Tegoż autora inną powieść – Merlin – Sapkowski zaliczył do kanonu fantasy. Fausta nie. I właśnie to pominięcie zachęciło mnie do lektury – zaintrygowało mnie czy ów Faust został skreślony przez zbyt niski poziom literacki, czy może raczej przez zbyt małą zawartość fantasy w fantasy.
Jak sam tytuł wskazuje, mamy tu retelling opowieści o niemieckim czarowniku i alchemiku Janie (Johanie) Fauście. Narratorem powieści jest Krzysztof Wagner – pomocnik i uczeń Fausta.
nie podaję tu kłamstw ani legend. Kłamstwa i legendy o Fauście to taniocha. Za cenę kufla piwa znajdziecie w pierwszym lepszym wittenberskim szynku człowieka, który ze szczegółami wam opowie, iż Faust się począł w noc zaduszną, kiedy kulisty piorun wpadł do pizdy czarownicy (prędzej już do dupy), że jako noworodek czarownik władał greką, że się urodził z trzecim okiem na czole będzie ze dwa stulecia temu i że gołymi rękoma sam jeden pokonał turecką nawałę, nim jeszcze nawet wynalazł maszynę drukarską. Nie w głowie mi konkurować z bajkopisarzami. Opowiem wam tu o postaci tak autentycznej, że sam jej smród wyczuwa się przez grube na pół łokcia drzwi dębowe. Opowiem o pijaczynie, który siedzi w tej chwili w naszym ogrodowym labiryncie, obsrany przez gołębie.Trzymajmy się wobec tego faktów.Daję wam słowo, że fakty o Fauście są o wiele dziwniejsze od baśni. (s. 26)
Już po tym fragmencie widać z czym mamy do czynienia – rubaszną opowieścią w stylu późnego średniowiecza lub renesansu, czymś wzorowanym na Dekameronie, Opowieściach kanterberyjskich czy powieści Gargantua i Pantagruel. Przynajmniej do pewnego momentu.
Narrator często odchodzi od głównego tematu – czyli Fausta – żeby nam przytoczyć jakąś anegdotkę. A najczęstszym ich bohaterem jest Marcin Luter. Pozwolę sobie jedną zacytować – to anegdota o przyjaźni twórcy protestantyzmu z Małgorzatą, królową Nawarry. Otóż królowa miała problem z zegarkiem – nie wiadomo jak to nosić...
Krępowała się chodzić z obłym kształtem dyndającym u talii. Na szczęście wymyśliła, żeby zwieszać zegarek do środka, pod spódnicę, by jej dyndał w majtkach.Traf chciał, że nasza patronka sprawy protestanckiej spotyka Marcina Lutra.Zaślubiny dwóch czystych umysłów.Powinowactwo z wyboru.Wszystko idzie im jak po maśle, gdy nagle Luter pyta Małgorzatę:– A właściwie, którą to mamy godzinę, siostro w Chrystusie?Królowa Małgorzata odwraca się do niego plecami.I prędko sobie zagląda do majtek.– Marcinie, drogi bracie, zegarek mi stoi...– Stoi, powiadasz siostro? Stoi?! – ryczy Luter. – To nie trzymaj go tak blisko pizdy!Kres prawdziwej przyjaźni.W obecnych czasach w Nawarze smażą luteranów.
Faust – o czym pewnie wiecie – zaprzedał duszę diabłu. Krzysztof Wagner nie do końca wierzy w takie opowieści swojego szefa, uważa je raczej za przechwałki lub wymysły przepitego umysłu. Ale zbliża się dzień zapłaty – Mefistofeles zgłosi się po Fausta... A przynajmniej tak twierdzi sam Faust.
Im bliżej końca tym mniej tego rubasznego humoru, mniej „luzu” – więcej mroku i szaleństwa. Zakończenie może mnie nie zaskoczyło, bo coś w tym stylu przeczuwałem od kilkudziesięciu stron, ale i tak jest dobre.
