Książkę czytałem już dość dawno temu, ale teraz obejrzałem serial, więc jest okazja i o dziele Susanny Clarke parę zdań nasmarować.
Dla mnie to w literaturze fantasy absolutny nr 1. To książka kompletna, bez słabych stron. Nie można narzekać ani na język, ani na fabułę, ani na świat przedstawiony, ani na bohaterów. Do tego specyficzne, trochę ironiczne poczucie humoru.
– Czy mag może zabić za pomocą magii? – spytał Strange’a lord Wellington.
Strange zmarszczył brwi. Pytanie najwyraźniej nie przypadło mu do gustu.
– Mag zapewne może – przyznał – lecz dżentelmen z pewnością nie powinien.
Wyobraź sobie zatem, czytelniku, zainteresowanie towarzyszące pannie Wintertowne! Żadna młoda dama nie znalazła się w tak uprzywilejowanej sytuacji: umarła we wtorek, wskrzeszono ją w środę nad ranem, a za mąż wychodziła w czwartek. Zdaniem niektórych to aż za wiele wrażeń w jednym tygodniu.
Nie ma sensu więcej pisać, to po prostu trzeba przeczytać. Ostrzegam jedynie, że zdaniem niektórych, powieść przez pierwszych 300 stron „przynudza”, dopiero później się rozkręca. Jeśli ktoś szuka wyłącznie fabuły ala Conan, gdzie od najdalej 5 strony trup ściele się gęsto, to rzeczywiście może mieć takie odczucia. Jednak tym, którzy potrafią się zachwycać pięknym językiem, dobrze wykreowanymi bohaterami i światem, również te pierwszych kilkaset stron zawodu nie sprawi.