POLECAM

czwartek, 3 listopada 2022

Październik 2022 – raport z biblioteczki

Przybyło dwadzieścia sześć, dwadzieścia dwie książki, cztery komiksy. Bardzo różnie – bo książkowo jest i historia, i historyczna beletrystyka, i różne odmiany fantastyki z różnych stron świata, komiksowo – i komiks made in USA, i latynoamerykański, i manga, i mangowata produkcja polsko-japońska.

Kupiłem nieco więcej, niż mam, a to m.in. za sprawą niezawodnego Maga – sześć opłaconych pozycji zamówionych 28 września wciąż nie dotarło. Nie doszła też paczuszka z dwiema książkami z OLX, no i nie odebrałem jeszcze pięciu zamówionych w Bonito.

Komiksy. Drugi tom latynoskiego Shankaru i kolejna opowieść ze świata Sandmana.

Mangowatego Wiedźmina już prezentowałem, do tego trzecia tomik mangi Pluto autorstwa lubianego przeze mnie Urasawy.

Fantastyka. Taką bardziej tradycyjną fantastykę reprezentuje Stephen R. Donaldson – lubię jego Kroniki Niedowiarka, to jak kiedyś, gdzieś tam, za półdarmo trafił się tom pierwszy jego space opery z cyklu Skoki, nabyłem. Przeczytałem (opisałem, ale jeszcze nie wrzuciłem, EDYCJA: już jest tu) – było to na tyle dobre, że jakiś czas temu kupiłem tomy 2-3, a teraz 4-5. Odsłony 1-3 mam z innego wydania, niż 4-5, ale mnie to rybka, grunt że w dobrym stanie.

Cenię Dicka (choć miałem wcześniej w biblioteczce tylko Ubika i Trzy stygmaty Palmera Eldritcha), lubię Zelaznego. To jak nie wziąć z wystawki w bibliotece ich wspólnego dzieła?

Kolejny lubiany (co wiadomo choćby stąd), Robert Nye, to wrzuciłem do paczki z Donaldsonem na Allegro Lokalnie. Falstaff kosztował oszałamiające 4,90 zł i akurat dopchnął mi paczuszkę do smarta. Kupiłem we wrześniu jeszcze jedną książkę Nye – Merlin (kolejna zawrotna cena: 3 zł), ale nie zdążyła dojechać w październiku.

Pięciopak anglosaskiej fantastyki uzupełnia Flann O’Brien – Trzeci policjant miał już trzy wydania, w tym w dobrej serii Zyska – Kameleon. I pewnie stąd wylądował na mojej liście zakupowej, to zamówiłem w Bonito (Bonito to księgarnia, która nie jest dla mnie pierwszym wyborem, bo tym jest ostatnio Tania Książka, która otworzyła punkt stacjonarny w Poznaniu; ale Tania Książka jest na wygwizdowie, a Bonito w centrum, więc jak mi wpadnie do głowy zamówić jedną czy dwie książki, to wolę Bonito i nie telepać się na peryferie – w październiku złożyłem sześć takich zamówień, z czego trzy czekają na odbiór; inna rzecz, że za sprawą oszołoma zarządzającego Poznaniem, nie sposób dojechać komunikacją miejską w okolice ul. Święty Marcin przy której jest księgarenka Bonito, trzeba drałować na pieszo – tak oszołom rozrył Poznań).

Zza oceanu, ale bardziej na południe. Latynoski realizm magiczny lubię, jednak do Chilijki Isabel Allende nieco mnie zniechęcały opinie. Ale chyba czas wyrobić sobie swoją.

Ziemiożerczynię Argentynki Dolores Reyes dorzuciłem, bo ma chyba najlepsze opinie z tej całej latynoskiej fantastyki wydawanej przez Movę.

Wiatr ze Wschodu (jak swój cykl artykułów o rosyjskiej fantastyce zatytułował Paweł Laudański). Strugaccy, zakup oczywisty.

I samoprodukcja: mikorpowieść + dwa opowiadania rosyjskiej wariatki (putinistki) Jeleny Chajecki (wcześniej odmieniałem, jako Chajeckaja, ale tłumaczka Lizypa, Iwona Czapla, objaśniła mi, że to nazwisko powinniśmy odmieniać, jak imię Kaja; sam bym po prostu zapisał to jako Chajecka i odmiana Chajeckiej, bo to polskie nazwisko, ale wydawca postanowił inaczej). Mikropowieść to wzmiankowana przeze mnie Latająca Tekla, być może powiązana z powieścią Lizyp, albo pieśń kozłów, która zrobiła na mnie duże wrażenie (o czym tu). A jak drukowałem Teklę, to dorzuciłem dwa opowiadania autorki z tego samego czasopisma Fantastyka Wydanie Specjalne. I już mam wszystko Chajecki, co wyszło w Polsce.

