POLECAM

wtorek, 26 listopada 2024

Janusz Bieszk, Wojciech Zieliński, Lechia, Sarmacja, Scytia. Atlas historyczny

Raczej nie opisuję pojedynczych bąków turbolechickich nieuków, bo to nie ma sensu. Ale tym razem zrobię wyjątek, bo mamy do czynienia już nie z nieuctwem i szerzeniem debilizmów, lecz z przekrętem.


Zaczyna się jeszcze zabawnie, bo wstępem z typowymi bieszkowymi bredniami. Ale daniem głównym jest atlas. Zanim do niego przejdę, przypomnę to, co wielokrotnie pisałem: turbolechickie oszołomy nie tylko nie mają pojęcia o krytyce źródła – oni nie wiedzą co to jest źródło historyczne. Taki Bieszk przeczyta dziesięć kronik z XIII-XVI wieku i myśli, że ma dziesięć źródeł do dziejów Polski przed Mieszkiem I, a w rzeczywistości źródeł ma zero. Zero, bo po pierwsze, tak na chłopski rozum: jeśli jeden napisze, że Bieszk jest historycznym nie-mądralą (to eufemizm), a potem dziewięciu to skopiuje, to ile mamy niezależnych źródeł? Bo wg mnie jedno, a wg Bieszka dziesięć. A dokładnie taka jest sytuacja z tymi królami przedmieszkowymi – napisał Kadłubek, a reszta z niego kopiowała, ewentualnie coś tam jeszcze dopisując. Czyli mamy jedno źródło – mistrza Wincentego? O nie, mamy źródeł zero, bo Kadłubek nie miał żadnych informacji o czasach przed Mieszkiem poza znanymi nam z kroniki Galla Anonima. Wiemy, że nie miał innych źródeł pisanych, a przekaz ustny nie może przetrwać dwieście pięćdziesiąt lat. Zatem wszystko to, co Kadłubek napisał o czasach przed Mieszkiem (a de facto przed XII wiekiem) pochodzi albo z Galla, albo z wyobraźni Kadłubka.

Jednak nawet to, że Bieszk nie ma pojęcia czym jest źródło historyczne, nie usprawiedliwia przekrętu z tym „Atlasem historycznym”. Otóż mamy w nim mapy skopiowane z atlasów z XIX i XX wieku (dosłownie kilka map jest starszych, z XVII wieku), opatrzone kłamliwymi podpisami. Dam dwa przykłady.

Strona 16-17 mapa skopiowana z Atlasu Historycznego Świata Józefa Wolskiego z 1975 roku. Zdaniem Bieszka, jest to źródło do podziałów politycznych świata starożytnego około 600 r. p.n.e. I nasz bellonowy tytan intelektu opatruje to podpisem:

Mapa potwierdza obecność Ariów-Słowian w obszarze pomiędzy Renem a Morzem Kaspijskim, w VII w. p.n.e.

Jest to kłamstwo wielopoziomowe:
1. Mapa z 1975 roku nie może nic potwierdzać, bo nie jest źródłem, jest opracowaniem, interpretacją.
2. Na mapie nie ma żadnych Słowian-Ariów, są Prasłowianie.
3. Owi Prasłowianie są ulokowani tak, jak to wówczas większość polskich uczonych widziała – między Odrą a Bugiem oraz między Bałtykiem a Sudetami i Karpatami. „pomiędzy Renem a Morzem Kaspijskim” to już bzdurny i kłamliwy wymysł Bieszka.

Na stronach 20-21 jest mapa skopiowana z Atlasu Bazewicza z 1917 roku – ukazuje kolonie greckie i fenickie. Na mapie mamy też zaznaczone Germanię i Sarmatię, co w nagłówku Bieszk opatruje własnym dodatkiem: Sławia.

A tu coś z facebooka Bieszka, to chyba miała być reklama tych wypocin

Co ciekawe, nieraz Bieszk potyka się własne nogi. Otóż nie wiem czy kojarzycie, ale ten oszołom kiedyś wymyślił nam króla Kodana, który jakoby miał założyć Gdańsk (rzekomo Gdańsk to nazwa późniejsza, a pierwotna to Kodan/Codanum), a od którego Zatokę [Gdańską] nazywano Kodańską – Sinus Codanus (cyt. z J. Bieszk, Słowiańscy królowie Lechii). No i znalazł mapę z 1838 roku (str. 104-105), na której ma, jak sam to odtrąbił, ową Zatokę Kodańską. Tyle, że na tej mapie owa zatoka leży daleko na zachód od Gdańska. Chodzi o to, że paru antycznych pisarzy faktycznie wspomniało Zatokę Kodańską, tyle że lokalizowało w niej kilka wysp w tym największą... Skandynawię (w antyku nie wiedziano, że Skandynawia jest półwyspem). Z tego można wnosić, że chodziło o Morze Bałtyckie w całości lub części. A samą nazwę Kodan jakoś powiązano z nazwą cieśniny Kattegat, przy czym często zasięg owej Sinus Codanus rozciągano też na drugą z duńskich cieśnin – na Skagerrak. I dokładnie tak mamy na owej mapie z 1838 roku. Jaki to ma związek z wymyślonym przez Bieszka królem Kodanem i Gdańskiem – Kodanem? Pewnie sam nie wie.

