Łączna liczba wyświetleń

sobota, 18 września 2021

Mój kanon fantasy – podsumowanie i uzupełnienie

Wiem, że wrzucanie notek w sobotni wieczór jest głupim pomysłem, bo to czas imprezowania, a nie gnicia na necie. Ale mam powód: taki podwójny jubileusz. Po pierwsze: siedem lat temu, 18 września 2014 roku popełniłem pierwszą notkę (a nawet notki: o systemie oceniania i opinię o Składanym nożu Parkera). Po drugie: bo to jest na blogu notka nr 300 (cwaniakom, którzy właśnie liczą i wychodzi im 299 :D – jedną notkę dodałem na odrębnej stronie i Archiwum bloga jej nie uwzględnia, to notka o rysowniku Jerzym Skarżyńskim).

Takie podsumowanie mojego kanonu fantasy planowałem od początku, ale jakoś straciłem wenę do tego tematu i dwa lata zeszły. Może to i dobrze, bo przy okazji będę mógł wspomnieć o co kanon uzupełniłem. Zacznijmy od podsumowania, czyli:


Co wywaliłem z kanonu Sapkowskiego

Oczywiście poleciało wszystko, co nie było przełożone na polski (do tego jeszcze wrócę). I w poniższym omówieniu pomijam autorów zupełnie nieznanych w Polsce. Z premedytacją wywaliłem, zaczynając chronologicznie (wg daty wydania dzieła):

Robert A. Heinlein, Szlak chwały. Uważam, że jest to pozycja słaba i nie pastisz, jak zdaje się uważać Sapek, lecz coś, co zostało napisane jako młodzieżówka. Nowatorstwa brak, wpływ na rozwój gatunku zerowy. Mam wrażenie, że do kanonu Sapka Szlak chwały załapał się tylko i wyłącznie ze względu na nazwisko autora.

Tanith Lee, Birthgrave i sequele: Vazkor, son of Vazkor oraz Quest for the White Witch. Wywaliłem, bo nie znam. Zamiast tego wstawiłem bardzo dobre Opowieści z Płaskiej Ziemi tejże Tanith Lee. Jest to autorka, która nie ma szczęścia do polskich wydawców (może i wydano sporo jej pozycji, ale niekoniecznie najlepsze, właściwie to poza Opowieściami z Płaskiej Ziemi można jeszcze przeczytać Czarnoksiężnika z Volkyanu, a resztę tego, co dostępne po polsku, lepiej sobie odpuścić).

Gordon R. Dickson, cykl Smok i Jerzy. Przecież to mizerne jest. Jeszcze pierwszy tom bywa zabawny (bo to comic fantasy), ale im dalej w las, tym grzybów mniej.

C. J. Cherryh, cykl Morgaine (t. 1: Brama Ivrel; t. 2: Studnia Shiuanu; t. 3: Ognie Azeroth; t. 4: Brama Wygnania). Wiecie (chyba), że Cherryh lubię, w końcu to królowa moich ubiegłorocznych zakupów. Ale jest to sympatia dość świeżej daty (stąd te potężne braki w biblioteczce). Cykl Morgaine zacząłem czytać przed wiekami, w 1992 roku i wtedy wydało mi się to słabe. Ale to pozycja science fantasy, a wtedy byłem na etapie fantasy typowej (tolkienowskiej i howardowskiej). Planuję powrót do tego cyklu i możliwe, że jednak zmienię zdanie i kiedyś uzupełnię listę o C. J. Cherryh.

Jonathan Carroll, Kraina Chichów. Tu miałem wątpliwości, bo na pewno jest to pomysłowa powieść. Tyle że poza tym pozostawiła mnie w stanie obojętności. W ubiegłym roku sobie odświeżyłem – nadal jest mi bardzo wszystko jedno :D Widocznie nie trafia do mnie. Podobnie jak tegoż autora trylogia Spełnione modlitwy (t. 1: Kości księżyca; t. 2: Śpiąc w płomieniu; t. 3: Dziecko na niebie), która także znalazła się w sapkowym kanonie.

Suzy McKee Charnas, Gobelin z wampirem. Kolejna książka, z której powodu jest mi bardzo wszystko jedno. A wręcz jak słyszę ten tytuł, to odczuwam lekkie odrzucenie, możliwe że za sprawą wyeksploatowanego do cna motywu wampira.

Chelsea Quinn Yarbro, Ariosto. Nie było tłumaczone, a te pozycje autorki, które można po polsku znaleźć, jakoś nie oszałamiają.

John Crowley, Małe, duże. Nawet nie próbowałem czytać (chociaż kupiłem nowe wydanie Maga, więc pewnie się zmierzę) – kiedyś zacząłem czytać cykl Aegipt uważany za opus magnum Crowleya, dwa razy przysnąłem z nudów i w okolicach najdalej dwusetnej strony odpuściłem.