Tak na marginesie, przygotowałem też do druku cykl Pawłysz Bułyczowa, bo chyba omnibusa nie doczekam, ale zanim wysłałem do drukarza, coś mnie piknęło i zacząłem tłumaczyć opowiadanie Plienniki dołga (co przełożyłem, jako Niewolnicy długu, choć dosłownie to więźniowie, bo niewolnik to raczej rab) – jedyne opowiadanie z cyklu, którego nie mamy po polsku. Zabawa fajna, ale to trzeba mieć masę czasu, więc nie wiem kiedy skończę :D I, oczywiście, będzie to amatorszczyzna.

Sympatyczniejsze państwa wschodu. Ukrainka Łada Łuzina – z opisu wnoszę, że to trochę odpowiednik Patroli Łukjanienki, a w obecnej sytuacji lepiej kupić Łazinę, niż Łukjanienkę (inna rzecz, że mam wszystko z Patroli, co wyszło po polsku).

I Gruzin Beka Adamashvili. Hmmm... To jest fantastyka, może nawet fantasy, ale dość dziwaczna to rzecz, z tego rodzaju, który cenię, ale niekoniecznie lubię. Więcej się napisze.

I jeszcze ciut na zachód. Francja. Od niepamiętnych czasów :D mam na liście poszukiwawczej powieść Jeana d'Ormessona Historia Żyda Wiecznego Tułacza. Ale jakoś te egzemplarze oferowane na Allegro czy OLX wyglądają mi na stan mierny (cytat z jednego z aktualnych głoszeń na Allegro: stan dobry – książka zabrudzona, rozklejająca się okładka, pożółkłe kartki). A że trafiła się na dopchnięcie paczki inna jego powieść, też zalatująca fantastyką, to wziąłem. I zdaje się, że wtopiłem (to chyba dzieje jakiegoś fikcyjnego państwa, nie przepadam za taką literaturą).

Fantastyka polska. Sergiusz Piasecki świetnym pisarzem był, uwielbiam Kochanka Wielkiej Niedźwiedzicy i Zapiski oficera Armii Czerwonej. W tej drugiej powieści dał się poznać, jako wielki prześmiewca i bystry obserwator (wszak to były żołnierz wywiadu, a potem przemytnik). Siedem pigułek Lucyfera to właśnie taka satyra w szatach fantasy, trochę skrzyżowanie Agenta Dołu Wolskiego z Wędrowyczem Pilipiuka, ale Piasecki był wiele lat wcześniej, bo Siedem pigułek napisał w 1947 roku, tuż po ucieczce z komunistycznej Polski. A o czym to jest, to już podtytuł mówi:

Autentyczne przygody diabła Marka w latach 1945 i 1946 w niepodległej Polsce demokratycznej, odtworzone na podstawie: dokumentów, zeznań świadków, wycinków prasowych oraz własnych obserwacji autora.

I druga rzecz Wędrowyczopodobna. Jeśli lubicie bohatera opowiadań Pilipiuka, to pewnie polubicie też Waldka Paciaję i Mundka Waśkę ze zbioru opowiadań (to króciaki) Przemysława Cichonia: Pewnego razu w Świnioryjach.

Powieść historyczna. Andrzej Stojowski trochę sobie zrąbał opinię powieścią W ręku Boga, czyli kontynuacją Trylogii Sienkiewicza. Ale to nie zmienia faktu, że ongiś bardzo ceniono jego Carskie wrota, ochnastą powieść o czasach Dimitriad (to literacka biografia Dymitra Samozwańca I, zmarłego w 1606 roku).

Straciłem już nadzieję, że odnajdę w swojej biblioteczce powieści Jamesa Clavella z cyklu Saga azjatycka – wcięło mi gdzieś Króla szczurów, Tai-Pana i Gai-Jina. Pierwszą pal licho, bo i tak miałem syfne wydanie, ale Tai-Pana i Gai-Jina szkoda, bo miałem fajne (twarda oprawa, ładny papier) z Klubu Świata Książki. Nie mam pojęcia, jak mi wcięło, bo zawsze leżały obok książek o starożytnym Rzymie Roberta Gravesa z twego samego wydawnictwa – Ja, Klaudiusz oraz Klaudiusz i Messalina są, a Tai-Pana i Gai-Jina ni ma.