I tak wygląda całe to „dzieło”: zerżnięte mapy z XIX i XX wieku, które każdy z Was może sobie poszukać w necie lub bibliotece, opatrzone bzdurno-kłamliwym komentarzem janusza Janusza (nie wiem, jaki był wkład janusza Wojciecha, ale wstęp i komentarze to w stu procentach to, co znamy z innych wypocin Bieszka). Jak dla mnie, to mamy do czynienia z przekrętem – sugerowaniem ludziom, że dostaną jakieś tajemnicze i dotąd nieznane źródła, a zamiast tego jest tylko garść przestarzałych map... Pytanie jeszcze czy janusz Janusz i jego wydawca zadbali o zgodę na przedruki od spadkobierców autorów? Bo np. prof. Józef Wolski zmarł w 2008 roku – prawa autorskie do jego dzieł wygasną dopiero w 2079, a z tego co mi wiadomo, miał dwie córki.

Wiecie co mnie zastanawia? Czy wyznawcy Bieszka et consortes są aż tak głupi, że dają sobie wciskać mapy z 1975 roku jako źródło, a do tego nie widzą, że komentarz Bieszka do map ma się nijak?

OCENA: 0/10.

J. Bieszk, W. Zieliński, Lechia, Sarmacja, Scytia. Atlas historyczny, wydawnictwo Bellona, Warszawa, brak roku wydania [2021], stron: 240.




Moje notki o turbolechitach (vel osłoszczękowcach):


O słowiańskim piśmie (idole z Prillwitz):

O rzekomym słowiańskim piśmie 1: idole z Prillwitz.

Pozostałe:







Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

19 komentarzy:

  1. Hej Pawle jeśli można się tak zwracać. Mam pytanie czy mógłbyś polecić jakieś dobre i wartościowe pozycję dotyczące historii Japonii? Ale raczej takie bardziej przystępne dla kogoś bez wielkiego zacięcia historycznego, chodzi mi o książki dobre na początek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie jest moja broszka, ale polecam to (choć to tylko o fragmencie Japonii i to najmniej japońskim):
      https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4856103/historia-okinawy

      A tu masz coś tego autora w charakterze przedbiegów:
      https://czasopisma.marszalek.com.pl/images/pliki/npw/37/npw3704.pdf

      Usuń
    2. Że tak się wtrącę... Jakiej historii Japonii? Szukasz czegoś przekrojowego, czy z jakiegoś konkretnego okresu? Bo jeśli chodzi o wiek XIX I XX to dobre są książki prof. Jakuba Polita. "Szkice z historii Azji Pd. Wschodniej", "Japońska polityka zagraniczna" (do 1945 roku), czy "Hirohito". Jeśli chodzi lata 1936-1945 warto też rzucić okiem na reportaże Johna Tolanda "Wschodzące Słońce".

      Usuń
    3. Z takich syntez całych dziejów to dostępna jest u nas też "Historia Japonii" Totmana, z tego co wiem, też dobra.

      Usuń
  2. A czy król Kodan to aby już u Prokosza nie występuje? Bieszk jakiegoś króla sobie zmyślił, ale chyba nie tego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Oczywiście nie traktuje serio Prokosza, po prostu wydaje mi się, że to nie pomysł Bieszka.

      Usuń
    2. Tak, występuje u Prokosza, ale przecież ludzie o IQ powyżej 50 nie będą tego traktować poważnie.

      Usuń
  3. Tak, wyznawcy Bieszka et consortes są aż tak głupi, że dają sobie wciskać mapy z 1975 roku jako źródło, a do tego nie widzą, że komentarz Bieszka do map ma się nijak.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy wydaje mi się, że ten bełkot ma już coraz mniejszą siłę przebicia? Niby Bieszk to sprawdzona "marka" ale jednak tylko atlas czyli raczej bez szans na sequel, Czesiek też chyba nic po wandalach nie wydał, a Kosa żebrał o hajs na crowdfoundingu, bo nikt mu nie chce wypocin wydać ale bez spektakularnych rezultatów. Koniec pewnej epoki?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bieszk po tym atlasie wydał jeszcze trzy książki (jedną we współpracy z kierowcą - mechanikiem samochodowym Wróżkiem).

