POLECAM

niedziela, 3 października 2021

Wrzesień 2021 – raport z biblioteczki

Przybyło dwadzieścia siedem. Fantastyka – siedemnaście (Polska x 4, Rosja x 2, Ukraina x 1, Czechy x 1, Niemcy x 1, Anglosasi – 8, ale w tym Weber pięć, starocie dwa). Książka naukowa historyczna jedna, pseudonaukowa też jedna, dwie powieści historyczne. Do tego sześć komiksów (Europa x 3, USA x 2, Ameryka Łacińska x 1).

Tak mi się poszczęściło: przechodziłem wieczorem kolo biblioteki i coś mnie tknęło, zajrzałem do szafy, do której ludzie wkładają niepotrzebne książki. Chyba wkładał ktoś o zbliżonych zainteresowaniach, bo właśnie tam znalazłem Brücknera, Kossakową, Haggarda i Süskinda. Niestety, było ciemno, więc wszystkiego nie przejrzałem.

Komiksy. Pięknie narysowana Katedra Otchłani – o scenariuszu na razie nie mam nic do powiedzenia. Do tego uzupełniłem Azymut.

Też jeszcze nie przeczytane: Korriganie od Studia Lain i argentyński Shankar od Mandioki.

Dwa razy  made in USA, brakujący mi tomik Gaimana i kontynuacja Lucyfera w integralach.

Z książek naukowych przybył tylko wspomniany Brückner, dość znana pozycja – zbiór artykułów poświęconych mitologii ludów bałtyjskich.

Do tego pseudonaukowy bubel, rzecz nie tylko głupia, ale też skandaliczna. Dlaczego? Otóż tę pseudonaukową historyczną wypocinę pozytywnie zrecenzowała rusycystka (!) prof. dr hab. Hanna Kowalska-Stus. Zastanawiam się co kieruje ludźmi, którzy mając tytuł i dorobek naukowy, kompromitują się wychodząc poza swoją dziedzinę... I co kieruje wydawcą, o szumnej nazwie Księgarnia Akademicka, który już wcześniej skompromitował się wydaniem turbolechickich bredni niejakiego Makucha (też pozytywnie zrecenzowanych przez utytułowanych osobników – promotorem była prawniczka Krystyna Chojnicka, a recenzentami prawnik Roman Andrzej Tokarczyk i iranistka Anna Krasnowolska). Nie wiem czy będę recenzował książkę Jagiełły, bo już to zrobił Artur z Sigillum Authenticum.

Powieści historyczne dwie, ale za to jakie nazwiska. Wspomniana Zofia Kossak, której twórczość bardzo lubię, gwiazda literatury II RP i PRL. Błogosławiona wina to powieść przedwojenna, z 1924 roku, ale przed wojną wychodziła pod innym tytułem, jako Beatum scelus (masa wydań przedwojennych). Akcja umieszczona w XVII wieku, niby trochę łotrzykowska, ale jak zawsze u tej pisarki – chodzi o coś więcej.

I kolejna gwiazda literatury II RP i PRL (a debiutował jeszcze za zaborów): Jarosław Iwaszkiewicz. Iwaszkiewicz „podążył” do XII wieku, głównym bohaterem jest jeden z synów Krzywoustego – Henryk Sandomierski. Czerwone tarcze to również powieść przedwojenna, z 1934 roku. Tak na marginesie, ostatnio sięgnąłem do opowiadań Iwaszkiewicza i część z nich zalatuje fantastyką, konkretnie realizmem magicznym.

Fantastyka polska. Magdalenę Salik znam tylko z debiutu – przyzwoitej Gildii hordów. Salik nie miała szczęścia – kiedy była gotowa jej druga powieść, Runa właśnie schodziła z tego łez padołu, więc wydała tylko w ebooku. Trzecią książkę Salik sama puściła w ebooku. Kolejną wydała w wydawnictwie Akurat, ale tu – nomen omen – akurat opis mi nie podpasował. Teraz wraca po sześciu latach milczenia z hard SF (chyba), a wydanie w Powergraphie jest dobrym prognostykiem, bo tam szajsu nie puszczają.

Do tego chyba niszowy (niby jego szuflada to steampunk, ale zdecydowanie jest to nietypowy steampunk), acz przeze mnie ceniony Maszczyszyn z drugą częścią cyklu Podmorskie imperia.

