POLECAM

poniedziałek, 17 czerwca 2019

Mój kanon fantasy – pozycje z lat 1970-1984


Przypomnę uwagi techniczne:
1. Język oryginału podaję tylko, jeśli jest inny niż angielski.
2. Pogrubione AS, WS i BN oznaczają, że dana pozycja znalazła się też w kanonach sporządzonych przez kolejno: Andrzeja Sapkowskiego, Wojciecha Sedeńkę i Beatrycze Nowicką.

To jedziemy:

Mój kanon fantasy cz. 2


29. Roger Zelazny, cykl Amber – 1970-1996 AS, WS, BN; Widmowy Jack – 1971 AS. Wątpliwości mam przy dwóch kolejnych pozycjach Zelaznego: Pan światła (bo mam wątpliwości czy to fantasy, czy SF) i Światy czarnoksiężnika – mnie się podobało, ale jestem w zdecydowanej mniejszości, tak patrząc na świat (małej popularności dowodzi choćby to, że Zelazny tego cyklu nie skończył, to miała być trylogia, a poprzestał na dwóch tomach), jak i w Polsce (t. 1 – Odmieniec – miał u nas trzy wydania, a t. 2 – Szalony różdżkarz – tylko jedno).

30. Katherine Kurtz, cykl Deryni – 1970-2006 AS. Cykl bardzo po macoszemu traktowany w naszym kraju. W latach dziewięćdziesiątych minionego stulecia wydano tylko jedną powieść (Odrodzenie Deryni, wydawnictwo PiK, 1993) i jedno opowiadanie (Marluk, w antologii Barbarzyńcy, t. 1, Rebis 1992). Odrodzenie Deryni uchodzi za pierwszą powieść w nurcie historyzującego fantasy, czyli takiego, w którym akcja toczy się w wymyślonym świecie, ale zachowuje realizm (np. brak dobra i zła znanego z tolkienowskiej fantasy) – najbardziej znanym dziełem w tym nurcie jest oczywiście Gra o tron Martina.

31. Karl Edward Wagner, cykl Kane – 1970-1994. To chyba ostatnie heroic fantasy, które można uznać za kanoniczne. W Polsce wydano większość cyklu, część nawet podwójnie (takie dziwo – niemal jednocześnie zaczęły to puszczać wydawnictwa Amber i PhantomPress). Na łaskawego wydawcę czeka jeszcze siedem opowiadań. Ciekawostka: tytułowy bohater – czy raczej, antybohater pojawia się też w innych dziełach Wagnera, których akcja toczy się współcześnie; w jednym z opowiadań jest narkotykowym dilerem, w innym niezbyt moralnym potentatem wydawniczym.

32. John Gardner, Grendel – 1971 AS. Retelling poematu Beowulf, wydarzenia ukazane z punktu widzenia potwora. Parę słów o tym dziele skrobnąłem w Biblioteczce wikingofila. I taka ciekawostka: Grendel jest czytywany (trzy wydania na polskim rynku, to sporo), chwalony, ale to wcale nie skłoniło wydawców do zainteresowania się jakimkolwiek innym fantastycznym dziełem Gardnera, a czytelnicy w USA chwalą choćby In the Suicide Mountains...

33. Richard Adams, Wodnikowe wzgórze – 1972 AS. Animal fantasy. I tu znowu dziwo – bardzo popularna książka nie przełożyła się na popularność autora. Wodnikowe wzgórze było w naszym kraju wydane pięciokrotnie, a poza tym dostaliśmy tylko po jednym wydaniu dwóch innych jego pozycji (Opowieści z wodnikowego wzgórza – zbiór opowiadań o królikach i Szardik). Sześciu pozostałych książek Adamsa (pięć powieści + zbiór opowiadań) w Polsce nie wydano.

34. William GoldmanNarzeczona księcia – 1973 AS. Mnie osobiście na kolana nie rzuciło...

35. Patricia A. McKillipZapomniane bestie z Eldu – 1974 AS; trylogia Mistrz Zagadek (t. 1: Mistrz Zagadek z Hed; t. 2: Dziedziczka morza i ognia; t. 3: Harfista na wietrze) – 1976-1979 AS, WS, BN.