Elizabeth A. Lynn, trylogia Kroniki Tornor (t. 1: Wieża Czat, t. 2: Tancerze z Arunu; t. 3: Dziewczyna z północy). Wybitna mizeria, acz bez wątpienia istotna dla gatunku (celowo nie użyłem zwrotu: rozwoju gatunku, bo dla mnie to zwój; to prekursorka zarazy niszczącej współczesną fantastykę). Pierwsza dostrzeżona pozycja z morza podobnych, w których mizeria literacka idzie w parze z lewicowym zaangażowaniem ideologicznym (konkretnie LGBT).

Mark Helprin, Zimowa opowieść. Nie czytałem.

Alan Dean Foster, cykl Spellsinger (osiem powieści, dwie przełożone na polski; t. 1: Spellsinger; t. 2: Godzina próby). Bardzo przeciętne, w założeniu humorystyczne. Głównym bohaterem jest muzyk rockowy, który po trawce przenosi się do magicznej krainy, zasiedlonej przez zwierzątka żyjące na wzór ludzki. Parę dobrych żartów (np. smok marksista wygłaszający ideologiczne przemowy) to za mało na kanon.

Tim Powers, to chyba autor bardzo ceniony przez Sapka, więc w kanonie wylądowało aż pięć jego powieści: Bramy Anubisa; Groza jej spojrzeń i trylogia Fault Lines (t. 1: Ostatnia odzywka; t. 2: Data ważności; t. 3: Sejsmiczna pogoda). Sam czytałem kilka jego powieści, na przestrzeni wielu lat (1996-2016), więc ja się zmieniłem, moje gusta literackie się zmieniły, jedno się nie zmieniło: wciąż uważam, że Tim Powers jest przeciętnym pisarzem, a do tego nudziarzem.

Sheri S. Tepper, cykl True game. To dziewięć powieści science fantasy (niektóre bliżej SF, niektóre fantasy). Nieprzełożone na polski i pewnie tak zostanie. W kanonie Sapka znalazła się jeszcze samostojka Sheri S. Tepper Beauty. Jej wydanie swego czasu zapowiadał Mag. Przypomnę, że w Artefaktach wydał jej powieść SF Trawa (o której pisałem); potem miały wyjść jeszcze trzy książki Tepper: dwie to sequele do Trawy, a trzecią miała być właśnie Beauty. Jednak, jak wiadomo powszechnie, zapowiedzi Maga nieraz są jak Ragnarok: niby mają nadejść, ale nie nadchodzą.

John Updike, Czarownice z Eastwick. Bo ja wiem, tu prędzej (lepszy) film.

Barbara Hambly. Sapek wrzucił dwie jej trylogie, z których jednej (Sun Wolf) w ogóle nie mamy po polsku, drugą w dwóch trzecich (t. 1: Zguba smoków; t. 2: Smoczy cień). Zguba smoków jest całkiem okej, ale nie jest to arcydzieło, są lepsze pozycje z wykorzystaniem motywu polowania na smoka (że wymienię Dino Buzzatiego, czy samego Sapka).

Terry Brooks, cykl Magiczne królestwo. Eee, kurde, że co? Że Brooks w kanonie? O kurde. Znaczy, Magiczne królestwo jest lepsze od cyklu Shannara, nawet da się czytać (to cykl o facecie pogrążonym w depresji, który zauważa w gazecie ogłoszenie: ktoś chce sprzedać królestwo; oczywiście okazuje się, że królestwo nie z tego świata, że w królestwie jest magia i inne takie tam – można by to zaliczyć do comic fantasy, gdyby było dowcipne; ogólnie to nawet sympatyczne opowiastki, ale zadka nie urywają). To chyba trochę za mało na kanon...

Michael Scott Rohan, cykl Zima Świata (t. 1: Lodowe kowadło; t. 2: Kuźnia w lesie; t. 3: Młot słońca). Lubię ten cykl, ale uważam, że na kanon jest zbyt słaby.

Stephen King, Oczy smoka, niezrozumiały dla mnie wybór Sapka, który uznał, że Oczy smoka są lepsze i ważniejsze od cyklu Mroczna Wieża.

Gene Wolfe. Sapek umieścił dwa jego cykle, z których Cykl Słoneczny także uwzględniłem, natomiast dylogię/trylogię Latro nie – po prostu nie lubię tego cyklu (wyjaśnienie: Latro w Polsce funkcjonuje jako dylogia, bo nigdy nie wydano u nas trzeciego tomu).

Elizabeth Ann Scarborough, Healer’s War. Niedostępne po polsku, parę jej powieści przetłumaczono, ale nie czytałem. Autorka zupełnie mi nieznana.

