Niektórzy lubią takie książkowe słitfocie: tomik z kwiatkami, tomik z gustownie podanym deserem itp. To właściwa książka we właściwym miejscu, czyli w kociej kuwecie |
To nie był dobry rok. Nie tylko dla mnie. Dlaczego? Ano, bo ceny poszły do góry, chociaż udają, że stoją w miejscu. Jak to możliwe...
Spadły rabaty w księgarniach. W 2018 roku sięgały nawet 45 procent – ze względu na możliwość osobistego odbioru preferowałem wówczas Bonito. I tam można było „ustrzelić” kumulację rabatów. Dajmy na to 10 lipca wieczorem zaczynał się cykliczny upust 35 procent. Jednocześnie do północy działał kod – 5-7 procent. I dochodził rabat za duże zakupy – 5 procent. Czyli w Bonito maksymalne rabaty sięgały 42,5 procent. A Bonito nie było jeszcze najtańsze. Natomiast ostatnimi czasy najwyższy rabat jaki widziałem w dyskontach, to 38 procent. Więc niby nie drożało, a drożało.
W Empiku kupuję rzadko, ale widzę, że i tam co jakiś czas promocje się zmniejszają. Kiedyś cyklicznie pojawiało się 2+1 (za dwie książki płacisz, trzecia gratis). Potem to „zreformowali” – promocja 2+1 dotyczyła tylko wybranych produktów. A w grudniu dostałem od nich informację o promocji 3+1.
To samo działo się w księgarniach wydawców. Przykładowo, w 2018 roku w księgarni Non Stop Comics była promocja: minus 50 procent na wszystkie produkty. W tym roku analogiczna promocja była z upustem od 20 do 40 procent.
Nie był to też dobry rok, jeśli chodzi o wydawane tłumaczone tytuły. Przede wszystkim dla miłośników fantastyki. Wydawcy postawili na dwa „segmenty”. Pierwszy to wtórny badziew dla nastolatków (tu symbolem może być cykl Gwynne od Maga). Drugi – odgrzewane kotlety, czyli stawianie na klasykę, pewniaków. Tu mamy nie tylko serie Artefakty (Maga) i Wehikuły (Rebisu), zresztą Mag w tej serii akurat nie zaszalał. Są to też wznowienia Abercrombiego, Pullmana (Mag), Martina (Zysk) czy Le Guin (Prószyński). Owszem, wydawanie znanych już klasyków jest OK, a nawet bardzo OK. Pod warunkiem, że to nie jest jedyna oferta dla czytelnika jakoś tam wyrobionego.
Co dostaliśmy poza tym... Jak już pisałem, ale się powtórzę – z wydawnictw do księgarń przelało się morze gówna upstrzone gdzieniegdzie średniactwem. Bo jeśli za najlepsze pozycje roku 2019 trzeba uznać: ósmy tom cyklona Abercrombiego, piąty Williamsa, dwunasty Glena Cooka, także dwunasty Robin Hobb, czy ochnasty brudnopis Tolkiena wygrzebany na strychu przez jego syna, to wiesz, że coś się dzieje bardzo niedobrego. To oznacza, że przez cały rok wydawcy nie znaleźli (nie chcieli nam rzucić) ani jednej wartościowej nowości. To dotyczy głównie fantasy – dostaliśmy ZERO wartościowych nowości.
SF czytuję mniej, ale jednak coś tam kupuję. Znaczy, w ubiegłym roku kupiłem zero, bo do Ady Palmer jakoś mnie nie przekonują recenzje, a poza tym nic sensownego się nie ukazało.