36. Salman Rushdie, Grimus – 1975, Szatańskie wersety – 1988,  Dwa lata, osiem miesięcy i dwadzieścia osiem nocy – 2015. Pewnie znowu ktoś się skrzywi, bo taki głównonurtowiec w kanonie fantasy... A to po prostu kolejny przykład zagrabiania fantasy przez główny nurt. Większość powieści Salmana Rushdie jest de facto fantasy lub co najmniej realizmem magicznym. Wymieniłem trzy (pierwszą, najgłośniejszą i ostatnią). Ale to nie znaczy, że pozostałych nie warto czytać.

36a. Anne Rice, Wywiad z wampirem – 1976. Nie uważam, żeby to było jakieś arcydzieło, acz kiedy Sapek tworzył kanon, Anne Rice była bardzo popularna i w Polsce, i w ogóle na świecie. Początkowo wywaliłem, ale skoro się o nią upomniano, jak mawiali średniowieczni, Vox populi, vox Dei.

37. Stephen R. Donaldson, cykl Kroniki Thomasa Covenanta Niedowiarka – 1977-2010 AS, WS. Z trzech trylogii po polsku dostępne tylko dwie.

38. Piers Anthony, Xanth – 1977-2011 AS. Cykl strasznie rozwlekły, a do tego podobno słabo przekładalny – dużą rolę odgrywa gra słów, co oczywiście w przekładzie na inne języki ginie. Nie wiem czy warto czytać całość, ale z jeden-dwa tomy można wciągnąć, tym bardziej że Piers Anthony nie należy do „kobylarzy” (w wydaniu Rebisu tomy tak do trzystu stron, Nasza Księgarnia dała chyba giga czcionkę, bo w jej wydaniu to po ponad czterysta stron).

39. Thomas Berger, Artur Rex – 1978. Kolejny retelling opowieści o królu Arturze. I kolejny w wersji humorystycznej. W Polsce wydany, ale miłośnikom fantastyki mógł umknąć, bo wyszło to w serii Kameleon wydawnictwa Zysk i S-ka (kiedyś pisałem, że ta seria i analogiczna Rebisu robią krzywdę autorom SF/fantasy).

40. Robert Nye, Merlin – 1978 AS; Faust – 1980 (jeśli ktoś Fausta zaliczy do fantasy, oczywiście).

41. Tanith Lee, Opowieści z Płaskiej Ziemi – 1978-2001. Sapkowski do kanonu zaliczył inne jej dzieła (BirthgraveVazkor, son of Vazkor oraz Qest for the White Witch). Niestety, polskim wydawcom jakoś było nie po drodze z panią Lee. Znaczy, wydano kilka jej książek, ale akurat nie te docenione przez Sapka. Co ciekawe, wydawano u nas raczej słabsze pozycje tej autorki. Wyjątkiem są właśnie Opowieści z Płaskiej Ziemi – z pięciu tomów (cztery powieści + zbiór opowiadań) po polsku dostępne są dwie powieści i dwa opowiadania (Nowa Fantastyka – nr 8/2006 i 4/2010). Polecam, bardzo klimatyczne opowiastki.

42. Michael Ende, Niekończąca się historia – 1979 AS. Jedyna nieanglosaska pozycja z tego okresu umieszczona w moim kanonie. Język oryginału: niemiecki.

43. Robert Silverberg, cykl Majipoor – 1980-2011 AS. Science fantasy, dziś już nie powalające na kolana, ale wciąż nadające się do czytania. Kiedyś coś tam napisałem o tomie pierwszym. U nas część cyklu wydał Próśzyński i S-ka, prawie całość Solaris (prawie, bo zabrakło Gór Majipooru – Silverberg podobno nie zgodził się na dołożenie tej noweli do siódmego tomu, a Solaris samodzielnie wydać tego chyba nie chciał).