David A. Gemmell, Rycerze mrocznej chwały. Dziwny wybór AS-a. Najpopularniejsze dzieło Gemmella to cykl Saga Drenajów, z kolei najbardziej nowatorski jest pięcioksiąg Opowieści Sipstrassi (postapo, rewolwerowiec, nawiązania biblijne – przypomina Wam to coś? :D Może z tym nowatorstwem trochę przesadziłem, bo jednak King Mroczną wieżę zaczął wcześniej, ale sam bardziej lubię cykl Gemmella). I w swoim kanonie umieściłem tak Sagę Drenajów, jak i Opowieści Sipstrassi.

Patricia A. McKillip, Winter Rose. Książka niedostępna po polsku, ale wrzuciłem inne pozycje McKillip.

Vonda McIntyre, Księżyc i słońce. nawet lubię McIntyre. Ale to nie jest poziom kanonu.

Michael Swanwick, Jack Faust. Książka niedostępna po polsku, od wieków będąca w zapowiedziach Maga. W ogóle Swanwick nie jest ulubieńcem polskich wydawców, bo mamy tylko trylogię o żelaznym smoku (umieściłem w kanonie) i samostojkę SF: Stacje przypływu.

Judith Tarr, Pan Górnego i Dolnego Egiptu. Fantasy historyczna, starożytność, czasy Aleksandra Macedońskiego. Obstawiam, że Sapkowski włożył to do kanonu w ramach jakiegoś dowcipu.

Martha Wells, Śmierć Nekromanty. To chyba kolejny dowcip Sapka. O tej powieści już ongiś pisałem o tu.

Sean Stewart, Mockinbird. Pozycja niedostępna po polsku. Natomiast mamy przełożone inne jego powieści – sześć (w tym jedna z Gwiezdnych wojen), z czego warte uwagi trzy, wszystkie wydane przez Maga. Bardzo lubię Stewarta, ale tak uczciwie, wpływu na gatunek to on chyba nie miał – jest trochę na uboczu, niszowy autor dłubiący po swojemu. W tych trzech powieściach od Maga brakowało mi tego niesprecyzowanego „czegoś”, co pozwoliłoby je zaliczyć do kanonicznych (choć polecam).

Peter S. Beagle, Tamsin. Pozycja niedostępna po polsku. Do kanonu wrzuciłem Ostatniego jednorożca tegoż autora.

Elizabeth Haydon, sześcioksiąg Symfonia wieków (inaczej Cykl o Rapsodii). Kolejny żart Sapka. I żart Maga, który wydawanie sześcioksięgu przerwał po piątym tomie :D

Neil Gaiman. Sapek wrzucił cztery jego książki, sam z tego wyrzuciłem Gwiezdny Pył. Nie dlatego, że jakoś wybitnie nie lubię (chociaż też nie jestem wielkim miłośnikiem tej książki), ale uważam, że Nigdziebądź + Amerykańscy bogowie + Chłopaki Anansiego wystarczy.

Martin Scott, cykl Thraxas. OMG. Nie wiem jakim cudem ktokolwiek mógłby uznać ten cykl za część kanonu fantasy. Tu pisałem o tomie pierwszym.

Joe Abercrombie, cykl Pierwsze prawo. Nie lubię tego cyklu (fakt, czytałem tylko jedną powieść i dwa opowiadania). Nie uważam go też za jakiś przełom. Lubię inny jego cykl: Morze drzazg (tu o t. 1 a tu o t. 2), ale to nie jest fantasy, lecz postapo SF.

Hal Duncan, Welin (nie wiem czemu tylko Welin, skoro tworzy całość z Atramentem). Nie czytałem, może przeczytam jeśli Mag zechce wznowić, bo płacić 200 zł za połowę dylogii nie zamierzam.

Naomi Novik, cykl Temeraire. Proste czytadło, raczej młodzieżowe.

Patrick Rothfuss, Imię wiatru + Strach mędrca. Powieść z gatunku: przeczytać i zapomnieć, ot kolejne proste czytadło.

Dave Duncan, trylogia Venice vel Maestro Nostradamus. Nieprzełożone na polski. Acz autor znany w naszym kraju. Swego czasu, tuż po zagładzie dinozaurów, czytywałem Duncana, poznałem wszystkie trzy jego cykle wydane w Polsce (Siódmy miecz; Człowiek ze słowem i Opowieść o Królewskich Fechmistrzach). Dziś nie mam ochoty wracać do żadnego z nich (no może kiedyś do Człowiek ze słowem) – i to chyba wystarczy jako opinia.

Ursula K. Le Guin, Lawinia. Nie czytałem i nie bardzo mam ochotę na czytanie sto piętnastego retellingu opowieści o wojnie trojańskiej i jej następstwach (tym razem na podstawie Eneidy Wergiliusza).


