POLECAM

poniedziałek, 2 marca 2020

Luty 2020 – raport z biblioteczki


Zdecydowana przewaga komiksów, a w książkach polskiej fantastyki. Tak krótko podsumowując luty: zdreddziłem i skurcyłem :D Bo komiksowo miesiąc pod hasłem: uzupełniamy braki komiksów z uniwersum Dredda i wydawnictwa Kurc.

Ogólnie znowu przewaga komiksów (16) nad książkami (8). Książkowo w planach miałem przede wszystkim polskich autorów. Więc przybyły dwa debiuty: chwalony Bożeny Walewskiej i raczej przemilczany Tomasza Gnata.

Walewskiej jeszcze nie tknąłem, zacząłem czytać Gnata. To pozycja wydana przez Wydawnictwo Dolnośląskie, które uznałem za najgorszego wydawcę Anno Domini 2019. Skąd więc pomysł na zakup Gnata? Bo po pierwsze, już w poprzednim podejściu do serii Behemot (przed dziesięcioma-piętnastoma laty) Wydawnictwo Dolnośląskie mieszało niemiłosierną kupę z pozycjami rewelacyjnymi (jakby wydawali co im w ręce weszło nie potrafiąc ocenić wartości danej książki). Po drugie, bo przeczytałem w necie fragment Braciszków i było to bardzo dobre. I na ile mogę ocenić po stu stronach, jest to świetna powieść, jedna z lepszych wydanych w ubiegłym roku.


I dwóch doświadczonych wyjadaczy. Mogę się zgodzić z recenzentem z Katedry, że Maszczyszyn pisze powieści tyleż bardzo dobre, co niszowe. Akurat się w tej niszy mieszczę. I bardzo mnie cieszy, że Maszczyszyn zmienił wydawcę – poprzednia jego trylogia wyszła w Solarisie, więc choć tom pierwszy spodobał mi się, kolejnych nie kupiłem (bo jakość wydania podła, a cena wysoka). Teraz co prawda przemalowany Solaris wznowił całą trylogię w twardych oprawach, ale nadal słono to kosztuje, a jakość wydania nieznana (ten wydawca sprzedaje swoje książki wyłącznie przez własną księgarnię i na konwentach – może wybiorę się na Pyrkon tylko po to, żeby sprawdzić jakość tych twardookładowych wydań).

I muszę pochwalić Genius Creations za okładki Walewskiej i Maszczyszyna – wreszcie widać w tym jakąś myśl (a do tego skrzydełka, więc już pełnia szczęścia).

Kolejna pozycja – lubianego przeze mnie Raka – to jego debiut sprzed lat, wydana w 2014 roku, a wciąż dostępna w księgarniach... Obym był złym prorokiem, ale jakoś mam przeczucie, że nam Rak odpłynie z fantastycznego bajorka na szerokie wody głównego nurtu.


Trzy kolejne pozycje z taniej księgarni. W poszukiwaniu dobrej space opery wziąłem Scalziego i Galinę. Scalziego, bo chwalony, a Galinę – choć krytykowana – bo bardzo podobało mi się opowiadanie wiedźmińskie z antologii Opowieści ze świata Wiedźmina. Z tych opowiastek innych autorów, chyba tylko ta Galiny dorównywała oryginałowi Sapka.


Pakiet fantastyki dziwnej. Płeć wiśni to coś, po czym zupełnie nie wiem czego się spodziewać. Natomiast Nawiedzoną waginę zacząłem czytać (tak przed spaniem połknąłem kilkanaście stron; a tu parę słów o autorze i gatunku bizarro fiction); nie jest źle, spodziewałem się czegoś gorszego. Natomiast sama książka to nie jest powieść – zaledwie sto stron dużą czcionką, to minipowieść, albo wręcz nowelka.


Przechodzimy do komiksów. Sześć przybyło z Kurca – jak mnie irytują te wydania pojedynczych albumów w twardych oprawach (= nadmuchiwanie ceny). O ile jeszcze w przypadku Azymutu to rozumiem, bo seria w produkcji (ma się ukazać tom piąty), o tyle już ukończony Najemnik powinien wyjść w integralach.

Azymut wziąłem od razu w całości, ale nie do końca w ciemno, bo przeglądałem już część pierwszą w poprzednim wydaniu. Nie wiem jak będzie fabularnie, ale rysunkowo – jeżu, jakie tyż śliczne :D



Najemnika Segrellesa będę kupował do końca, acz zgrzytając zębami na to wydanie. Z komiksów Kurca została mi do uzupełnienia jeszcze tylko Druuna (brakuje mi jeden tom).