44. Gene Wolfe, Cykl Słoneczny – 1980-2001 AS, BN. I znowu science fantasy. Teraz niby Mag ma to wznowić w Artefaktach – zapowiadają już od czterech lat, właśnie zapowiedzieli po raz czwarty :D Niestety, brak informacji czy chcą to wydać w całości, czy tylko najstarszy i najbardziej znany pięcioksiąg Księga Nowego Słońca. Jeśli ktoś nie czytał, to pewnie chociaż słyszał – to cykl zapoczątkowany powieścią Cień kata.

45. William Horwood, cykl Las Duncton – 1980-1993 (Las Duncton W stronę Duncton + cztery książki nieprzetłumaczone na język polski). Animal fantasy – jak u Adamsa były króliczki, tak tu mamy kreciki. Mnie bardziej do gustu przypadły kreciki – jednak co pod ziemią, to pod ziemią; od razu mroczniej (czyt. fajniej).

46. Raymond E. Feist, Riftwar Universe – 1982 WS. Niekoniecznie wszystkie tomy cyklu, choć Feist poniżej pewnego poziomu nie schodzi. Co warto przeczytać: na pewno pierwszą tetralogię (Adept magii; Mistrz magii; Srebrzysty cień; Mrok w Sethanon), dylogię Synowie Krondoru (Książę krwi; Królewski bukanier) i tetralogię Saga o wojnie z wężowym ludem (Cień królowej mroku; Książę kupców; Furia króla demonów; Odpryski strzaskanej korony). Niektórzy za najlepszą część cyklu uważają trylogię Imperium, którą Feist popełnił we współpracy z Janny Wurts; cóż, sam mam odmienne zdanie.

Feist spłodził wielkiego cyklona, łącznie ponad trzydzieści tomów!
Jak widać na fotce, sporo mi brakuje, z wydanych w Polsce nie mam sześciu tomów

47. David Eddings, cykl Belgariada i Malloreon – 1982-1991 AS, WS, cykl Elenium – 1989-1991. Reszta jego twórczości to popłuczyny po wymienionych.

48. Stephen King, cykl Mroczna Wieża – 1982-. O Kingu mogę rzec: doceniam, ale nie lubię. Do mnie jakoś nie trafia, w życiu udało mi się przeczytać do końca jedynie świetne Siostrzyczki z Elurii i zmęczyć Oczy smoka (tak, to już poza tym cyklem). Co ciekawe, Sapek za godne umieszczenia w kanonie uznał Oczy smoka, a nie Mroczną Wieżę...

49. Marion Zimmer Bradley, Mgły Avalonu (także inne pozycje cyklu: Leśny dom, Pani Avalonu, Kapłanka Avalonu, The Ancestors of Avalon) – 1983-2000 AS, WS, BN.

50. John Morressy, powieści i opowiadania o czarodziejach – 1983-2003 AS. Opowiadania lepsze od powieści. Mnie osobiście, bardziej niż Kedrigern, przypadł do gustu Conhoon o Trzech Darach. Comic fantasy.

51. Terry Pratchett, cykl Świat dysku – 1983-2015 AS, WS, BN. Oczywiście król comic fantasy.

52. Lucius Shepard, cykl Smok Griaule – 1984-2013. Świetne opowieści, w Polsce dostępne w dwóch tomach w Uczcie Wyobraźni (zbiór Smok Griaule i powieść Piękna krew). U mnie TOP 10. U Sapkowskiego brak, co dziwi patrząc na niektóre dzieła, jego zdaniem warte zaliczenia do kanonu... 

53. Guy Gavriel Kay, właściwie wszystko – 1984-. Po polsku dostępne: trylogia Fionavarski gobelin – 1984-1986 WS, Tigana – 1990 AS, WS, Pieśń dla Arbonne – 1992, Lwy al-Rassanu – 1995 WS,  dylogia Sarantyńska mozaika – 1998-2000 AS, Ostatnie promienie słońca – 2004, Ysabel – 2007. Zysk i S-ka niedawno kupił prawa do wydania kolejnych dwóch powieści Kaya.

54. Greg Bear, dylogia Pieśni Ziemi i Mocy (t. 1: Koncert nieskończoności; t. 2: Wężomag) – 1984-1986. Czytałem dawno temu, ale wspominam bardzo miło. Oczywiście, polecam – jeśli gdzieś zobaczycie, powinno kosztować niewiele. Po polsku wydała to Alfa w latach 1991-1997.