Co wywaliłem z kanonu Sedeńki

Warto tu zamieścić pewna uwagę: Wojtek Sedeńko nie jest ani znawcą, ani miłośnikiem fantasy. Raczej nie lubi tej gałęzi literatury fantastycznej – dla niego fantasy to młodsza, szpetna i kulawa siostra SF. Więc jego kanon daleki jest od moich wyobrażeń o tym, co kanon fantasy powinien zawierać. Tym niemniej, w niektórych punktach jego ocena wartości literackich jest bardziej trzeźwa, niż u Sapka (np. Gemmella dał Sagę Drenajów).

Niektórzy z wywalonych przeze mnie powtarzają się u Sapka i Sedeńki, więc nie omawiam ich po raz drugi (John Crowley, Elizabeth Haydon, Elizabeth A. Lynn, Patrick Rothfuss oraz Dave Duncan – Sedeńko wrzucił cykl Królewscy fechmistrze). A ponadto z rzeczy uwzględnionych przez Sedeńką, a u Sapka nieobecnych:

Antologie Legendy i Legendy II. To bardzo dobre antologie, zbierające opowiadania (czy raczej minipowieści) uznanych autorów z ich światów, np. Williamsa ze świata z cyklu Pamięć, smutek, cierń, Martina z Gry o tron, Feista z Midkemii i Kelewanu, Kinga z Mrocznej wieży, Gaimana z Amerykańskich bogów itd. Ale jakoś mój opór budzi wrzucanie do kanonu antologii różnych autorów (sam wrzuciłem jedną, ale powiązaną światem; chodzi o Pieśni Umierającej Ziemi – wrzuciłem to jako część cyklu Umierająca Ziemia Jacka Vance). Zresztą cykle, do których przynależą minipowieści z Legend, w większości w kanonie uwzględniłem.

Z tomu 1 pominąłem tylko: Jeźdźcy Smoków z Pern Anne McCaffrey (bo to SF) i Miecz Prawdy Terrego Goodkinda (bo słaby jest). Z drugiego ponownie McCaffrey, do tego Williamsa cykl Inny świat (bo nie czytałem, a do tego to chyba SF), Lord John Grey Diany Gabaldon (bo myślałem, że po polsku mamy tylko dwa opka, a teraz zauważyłem, że wydana była i to dwa razy powieść: Lord John i sprawa osobista, może nabędę), Shannara Terrego Brooksa (wyżej już była moja opinia o tym twórcy) i Symfonia Wieków Elizabeth Haydon (też było wyżej).

Terry Goodkind, Miecz Prawdy. Powtórzę się: to słabe jest.

Feliks W. Kres, cykl Szerer. Do Kresa dojdziemy we właściwym miejscu i czasie :D

Nik Pierumow, Pierścień mroku (trzy tomy); Siedem zwierząt Rajlegu (trzy tomy). Aż zrobiłem pfffff. Jak można tę nędzę uznać za kanoniczną? I nie wyjaśnia tego nawet to, że Sedeńko (wydawnictwo Solaris) wydawał Pierumowa. Pierścień mroku to piracka kontynuacja Władcy pierścieni Tolkiena (kontynuacja słaba, słabsza od innego pirata z Rosji, czyli Jeskowa i jego Ostatniego władcy pierścienia). Natomiast Siedem zwierząt Rajlegu jest tak nędzne, że oż cuś (tu pisałem o tomie 1: Tern).


Co wywaliłem z kanonu Nowickiej

Tim Powers, Ostatnia odzywka, o której pisałem przy Sapku. Podobnie Joe Abercrombie, cykl Pierwsze prawo. A także Jonathan Carroll i Patrick Rothfuss (uparli się na tego Rothfussa).

Jacqueline Carey, Trylogia Kusziela. Soft porno BDSM (miejscami nawet trącące pedofilią) + polityczne intrygi. Kobietom podobał się Grey, to i Carey może się podobać (na pewno lepiej napisane, niż Grey). Sam przeczytałem koło stu pięćdziesięciu stron pierwszej części i nie mam ochoty do tego wracać. To jest po prostu nudne, a do tego ani nowatorskie, ani miało wpływ na rozwój gatunku.


Spostrzeżenia

Co mnie zdumiewa, to brak we wszystkich trzech kanonach rzeczy świetnych, wręcz wybitnych, znanych choćby z Uczty Wyobraźni Maga, że wymienię:

Susanna Clarke, Jonathan Strange i pan Norrell (pierwsze wydanie w Polsce: 2004).

Ian R. MacLeod, Wieki światła + Dom Burz (pierwsze wydanie w Polsce: 2006 i 2008).

Lucius Shepard, cykl Smok Griaule (poszczególne części cyklu wychodziły u nas od 1991 roku).

Ale też choćby Stephena Kinga cykl Mroczna Wieża (t. 1: Roland wydany u nas w 2001 roku czy Siergieja Łukjanienki cykl Patrole (debiut w Polsce: 2003 rok).