Jak już wspomniałem w lutym zdreddziłem – przybyło pięć Dreddów od czterech wydawców. Dwa to crossovery brytyjskiego Dredda z amerykańskimi bohaterami: Batmanem i Lobo z DC oraz kosmicznym maszkarami (predatorami i obcymi).

Kompletnych Akt dotąd nie kupowałem, bo jakoś nie kręcą mnie te „typowe” Dreddy – wolę nietypowe ze Studia Lain. Ale podobno (podobno, bo jeszcze nie wciągnąłem) w tomie 14 jest właśnie taka dość długa opowieść pod Studio – Necropolis. Zobaczymy, może się wciągnę i w Kompletne Akta (dla portfela lepiej, żebym się nie wciągał :D ).


I dwa brakujące Dreddy ze Studia Lain. Ameryka przeczytana – polecam, acz komiks już bardzo trudno osiągalny. Wiem, że końcówkę mają jeszcze w poznańskiej księgarni stacjonarnej KIK.

Ze Studia dorzuciłem jeszcze ABC Worriors. Wojna volgańska. Nie spodziewałem się cudów fabularnych (ale nie jest źle), za to rysunki obłędne. I to jest chyba dowód na pogrążanie się w nałogu, wszak to już siódmy (po Azymucie x 4 i Najemniku x 2) komiks kupiony w lutym tylko przez rysunki, bez zwracania uwagi na fabułę... Szkoda, że na kontynuację serii ABC Worriors chyba nie ma co liczyć, skoro mikroskopijny nakład (sześćset sztuk) nie wyprzedał się od 2017 roku.


Uzupełniłem serię Skalp. Tak przy okazji patrzę na półki i widzę ile serii z Vertigo mam rozgrzebanych i nie dokończonych (100 naboi, Łasuch, Ludzie północy, Transmetropolitan, Baśnie) – czekają mnie wydatki, a tu jeszcze tyle nowego dobra wpływa do księgarń.


I na zakończenie komiksowa, Coda – nowość z Non Stop Comiks i Exist. Loner – pierwsza część trylogii zapowiadanej przez polską rysowniczkę Monikę Laprus-Wierzejską. Tego nie kupicie w księgarniach – autorka wydała to sama i sama rozprowadza. A mogę polecić – klimat trochę jak z mang Tsutomu Nihei, ale rysunki bardziej staranne.


Swój egzemplarz dostałem z autografem i ładnym wrysem:



Bloga trochę zaniedbałem, ale czasem trzeba popracować. Inna rzecz, że jak patrzę na lata wcześniejsze, to też zawsze luty był cieniuteńki tutaj (od 0 do 2 notek), tylko w 2018 roku byłem aktywny – pięć notek. Jako meteopata nie za bardzo mam wenę, kiedy pogoda zmienia się co chwila.


Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

28 komentarzy:

  1. Ty byś się w Ameryce odnalazł, tam to komiksiarze dopiero są. :) Mi się to bardzo podoba, ale nigdy nie ciągnęło, żeby kupować i kolekcjonować. Czytanie też zbyt szybko idzie, a ja się lubię zagłębić w lekturę, wiec typowo proza dla mnie. Ale nabytki niezłe.
    Z tym Scalzim to zabawna sytuacja podwójnie, bo raz, że akurat ma on związek z Haldemanem, którego u mnie wspomniałeś, a dwa, że wstęp do tego Haldemana napisał nie kto inny jak właśnie Scalzi, który wspomina, że zawsze mu wytykali, że jego książka (ta właśnie) to niemal kopia "Wiecznej wojny", a on tego przed napisaniem nigdy nie czytał i nikt mu w to nie wierzył. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Polsce też są komiksiarze. Jak półtora roku temu odbierałem w Bonito zamówienie - coś koło 30 komiksów, mówię do pani obsługującej: "Pewnie wam trochę zawaliłem sklepik" (bo to mały metraż). Na co pani: "Są tacy co biorą dwa razy tyle". Sam znam człowieka, który - jak twierdzi - kupuje wszystkie komiksy wychodzące w Polsce, a to jest jakieś 800-1000 pozycji europejskich i amerykańskich + kilkaset mang rocznie.

      Nasi komiksiarze kupują też komisy w językach oryginalnych. Musiałbyś na forum komiksspec obejrzeć kolekcje - są też tacy, którzy kolekcjonują wrysy (ręczne ilustracje autorów na stronie tytułowej) i oryginalne plansze (rysunki autorów) - to dopiero kosztowne hobby. Tu masz np. kolekcję fraggi:
      https://forum.komikspec.pl/nasze-komiksowe-kolekcje/fragga-kolekcja/

      Chyba z tego Haldemana zrezygnuję, bo na katedrze tetrycy krytykują, a co mam sobie psuć wspomnienia po dobrym komiksie.