Dotąd wiodącym wydawnictwem na niwie fantastyki był Mag. Teraz postanowił równać do Fabryki Słów czy innego Jaguara. W prestiżowych seriach (Uczta Wyobraźni i Artefakty) wyraźnie olali rok. Przez niemal cały 2019 wyszła tylko jedna pozycja z UW – wspomnianej Ady Palmer. Dopiero w grudniu, rzutem na taśmę (i do niewielu księgarń; właściwie trzeba uznać, że te książki pojawiły się na rynku dopiero w 2020), puścili drugą pozycję tej autorki i dwa Artefakty – w znacznej mierze odgrzewane kotlety (Wolfe w całości, Matheson częściowo).
Gdybym miał przyznawać nagrody za tłumaczoną fantastykę (premiery na polskim rynku) to bym za 2019 rok ich nie przyznał – nie ma nic co by zasługiwało chociażby na miejsce dziesiąte (z zastrzeżeniem, że na lekturę czeka u mnie Syrena i Pani Hancock Imogen Hermes Gowar – ostatnia nadzieja na coś przyzwoitego).
Dobrze natomiast działo się w polskiej fantastyce. Powergraph to jest Firma (przez wielkie „F”) – tam gówna nie wypuszczą. Coś tam ciekawego dorzucił Genius Creations. Wyszło tak dobrze, jak nie było od lat. Przyznajcie sami, że kapituły Żuławi i Zajdli będą miały problem, żeby wybrać spośród tych tytułów (nie wiem czy Dukaj będzie uwzględniany, bo wcześniej był ebook):
Jacek Dukaj Starość aksolotla (Wydawnictwo Literackie).
Agnieszka Hałas Śpiew potępionych (Rebis).
Jacek Komuda, Jaksa. Bies idzie za mną (Fabryka Słów).
Anna Kańtoch Diabeł w maszynie (Powergraph).
Paweł Majka Jedyne (Genius Creations).
Jan Maszczaszyn Necrolotum (Genius Creations).
Radek Rak Baśń o wężowym sercu (Powergraph).
Cezary Zbierzchowski Distortion (Powergraph).
Wojciech Zembaty Głodne Słońce, t. 2: Ołtarz i krew (Powergraph).
Dochodzi do tego Poniewczasie Wita Szostaka (Powergraph), które umieszczam oddzielnie, bo trudno to gdzieś zaklasyfikować.
Nie odważę się wskazać, która z tych pozycji powinna być nagrodzona, tym bardziej że nie wszystkie przeczytałem, a niektórych nawet nie zamierzam czytać (na pewno Zbierzchowskiego i raczej Dukaja, bo to SF – dla mnie zawsze ryzykowna literatura; raczej nie Kańtoch, bo nie mam jakoś chęci na krótką formę).
Są też książki debiutantów, które mają dobre recenzje, ale jeszcze ich nie przeczytałem:
Jakub Bielawski Słupnik (Phantom Books Horror) i Ćma (Vesper).
Tomasz Gnat Braciszkowie Niebożątka (Wydawnictwo Dolnośląskie).
Bożena Walewska Pięść (Genius Creations).
Warto wspomnieć, że był to też dobry rok dla polskiej literatury na świecie – Nobel dla Tokarczuk, z kolei serial Netflixa wyniósł Sapkowskiego na szczyty sprzedaży książek (w poprzednim tygodniu, jak sprawdzałem na Amazonie, Sapek był na pierwszym miejscu wśród pisarzy fantastyki i na szóstym miejscu w ogóle).
To teraz ranking, bardzo subiektywny
Najlepsze wydawnictwa wydające fantastykę:
1. Powergraph.
2. Genius Creations.
3. Rebis.
4. Mag.
AntyTOP. Niniejszym uznaję za najgorszego wydawcę fantastyki w 2019 roku:
1. Wydawnictwo Dolnośląskie – za potworną kupę, która powinna wychodzić w self-publishingu.
2. Nieobsadzone (jednak musi być zachowany odstęp między Dolnośląskim, a kolejnym wydawcą).
3. Fabryka Słów – za całokształt.
4. Mag – za rozczarowanie. Tak, Mag znalazł się w obu zestawieniach i to na tym samym miejscu.
I za najgorszą książkę roku 2019:
1. Anna Szumacher Słowodzicielka (Wydawnictwo Dolnośląskie).
2. (ex aequo):
Małgorzata Lisińska Zakonna (Genius Creations) – tu recenzja na Esensji.