Cóż... W każdym razie u mnie Jonathan Strange i pan Norrell oraz Smok Griaule to TOP 10 fantastyki w ogóle.


Uzupełnienia (tu będą aktualizacje)

Wracając do Feliska W. Kresa. Tak sobie pomyślałem, że jednak powinien być w kanonie, więc go dodałem.

Ze starszych rzeczy dołożyłem animal fantasy Dino Buzzatiego, Słynny najazd niedźwiedzi na Sycylię – 1945. Brak tego autora w kanonie byłby krzywdzący, choć o niebo lepsze są opowiadania (o czym tu).

Dorzuciłem też dwie pozycje autorki, którą bardzo lubię (a może powinien być czas przeszły, bo dawno nie wracałem): J. V. Jones: trylogia Księga słów (t. 1. Uczeń; t. 2: Zdradzony, t. 3: Pan i głupiec) – 1995-1996 oraz samostojka Kolczasty wieniec – 1997, taka staroświecka fantasy w pomyśle i wykonaniu, z interesującym systemem magii. Podobały mi się też dwa pierwsze tomy jej kolejnego cyklu, Miecz cieni (t. 1: Jaskinia Czarnego Lodu; t. 2: Forteca w Szarym Lodzie). Ale chyba byłem odosobniony, bo Zysk przerwał wydawanie po dwóch tomach, a skoro znam połowicznie, to do kanonu nie wrzucam. Inna rzecz, że ten cykl sukcesem nie był chyba także na świecie, bo autorka porzuciła go przed jedenastoma laty (po wydaniu czterech tomów, tom piąty, który miał mieć tytuł Endlords, nie ukazał się).

Anne RiceWywiad z wampirem. Nie uważam, żeby to było jakieś arcydzieło, acz kiedy Sapek tworzył kanon, Anne Rice była bardzo popularna i w Polsce, i w ogóle na świecie. Początkowo wywaliłem, ale, jak mawiali średniowieczni, Vox populi, vox Dei (znaczy: Vox Moreni, vox Dei :D).

Z nowych rzeczy (na naszym rynku, bo na świecie niekoniecznie) kanon uzupełnili:

Andrus Kivirähk, Człowiek, który znał mowę węży – 2007 (tu opinia).

James Marlon, Czarny Lampart, Czerwony Wilk – 2019 (tu opinia).

Juhani Karila, Polowanie na małego szczupaka – 2019 (tu opinia).

Już widać, że rok 2021 będzie dobry, jeśli chodzi o tłumaczoną fantasy.

Scott Hawkins, Biblioteka na Górze Opiec – 2015 (tu opinia).


A także, teraz dorzucę do pieca i to trzy razy:

Gabriel García Márquez, Sto lat samotności – 1967, jak reprezentant tej części realizmu magicznego, która de facto jest fantasy (miałem dwa lata na przemyślenie i wciąż nie jestem tego ruchu pewien :D).

Peter F. Hamilton z cyklem Wszechświat Konfederacji – 1991-2000, jako reprezentant cosmic fantasy (tu opinia o t. 1, a tu o t. 2). 

Jacek Komuda, cykl Jaksa – 2018-. To reprezentant slavic fantasy i grimdark (tu opinia).

Zdaję sobie sprawę, że te trzy pozycje niektórych oburzą, bo dwie pierwsze to „aneksja” powieści, które do fantasy przynależeć nie powinny (wg mnie powinny, bo obie mają istotne elementy rodem z fantasy). Inna sytuacja jest z Komudą, który wg lewicowej prawdy etapu, jest grafomanem, a na dodatek faszystą.

Latynoski (a może nie tylko latynoski) realizm magiczny to w ogóle ciekawa rzecz – często jak najbardziej wypełnia definicję fantasy, ale z fantasy jest wykluczany. Z drugiej strony często pozycje fantasy znajdują się w kanonach realizmu magicznego (np. Calvino, Rushdie czy Shepard). A są też takie sytuacje, jak z naszym Radkiem Rakiem, którego próbowano wrzucić do realizmu magicznego, ale sam przeciwko temu protestował, bo on pisuje fantasy... Być może po prostu należy uznać realizm magiczny za specyficzną, latynoską odmianę fantasy, nieraz naśladowaną przez pisarzy z innych kręgów kulturowych. I pewnie znajdzie się więcej książek tego typu godnych umieszczenia w kanonie.

Kanon może być dalej uzupełniany, także o rzeczy starsze. Przeglądałem ostatnio co wyszło w trzech anglojęzycznych seriach kanonicznej fantasy (Ballantine Adult Fantasy series + Newcastle Forgotten Fantasy Library + Fantasy Masterworks). Zobaczyłem, jak wiele starszych tytułów nigdy nie przełożono na polski (może teraz, kiedy wydawcy zaczynają doceniać czytelnika niszowego, to się zmieni, np. Vesper zapowiada zbiór opowiadań Lorda Dunsany, Wydawnictwo IX puszcza paru innych, w tym Williama Hope Hodgsona).