Już jakiś czas temu kupiłem ponownie Króla szczurów i Gai-Jina z ładnego wydania Vis-a-Vis Etiudy oraz dokupiłem brakującego Shōguna. Teraz straciłem nadzieję na odszukanie Tai-Pana, więc zamówiłem w Bonito, jeszcze nie odebrałem. Ale skoro kupuję to, co wcięło, to uzupełnię o to, czego nie miałem, części czwartą i piątą (wg czasu napisania Sagi): Noble House i Whirlwind. Bo wg czasu napisania idzie to tak:

Król szczurów (1962).
Tai-Pan (1966).
Shōgun (1975).
Noble House (1981).
Whirlwind (1986).
Gai-Jin (1993).

Ale wg chronologii wewnętrznej cyklu jest inaczej. Przypomnę, że Saga azjatycka to powieści, których akcja toczy się na różnych terenach, w różnych stuleciach, a części powiązane są ze sobą luźno lub wcale. Chronologia wewnętrzna z czasem i miejscem akcji:

Shōgun – końcówka XVI wieku, Japonia.
Tai-Pan – połowa XIX wieku, Chiny/Hongkong.
Gai-Jin – druga połowa XIX wieku, Japonia.
Król szczurów – 1945 r., Malezja.
Noble House –1963 r., Chiny/Hongkong.
Whirlwind – 1979 r., Iran.

Naukowo. Literatura na Świecie, numer z zamierzchłych czasów, 1987 rok. Co czasopismo literackie robi w dziale NAUKA? Otóż ten numer był w znaczniej mierze poświęcony francuskiemu uczonemu Georgesowi Dumézilowi. Są tu: artykuł Dumézila, fragment jego większej, książkowej pracy, wywiad z nim, artykuł polskiej badaczki o jego dorobku, wreszcie bibliografia prac.

A czemuż ów Dumézil jest taki ważny? Facet stworzył hipotezę tripartitio (trójpodziału), która jest fundamentem wielu prac nad religią i społeczeństwem Indoeuropejczyków, w tym Słowian. Do tzw. dumézilistów należą tak znani polscy badacze, jak Aleksander Gieysztor (jako badacz religii), Jacek Banaszkiewicz (zajmujący się mitami i legendami) czy Wojciech Iwańczak (ważna praca: Ludzie miecza, ludzie modlitwy i ludzie pracy. Trójpodział społeczeństwa w średniowiecznej myśli czeskiej). Oczywiście są też odrzucający tripartitio (np. z dawniejszych historyków Henryk Łowmiański, ze współczesnych Dariusz Andrzej Sikorski).

Co by nie sądzić o hipotezie, jest ona bardzo ważna. A po polsku mamy niewielki wycinek dorobku Dumézila: skromną objętościowo pracę Bogowie Germanów. Szkice o kształtowaniu się religii skandynawskiej, wywiad-rzekę przeprowadzony z uczonym przez francuskiego socjologa Didiera Eribona (Na tropie Indoeuropejczyków. Mity i epopeje) oraz właśnie ten numer Literatury na Świecie.

Wydanie fatalne, książka z czasów późnego PRL, w kieszonkowym formacie i mikroskopijnymi marginesami wewnętrznymi. Cud, że jeszcze się nie rozleciała.

Literatura na Świecie wciąż wychodzi, nawet zamówiłem (do odbioru) w Bonito dwa nowsze numery. I pewnie kupowałbym częściej, bo czasami skręcają w stronę fantastyki, starszej i/lub „dziwnej”, gdyby redakcja zechciała na swojej stronie jakoś obszerniej je prezentować, bo gołe spisy treści zazwyczaj niewiele mi mówią.

Kolejne pismo – chyba zacznę regularnie kupować Biuletyn IPN, bo stosunek zawartości do ceny (8 zł) i jakości (tak merytorycznej, jak i technologicznej) bardzo korzystny. Tu mam artykuł o tajnym nauczaniu w Wielkopolsce podczas II wojny światowej.

Książka regionalisty z Ostrowa Wlkp. o Radziwiłłach, oczywiście ze szczególnym uwzględnieniem linii wielkopolskiej. Niestety, książka „dociągnięta” tylko do Heleny z Przezdzieckich Radziwiłłowej (zmarłej w 1821 roku). Może kiedyś autor rzuci tomem drugim, o Radziwiłłach wielkopolskich z XIX i XX wieku, bo materiały ma.