Dlaczego ta książka nie znalazła się w kanonie Sapkowskiego... Bo trudno określić czy to fantasy – to od czytelnika zależy, jak zinterpretuje pewne wydarzenia. Tu wiele nie zdradzę, bo dam przykład z pierwszego rozdziału: Faust ożywia zmarłą dziewczynę. A na pewno była martwa? Magiczna teleportacja do Anglii? A może to tylko pijackie omamy? Sukkuby? A może zwyczajne kobiety?
Dla mnie to fantasy, ale rozumiem, że ktoś może interpretować inaczej.
Książkę oczywiście polecam – sam świetnie się bawiłem. Ale mnie bawią różne rzeczy, więc zdaję sobie sprawę, że osobom wrażliwym na wulgarność i prostactwo ta pozycja może się nie spodobać.
OCENA: 9/10
R. Nye, Faust czyli Historia Von D. Johann Fausten dem wietbeschreyten Zauberer und Schwartzkünstler li też Historya Doktora Jana Fausta, okrzyczanego Magikusa i Czarnoksiężnika, jako ją był spisał jego famulus i uczeń, Krzysztof Wagner, oto po raz pierwszy przetłumaczona na angielską mowę przez Roberta Nye'a za czym spolszczona ręką Piotra Siemiona, wydawnictwo Marabut, Gdańsk 1992. stron: 312.
ps.
OdpowiedzUsuńCo do konkursu - dziś wyślę do wygranych maile z prośbą o adres, a omówienie zostawię na koniec podsumowanie mojego kanonu fantasy.
Anegdota o zegarku ubawiła mnie do łez :D Koniecznie muszę kopnąć się do biblioteki i poszukać tej książki, coś czuję, że padnę ze śmiechu.
OdpowiedzUsuńPoszukam sobie tego - wygląda, że mógłbym się nieźle ubawić
OdpowiedzUsuńFragmenty zabawne, jak będzie okazja, to zerknę. Nie słyszałam wcześniej o tym autorze. Choć porównanie do Dekameronu mocno odstrasza, jak dla mnie ta książka to obrzydliwy ściek, powinna dawno temu zgnić w zapomnieniu, a nie być wciąż wydawana.
OdpowiedzUsuńJa mam podobną opinię o "Dziadach" - jeden z najgorszych gniotów jakie miałem w ręce, a trochę tego było :D.
UsuńA czasem swoją drogą zastanawia mnie, czy książki pani Meyer będą za te 80 lat dalej wydawać. Mam obawy, że tak :P
A ja nie znoszę romantyzmu po całości :)
UsuńW przeszłości takich jak pani Meyer było na pęczki i dziś świat o nich nie pamięta...
Też nie lubię romantyzmu, ale przy "Panu Tadeuszu" to przysypiam, ale "Dziady" wywołują zgrzytanie zębów :D
UsuńTrudno mi powiedzieć co gorsze - nie zadałem sobie trudu przeczytania ani Dziadów, ani Pana Tadeusza :)
UsuńCałości i to i ja nie zmęczyłem :P
UsuńA ja całego "Pana Tadeusza" przeczytałem po raz pierwszy w klasie drugiej szkoły podstawowej i potem jeszcze kilka razy. W liceum fascynacja romantyzmem mi przeszła i "Dziadów" już nie dałem rady zmęczyć.
UsuńZ innej beczki, jak się nazywa ten szur-karateka?
OdpowiedzUsuńAle jaki szur-karateka? Ten cały ćwierćinteligent Nosal jakoś łączy swój turbolechityzm z fascynacją "mądrościami" wschodu.
UsuńWydawało mi się, że tu na blogu kiedyś znalazłem link do www jakiegoś faceta z kręgów szeroko pojętego szuryzmu. Chłop był też jakimś samozwańczym sensejem, twórcą jakiejś rodzimej szkoły karate i zamieszczał też różne nieporadne zdjęcia obrazujące opracowane przez siebie techniki ciosów itp. Właśnie o te fotki mi chodzi, były takie pocieszne jak te buzie się plastycznie wyginały pod pięściami :D
UsuńTo pewnie o Nosala chodzi, to taki chiński filozof jest :D
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń