nie nudzi. Mało tego, dostajemy fajną wycieczkę do XVII wieku, bo czuć, że facet wie o czym pisze.

Czasami autor do nas mruga okiem, a czasami choć nie mruga, to możemy mieć inne odczucia. Dlaczego? Bo momentami mamy wrażenie, że dany kawałek jest inspirowany serialem 1670, ale serial ujrzał światło dzienne w grudniu 2023, a książka Liziniewicza wyszła półtora roku wcześniej.

nie miał Żegota zbytniej wiary w lotność chłopskiego umysłu, chociaż Semko bywał z nim przecież na wojnie i dobrze swoje powinności spełniał. Nie był jednak szlachcicem, któremu natura z samego przyrodzenia więcej rozumu i innych cnót dawała. Pan Bóg, dzieląc ludzi, wiedział, co robi, każdy więc swojego stanu powinien się trzymać, a chłop, choćby najlepszy, zbędnym mędrkowaniem nie powinien próbować naginać odwiecznych reguł. Tym bardziej zaś przekonywać mędrszych od siebie do swoich racji.

I nie, nie, to nie jest humoreska, to raczej próba oddania rzeczywistych poglądów polskiej szlachty z XVII wieku.

A mruga okiem nawiązując do Sienkiewicza, choć po baczniejszym przyjrzeniu się, główne z tych nawiązań okazuje się jedynie zaczerpnięciem motywu, a nie konkretnej postaci. Już wyjaśniam. W prologu mamy porwanie i zagubienie w stepie dziecka Tuhaj-beja. To oczywiste nawiązanie do Azji Tuhajbejowicza. Jednak to dziecko w żadnym wypadku nie może być Azją. Dlaczego? Rzecz prosta. W Diabelskim posłańcu potomek Tuhaj-beja został porwany w 1628 lub 1629 roku, jako roczny chłopczyk, czyli w 1671 byłby grubo po czterdziestce. Tymczasem Azja z Pana Wołodyjowskiego, w tym samym roku, jest bardzo młody, bo ledwie dwadzieścia kilka lat wieku liczący. Co więcej, wiemy kto porwał syna Tuhaj-beja u Sienkiewicza – pan Nienaszyniec, a u Liziniewicza – grupa dowodzona przez pana Żeliborskiego. Tym samym trzeba przyjąć, że staremu Tuhaj-bejowi notorycznie porywano dziatki. Ale mrugnięcie okiem do czytelników, zgrabne.

Być może mamy jeszcze nawiązanie do innego bohatera Trylogii, tym razem z Ogniem i mieczem – do kozackiego dowódcy Maksyma Krzywonosa. To postać historyczna. Jego pochodzenie jest dość tajemnicze; wg jednego ze źródeł miał być Szkotem, zaś jego ruskie nazwisko to tylko przetłumaczony szkocki Cameron. Ale czy na pewno jeden z bohaterów Diabelskiego posłańca stanie się Maksymem Krzywonosem? To może nam Liziniewicz zdradzi w kolejnych odsłonach.

I pojawia się w rozmowach Horpyna z Czarciego Jaru (to też z Ogniem i mieczem).

Miałem obawy, że finał będzie rozczarowujący, że autor będzie miał problem z wybrnięciem z zasadzki, jaką przygotował dla Nadolskiego, a jednak wyszło całkiem zgrabnie.

Naprawdę wiele frajdy dała mi lektura tej książki, a przeczytałem już dwa razy (co rzadko mi się ostatnio zdarza) – po raz pierwszy zaraz po wydaniu a ponownie wczoraj.

Łyżka dziegciu do beczki miodu – choć przypisów chyba jest nieco mniej, niż w Mrocznym zewie, gdzie mnie niemiłosiernie irytowały wybijając ze skupienia na fabule, to i tak jest ich za dużo. To można jeszcze ściąć, albo zrobić na końcu posłowie czy aneks i tam przenieść pewne rzeczy. Bo czy na pewno potrzebujemy w przypisie pod tekstem informację, że wieś Tarnawka dziś nie istnieje, z kolei przysiółek Międzyrzecz dziś nazywa się Wisłoczek? I druga rzecz, to już nie autor jest winowajcą, tylko wydawca – Dolnośląskie znowu zaoszczędziło na jednej kartce i nie ma spisu treści.

Ale to drobiazgi, a cykl o Żegocie Nadolskim, szczególnie tę odsłonę, polecam. Na dziś Liziniewicz tworzy najlepszą sarmacką fantasy. Niestety, na tę jedyną czysto polską odmianę chyba nie ma wielkiego zapotrzebowania, bo wydawca był bliski rezygnacji z wypuszczenia kolejnej, czwartej już odsłony cyklu. Na szczęście, jednak będzie w sprzedaży jutro (kto zamówił w Empiku w przedsprzedaży, jak ja, już ma).


Ba, napisana jest już piąta – ma wyjść w przyszłym roku. Ale i tak zalecam (w moim własnym, dobrze pojętym interesie): kupujcie, żeby wydawca się nie zbiesił i żeby ta „nasza” fantasy nie zeszła z tego łez padołu przez mierne zainteresowanie czytelników.

OCENA: 8/10.

M. Liziniewicz, Dzikie pola, t. 3: Diabelski posłaniec, Wydawnictwo Dolnośląskie, brak miejsca wydania [Wrocław] 2022, stron: 480.




Inne sarmackie:

Ten sam okres:



Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

4 komentarze:

  1. Ok, kupiłem tomy 1-3, ostatecznie przekonały mnie fragmenty ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie mam wrażenie, że jak Komuda jest antySienkiewiczem, tak Liziniewicz jest spadkobiercą Sienkiewicza. Ja jednak wolę literackiego ducha Sienkiewicza :D

      Usuń
    2. Sienkiewicza bardzo lubię więc jeśli Liziniewcz mówisz jest jego spadkobiercą to będę zadowolony :) Właśnie idę do paczkomatu odebrać :D

      Usuń
    3. Daj znać, czy Ci się podobało.

      Usuń