Na koniec jeszcze dwie pozycje – chyba bardziej dziennikarskie, niż popularnonaukowe – z historii Wielkopolski. Pierwsza rzecz ciekawa; jak to się stało, że Polak urodzony w Rawiczu zostaje Niemcem, esesmanem i przeprowadza medyczne eksperymenty na dzieciach... A autorka jest jego krewną.

Druga książka o niemieckich próbach zbudowania „cudownej” broni na terenie Wielkopolski, konkretnie w klasztorze urszulanek w Pokrzywnie.





Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

17 komentarzy:

  1. Na Strugackich sama się czaję, ale cena mnie powstrzymuje XD

    A Łuzinę próbowałam czytać,bo przecież urban fantasy to jedne z moich ulubionych comfort booków. Wymęczyłam 70 stron i dałam sobie spokój. Trochę mnie pokonała dziwna fascynacja biustami (opis każdej bohaterki, nawet piątoplanowej, nie mógł się obyć bez wzmianki o biuście, nieraz bardzo szczegółowej), ale bardziej to, że same bohaterki to chodzące klisze, których nie dałam rady ani trochę polubić. No i to, że po tych 70 stronach wciąż nie było wiadomo, o co chodzi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że bez obrazków, zatem ;)

      Usuń
    2. Ale że nie lubisz cycków?

      Żartuję, pamiętam jak mnie najpierw bawiło, potem wkurzało w powieści Szumacher "Słowodzicielka" ciągłe nawracanie do włosów bohaterów.

      Usuń
    3. Anonimowy, a tam, też mi przyjemność oglądać obrazki :D

      Usuń
    4. Cycki mam własne, jak mnie tęsknota weźmie to sobie przed lustrem stanę, czytać o nic nie muszę :P

      Usuń
    5. No tak, Ty masz cycki, a co mają powiedzieć ci co nie mają? :D Znaczy, niby ma każdy, ale nie każdy fajne. Ooo, jak to mój nieżyjący już kolega odpowiadał na historii zapytany o najważniejszych polityków II RP:
      - No ten, no, yyy, Piłsudski...
      - A jeszcze jakiś - pyta uczycielka.
      - Yyyyyy...
      - No a Mościcki? - podpowiada uczycielka.
      - Mom, ale małe.

      Usuń
  2. Pamiętam jak z 10 lat temu dałem za Shoguna w tej twardej oprawie 59 PLN. Ksiażka wyśmienita. (ale też pożyczona i przepadła chyba na wieki)
    Idąc za ciosem nabyłem drogą kupna kolejną z tego cyklu, czyli Króla Szczurów również w tej twardej oprawie, a potem Tai-Pana. Debiut Clavella, dużo słabszy od w/w Shoguna. Co mogłoby oznaczać, że pisarz dojrzewa z czasem. Pozostałe powieści z tego cyklu zakupiłem już w tej ceglasto miękkiej oprawie Fatalnie się ją użytkuje, ale treść w zupełności to wynagradza. Gai-jon i Tai-Pana uznaje z Shogunem za wyjątkowe części tego cyklu. Wyjątkowe!. Niestety ostatnia część Whirlwind okazała się dla mnie nie do ustawienia i zarzucilem ja gdzieś w połowie. Autor pisał ją ponoć będąc już w głębszej fazie choroby, i to chyba czuć. Zresztą chyba nawet jej osobiście nie zdążył dokończyć. Może jeszcze do niej wrócę.
    Ale powtarzam, że Shoguna, Tai-Pan oraz Gai-Jin to sprawnie i świetnie napisane powieści. Majstersztyk.
    Aż w tamczym okresie zmusiło mnie do przypomnienia sobie serialu tv z Chamberlainem.
    Taka siła oddziaływania:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że ja najbardziej lubię "Króla szczurów"? Być może dlatego, że czytałem jako pierwszego (i tuż po "Pięć lat kacetu" Grzesiuka). "Shoguna" do dziś nie przeczytałem, bo wciąż mam w pamięci serial z rewelacyjną obradą, już pal licho Chamberlaina, ale świetnie wypadli japońscy aktorzy: Toshiro Mifune, Yoko Shimada czy Frankie Sakai.

      Co do "Whirlwind", to ciekawostka: czytelnicy skarżyli się na rozwlekłość tej powieści, więc Clavell napisał jej skromniejszą objętościowo i wątkowo wersję pt. "Ucieczka". U nas wydał to kilkanaście lat temu Albatros.