Nie przepadam za zbiorami opowiadań, Kołodziejczaka nie miałem w planach, ale zachęciła mnie notka Głodnej Wyobraźni (celowo piszę notka, nie opinia, bo akurat opinia nie była zachęcająca; opowiadanie, o które mi chodziło, GW zjechała; od razu dodam, że słusznie).

No i coś z taniej księgarni. Zakup śmierdzi wtopą – ponoć jest to świat alternatywny, nieco przypominający Europę XVII wieku, taka sarmacka fantastyka. Tylko że po przeczytaniu recenzji, zastanawiam się na ile ta alternatywność jest zamierzona, a na ile jest skutkiem zwyczajnego nieuctwa.

Idziemy na wschód – tam musi być jakaś cywilizacja :D Szukałem tę powieść Bułyczowa, znalazłem za 10 czy 15 zł na OLX. Bułyczowa lubię, a to chyba jedna z jego lepszych powieści.

Do tego fantastyka z Ukrainy. Podobnie, jak Jacenko (zakup z lipca) Rafiejenko swoją fantastykę umieścił w realiach rosyjskiej agresji na Ukrainę. Widać jaka to musiała być trauma dla Ukraińców. I chyba nawet mniejsza dla tych z zachodu Ukrainy (jak Jacenko), niż dla tych ze wschodu (Rafiejenko pochodzi z samego Doniecka). Przed rosyjską agresją Rafiejenko był Ukraińcem i obywatelem Ukrainy, ale pisarzem rosyjskim (dodam: uznanym i nagradzanym pisarzem rosyjskim) – pisał wyłącznie po rosyjsku, ukraińskiego w ogóle nie znał.

Rosyjskojęzyczni Ukraińcy uważali Rosjan niemal za rodaków, więc w 2014 roku przeżyli konkretny szok. Po rosyjskiej agresji Rafiejenko przeniósł się do Kijowa. W 2018 roku ogłosił: Rosja musiała wiele zrobić, żeby mnie nauczyć pisać po ukraińsku. W dwa lata nauczył się ukraińskiego i odtąd tworzy tylko w tym języku.

Jeszcze jedna książka ze wschodu: rosyjskie postapo, podobno bardzo dobre (a Rosjanie potrafią w postapo) – tu opinia Pawła Laudańskiego, znawcy literatury rosyjskojęzycznej. Kupione we wrześniu rzutem na taśmę, premiera była 29 września. Informacja: niedługo ma wyjść kolejna książka Wierkina, tym razem bardziej grozowata, w Wydawnictwie IX.

Fantastyka z Czech – miała bardzo różne recenzje, ale fantastyka (fantasy, groza) w klimacie dziewiętnastowiecznej Pragi brzmi zachęcająco.

Obok nabytek z szafy, czyli słynne Pachnidło niemieckiego pisarza Patricka Süskinda. Ani tego nie czytałem, ani nie oglądałem filmu. Podobno było nominowane do nagród fantasy, acz coś mam wątpliwości czy to jest fantasy. 

I fantastyka anglosaska. Dwa starocie sprzed wieków. Haggard, Potwór Heu-Heu z 1924 roku – to jedna z części cyklu o Allanie Quatermainie. Ten cykl nigdy nie doczekał się wydania w całości po polsku, część książek wyszła tylko przed wojną, po wojnie wznawianych było jedynie  pięć (w tym słynne Kopalnie króla Salomona) – a cały cykl to bodajże czternaście powieści i dwa zbiory opowiadań. I Potwór Heu-Heu jest wznowieniem wydania przedwojennego. Znowu skok na kasę (jak w przypadku Montyherta) – wydanie okrojone, czyli oszczędność papieru. To publikacja z 1960 roku, potem wyszło u nas jeszcze raz w nowym tłumaczeniu i pod nieco innym tytułem (jako: Heu Heu, czyli potwór z 1990 roku).

Hodgson, Szalupy z „Glen Carrig” z 1907 roku – ta pozycja często bywa umieszczana w kanonach fantasy. Sprawdzę czy zasadnie.

Dziecko śniegu Eowyn Ivey nabyłem nieco przypadkowo – miał to ten sam ogłoszeniodawca z OLX, u którego kupiłem Bułyczowa. A że niedawno ktoś dość pozytywnie wypowiedział się na Katedrze.nast o powieści Ivey – dorzuciłem do paczki. To raczej baśń, niż fantasy.