Jagna Rolska SeeIT (Wydawnictwo Dolnośląskie) – tu recenzja na Bookhunter.
Czujecie? Tak śmierdzi kupa. Nie wątpię przy tym, że owa kupa w komplecie zdobędzie nominacje do Zajdli, wszak wszyscy krewni i znajomi zostaną nagnani do głosowania |
Bibliotecznie
Z różnych powodów nastąpił u mnie drastyczny spadek kupowanych pozycji (choć pod koniec roku zaczęło to wracać na stare tory). W każdym razie do mojej biblioteczki wpłynęło w kolejnych latach (no, tak, sam wiem, że w 2018 popłynąłem i to ostro) woluminów:
2016 – 174 (w tym komiksów: 3).
2017 – 182 (w tym komiksów: 67).
2018 – 334 (w tym komiksów: 162).
2019 – 115 (w tym komiksów: 47).
Czyli stan nie notowany od lat. Przy czym niby nie widać jakiegoś wielkiego spadku z fantastyki:
2016 – 90.
2017 – 82.
2018 – 57.
2019 – 61.
Znaczy, widać tendencję spadkową, ale niby spadek był już w roku 2018. Tylko problem jest taki, że większość fantastyki kupionej w 2019 roku, to pozycje wydane wcześniej, nieraz znacznie wcześniej. Tylko około dwadzieścia pozycji wydanych było w 2019 roku. I coraz mniej jest w tym standardowej fantastyki – SF/fantasy/horror, a coraz więcej eksperymentów, realizmu magicznego itp. Przyczyną jest jakość tego, co wydawcy puszczają do księgarń – najzwyczajniej nie znajduję dla siebie zbyt wielu książek fantasy/SF.
Spoza literatury pięknej – kupiłem o wiele, wiele mniej pozycji naukowych i popularnonaukowych. W 2018 roku było to dziewięćdziesiąt woluminów, w 2019 tylko sześć. To znowu wynika z mniejszej ilości czasu wolnego – nie tylko rzadziej bywałem w Poznaniu, ale też zazwyczaj były to wizyty z partyzanta, nieplanowane, ot wieczorem dowiaduję się, że rano jadę do Poznania. Trudno w tej sytuacji coś zamówić do odbioru w PTPN czy księgarni UAM.
Czytelniczo
Najki – najlepsze książki, jakie przeczytałem w 2019 roku:
1. Gabriel García Márquez Sto lat samotności.
2. Anna Kańtoch Przedksiężycowi, t. 1-3.
3. Dino Buzzati Pustynia Tatarów.
4. Emil Zola, Germinal.
5. Margaret Atwood, Oryks i Derkacz.
6. Robert Nye, Faust.
Jak widać, nie ma tu takiej oczywistej fantasy. Jest SF – Atwood, jest fantastyka, ale nie wiadomo co (najbliżej pewnie do new weird) :D – Kańtoch, jest realizm magiczny – Márquez, coś na pograniczu fantasy i realizmu magicznego – Nye, coś z fantastyczną (a może żadną) geografią – Buzzati. I dla odmiany naturalistyczny Zola.
Trzech najlepszych pozycji nie prezentowałem na blogu, z różnych powodów: Márqueza, bom niegodny – nie jestem stanie napisać wystarczająco sensownie o tej książce. Kańtoch z lenistwa, a Buzzatiego nie miałem czasu, a potem zaczęło mi się zacierać.
