Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – po lekturze słabego (w porywach do beznadziejnego) nowego Kajka i Kokosza, zassałem znowu na komiksy. Jak sprawdziłem, ostatnie kupowałem jeszcze w poprzednim stuleciu, więc miałem czas, żeby nabrać apetytu.
Po kontynuatorach Christy, zabrałem się za komiks amerykański. Na pierwszy ogień poszły marvelowskie: Thor: Bogobójca i Nieskończoność. Do zakupu tego drugiego skłoniła mnie okładka, bo całość była zafoliowana, więc środka nie mogłem obejrzeć w księgarni.