      Usuń
  2. Jak zwykle fantastyczny stosik! No i chyba sięgnę po tego Gnata, skoro rekomendujesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sięgaj. Nie zrażaj się dość ciężkim językiem na pierwszych stronach (nieco przeładowane przymiotnikami i porównaniami). Tak gdzieś od strony dziesiątej proporcje są właściwe (dla mnie, oczywiście).

      Usuń
  3. Ja te dwie nowości od GC i Dolnośląskiego mam na półce na Legimi, tylko wziąć się za nie nie mogę, bo lepiej mi ostatnio reportaże i popularnonaukowe wchodzą. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie tam najlepiej to wchodzi wódka :D Ale nie samą wódką człowiek żyje! Co właśnie mi przypomina, że jeszcze w tym roku wódki nie piłem - chyba czas wprowadzić trochę elementu baśniowego do rzeczywistości (to z Himilsbacha).

      Czytaj, czytaj - trzeba wspierać polską fantastykę, tym bardziej, że ostatnio dzieje się naprawdę dużo dobrego (inaczej niż w fantastyce tłumaczonej).

      Usuń
  4. Scalziego pewnie jakoś w marcu/kwietniu sobie sprawię. I tego Raka też, skoro któryś raz już polecasz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wezmę obu, zwłaszcza, że tam na dole pisałeś coś, że Rak ma styl podobny Catherynne Valente. Właśnie czytam jej książkę i jest fajnie, więc to dobra rekomendacja.

      Usuń
    2. Ale to tyczyło się powieści "Puste niebo" - "Kocham cię, Lilith" jeszcze nie przeczytałem :)

      Usuń
    3. A rzeczywiście xD. No to "Puste niebo" pójdzie na pierwszy ogień, potem ewentualnie dorzucę "Lilith" :P

      Usuń
    4. Aaa, bo już jakiś czas temu to przerabiałem - obok "Nieśmiertelnego" Valente, drugą pozycją, która przychodziła mi do głowy podczas czytania "Pustego nieba" była "Ruda sfora" Kossakowskiej.

      Usuń
  5. O, kolejny miesięczny stosik :)
    Czytałam książkę Raka - okładka brzydka i bezsensowna, ale treść fajna. Na początku trochę za dużo erotyki, na szczęście potem autor się uspokoił (albo zaspokoił :D) Ciekawa historia Lilith, zresztą, bardzo lubię różnego rodzaju reinterpretacje. Środkowa część najlepsza - ta cała oniryczna wyprawa, super. Nieco wcześniej czytałam "Duklę" Andrzeja Stasiuka i miałam wrażenie, że Rak mocno inspiruje się jego stylem. Dukla nawet pojawia się w książce :) Ogólnie, naprawdę dobre.
    Czytałam jakąś książkę Jeanette Winterson i była dziwna w takim negatywnym sensie, ledwo ją zmęczyłam i nic już prawie z niej nie pamiętam. Może ta twoja jest lepsza.
    Ciekawi mnie Maszczyszyn i Gnat, o tym drugim słyszałam już pozytywne opinie.
    Zaczytanego marca życzę. I czasu, i weny na blogowe notki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raka polecam też obie książki z Powergraphu. "Puste niebo" trochę mi przypominało styl Catherynne M. Valente, zwłaszcza Nieśmiertelnego, ale chyba Rak lepszy.

      Usuń
    2. Jeśli chodzi o Valente, to czytałam tylko "Palimpsest" i byłam zauroczona, co za dziwna i naprawdę fascynująca powieść. (Domostwo błogosławionych wciąż cierpliwie czeka na półce). Trudno mi uwierzyć, żeby Rak był lepszy, ale "Pustego nieba" nie czytałam. Będę o nim pamiętać, jeśli jest tak dobre, jak środkowa część "Lilith", to znaczy, że jest bardzo dobre :D

      Usuń
    3. A ja akurat "Palimpsest" nie czytałem.

      Jak spodobał Ci się "Nieśmiertelny" Valente i "Ruda sfora" Kossakowskiej, to "Puste niebo" musi Ci się spodobać :D

      Usuń
    4. O, akurat z Kossakowskiej znam tylko I część jej cyklu o aniołach i niemal na pewno więcej już nie przeczytam jej autorstwa xD
      Ale to "Puste niebo" przy jakiejś okazji sprawdzę.

      Usuń
    5. Od cyklu anielskiego się odbiłem (rzuciłem pierwszy tom po pewnie stu stronach), podobnie jak od cyklu "Upiór Południa".

      Natomiast uważam, że bardzo dobre książki to "Zakon Krańca Świata: i "Ruda sfora".