      Kosiński wydał dwie pozycje w 2022. W 2023 miała się ukazać jego książka (roboczy tytuł "Turbolechici"), ale nie wyszła - nie mam pojęcia dlaczego.

      Szydłowski sam zrezygnował, bo za mało zarobił na tych "Wandalach".

      Usuń
    2. PS
      Ale tak, trochę im się paliwko kończy.

      Usuń
  5. "Wydawnictwo" Bellona - i wszystko jasne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano. Ciekawe co zaczną wydawać, jak boom na turbolechityzm skończy się w ogóle.

      Usuń
    2. Od pewnego czasu uwzięli się szczególnie na filozofów oraz Freuda (i pewnie kogoś tam jeszcze), przy czym wydają te dziełka bez jakiegokolwiek opracowania naukowego - wstępu, przypisów, bibliografii etc. więc nie wiem kto to kupuje (i po co). Polski rynek wydawniczy to w ogóle ciekawa menażeria: mamy supernową pasożytującą od dekad na jednym autorze, który z kolei pasożytuje od dekad na swoich dawnych tekstach, mamy fabrykę słów, regularnie wypluwającą coraz bardziej grafomańskie teksty piekary i pilipiuka, mamy vesper wznawiające klasykę fantastyki i horroru, oczywiście w formie 900 stronicowych kloców i bez wersji na czytniki ("nie będzie ebooka, bo nie"), tak aby się to łatwiej czytało w podróży no i wreszcie mamy naszą wisienkę na torcie - bellonę, której wielkolechickie pierdy w niektórych empikach można znaleźć w dziale "historia" :-D

      Usuń
    3. Bellona wydała też wiekopomne dzieło niejakiego Adolfa Hitlera "Mein kampf"...

      Usuń
    4. Osobiście nie mam problemu z samym faktem wydania M.K. - to jest jednak "tekst źródłowy" do historii XX wieku, tak samo jest wszystkie te "dzieła wybrane/zebrane/zesrane" tow. Lenina i Stalina, "Kapitał" Marksa etc., a które jeszcze do niedawna przecież można było masowo znaleźć w każdej bibliotece miejskiej - ba, M.K. można przecież bez żadnego problemu kupić choćby na allegro, i to nawet wydania "z epoki". Problem zaczyna się wtedy kiedy bellona wydaje M.K. bez jakiegokolwiek opracowania naukowego, a prawdopodobnie także i bez korekty czy nawet porządnego tłumaczenia. Ot, prawa autorskie wygasły, spadkobierców nie ma, więc wydajemy sobie klasykę w nadziei, że jakiś frajer się nabierze i kupi w biedronce np. Kanta, albo Freuda bez przypisów i wstępu :-D

      Moim zdaniem wzorem i punktem odniesienia do tego jak obecnie należy wydawać teksty źródłowe jest wyd. Czytelnik - ich wydania dzieł np. Cezara czy Tukidydesa to majstersztyk nie tylko od strony wizualnej, ale przede wszystkim naukowej. Mapy, mapki, obszerny wstęp, setki przypisów, wyśmienite tłumaczenie, indeksy. To jest poziom którego bellona nigdy nie dosięgnie i jednocześnie przyczyna tego, dlaczego to właśnie książki bellony walają się przecenione w koszach w biedronkach i kauflandach, obok kartofli na wagę i ośmiopaków tyskiego :-)

      Usuń
    5. Ja jakoś mam bardzo mieszane uczucia co do wydania MK z dwóch powodów:

      1. W ogóle uważam, że to powinno wychodzić w małym nakładzie, w wydawnictwie uczelnianym na potrzeby naukowców.

      2. Bellona jako wydawca... Wiadomo, że liczyli na wysoką sprzedaż, a taką mogą im zapewnić tylko fani Adolfa.

      Acz ponoć (nie miałem w ręku) wydanie Bellony jest fachowe - opatrzone profesjonalnym komentarzem.

      Usuń
    6. Tak, akurat tłumaczenie Bellony jest bardzo dobre, zrobione przez profesora Eugeniusza Cezarego Króla. Aparat krytyczny jest bardzo obszerny, Król przypisów nie skąpił. Mówił, że sam miał wątpliwości odnośnie tego, czy to wydawać, ale jednym z argumentów było to, że ludzie i tak będą sięgać po pirackie wydania, pozbawione całego aparatu naukowego, więc lepiej dać im dostęp do wydania z rzetelnym opracowaniem. A w Bellonie pewnie chcieli zdobyć popularność na kontrowersjach.

      Usuń