Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 11 kwietnia 2024

Bernard Cornwell, Ostatnie królestwo

Dziewiąty wiek to ciekawy okres w historii Anglii. Wcześniej istniało tam siedem królestw założonych przez trzy plemiona germańskie: Sasów (Wessex, Essex i Sussex), Jutów (Kent) i Anglów (Mercja, Wschodnia Anglia oraz Nortumbria, przy czym ostatnie to de facto dwa połączone państewka, Bernicji i Deiry). Królestwa te zjednoczył w latach 825-830 władca Wessexu – Egbert, którego uznaje się za pierwszego króla Anglii.


Ale zjednoczenie było niekompletne, bo Nortumbria i Wschodnia Anglia nadal miały swoich królów, tyle że uznających zwierzchność Egberta, z kolei Mercja pozostała niezależna. Można rzec, że najazdy wikingów, którzy wykończyli tych królików, znacząco przyczyniły się do ostatecznego zjednoczenia Anglii.

Akcja Ostatniego królestwa zaczyna się w 866 roku, kiedy główny bohater – Uhtred syn Uhtreda, który był synem Uhtreda, którego ojca także zwano Uhtredem – jest dziewięcioletnim dzieckiem. Pochodzi z możnego rodu, jednego z najważniejszych w Nortumbrii. Jednak młodo traci ojca, sam popada w niewolę u Duńczyków. Niewola ta, w oczach dzieciaka, jest dalece lepsza, niż życie wolnego spadkobiercy nortumbryjskiego możnowładcy – nie trzeba się uczyć, można hasać po polach i lasach. Z czasem młodzian zaczyna swojego właściciela traktować jak ojca, a jego dzieci jak rodzeństwo. I działa to też w drugą stronę – jarl Ragnar i jego rodzina także traktują Uhtreda, jak krewniaka.

Okoliczności sprawiają, że młodzian musi wrócić do „swoich”, ale już nie do Nortumbrii, tylko na dwór władcy Wessexu – Alfreda, później nazwanego Wielkim. I tak na zawsze pozostanie zawieszony między dwoma światami – światem pogańskich wikingów i chrześcijańskich Anglosasów.

Okładki wydania pierwszego i audiobookowego

A skoro już o bohaterze, to nie jest to – w moich oczach – sympatyczna postać. Jest wredzielcem, kłamczuchem, zawsze zdolnym do zmiany strony. I nie jest to tytan intelektu – właściwie to jego jedynym talentem jest talent do wojaczki. No, ale przynajmniej bohater jest jakiś.

Jednak nie ogarniam zainteresowania, jakie mu okazuje król Alfred. Niby tak, niby jest zrozumiałe, że młody Uhtred jest jedynym przedstawicielem nortumbryjskiej arystokracji u jego boku, czyli może się okazać nieoceniony, jeśli kiedyś nadarzy się okazja, by sięgnąć po północne królestwo. Ale z drugiej strony, sam Alfred zdaje się nie do końca wierzyć, że jest to możliwe, więc trawienie kolejnych wyskoków szczyla wygląda nieco dziwacznie. Tak trochę autor rozścielił czerwony dywan pod stopami Uhtreda – bardzo mu ułatwia zrobienie błyskawicznej kariery.

Lepsi są pozostali bohaterowie tej opowieści, zarówno ci z drugiego planu (Alfred, Brida, Beocca), jak i z planów jeszcze dalszych (np. Ubba, syn Ragnara Lodbroka, czy ealdorman Odda).

Napisane to jest lekko, wszak Cornwell jest z tego znany. Ale potrafi też pisać lepiej, co pokazał w Trylogii arturiańskiej. W Ostatnim królestwie niektóre rzeczy dzieją się zbyt szybko – zbyt szybkie przemieszczanie w przestrzeni, zbyt szybka kariera Uhtreda, zbyt szybka miłość Uhtreda i Miltrid... Ledwo się poznali, już są po ślubie, zaraz im się rodzi dziecko, a czytelnik w ogóle nie ma wrażenia upływającego czasu.

Do tego dziwna przyjaźń Uhtreda i Ragnara młodszego – z powieści wnoszę, że oni się mało co znali, bo kiedy Uhtred był u starszego Ragnara, to młodszy wojował w Irlandii, więc gdzieś tam się okazyjnie spotkali, ale wątpię, żeby dorosły wojownik ot tak zaprzyjaźnił się ze smarkaczem. I też ot tak, od razu daje wiarę pewnym wyjaśnieniom Uhtreda związanym z losami Thyry. I nadal traktuje Uhtreda jak przyjaciela – już nawet pomijając to danie wiary od ręki, to przecież Uhtred niespecjalnie przejął się losem Thyry i kompletnie nic nie zrobił, żeby jej pomóc (a czasu musiało minąć sporo, choć znowu czytelnik tego nie odczuwa).

Cornwell nawalił już milion (czyli trzynaście) tomów o przygodach Uhtreda. Przypuszczam, że wątpię, żeby chciało mi się brnąć w to do końca

Życie wojownika Cornwell przedstawia trochę tak, jak w starej literaturze, jak pisałem o innej książce: tu gwałt, tu rabunek – wesołe jest życie wojaka. I to nie dlatego, że autor pomija drastyczne sceny, nie, jak najbardziej są, tylko są tak opisane, że nie czuje się tego okrucieństwa. Aż sprawdziłem kiedy napisał Ostatnie królestwo, bo może w latach siedemdziesiątych, ale jednak nie – już w XXI wieku (2004 rok). Żeby było jasne: nie jest to dla mnie wada, ale rozumiem, że dla wielu czytelników może być.

Podsumowując, jest to typowo rozrywkowa, dość sprawnie napisana książka. Jednak koło najlepszych powieści o wikingach (Rudy Orm F. G. Bengtssona!) nawet nie stała.

OCENA: 6/10.

B. Cornwell, Wojny wikingów, t. 1: Ostatnie królestwo, tłum. A. Bełdowska, wyd. II, Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2019, stron: 488.



Zob. też:



Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

3 komentarze:

  1. Jestem przy 11 tomie. Później jest lepiej, trochę zwalnia tempo, wg mnie jest lepiej literacko i bardziej wiarygodnie. Ogólnie w tej serii są lepsze i gorsze tomy, i pierwszy należy do tych drugich. Jeśli chodzi o bohaterów drugoplanowych, to pojawia się też pewien Irlandczyk, który obok ojca Beocci jest moją ulubioną postacią, i ogólnie Cornwell dobrze kreśli postaci kleru oraz władców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy tom to taka lekka przygodówka. Być może na moją ocenę wpływa to, że najpierw obejrzałem serial, a to nie jest dla mnie dobra kolejność.

      Usuń
    2. Nie, to nie dobrze. Ja przy którymś już tomie pomyślałem, a zobaczę serial i nie wiem czy gdybym od niego zaczął to chciałbym przeczytać cykl. Za to bardzo dobrze zrobiły mi audiobooki. Czyta Filip Kosior, nie muszę mówić, że robi to znakomicie. Te książki są dosyć podobne w schemacie i czytane jedna po drugiej mogą się znudzić. Zostały mi dwa ostatnie tomy. Po ocenach widzę, że ostatni będzie dobry.

      Usuń