POLECAM

czwartek, 14 lipca 2022

Maciej Liziniewicz, Mroczny zew

Druga odsłona cyklu o Żegocie Nadolskim (tu o odsłonie pierwszej). Dużo się nie da o niej napisać, bo właściwie niemal wszystko zawarłem w notce o Czasie pomosty. Tak, żeby formalnościom stało się zadość: to cykl miksujący sarmacką fantasy z kryminałem i horrorem, z akcją osadzoną w Rzeczypospolitej Obojga Narodów w latach trzydziestych XVII wieku. Konkretniej, teatrem jest obecne pogranicze polsko-ukraińsko-słowackie (wówczas polsko-węgierskie).

Mamy w znaczniej mierze powtórzony schemat z Czasu pomsty – ktoś/coś morduje ludzi, Żegota angażuje się w wyjaśnienie sprawy, kryminalne postępowanie, sprawca namierzony itd. O ile Czas pomsty był wtórny wobec Komudy, o tyle tu Liziniewicz jest wtórny wobec samego Liziniewicza... O stylu wiele się rzec nie da – od poprzedniej części ani się nie pogorszył, ani też znacząco nie polepszył.

Ale zrobił coś maksymalnie mnie irytującego. Dał za dużo przypisów, które rozpraszają przy czytaniu – może jest ich mniej, niż w pracy naukowej, ale więcej niż w popularnonaukowej. Pewnie z dziewięćdziesiąt procent z nich jest całkowicie bez sensu. Bo jaki ma sens pisanie w przypisie, że Iksiński – aktualnie (czyli w roku 1632) starosta pępkowiecki, wcześniej był starostą w Pipidówce, a potem kimś tam jeszcze? Autor ma dziwną potrzebę informowania nas o pozostających bez związku z fabułą losach wzmiankowanych, nieraz marginalnie, postaci historycznych. Takie belferskie natręctwo.

Jest jeszcze druga grupa przypisów. Przykładowo cytuje Kochanowskiego i w przypisie podaje nam, że cytat pochodzi ze strony Wolne Lektury... Panie Liziniewicz – pan się obawia, że Kochanowski pana pozwie o naruszenie praw autorskich? To informuję, że Kochanowski zmarł prawie 440 lat temu. Nic grozi panu nawet ze strony spadkobierców, bo prawa autorskie w Polsce wygasają siedemdziesiąt lat po śmierci twórcy. Więc po jakiego grzyba zamula pan powieść takimi informacjami?

Wczoraj ukazała się kolejna część cyklu o Żegocie, Diabelski posłaniec. Tu cała trylogia (na dziś trylogia, bo pewnie będzie więcej)

I jeszcze dwie uwagi:

Pisanie o Tatarze per „Mongoł” (str. 130) jednak dla XVII wieku jest błędem. Poprawne jest tylko dla wieku XIII (no jeszcze dla wieku XIV do przyjęcia). Wówczas Mongołów w Europie zwano Tatarami z dwóch powodów – bo zachodnią Mongolię zamieszkiwało tureckojęzyczne plemię Tatarów, a Europejczykom ów Tatar skojarzył się z greckim piekłem, czyli Tartarem. Więc dla XIII wieku są to synonimy. Ale od XIV wieku nazwa „Tatar” oznacza tureckojęzycznego mieszkańca europejskiej części Wielkiego Stepu – ta nacja powstała ze stopienia się Mongołów przybyłych z Azji z miejscowymi ludami tureckimi (głównie Połowcami i Bułgarami nadwołżańskimi). Więc: Tatar to tureckojęzyczny mieszkaniec Europy, Mongoł to mongolskojęzyczny mieszkaniec Azji.

Mało prawdopodobne wydaje mi się, żeby w XVII wieku obcokrajowiec znał Kronikę Galla Anonima (str. 218). Od powstania Kroniki Wincentego Kadłubka, starsza Kronika Galla była bardzo mało popularna. Wystarczy porównać: znamy zaledwie trzy rękopisy Kroniki Galla i aż dziesięć razy więcej rękopisów Kroniki Kadłubka. Co lepsze: ów obcokrajowiec cytuje z Galla fragment o zabójstwie bpa Stanisława przez króla Bolesława Szczodrego – a ten fragment w najmłodszym rękopisie (z XV wieku) został usunięty, zastąpiony politpoprawnym (na tamte czasy) fragmentem trzynastowiecznego Żywota św. Stanisława. Sądzę, że jeśli jakiś obcokrajowiec w latach trzydziestych XVII wieku przeczytałby jakąś polską kronikę, to byłaby to któraś z późniejszych i czerpiących z Kadłubka (niekoniecznie bezpośrednio) – nawet nie Długosz, lecz Bernard Wapowski, Marcin Kromer, Maciej Miechowita, Marcin Bielski, albo Maciej Stryjkowski.

Podsumowując – ogólnie dostaliśmy powieść na tym samym poziomie, co Czas pomsty. Ale moją ocenę obniżają: wtórność wobec poprzedniej części oraz belferskie zapędy i masa niepotrzebnych przypisów, więc:

OCENA: 6/10.

M. Liziniewicz, Dzikie pola, t. 2: Mroczny zew, Wydawnictwo Dolnośląskie,  brak miejsca wydania [Wrocław] 2020, stron: 352.



Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

6 komentarzy:

  1. Ja i historyczne fantasy to dwa różne światy, które za sobą nie przepadają. Jeśli planujesz sięgnąć po trzecią część, to oby wypadła lepiej. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie się podobała, chociaż początek był troszkę rozwleczony. Przypisy, fakt irytowały troszkę, ale kładę to na karb pasji autora wobec historii, i chęci pochwalenia się swoją wiedzą (riserczem?) Co do wiarygodności tych przypisów to już nie potrafię się odnieść, bo i nie mam ku temu podstaw. Do Czasu Pomsty też trudno mi ją porównać, bo pierwszą część czytałem 3 lata temu, pozostały jeno szczątkowe obrazy. Historia sama w sobie bardzo fajna, pupy nie urywa język, ale nadrabia formą i fabułą opowieści. Myślę, że na czas wakacyjny i na te upały to fajna rozrywka. Aż sięgnę po trzecią część.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, jak się przyzwyczaiłem do tych przypisów (albo też z czasem zrobiło się ich mniej), to lektura całkiem przyjemna. Ale jeśli autor czuje potrzebę dzielenia się swoją wiedzą, to lepiej to zrobić w posłowiu, a przypisy zostawić wyłącznie dla tłumaczeń z obcych języków - przy czym nie jestem pewien czy akurat z rusińskiego są potrzebne, bo to dość krótkie wypowiedzi i chyba zrozumiałe dla Polaka. Co innego łacina, tu rozumiem, że większość sobie nie poradzi.

      Usuń
  3. Ładnie wyłapałeś błąd z tym niepoprawnym nazywaniem Tatarów Mongołami. :) A jeśli chodzi o cytaty, to czy nie jest tak, że trzeba podawać ich źródło bez względu na to, czy autor żyje, czy umarł kilkaset lat temu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie trzeba. Na dziś nikt nie ma praw autorskich do dzieł Kochanowskiego, więc nikt nie ma prawa Cię pozwać za ich naruszenie. Możesz nawet dowolnie przerabiać Kochanowskiego. Zresztą u nas już były próby takiego przerabiania, np. "Przedwiośnie żywych trupów" - Kamil Śmiałkowski przerobił Żeromskiego na fantasy/horror.

      Usuń