O najgorszych zresztą też nie pisałem (poza W.Montyhertem), choć do Słowodzicielki mam notatki, więc jeszcze nic straconego. Najzwyczajniej, nie chce mi się doczytywać takiej lipy do końca. Jak rzucam coś po pięćdziesięciu stronach, to trudno to potem prezentować (chociaż sto stron byłoby wymagane). Akurat Słowodzicielki przeczytałem więcej, chyba wskutek szoku, jaki ten bobek wywołał w mojej czaszce :D Oczywiście żartuję, po prostu brnąłem w to i liczyłem ile razy autorka wspomni o... włosach (bohaterowie w koło Macieju poprawiają sobie włosy). W ten sposób przerobiłem dokładnie 98 stron, więc zbliżyłem się do minimum przyzwoitości.
Postanowienia na rok 2020
Przede wszystkim mam zamiar dalej „brnąć” w fantastykę nieszablonową. Zapowiedzi wydawców upewniają mnie, że rok 2020 nie będzie lepszy od 2019, więc trzeba na stałe zmienić profil czytelniczy. W poszukiwaniu dobra :D przyjrzę się ofercie wydawnictw IX i Dom Horroru.
Chciałbym też skompletować cykl Rougon-Macquartowie Zoli (dwadzieścia tomów, a mam tylko dwa), ale to chyba będzie dość skomplikowane. Wystarczy wspomnieć, że niektóre części cyklu ostatnie wydania miały w latach pięćdziesiątych XX wieku. Można kupić na Allegro, ale część osiąga dość wysokie ceny, a stan jest byle jaki. Trochę jestem wkurzony na siebie, bo miałem w grudniu kupić dziesięć tomów, które wystawił jakiś antykwariat za 49 zł (!). Wrzuciłem do obserwowanych, żeby w wolnej chwili na spokojnie sprawdzić co ciekawego jeszcze tenże antykwariat ma. No i ktoś mi sprzątnął Zolę sprzed nosa.
Planuję też „przelecieć” strony wydawnictw naukowych (uczelnianych, PTPN, towarzystw historycznych itp.) – wiele niskonakładowych książek od takich wydawców nie trafia do popularnych księgarń, a często są bardziej interesujące od wysokonakładowych (o ile w tym kraju można mówić o wysokonakładowej książce naukowej).
Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:
Heh, dlatego zainwestowałam w Legimi, dzięki temu w tym roku mam nadzieję kupować tylko to, co sobie zaplanowałam i przyoszczędzić na spontanicznych zakupach bo promocja (strasznie łatwo mnie ta takie -25% w empiku złapać...).
OdpowiedzUsuńMnie akurat te wznowienia cieszą, bo mam okazję sobie uzupełnić braki w klasyce (niech ktoś w końcu jakiś omnibus Zelaznego wyda...). Ale też brakuje mi interesującej fantastyki, nawet takiej niekoniecznie wybitnej, ale choć trochę oryginalnej i dobrze napisanej. W zeszłym roku poza kontynuacjami znanych i lubianych serii (Hałas, Butcher) to tylko "Moc srebra" Novik zrobiła na mnie wrażenie (no ale to jedna z moich ulubionych autorek, więc brak zaskoczenia). Mam jeszcze pewne oczekiwania związane ze "Skrzydłami", ale jeszcze czekają na weryfikację. Ogólnie do fantasy ostatnio mam podejście typu "Wygląda ciekawie, sprawdźmy, jak bardzo rozczarowujące będzie" XDChyba dlatego emigruję w kierunku lit. faktu i popularnonaukowej.
Mnie też cieszą wznowienia, bo raz, że mogę uzupełnić biblioteczkę (np. "Cień kata" Wolfe miałem w wydaniu w odcinkach z Fantastyki :D). Dobrze, że kolejne pokolenie może poczytać choćby Aldissa. Teraz zresztą się czaję na "Wieczną wojnę" Haldemana, bo dotąd nie miałem i nie czytałem (swego czasu, po przeczytaniu komiksu, uznałem, że książki nie potrzebuję).