Ale zobaczyłem też, jak „dziwne” dzieła można wrzucić do kanonu. Na przykład: trzynastowieczny romans rycerski Jaufre, szesnastowieczny epos rycerski Orland szalony Ludovica Ariosta, albo Zadig – powiastkę filozoficzną słynnego Woltera (XVIII w.). Więc tym mniejsze miałem skrupuły przed zawłaszczeniem Marqueza i Hamiltona.

Duży potencjał, jeśli chodzi o uzupełnienia, widzę w literaturze nieanglosaskiej i niepolskiej. Jak pokazało wydawnictwo Marpress, są perełki do wydłubania, nawet w tak małych krajach, jak Estonia. Pewnie także w germańskiej Skandynawii powstają ciekawsze rzeczy, niż cykl nieszczęsnej Siri Pettersen (o którym tutaj).



U góry oczywiście kadr z serialu Gra o tron.

33 komentarze:

  1. W tym wieku to w soboty się nadrabia prace domowe/ sprząta/ ogarnia internety, a nie imprezuje, więc mi pasuje :P Gratuluję jubileuszu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "nadrabia prace domowe/ sprząta"

      Strasznie to brzmi :D

      Usuń
  2. Możesz podać swoje top 10 fantasy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, właśnie, poproszę!

      Usuń
    2. Moje TOP 10 fantastyki (alfabetycznie):

      Bułhakow, Mistrz i Małgorzata.

      Buzzati, Sześćdziesiąt opowiadań.

      Clarke, Jonathan Strange i pan Norrell.

      Diaczenko, Waran.

      Lem, Solaris.

      Marquez, Sto lat samotności.

      Shepard, Smok Griaule

      Simmons, Terror (zamiennie na Hyperion).

      Vance, Lyonesse.

      VanderMeer, Shriek: Posłowie.

      Usuń
    3. Właściwie top bym dodał jeszcze 11 i 12 :D

      Dukaj, Lód.

      Kańtoch, Przedksieżycowi.

      Usuń
    4. Jestem zdziwiony, że Williams się nie znalazł w tym TOP 10 :D

      Usuń
    5. Leży na kupce wstydu :D Inna rzecz, że widać co lubię w fantastyce: rzeczy dziwne, zalatujące new weird (VanderMeer, Dukaj, Kańtoch), czy realizmem magicznym (Marquez, Shepard). Gdybym miał to TOP 10 zrobić 20 lat temu, to na pewno byłby tolkien i Le Guin.

      Dla porównania TOP 12 Sapka (sprzed wieków - 1993 r.) i tylko fantasy (jak widać, powtarza się aż jedna pozycja :D):

      Tolkien, Ziemiomorze.
      Le Guin, Śródziemie.
      Stephen R. Donaldson, Kroniki Thomasa Covenanta Niedowiarka.
      T. H. White, Był sobie raz na zawsze król.
      Peter S. Beagle, Ostatni jednorożec.
      Roger Zelazny, Amber.
      Marion Zimmer Bradley, Mgły Avalonu.
      Jack Vance, Lyonesse.
      Tanith Lee, „Birthgrave.
      Patricia McKillip, Mistrz zagadek z Hed + Zapomniane bestie z Eldu.
      David Eddings, Belgariada.
      Fritz Leiber, Fafhrd i Szary Kocur.

      Usuń
    6. O, fajna topka. Jonathan jest też w moim top, może nawet w top1 :) U mnie na razie jest top 9, czekam z utęsknieniem, aż przeczytam coś, co mnie zachwyci.

      Usuń
  3. Komuda? Trzeba było jeszcze dorzucić Barnima Regalicę dopiero byłoby KONTROWERSYJNIE

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również uważam, że nie powinno się brać jeńców i skoro Komuda (jak już ustalono w squatach) jest faszystą, to siłą rzeczy musi być grafomanem. To wiadomo nawet bez czytania :D

      Usuń
  4. Przypomnę, że najnowszy (i właściwie chyba można powiedzieć aktualny) kanon fantasy od Sapkowskiego to lista z jego książki Rękopis znaleziony w smoczej jaskini, i tu istotne, wydanie z 2011. Wielu jakoś umknął fakt, że nowa lista to nie jest ta stara (z wydania z 2001)+dopisane nowe tytuły (trochę takich widziałem w sieci). Nie, autor znacznie ją przeredagował i nie ma już w niej wspomnianej Rapsodii czy Thraxsasa (z kolei jest np. Saga Drenajów). Można ją znaleźć na wikipedii. Jonathan Strange i pan Norrell są pod 93.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dzięki za info. Sam mam pierwsze wydanie, więc uzupełnienia Sapka brałem z neta. Widocznie gdzieś było niekompletne i z przemieszanymi obiema wersjami.

