Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 15 grudnia 2024

Stanisław M. Jankowski, Znak Jastrzębca

Dobra powieść historyczna z PRL-u. Akcja podczas szwedzkiego Potopu, ale gwoździem programu są nie tyle bitwy, co walka wywiadów polskiego i szwedzkiego.


Stanisław Maria Jankowski był dość znanym pisarzem w PRL i III RP (zmarł w 2022 roku). Tworzył i beletrystykę, i pozycje popularnonaukowe. Specjalizował się w dwóch okresach: II wojna i właśnie Potop. Przy czym na tym drugim polu popełnił zdecydowanie mniej książek, bo tylko cztery (z czego jedna dla dzieci), no i wszystkie za komuny (po 1989 roku, kiedy mógł już pisać o Katyniu, sarmatyzm sobie odpuścił). Trochę szkoda, bo z masy PRL-owskich opowiastek sarmackich, Znak Jastrzębca zdecydowanie wyróżnia się na plus.

Akcja powieści toczy się w 1655 roku – zaczyna tuż przed szwedzkim najazdem, kończy jesienią. Głównego bohatera brak, pierwszoplanowi to szef wywiadu Piotr Myszkowski i jego ludzie: Andrzej Szacki, Krzysztof i przypadkowo wmieszany w to krakowski żak Maciek.

Tak się zastanawiam, czy to jest młodzieżówka… Niby bohaterowie trochę uproszczeni i czarno-biali, a w każdym razie postaci fikcyjne (chyba fikcyjne…); przy czym podział na „dobrych” i „złych” dotyczy głównie patriotyzmu: dobrzy to patrioci, a źli wręcz przeciwnie – nie dość, że zdradzieccy, to jeszcze mają niemieckie pochodzenie. Ale z drugiej strony przecież w Trylogii Sienkiewicza jest nie inaczej. Odmiennie natomiast jest z postaciami historycznymi, bo nawet Stefanowi Czarnieckiemu – zgodnie zresztą z faktami – Jankowski potrafi wsadzić do głowy myśli zdradzieckie. W każdym razie, nawet jeśli to zakwalifikować do młodzieżówek, to nie razi naiwnością i infantylizmem.

Akcja wartka, może nieco awanturnicza, umieszczona głównie w Krakowie, acz nie tylko, bo autor rzuca nas też na Pomorze i do Wielkopolski. Od strony historycznej, udało się Jankowskiemu przekonać mnie, że wie o czym pisze (czy na pewno wiedział, nie jestem w stanie ocenić, bo wczesna nowożytność to nie jest moja „działka”, ale warto odnotować, że autor z wykształcenia był historykiem). W każdym razie, fajnie było razem z nim zwiedzać XVII-wieczny Kraków.

A na moją listę zakupową wjechały dwie kolejne jego pozycje „potopowe”, z recenzji wnoszę, że to również opowieści o walce wywiadów. Pierwsza jest kontynuacją Znaku Jastrzębca, czy druga także, to na razie nie wiem.


Polecam. Bardzo mocna siódemka, takie prawie siedem i pół.

OCENA: 7/10.

S. M. Jankowski, Znak Jastrzębca, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1979, stron: 320.



2 komentarze:

  1. U Sienkiewicza rzeczywiście ci gotowi układać się z najeźdźcami to ci źli, ale drobna korekta - niekoniecznie niemieckiego pochodzenia. O ile pamiętam "Potop", to bohaterów niejednokrotnie właśnie przerażało takie zachowanie Polaków z dziada pradziada. Ale dzięki za rekomendację, szkoda, że raczej rzadko się wznawia takie rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale ładne polecajki, wprost na zimowe dni poświąteczne. A brakuje mi lektur, odkąd fantastyka mnie nudzi, bo poza klasyką, trudno o coś dobrego. A nie mogę czytać sam siebie, bo zaraz poprawiam.
    Ze swej strony mogę polecić Korkozowicza, choć nie wiem, czy nie wspominałeś o nim swego czasu. Z ciekawostek W Blasku szpady, Mcha (Jerzy Marian Mech), późny Sobieski, ale w sumie... No, takie sobie.
    A na pewno W Oficynie Elerta Zambrzyckiego, perełka o polselstwie moskiewskim za Jana Kazimierza.

    OdpowiedzUsuń