Usuń> emigruję w kierunku lit. faktu i popularnonaukowej<
Ale to nie zastąpi beletrystyki.
>Ale to nie zastąpi beletrystyki
UsuńW przypadku dobrego reportażu to w sumie mogłabym polemizować. No ale w sumie to wolałabym mieć z czego wybrać i w kategorii "fiction".
Ciekawe, że w analogicznych latach tak samo rosła i spadała nam ilość zakupowanych książek. Nawet szczyty i minima mamy w tym samym okresie. Tym bardziej ciekawe, że beletrystyka nie jest kategorią najbardziej przeze mnie docenianą, więc target mamy nieco inny. Ilości zakupowe również.
OdpowiedzUsuńStaram się jednak nadrabiać zaległości powieściowe i kupiłem Williamsa, o którym zarówno tu, jak i w innych miejscach słyszałem pochlebne recenzje.
Z ciekawości spytam o opinię na temat dwóch cykli:
1) "Diuna" Franka Herberta.
2) "Wspomnienie o przeszłości Ziemi" Cixin Liu
Diuna to klasyka i to dobra klasyka. A Cixina Liu nie czytałem.
UsuńAż smutno mi się zrobiło, bo nie miałem jak polemizować - naprawdę ten rok nie był pod tym względem dobry. Mi zostało nieco klasyków do przeczytania, ale nie liczę, że będzie dużo interesujących nowości niestety.
OdpowiedzUsuńA ja nadrabiam zaległości z nietypowej fantastyki, właśnie przyszła do mnie paczuszka z Buzzatim, Murakamim, Enquistem i Čapkiem :)
UsuńZ tej czwórki, to kojarzę tylko pierwszych dwóch :P
UsuńJak chcesz popróbować coś z realizmu magicznego, to spróbuj z Raspailem, może się przekonasz
UsuńJak mi wpadnie gdzieś w ręce.
UsuńPS
UsuńKarela Čapka powinieneś kojarzyć - to taki "ojciec" czeskiej SF. Znany przede wszystkim z tego, że niby wymyślił słowo "robot" (co jest nie do końca prawdą, bo słowotwórcą był jego brat Josef (także zresztą pisarz), a Karel jedynie je rozpowszechnił literacko.
Najbardziej znaną powieścią Čapka jest coś, co u nas nieszczęśliwie przełożono jako "Inwazja jaszczurów" - jaszczury to gady, a oryginalny tytuł to "Válka s Mloky" - mloky to po czesku ogólnie płazy ogoniaste: traszki i salamandry. W tym konkretnym przypadku chodzi raczej o salamandry, bo autor nawiązuje do gigantycznej wymarłej salamandry Andrias scheuchzeri - pierwotnie, po odkryciu jej szczątków, uznano, że to szczątki człowieka przedpotopowego. W każdym razie właściwym tłumaczeniem tytułu powieści Čapka byłoby: "Wojna z salamandrami".
Samo zdjęcie na początku posta mnie rozśmieszyło. A cały post utwierdzil mnie w przekonaniu, że na pewno będę du zaglądać :) masz świetny styl pisania!
OdpowiedzUsuńZapraszam :)
UsuńCiekawy post :) Udało Ci się to zdjęcie; na książkowych grupach są w modzie zdjęcia książek i kotów, ale książki w kuwecie jeszcze nie widziałam :D Chętnie przeczytałabym Twoją opinię o tej "Słowodzicielce".
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że fantastykę dotknęło to samo, co kino popularne xD Jak dla mnie, tych książek jest za dużo, a spora część została wydana nie wiadomo po co, chyba tylko po to, żeby zaspokoić ambicje kogoś, komu się wydaje, że umie pisać.
"Sto lat samotności" również uwielbiam i w sumie nie wiem, co dalej napisać. Chyba tylko tyle, że szalenie wciąga i potrafi kompletnie oderwać czytelnika od rzeczywistości. Tylko najlepsze książki wprawiają w takie dziwne stany :) O "Przedksiężycowych" słyszałam mieszane opinie, może kiedyś spróbuję.