      Usuń
  5. "Smoka i Jerzego" tez bym chętnie wywaliła z kanonu. Czytałam go ładnych parę lat temu i już wtedy wydawał mi się średnio interesujący, a przykładów comic fanasy do wyboru jest dużo więcej i lepszych (chocby dodany później do kanonu Pratchett). ALe "Krainę Chichów" jednak bym zostawiła, choć cały Carroll to dla mnie raczej realizm magiczny niż fantasy.

    Gene Wolfe'a też nie lubię i nie rozumiem hajpu na jego powieści. Przeczytałam pierwszy tom o Kacie i pierwszy tom Latro i w żadnej nie widzę nic ciekawego. Opowiadania miał fenomenalne, ale ich jakoś się u nas ani nie wznawia, ani nie promuje.

    Anne Rice ze swoim wampirycznym cyklem jednak osobiście uważam za kanoniczną. Gdyby nie Rice, nie byłoby tego całego romantyzowania wampirów jako całkiem ludzkich bohaterów tragicznych. Nie byłoby "Zmierzchu" i całego paranormal romance. Nie żebym jakoś szczególnie ten gatunek ceniła, ale wypada odnotować.

    "Jonathan Strange i Pan Norrel" akurat w kanonie u Sapka był. Chyba w tym poprawionym, ale był.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to już wiem, że w drugiej wersji kanonu Sapek dopisał "Jonathana Strange i Pana Norrela". Bo ja wiem czy Rice miała taki wpływ na paranormale... Wampiry fascynowały wcześniej i później. W każdym razie, "Zmierzch" ująłem w kanonie, choć już od wampirów mnie odrzuca - no w z drobnymi wyjątkami, bo jednak wampiry Wattsa czy C. S. Friedman to nieco inna bajka.

      Usuń
    2. Z wampirami to jak z tym jednorożcem na rykowisku: temat tak oklepany, że trzeba konkretnego pomysłu, żeby dało się go przepchnąć. Rice miała, na tamte czasy to był jednak fenomen godny "Zmierzchu" (tylko jednak literacko lepszy).

      Usuń
  6. Gratuluję 7-lecia i pozdrawiam! :)
    MarekFeliks

    OdpowiedzUsuń
  7. Czy MacLeod naprawdę jest tak dobry? Mam jego zbiór opowiadań z UW i okropnie mnie wymęczył. Pomijam, że teraz czytam "Peryferal", też wydany w tej serii, i ledwo dotarłam do 100 stron i też trochę mam dosyć xD Nie mam szczęścia do książek UW.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. MacLeod dobry jest. Gibson nie. NIe lubię cyberpunka w ogóle, a Gibsona w szczególe :D

      Usuń
    2. Odstawiłam po 140 stronach, bo totalnie w to nie potrafię teraz. XD MacLeoda kupiłam w Biedronce za jakieś 10 zł - porysowany trochę, ale jak tu UW nie wziąć. Ale chyba źle zrobiłam, że postawiłam na zbiór opowiadań na początek.

      Usuń
    3. Nie mam zbiorów opowiadań MacLeoda (czyli albo Obudź się i śnij. Tchrosty i inne wy-tchnienia", albo "Pieśń czasu. Podróże").

      Usuń
  8. S. Clarke jak najbardziej zasługuje na miejsce w kanonie. Najlepsze elfy od czasu opowiadań Le Fanu, poza tym styl, humor.

    Ja bym jeszcze dorzuciła Kay'a. Z tej przyczyny, że jego książki po "Fionavarskim gobelinie" są specyficzne i fajne; spełniają doskonale jedną z moich definicji dobrego fantasy (czyt. żeby było jak powieść historyczna, ale podrasowane magicznie).

    Dałabym też Sandersona, z tej przyczyny, że jest chyba tym, który zapoczątkował ten taki nurt, gdzie pisarze opracowują i dopracowuję własne oryginalne systemy magiczne. Ma wady, ale za magię i epickość go cenię.

    Co do Cherryh, to Morgaine jest (poza tym, że chyba pierwszy), to jest trochę nierówny. Pierwszy tom fajny, drugi najlepszy (ten świat, który powoli umiera i kosmiczne elfy, które tańczą i się narkotyzują), trzeci jakieś nieporozumienie i czwarty po nim taki se. Radziłabym np. sięgnąć po "Przybysza" albo fortece.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kay był w swoim miejscu: pozycja 53:
      https://seczytam.blogspot.com/2019/06/moj-kanon-fantasy-pozycje-z-lat-1970.html

      Sanderson też (poz. 95):
      https://seczytam.blogspot.com/2019/07/moj-kanon-fantasy-pozycje-od-roku-2000.html

      "Przybysza" czytałem, ale to SF, Fortece też, ale to już nie było rewolucyjne jak na swój czas, a i chyba średnio popularne (u nas Zysk wydał 4 tomy z 5).