55. Jack L. Chalker, pięcioksiąg Tańczący Bogowie – 1984-1995. W Polsce ukazały się tylko trzy tomy: Rzeka Tańczących Bogów, Demony Tańczących Bogów, Zemsta Tańczących Bogów. Comic fantasy.

56. David Gemmell, cykle Saga Drenajów (niekoniecznie wszystkie książki) – 1984-2004 WS; Opowieści Sipstrassi – 1987-1994. Sapek oba cykle uznał za niegodne umieszczenia w kanonie, zamiast tego wrzucił samostojkę tegoż autora Rycerze mrocznej chwały. Cóż, pozwolę sobie mieć dalece odmienną opinię co do wartości poszczególnych dokonań Gammella.

57. Glen Cook, cykle Czarna Kompania – 1984- AS, WS, BN; Detektyw Garrett – 1987-.



Ilustracja u góry strony, to kadr z amerykańsko-niemieckiego filmu Niekończąca się opowieść – na podstawie Niekończącej się historii Michaela Ende.


Mój kanon fantasy:



Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

14 komentarzy:

  1. Fajny kanon, części się spodziewałem, ale część to pewne zaskoczenie. Zwłaszcza pan Rushdie, ale jak się zastanowić, to chyba faktycznie zasłużenie.

    Natomiast, co pana Eddingsa zgoda. Niedawno skończyłem Elenium (coś tam skrobnę niedługo), ale już Tamuli nie zdzierżyłem. Straaszny spadek poziomu, zwłaszcza ci cali Atanowie są zwyczajnie wkurzający. Przeczytać można, ale zdecydowanie za nisko, jak na kanon. "Malloreon" wciąż czeka.

    Natomiast świetnie, że też przebrnąłeś przez cały cykl o Midkemii. Myślałem, że chyba tylko ja to jeszcze ogarniam :D. Wszystkie są dobre, chociaż chyba rzeczywiście najlepsze były te czasy, gdy jeszcze żył książę Arutha ;). I pełna zgoda, co do tej trylogii z Kelewanu. Nawet nie dobrnąłem do końca, a o czymś to świadczy, zazwyczaj Feista pochłaniałem.
    Pana Kaya uwielbiam, chociaż "Fionaverski Gobelin" zdecydowanie najlepszy :D.
    Pani Bradley w innych tomach trzyma poziom. Przynajmniej sądząc po "Leśnym Domu" :P.

    Natomiast zaskoczył mnie Greg Bear, kojarzyłem zdecydowanie z science-fiction.
    I o Wagnerze, przyznam się szczerze, nie słyszałem, jak dotąd. A zaciekawił mnie, także dzięki :D. Mam nadzieję, że szybko uzupełni się biblioteczkę :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Midkemii i Kelewanu nie czytałem jednej pozycji wydanej po polsku: "Skrytobójcy w Krondorze", zresztą ta trylogia (Dziedzictwo wojny światów) słabo się sprzedawała i tomu trzeciego nigdy Rebis nie wydał. I słusznie, bo to słabe.

      Grega Beara zdecydowanie warto - dla mnie to magiczna opowieść :) A "Koncert nieskończoności" jest na Allegro nawet za 1 zł. Gorzej z "Wężomagiem", bo w dobrym stanie kosztuje od 50 zł wzwyż (nawet do 150).

      Wagner to facet znany - poza Kanem - z kontynuowania cykli Roberta Howarda; popełnił jednego Conana i jednego Brana Mak Morna. Sam Kane to trochę taki Conan, tyle że inny :D Na czym polega inność... Kane to "ten" Kain co zabił Abla. Za karę został skazany na nieśmiertelność. Nie jest ani "dobry", ani "zły" - raczej wyznaje moralność Kalego (dobre jest to, co jest dobre dla Kane).