      PS
      Co do starych seriali, to ostatnio zacząłem odświeżać sobie "Blisko, coraz bliżej". Kiedyś bardzo lubiłem ten serial, nawet miałem czterotomową powieść powstałą na podstawie serialu - niedawno już miałem to kupić na Allegro, ale doszedłem do wniosku, że chyba popsułbym sobie miłe wspomnienia z dzieciństwa :D

      Usuń
    2. Książkowy Shogun jest bardziej rozbudowany, niż serial. Żal go nie przeczytać. Wydanie Iskier jest okrojone. Vis a vis wygląda pod tym względem dużo lepiej.
      Chamberlain też zagrał świetnie, no i ta scena, kiedy oburzony pyta "Czy wyglądam na przeklętego sodomitę?". To jest ten kunszt aktorski wysokiej próby.

      Usuń
    3. Zgadza się, Chamberlain zagrał świetnie. Tyle że to leciało za komuny, a wtedy taka egzotyka w postaci japońskich aktorów była ciekawa sama w sobie. Zresztą nie tylko japońskich, bo pamiętam jak chłonąłem serial "Zulus Czaka" czy choćby "Korzenie". Zresztą wszystkie te seriale leciały u nas mniej więcej w tym samym czasie (Szogun - 1985, Zulus Czaka - 1987, Korzenie - 1987-1988, Korzenie: Następne pokolenia - 1988 + dodam jeszcze Ja, Klaudiusz - 1985).

      A jak dodać polskie seriale, to lata 80. były dobrym czasem dla miłośnika historii (Z biegiem lat, z biegiem dni… - 1980, Królowa Bona - 1980-1981, Ród Gąsieniców - 1981, Blisko, coraz bliżej - 1983, Rycerze i rabusie - 1984, Przyłbice i kaptury - 1985, Oko proroka - 1985, Nad Niemnem - 1986, Crimen - 1988, Królewskie sny - 1988, Kanclerz - 1989). Właściwie to El Dorado w serialach historycznych zaczęło się jeszcze w latach 70.

      Usuń
    4. Ha! Jakoś tak niedawno obejrzałem po raz pierwszy serial "Crimen" z młodziutkim Bogusiem Lindą i młodziutką Danutą Stenką. Debiut też tam zaliczyła ówczesna nastoletnia Agnieszka Wagner. Serial jednak nie zachwycił. Momentami dłużyzny, które przewijałem na prędkości. Za to muzyka imć pana Satanowskiego jest przednia.
      A co mnie skłoniło do zwrócenia się w kierunku akurat tego serialu?
      Dokładnie tak. Niedawno przeczytałem powieść Józefa Hena, i zostałem bardzo przyjemnie zaskoczony. Na dodatek udało mi się za niewielkie pieniądze pozyskać świetne wydanie w twardej oprawie wydawnictwa Erica (2011)
      Do Przyłbic i Kapturów też kiedyś wróciłem, ale tam ten serial naprawdę się zestarzał. Do Korkozowicza się przymierzam, ale nie wiem czy warto.

      Usuń
    5. Korkozowicza bym zaczął od "Jeźdźców apokalipsy". Ale z takimi przygodówkami tak jest, że z czasem człowiek wyrasta, ale sam ostatnio podczytywałem "Białego Jaguara" Fiedlera (leży na wierzchu na półce najbliżej kibla :D), nie jest to cudo, ale da się przeczytać.

      Usuń
  3. Ależ nietypowy tytuł ma książka tego Gruzina – „W tej powieści wszyscy umierają”! Część czytelników może pomyśleć, że po co czytać książkę, skoro wiadomo, jak się skończy. :) Naprawdę wszyscy jej bohaterowie tracą życie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu chodzi o coś innego. Drużyna postaci literackich ratuje inne postaci literackie przed zbrodniczymi zakusami autorów, podróżując po różnej literaturze (po sztukach teatralnych, powieściach, a nawet jest fragment komiksowy). Mnóstwo nawiązań do literatury i wysokiej (np. Szekspir), i popularnej (np. Pratchett, Martin).

      Usuń
    2. @Paweł ok, nigdy w życiu nie słyszałam o tej książce, ale czuję się zainteresowana:D

      Usuń
    3. Za tydzień (13-14 listopada) coś skrobnę.

      Usuń
    4. No to czekam z niecierpliwością, bo ciekawią mnie takie dziwne książki. :D

      Usuń