      Usuń
    6. To mnie trochę zdziwiłeś, myślałam, że Kossakowska pisze wszystkie książki tak samo. Dobra, przejrzę te książki przy najbliższej wizycie w bibliotece (mam nadzieję, że to nastąpi niedługo).

      Usuń
  6. No, no, od uprzedzonego krytyka takie pozytywy usłyszeć. Miło mi. Mam nadzieję, że reszta Braciszków też przypadnie do gustu. Z chęcią przeczytam ostateczną opinię, jaka by nie była. Tylko kuwetki pan oszczędź, nawet nie ze względu na moje pisarskie ego, ale na te biedne koty :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie tak, że uprzedzony. Bo już przy pierwszej odsłonie Behemota, zdumiewał mnie talent wybierających tytuły do mieszania książek świetnych (jak Kamsza czy Oldi) z potworną kupą (Beatrycze Nowicka z Esensji do dziś ma traumę po "Żałując za jutro" Uznańskiego - raczyła uznać to za najgorszą polską fantasy opublikowaną kiedykolwiek). Było tam też dużo książek, które niby nie degustują, ale wywołują co najwyżej wzruszenie ramionami (jak trylogia Marka Chadbourna).

      Wiem, że wydaje się nie tylko arcydzieła, ale w ramach jednej serii jednak spodziewałbym się jakiejś spójności. A tu tego nie było i - jak widać - wciąż nie ma.

      Usuń
    2. Książka zgrabnie napisana i niewątpliwie dobra. Ma jednak mankamenty. Coś jest nie tak z postaciami, dlatego, że ciężko się z nimi zżyć. Chyba plejada postaci aspirujących do ról pierwszoplanowych była odrobinę za duża, stąd nie starczyło papieru, aby je lepiej naszkicować.
      Co prawda nie wszystkim udało się dobiec do finiszu, a niektórym udało się zdobyć czapkę niewidkę, tak jak niejakiej Lalce, która pojawiła się i zniknęła, by dopiero na końcu niezobowiązująco o swoim istnieniu przypomnieć. Coś mi mówi, że to jakaś krewna autora, która dla podreperowania finansów, po znajomości została zatrudniona jako statystka.
      Enigmą jest tytuł. Dlaczego "Braciszkowie Niebożątka", a nie "Wyżnik i spółka"? Lub "Perypetie niemłodego chemika"? Fabuła skupiała się na dwóch grupach, które były traktowane równorzędnie, ale tytułu dorobiła się jedna. Pierwszoosobowa narracja wyróżnia Michasia, jako potencjalnie najistotniejszą personę. Ale dlaczego? Czym się Michaś aż tak dla historii zasłużył?
      Jednak największym dziwem fabuły jest fakt, że gdybym chciał umieścić spoilery, to miałbym poważny problem. Wykreowany świat spowija gęsta mgła. I jak na początku w tę mgłę wszedłem, tak towarzyszyła mi do samego końca, zazdrośnie przesłaniając widok. Rozumiem, że to część większej całości, ale żeby tak czytelnika porzucić na końcu bez żadnych wyjaśnień? Z samymi pytaniami? Hańba :)

      Usuń
  7. No Zdredziłeś miesiąc. ;)
    Przyznaję też, że tej Galiny jestem ciekawa - bo nawet nie odnotowałam tej space opery w swojej głowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Galinę wydał Solaris dawno, dawno temu- 2006 rok. Miała dość słabe recenzje. Sukcesem sprzedażowym chyba tez nie była, skoro wciąż jest do kupienia :D

      Usuń
  8. Mam pytanie odnośnie książki Maszczyszyna - jak to wygląda pod względem edytorskim? Kupiłem ebooka i jest fatalnie zrobiony - mało czytelny, mikroskopijny font domyślny,brak strony tytułowej, strona redakcyjna sklejona z ostatnim rozdziałem i masa niepotrzebnego kodu. Trzeba być "geniuszem", żeby tak spieprzyć ebooka. Ale nazwa wydawnictwa zobowiązuje :).
    Nowe wydanie Trylogii Solarnej w twardych okładkach jest ilustrowane kolażami Pawła Leśniewskiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż rzuciłem okiem do Necrolotum - z moim papierowym egzemplarzem jest wszystko OK.

      >Nowe wydanie Trylogii Solarnej w twardych okładkach jest ilustrowane kolażami Pawła Leśniewskiego<.

      Ilustracje to rzecz trzeciorzędna - miły bonus. A mnie przede wszystkim chodzi o papier i jakość klejenia/szycia.

      Usuń
  9. Książki całkiem nie z mojego klimatu, ale może kiedyś zmienię zdanie.

    OdpowiedzUsuń