Ciekawe postanowienie dotyczące niskonakładowych książek historycznych. Będę wypatrywać wzmianek na blogu.
Udanego roku!
A robienie tego zdjęcia zaszokowało moje koty - no bo jak to, człowiek jedne kupy kradnie z kuwety, inne wkłada :D
UsuńPrzedksiężycowych naprawdę polecam. Jest teraz w księgarni wydawnictwa do kupienia pakiet:
https://powergraph.pl/katalog/pakiety/3-pack-przedksiezycowi
Dziesięć tomów cyklu Rougon-Macquartowie za 49 zł??? Gdybym tylko wiedziała, że takie coś było do kupienia... :)
OdpowiedzUsuńByła, tu pozostałość bo już nieaktualnej aukcji:
Usuńhttps://allegro.pl/oferta/dziela-wybrane-emil-zola-10-tomow-8743388203
Rozumiem oburzenie kotów :P Ale słitfocia rzeczywiście Ci się udała :D
OdpowiedzUsuńNa szczęście żadnej z powyższych kup nie czytałam, chociaż kilka innych niestety się zdarzyło :/
I tak, ten rok nie był do końca dobry, dla mnie osobiście mocno pokręcony i wymagający i jakoś nie zapowiada się, żeby 2020 był inny. Dlatego mniej mnie w internetach i rzadziej zaglądam na blogi, które wcześniej odwiedzałam niemal codziennie. Ale jestem i cieszę się, że Ty też ;)
Mam ten sam problem - za mało wolnego czasu :(
UsuńPatrząc na to, że zrobiła się połowa roku 2020, to ja jednak wolę się cofnąć do 2019, wiesz? Bo 6 level Jumanji to już dla mnie za dużo... :D
OdpowiedzUsuńCo do samych książek - ja może jakaś dziwna jestem albo nie mam aż tak wymagającego gustu, bo jednak zawsze coś ciekawego znajdę w aktualnej ofercie wydawniczej. Ale wiadomo, jak to jest, o gustach się nie dyskutuje. ;)
>6 level Jumanji<
UsuńNiestety, ale musisz przekaz inaczej ubrać w słowa - oglądałem tylko Jumanji z 1995 r., więc nie kumam o co biega z tym levelem :D Zresztą w rozmowie ze mną posługiwanie się odniesieniami do filmów jest dość ryzykowne, bo od dawien dawna oglądam bardzo mało (telewizji w ogóle nie paczę od 20 lat), a im jestem starszy, tym ten proces naobiera mocy - w tym roku chyba jeszcze żadnego filmu nie obejrzałem (piszę "chyba", bo nie pamiętam czy Gwiezdne wojny: Skywalker. Odrodzenie oglądałem w grudniu czy w styczniu).
Natomiast książkowo jest słabo, może z racji wieku nie każdy to odczuwa, bo Artefakty, Wehikuły i Prószyński rzucają sporo dobrych wznowień, ale ja to czytałem w starszych wydaniach. A z nowości dają nam tylko sztampowe, lekkie czytadła. I nic nie wskazuje, żeby ten rok był lepszy, bo z Uczty Wyobraźni na razie poszedł jeden tytuł i to tylko zamknięcie trylogii (Luna) - a mamy już prawie półmetek roku. Natomiast gorzej będzie chyba w polskiej fantastyce, bo najlepsi wystrzelali się w ubiegłym roku, a nie każdy pisze powieść na rok.
Też oglądałam tylko to stare, dobre Jumanji z Robinem Williamsem. ;) W każdym razie rozchodziło się o to, że z miesiąca na miesiąc ten rok jest gorszy, jak każdy kolejny poziom w Jumanji - coraz niebezpieczniejszy i bardziej zniechęcający. :D
Usuń