Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 marca 2018

Luty 2018 – raport z biblioteczki


No i znowu poszalałem: jedenaście komiksów, dwadzieścia jeden książek (dwie w kserówkach). Niniejszym oświadczam, że kończę walkę z nałogiem, bo jakoś skutek jest odwrotny od zamierzonego – przez ostatnie cztery miesiące przybyło w mojej biblioteczce sto siedemnaście pozycji. Chyba nie mam do końca równo pod sufitem...

W lutym ładne proporcje wyszły mi między komiksami (11), fantastyką (10) oraz literaturą naukową i popularnonaukową (7); stawkę uzupełniają trzy wypociny turbowskie i jedna pozycja dziennikarska.

Nabytki z fantastyki bardzo mnie cieszą. Większość to sprawdzeni – dobrzy autorzy, a dwie pozycje spoza Maga, autorów dotąd mi nieznanych, dały mi sporo radochy (chodzi o Betelową rebelię i Nadzór).

Oczywiście przewaga Maga. Z okazji wydania dwóch pozycji z serii Uczta wyobraźni zrobili miłą przecenę, więc uzupełniłem biblioteczkę nie tylko o obie nowości, lecz także dwie starsze pozycje.


I magowe grubasy, w tym wyczekiwany Olimp Simmonsa i oczywiście jego Endymion – zakup obowiązkowy. Do tego Stephenson, którego dotąd nie czytałem, ale w końcu peany pochwalne skłoniły mnie do zakupu. Właśnie to teraz przerabiam. Tak na marginesie, tym razem nie mam powodu, żeby się czepiać magowych okładek, nawet Hobb nie dali ludzia w kapturze, a to już sukces.


Właśnie najnowsza książka Hobb to kolejny zakup. Choć przyznam, że większą radochę, niż kolejny tom o Skrytobójcy i Błaźnie, sprawiłoby mi wznowienie w tej samej szacie podcyklu o kupcach i żywostatkach. Ale do tego coś się Mag nie pali.
O Betelowej rebelii już pisałem (i po raz kolejny polecam), a nazwisko „Nogal” zapisane w pamięci – chociaż na jego poprzednią książkę (Malajski Excalibur) się nie skusiłem. Cyberpunk to jednak zdecydowanie nie moje klimaty.
Produkty Fabryki Słów kupuję rzadko, bo najczęściej nie jest to literatura wysokich lotów. Nadzór wziąłem, bo polecał to Charlie Bibliotekarz. Nie bluzgam, czyli się nie naciąłem (może nie jestem aż tak zachwycony jak Charlie, ale książka jest okej).


Historia. Imperia i barbarzyńcy to pozycja nie najnowsza, wcześniej nie kupiłem, bo mam sporo artykułów poświęconych poszczególnym poruszanym przez niego problemom. Ale trafiłem na jakąś promocję i uznałem, że taka przekrojowa pozycja też się przyda. Jest to dobra książka, więc trochę dziwne, że przez osiem lat wydawca nie wyprzedał nakładu... Cóż, rodacy wolą niedorzeczne bajki Bieszka i Szydłowskiego.

Dwie kolejne pozycje to źródła – tych nigdy za wiele w biblioteczce. Bardzo dobre wydania: bilingwistyczne (czyli tekst oryginalny i obok tłumaczenie), z profesjonalnym komentarzem Jerzego Kolendo (niestety, zmarłego przed czterema laty). Pierwsza pozycja to słynna – i znienawidzona przez turbosków – Germania Tacyta, druga to zbiór greckich i rzymskich źródeł do dziejów Polski starożytnej.


Dalej dwie pozycje poświęcone Stanisławowi Szukalskiemu – genialnemu artyście, niestety, mającemu jakieś problemy z psychiką. Szukalski był m.in. twórcą dziwacznej turbolechickiej teorii zwanej zermatyzmem. Bieszki i Szydłowskie z jego wymysłów nie korzystają, bo – jak pisał Maciej Miezian – idee Szukalskiego są „dla gminu – zbyt wyrafinowane”. Podstawowa pozycja o Szukalskim, pióra Lechosława Lameńskiego jest właściwie nie do kupienia, więc po bezskutecznych poszukiwaniach sobie skserowałem. Praca Doroty Chudzickiej (wbrew datom widniejącym na okładce) skupia się na latach 1913-1923. A wyżej cytowałem Mieziana, bo skserowałem sobie jeszcze kilka artykułów o Szukalskim z różnych zbiorówek i czasopism.

I dwie książki o tym, co Słowianom w duszy piszczy, czyli znana pozycja Marii Janion i to drugie z tytułem sugerującym męczarnie przy czytaniu. Na szczęście, to tylko sugestia (autorzy mogliby napisać podręcznik: Jak zatytułować książkę, jeśli nie chcesz odnieść sukcesu), a czyta się nie najgorzej. Przyznam, że pewnie bym na coś z takim tytułem nie zwrócił uwagi, gdyby nie recenzja na blogu Sigillum Authenticum.