I finiszujemy: Weber. Jak pisałem przed miesiącem o cyklu Honor Harrington: mam dwadzieścia dwie części, brakuje mi już tylko... trzynastu. No, to brakuje mi już tylko ośmiu – te pięć to nówki, żadne tam Allegro :D A właściwie mam już kolejnych sześć, bo czekają na mnie do odbioru w tej samej księgarni, czyli poznańskiej KIK. Księgarz ma się rozejrzeć za pozostałymi dwiema częściami. Czyli dość szybko by poszło – cykl składający się z trzydziestu pięciu tomów skompletowany w cztery miesiące.




Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:


19 komentarzy:

  1. Salik nie znam, ale ostatnio mnie wszystkie książki Powergraphu kuszą. Na półce z przeczytanymi mam 15, kilka innych czeka w kolejce do czytania i na pewno będę kupować kolejne. No ale na ten moment zrobiłam mały napad na Vespera. Kupiłam "Czerwoną królową", bo "Alicja" była naprawdę fajna, a żeby nie było, że kupuję jedną to dorzuciłam do koszyka klasyki. Ich komplet 5 klasycznych horrów, bo nie mam ani jednego, a warto je chyba znać i jednego Wellesa, bo jego też nie znam, a to aż głupio.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wszystkie książki Powergraph trafiają w mój gust (przykładowo, od Zbierzchowskiego się odbiłem), ale nawet tych, które nie pasowały mi, nie nazwę słabymi.

      A "Gildia hordów" Salik z tego co pamiętam, to trochę taki "Malowany człowiek" Bretta, tylko ciut lepszy - proszę pamiętać, że obie te książki czytałem dawno, dawno temu.

      Mówisz, że ta "Alicja" dobra? Jak trafię na opinię, że to dobre i wrzucę do schowka, to zaraz trafiam na opinię, że jednak beznadziejne i z koszyka wywalam - bardzo zróżnicowane recenzje...

      Klasycznych horrorów Vespera mam mało, właściwie tylko Lovecrafta i Simmonsa (Simmons to już klasyka?). Teraz pewnie wezmę "Żywiołaki" McDowella. Mam trochę ich polskich horrorów, ale na razie na kupce wstydu - acz już do schowka trafił kolejny: "Lęk" Tomasza Sablika.

      Usuń
    2. Na razie czytałam tylko Kańtoch, Kosika, Raka i Wegnera, także samych autorów wieli nie było, ale na pewno będę sprawdzać. Teraz mam np. opowiadania Cetnarowskiego.
      "Alicja" jest... specyficzna. To nie jest horror, a raczej mix urban fantasy z high fantasy (osobny świat, ale miejski klimat) z dodatkiem dark fantasy, które ma oniryczny klimat i lekko młodzieżowy vibe. M wrażenie, że ludzie się od tego odbijają głównie z jednego powodu [możliwy spoiler?]. To w gruncie rzeczy powieść drogi, w której bohaterowie napotykają przeciwników i muszą sobie z nimi poradzić. Ale to raczej nie jest zbyt spektakularne, a końcówka to w ogóle nie jest żadna wielka bitwa, której się ludzie spodziewali. Mi się to absolutnie podoba, bo raz że nawalanek mam dość, a dwa - to tak pasuje do tej oniryczności i lekkiego absurdu. Ale to nie są typowe rozwiązania.
      Lovecrafta chcę, ale to nie teraz. Mam zbiór jego tekstów od Zyska i stary Że w Cthulhu i nie wiem, co mi się powtarza, a co nie.

      Usuń
    3. A co Kańtoch (swoją drogą, przydałaby się wyszukiwarka u Ciebie na blogu)? Bo moim zdaniem, obowiązkową lekturą są Przedksiężycowi. Dla mnie obowiązkowy zakup z Powergraph to też Rak i Zaremba.

      Tę Alicję pewnie kupię.