      Usuń
    2. faktycznie te pierwsze z Midkemii są najlepsze, mam wszystkie na półce ale osobiscie najczesciej czytałem tomy Mrok w Sethanon i Furia Króla Demonów, te z Nakorem też są fajne :) choć im dalej tym niestety krótsze, niemniej jednak mam nadzieję ze ktos jeszcze wyda te brakujące tomy z Midkemii niewydane jeszcze w Polsce

      Usuń
    3. Ale, że od środka? :D
      Bo "Mrok w Sethanon" to czwarty tom pierwszej tetralogii, a Furia Króla Demonów to trzeci tom tetralogii "Saga o wojnie z wężowym ludem".

      Moim zdaniem, te niewydane to nic istotnego. Bo co u nas nie wyszło:

      (spin-off)
      Tetralogia "Dziedzictwo wojny światów" (bo to jednak rozrosło się do czterech tomów) - w Polsce nie wyszły tomy 3 (Krondor: Tear of the Gods) i 4 (Jimmy and the Crawler - to akurat krótkie, amerykańskie wydanie ma coś koło 160 stron).

      (spin-off)
      Legendy wojny światów, trylogia popełniona w spółkach z innymi autorami.

      Trylogia "Chaoswar Saga".
      Podcykl kończący opowieści o Midkemii i Kelewanie - i to faktycznie mógłby ktoś wydać.

      Do tego nie mamy po polsku jednego opowiadania, dwóch gier paragrafowych i przewodnika po Midkemii.

      Ciekawostka: ma powstać serial na podstawie cyklu:
      https://deadline.com/2022/02/the-riftwar-cycle-fantasy-books-television-writers-hannah-friedman-jacob-pinion-nick-bernardone-1234923198/

      Usuń
  2. "30. Katherine Kurtz, cykl Deryni – 1970-2006 AS. Cykl bardzo po macoszemu traktowany w naszym kraju. W latach dziewięćdziesiątych minionego stulecia wydano tylko jedną powieść..."
    Coś w tym musi być skoro tak ciężko trafić na dobrą opinię o tej książce. Właściwie to nie pamiętam takiej ani jednej.

    "31. Karl Edward Wagner, cykl Kane"
    Dobre, głównie za sprawą bohatera. Kane to ewidentny czarny charakter pokroju niegodziwców z którymi wojuje Conan i mu podobni (w jednym z opowiadań nawet mamy ich starcie). Niestety później postać traci pazur i coraz częściej zaczyna odgrywać rolę bohaterskiego barbarzyńcy.

    "56. David Gemmell, cykle Saga Drenajów (niekoniecznie wszystkie książki) – 1984-2004 WS; Opowieści Sipstrassi – 1987-1994. Sapek oba cykle uznał za niegodne umieszczenia w kanonie, zamiast tego wrzucił samostojkę tegoż autora Rycerze mrocznej chwały. Cóż, pozwolę sobie mieć dalece odmienną opinię co do wartości poszczególnych dokonań Gammella."
    Pewien jesteś? W drugim wydaniu "Rękopisu Znalezionego w Smoczej Jaskini" (2011) stoi, również na 56 pozycji, to:
    David A. Gemmell, Saga Drenajów.
    Z tym kanonem Sapkowskiego to wyrabiają się naprawdę niezłe jaja. Ludzie jakimś prawem zdają się zakładać, że skoro w pierwszym wydaniu lista miała 85 pozycji, a 10 lat później już 100, to autor jedynie dopisał 15 pozycji. Moją "ulubioną" pomyłką w tym względzie był gość, który postanowił poddać kanon krytyce i tak np. zastanawiał się nad zasadnością wyboru przez autora pewnej pozycji (której już nie było), albo sugerował, zamiast takiej czy innej, wprowadzenie swojej (i to takiej, która już się pojawiła).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Deryni - nie wiem czy dziś by to chwyciło, mam wątpliwości, al;e lata 90. to był czas na taką literaturę. Niestety, wydawnictwo PiK szybko się zwinęło (przynajmniej jako książkowe, bo jest coś produkującego chyba materiały biurowe pod tą nazwą) - zdążyli wydać niespełna pół setki książek, w większości starej fantastyki, głównie Howarda i Kuttnera, parę pozycji Kornblutha, do tego dwa tomy "Kudłaczków" Pippera i "Jestem legendą" Mathesona.