      Usuń
  9. "Lawinię" bardzo lubię, to LeGuin, ona nie schodzi poniżej pewnego poziomu. Tyle, że nie zaliczyłabym tego w ogóle do fantastyki, o ile dobrze kojarzę, tam jest tylko jedna scena z wizją i tyle.
    Naprawdę jest aż tyle retellingów wojny trojańskiej? Ja kojarzę tylko "Pieśń Achillesa" Miller i "Penelopiadę" Atwood.
    Cykle "Morgaine" przeczytałam w tym roku :) I zgadzam się z Kasandrą, II tom bardzo dobry, pozostałe, no, to dobre książki, ale nie powiedziałabym, że są jakieś super. Co mi się szczególnie podobało, to ta atmosfera trudów wędrówki i problemów z końmi, nie tak jak u niektórych autorów, gdzie te sprawy są zupełnie pomijane.
    Buzzati jest rzeczywiście świetny. Choć nie wiem, czy to taka prawdziwa fantastyka, ale z drugiej strony, do fantasy można zaliczyć sporo rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O wojnie trojańskiej i jej następstwach (czyli wydarzeniach opisanych przez Homera i Wergiliusza, a także np. Diktysa z Krety) pisali też - część to dziecięce:

      Jan Parandowski ("Wojna trojańska" i "Przygody Odyseusza"), Jadwiga Żylińska (Młodość Achillesa), Robert Graves (Córka Homera), David Gemmell (trylogia "Troja"), Lesław M. Bartelski (Pod Troją, na podstawie Iliady Homera), Rosemary Sutcliff ("Czarne okręty pod Troją", "Wędrówki Odyseusza"), Amanda Elyot (Pamiętniki Heleny Trojańskiej), Colleen McCullough (Pieśń o Troi), Clarke Lindsay (Wojna trojańska), Stanisław Stabryła (Dzieje wojny trojańskiej), w pewnym sensie też Simmons ("Ilion" i "Olimp"). To na pewno nie wyczerpuje listy powieści o wojnie trojańskiej itd. Dodaj do tego filmy...

      Usuń
  10. Ciesz się, że nie czytałeś "Zimowej opowieści" Helprina bo jest rozwleczona do granic możliwości, nudna i bez jakiegoś mocnego przesłania. I na pewno warto dodać do kanonu Clarke. Miałam taki okres, ze czytałam książki z kanonu Sapkowskiego i powiem szczerze, że 50% z nich po prostu mnie rozczarowało, może miały więcej magii czytane po angielsku. Obecnie mamy tylu dobrych pisarzy fantastycznych, że do większości listy Sapka nie warto już wracać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem, najlepsze lata dla anglosaskiej fantasy to były pi razy drzwi: 1985-2010, z takimi interesującymi zjawiskami, jak odnowienie i podniesienie na wyższy poziom fantasy historycyzującej (Martin - bo już wcześniej pisała w tym nurcie Katherine Kurtz: cykl Deryni, który wychodził od 1970), pojawienie się new weird, czy takich podgatunów jak steampunk fantasy i prochowa fantasy oraz takich twórców trudnych do zaszufladkowania, jak właśnie Shepard ze Smokiem Griaule czy Clarke.

      Teraz wszystko w kulturze made in USA zostało zaprzęgnięte do akcji propagandowych, więc poziom leci. Obecnie ciekawsze rzeczy dzieją się w fantasy z innych kręgów, słowiańskich, albo ugro-fińskich.

      Usuń
  11. "Małe, Duże" Crowleya imo warto przeczytać. Są zupełnie inne niż Aegipt, którego też nie zmogłem (i chyba nawet nie ukazał się cały po polsku), a podszedłem do Aegipt już po lekturze MD, po uszy zadurzony w prozie Crowleya (wyszło jeszcze u nas "Późne Lato", ale to nie fantasy a postapo w starym stylu - czyli nie strzelają się, tylko wędrują obserwując jak świat się zmienił).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ostatni tom Aegiptu nie wyszedł po polsku. Niedziwno widziałem w jakiejś taniej księgarni, chyba TakCzytam, komplet (polski komplet, czyli 3 tomy).

      To "Późne lato" dobre?

      Usuń
  12. oczywiscie David Eddings zwłaszcza Belgariada, Malloreon, Elenium i Tamuli,
    Feist - cykl o Midkemii, Robert Jordan - Koło Czasu, nie patrzyłem lat wydania wiec nie wiem czy w dobrym przedziale ale to są cholernie dobre fantasy, często wracam do książek z tych cykli

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Tamuli" już mnie zmęczyło. Natomiast "Elenium" stawiam wyżej, niż "Belgariadę" (może dlatego, że czytałem, jako pierwsze).

      Usuń