      Usuń
  2. A które opowiadania Iwaszkiewicza zalatują realizmem magicznym? Pytam, bo kilka ich przeczytałam, ale żadne nie zawierało elementów fantastycznych. Opowiadały głównie o miłości, przemijaniu, umieraniu. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zamówiłem Wyspę Sachalin w ŚK. Przyszła brudna od paluchów, więc nie odebrałem (nie mieli na sklepie żeby wymienić). No nic, uznałem, że zamówię u konkurencji. Niestety w Empiku to samo książka uwalona(tam co prawda była na sklepie, ale Pani powiedziała, że nie wymieniają). Więc również oddałem. Nie wiem, jak oni je pakują? W konsekwencji zostałem bez Wyspy Sachalin...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Empik i Świat Książki mają b. słabe pakowanie. Sam brałem z czytam.pl - stan bez zarzutu. Inna rzecz, że w czytam.pl czeka się dość długo za dostawą, szczególnie w przypadku większych zamówień.

      Usuń
  4. A może jednak pokusiłby się Pan na napisanie recenzji książki Jagiełły? Ta na blogu SA jest dość ogólna, a waham się czy kupić tą pozycję czy nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może napiszę, ale już teraz zdecydowanie odradzam - to pseudonaukowy bubel.

      Usuń
  5. Widzę, że już masz Wyspę Sachalin. Jestem jej bardzo ciekawa. Czekam więc, co napiszesz o książce. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko nie wiem kiedy, bo teraz nie bardzo mam nastrój na czytanie.

      Usuń
  6. Księga Magii i Chronometrus mnie interesują! Pachnidło czytałam i oglądałam i chyba nie rozumiem fenomenu, ale trzeba przyznać, że książka zdecydowanie zapad w pamięć, choć w filmie zakończenie było jak dla mnie niezrozumiałe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chronometrus to część druga - pierwsza to Necrolotum.

      Usuń
  7. Iwaszkiewicz, Salik i Wierkin już czekają w kolejce. Mimo wszystko wiem mniej więcej czego się po nich spodziewać, więc ok. Ale tez zakupiłem po taniości Huberatha (Vatran Auraio) i Majkę (Pastwiska Niebieskie) Czy ta pozycja Huberatha będzie dobra na pierwsze zapoznanie się z tym pisarzem? A czy Majkę znasz/polecasz?
    Dzięki serdeczne za dwa słowa podpowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj. Jeśli chodzi o Majkę to miałem na myśli "Niebiańskie Pastwiska" a zerżnąłem bezczelnie tytuł od Steinbecka;P
      I na dodatek właśnie się zorientowałem, że Majkę już poznałem. Zauważyłem u siebie w kącie kątów regału jego serię Berserk(

      Usuń
    2. Vatran Auraio nie jest najlepszym działem Huberatha, ale jest dobrą książką. Może o tyle specyficzną, że to SF. Polecam reckę Katriny:
      https://drewniany-most.blogspot.com/2021/10/vatran-auraio-gdyby-kolonizacja-planet.html

      Majka Berserka nazywa "projektem na zamówienie" - najwyraźniej sam traktuje te Berserki i Metra nieco lekceważąco, a o o książkach nie na zamówienie pisze "moje-moje". Tak, Majka umie pisać, jest bardzo dobrym światotwórcą, tyle że ja mam tak: jak szybko jego książki czytam, tak szybko mi z głowy wylatują. NIe wiem czemu, ale po lekturze powieści Majki nic mi w głowie nie zostaje, a czytałem cykle Mitoświat ("Pokój światów" + "Wojny przestrzeni") i Wieloświat ("Jedyne"). Bardzo podobał mi się "Pokój światów", w dwóch pozostałych raczej niektóre pomysły, niż całość.

      Usuń
    3. Ognistego Orła HUberatha przeczytałem i MI się spodobał, ale głównie (a moe nawet wyłącznie) z uwagi na światotworzenie. Akcja tam jest, bohaterzy są, ale w sumie to tyle można o nich powiedzieć. Za to świat... mniam. Polecam.

      Usuń
  8. Muszę w końcu kupić Maszczyszyna. Ten Rafiejenko też może być ciekawy. Odradzam "Lorda Morda" - wkurzający bohaterowie, no tak już mam, że gdy denerwują mnie bohaterowie, to nie mam przyjemności z czytania. Zresztą to chyba nie jest fantastyka. Pamiętam, że bardzo zainteresowal mnie opis z tyłu książki, ale ma on niewiele wspólnego z treścią.

    OdpowiedzUsuń