      Mam pierwsze wydanie Rękopisu Sapka, ale i tak korzystałem z wersji elektronicznej, bo Sapek swój kanon sporządził ani alfabetycznie, ani chronologicznie, więc trudno odszukać danego autora na papierze, a w wersji elektronicznej Ctrl F i jest :) A Sapek zrobił w ogóle trzy wersje kanonu, poza tymi dwoma z Rękopisu, jeszcze w Pirogu było TOP 10 czy TOP 12.

      Usuń
  3. O, widzę tutaj kilka nazwisk, których nie znałam. Trzeba będzie nadrobić. Właśnie zobaczyłam, że Greg Bear jest w bibliotece :) Zaciekawiła mnie też Tanith Lee, retelling Artura, Lucius Shephard i Silverberg, choć u tego ostatniego objętość z deczka odstrasza.
    Od dłuższego czasu mam na liście "to read" Las Duncton i Pieśń dla Arbonne.
    Miło widzieć na liście Patricię McKillip - nie wiem, jak odebrałabym ją teraz, ale przed laty, gdy ją czytałam, byłam zachwycona; Kroniki Czarnej Kompanii, Niekończącą się historię (cudo ;)), Mistrza Pratchetta i oczywiście Kroniki Amberu, znakomitość. Choć część druga, Kroniki Merlina, już mnie zmęczyła i nie doczytałam do końca.
    Ciekawe, co polecisz z czasów najnowszych :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sądzę, że w dwóch kolejnych częściach (lata 1985-1999 i od 2000) będzie sporo zaskoczeń :D

      Usuń
  4. W ogóle Falkor z ekranizacji "Niekończącej..." to największe oszustwo mojego dzieciństwa - przecież w książce miał głowę lwa XD

    W ogóle sporo na Twojej liście raczej zapomnianych tytułów.

    Do Zelkaznego zapałałam miłością po przeczytaniu "Ciemnej nocy październikowej", więc zbieram sobie to co u nas wznowią. Co nie przeszkadza moim omnibusom Kronik Amberu (tak, jeszcze tym z różowym jednorożcem) kurzyć się nieprzeczytanym na półce XD

    Cykl Wagnera jakby mi ktoś wznowił w omnibusie, to bym kupiła, bo szukać ramotek mi się nie chce. Ponoć nawet u naszych wydawców zainteresowanie było, ale negocjacje nie poszły...

    Adams <3 Uwielbiam Wodnikowe Wzgórze, nawet nie wiedziałam, że są jeszcze opowiadania. Choc pewnie i tak już niedostępne. W sumie aż dziwne, ze Literackie przy okazji ostatniego wznowienia i serialu na Netfliksie nie wydało opowiadań (innych książek autora też szkoda...).

    Mówisz, że ten Rushdie dobry?... Dotąd odstręczał mnie od niego ten wszędobylski hype, ale skoro tak... Co byś polecił na początek?;)

    Z Xanthu IMO warto przeczytać tylko pierwszy tom - ma jeszcze niepretekstową fabułę i ciągle jest całkiem zgrabną grą z pewnymi motywami. Im dalej, tym bardziej flaki się z nudów przewracają, przynajmniej w polskiej wersji.

    Nie rozumiem tego powszechnego zachwytu Wolfem. Czytałam "Cień kata" i wydał mi się efekciarsko przekombinowaną opowiastką. Czytałam "Żołnierza z mgły" i w sumie był spoko, ale ja nie lubię powieści historycznych. Tylko opowiadania mi się podobały.

    Las Duncton bym sobie [przeczytała. Ale raczej go nie wznowią :/

    Do Kinga mamy widzę podobny stosunek.

    Pratchett <3 Shepard <3 Kay <3

    A z detektywem Garretem mam problem. Przeczytałam gdzieś z 1/4 pierwszego tomu i bardzo trudno mi znaleźć powód, dla którego miałabym czytać dalej...

    Czekam na ciąg dalszy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do mnie też Wolfe zupełnie nie przemówił, tego "Cienia kata nawet nie skończyłam".

      Usuń
    2. Moim zdaniem "Cień kata" jest świetny. Ale czytałem to po raz pierwszy już prawie 30 lat temu - w 1990 roku. Acz wtedy większe wrażenie zrobiła na mnie minipowieść Wolfe "Pieśń łowców" (wydana w Fantastyce w 1986 roku). Trylogii "Latro" nie lubię (tak trylogii, bo u nas nie wydano trzeciego tomu: "Żołnierz Sydonu", więc w Polsce to funkcjonuje jako dylogia).

      Rushdie... Nie wiem czy "dobry" to adekwatne określenie, raczej bym użył słowa "interesujący". Kiedyś coś skrobnąłem o jednej z jego powieści:
      http://seczytam.blogspot.com/2016/04/salman-rushdie-dwa-lata-osiem-miesiecy.html

      Xanth - aż sprawdziłem w biblioteczce, mam (czyli przeczytałem) dwanaście tomików :) Mnie się podobało, ale na kolana nie padłem :D

      Detektyw Garrett - tu jest jakiś problem z pierwszym tomem (przynajmniej w wydaniu Alfy, bo to mam - nie wiem czy u Maga poszło to lepiej): sam się parę razy cofałem, bo czegoś tam nie pojmowałem. I cofanie nie pomagało. Od tomu 2 jest znacznie lepiej. To nie jest wielka literatura, ale fajne przeniesienie chandlerowskiego bohatera do świata fantasy. Chyba to pierwszy kryminał fantasy, a przynajmniej w tej chwili nie przychodzi mi do głowy nic starszego.


      Las Duncton i kolejne tomy cyklu są na mojej liście: "Wydawcy bardzo proszę o wznowienie". Ale u nas animal fantasy nie cieszy się wielką popularnością (poza "Wodnikowym wzgórzem") - co poza tym wydano: dwa tomy Lasy Duncton, samostojkę Adamsa "Szardik" (o niedźwiedziu - ile to animal fantasy), samostojkę Tada Williamsa o kotach ("Pieśń łowcy" - nawet dobra), dwa tomy Fostera cyklu "Spellsinger", Kilwortha "Dom obiecany" o myszach, cykl Kathryn Lasky o sowach, "Wojownicy" Erin Hunter (znowu o kotach), cykl "Felidae" napisany przez niemieckiego Turka Akifa Pirinçcia (kryminalne animal fantasy - znowu kot) i kilka pozycji Leonie Swann (głównie cykl o owcach). I to wszystko (nie licząc dziecięcej fantastyki i komiksów, bo tam animal fantasy jest bardzo popularne) Nie kojarzę żadnego polskiego autora piszącego w tym stylu.

      Usuń
    3. Dobra, po ponad roku uzupełnię. Na pewno ani "Garrett" Glena Cooka, ani "Mallory" Mike Resnicka, ani "Taltos" Stevena Brusta nie są pierwszymi kryminałami fantasy. Przed nimi był - nieznany w Polsce (dwa opowiadania wydał Sedeńko, ale to trudno nazwać masową dystrybucją) - autor o nazwisku Randall Garrett i jego cykl o detektywie Lordzie Darcy. Cykl ukazywał się w latach 1964-1979, a pośmiertnie (Randall Garrett zmarł w 1987) ukazały się jeszcze dwa opowiadania (2002 rok).

      Akcja tego cyklu toczy się w alternatywnym XX wieku, w którym Francją, Anglią, Ameryką rządzą wciąż Plantageneci, a miejsce technologii opartych na nauce, zajmuje technologia oparta na magii.

      Bohater Cooka nieprzypadkowo nosi imię Garrett - to nawiązanie właśnie do Randalla Garretta :)

      Usuń
  5. Co do kryminałów i Chandlera to goodreads pokazuje, że "Na tropie jednorożca" wydano ponad pół roku przed pierwszym Garrettem. Sapkowski zresztą umieścił ten tytuł na swojej liście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może, że i pół roku wcześniej, aż tak dalece nie grzebałem - widziałem, że "Na tropie jednorożca" wyszło w tym samym roku co "Słodki srebrny blues", ale miesiące jakoś mi umknęły :D

      Usuń