Trzy pozycje turbosków. Pierwsza to książka nie do kupienia, a nawet trudna do zdobycia w bibliotekach. Wyszło to w 1944 roku w szkockim Edynburgu. W Poznaniu są tylko dwa egzemplarze, z czego jeden w bibliotece wydziału historii, który niedawno wywlekli na wygwizdowo. Drugi ma, na szczęście, biblioteka im. Raczyńskich w centrum, więc tam sobie skserowałem. Nie wiem jakim cudem skopiowali mi książkę sprzed 1945 roku, ale afery z tego powodu robić nie będę.
Swoją drogą Wojciech ze Starogrodu (czyli wojskowy lekarz Wojciech Jedlina-Jacobson) śmiało może iść w zawody ze współczesnymi bredniopisarzami turbolechickimi, a w szczególności z niejakim Kosińskim – ta sama „metodologia” badań językoznawczych typu: Muhammad (Mahomet) był wielkim polskim wynalazcą. Nie wierzycie? To proszę, już po wojciechowo-kosińsku udowadniam. Co znaczy imię Muhammad? Muha to chyba każdy gupi wie – mucha. A mad? To zniekształcone pad. Muhammad = mucha pad(ł) – przydomek nadany wynalazcy muchozolu przez wdzięcznych lechickich rodaków.

Dwie kolejne książki turbolechickich bredniopisarzy – o Kowalskim już pisałem.
Szydłowski... O mój boże – rzekł ateista czytając te brednie. Ale pełen szacun dla Szydłosia, dokonał rzeczy zdawało się niemożliwej – napisał coś głupszego od wypocin Bieszka! No miszcz, po prostu miszcz. Jeśli ktoś ma ochotę poobcować z tfutczością miszcza, to polecam swój post sprzed niecałych dwóch miesięcy.


Po turbowskich bredniach, czas na miłe nabytki. Komiksowo też ładna równowaga – cztery razy Europa, cztery razy Japonia i trzy razy USA.

Dwa tomiki klasyki komiksu europejskiego – włosko-francuskiego (autor jest Włochem, ale pierwotne było wydanie francuskojęzyczne). Druuna ma opinię komisu erotycznego. Pewnie zasłużoną, ale po serialach takich jak np. Spartacus nie powinna nikogo gorszyć. A fabuła jest całkiem niezła. Rysunki oczywiście świetne. Wydanie też bardzo fajne – duży format, twarda oprawa płótnopodobna, obwoluta.
O Sadze Valty pisałem przy okazji przeglądu biblioteczki wikingofila. Teraz wyszła w integralu.
I jeszcze polski komiks. Na razie powstały dwa tomiki o Iwanie Kotowiczu, trzeci jest przygotowywany. Całkiem sympatyczna lektura.


Z komiksów japońskich przybyły kolejne tomy Blame! (to już ostatni) i Berserka. Ponieważ Blame! się skończyło, a i z Berserkiem szybko doganiam wydawcę, zacząłem szukać czegoś nowego. Ale Hellsinga raczej nie będę kupował. Poczekam do maja na Goblin Slayer, którego wydanie zapowiada Studio JG. Chociaż z tą mangą mam pewien problem – pojawiły się zarzuty wobec wydawcy, że polska wersja ma być ocenzurowana. Studio JG nie raczyło się do tego odnieść, a ja bardzo nie lubię, gdy ktoś za mnie próbuje decydować co mogę przeczytać/zobaczyć. Więc zupełnie możliwe, że w maju się jednak rozmyślę i Goblin Slayer sobie odpuszczę.


Bardzo mniamuśne komiksy amerykańskie. Sandmana Gaimana chyba nie trzeba prezentować.
Chłopaki to komiks zdecydowanie dla dorosłych. Superbohaterów na świecie coraz więcej, niektórzy nieładnie się bawią, a „chłopaki” są od tego, żeby ich przywoływać do porządku. Niekoniecznie za pomocą umoralniających pogadanek.
Do tego dorzuciłem jeden komiks gwiezdnowojenny. Wcześniej już czytałem coś o pani archeolog Aphrze i jej dwóch robotach, i spodobało mi się – zwłaszcza czarny humor w wykonaniu blaszaków.




I na koniec coś dziennikarskiego (wygrzebanego w marketowym pudle). Andrea Di Nicola i Giampaolo Musumeci zajęli się przestępczością związaną z przemytem ludzi do Europy. To powinna być lektura obowiązkowa dla wszystkich lewaków – pokazuje kto napycha sobie kieszenie dzięki europejskiej bezjajeczności w walce z nielegalną imigracją. Na razie jestem gdzieś na połowie książki, ale odnoszę wrażenie, że nie o takie wnioski, jak moje, chodziło autorom. Ale to już inna rzecz.



Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

14 komentarzy:

  1. "Szydłowski... O mój boże – rzekł ateista czytając te brednie. Ale pełen szacun dla Szydłosia, dokonał rzeczy zdawało się niemożliwej – napisał coś głupszego od wypocin Bieszka! No miszcz, po prostu miszcz."
    Szydłowski to przykład na to, jak upadło pisarstwo historyczne w Polsce, jak upadła Bellona, żeby wydawać wysrywy troglodyty i frustrata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tyle pisarstwo historyczne, co w ogóle sztuka pisania. Skoro półanalfabeta, szur i zapewne wariat, może wydać książkę i to w jednym z większych wydawnictw w Polsce, które ma największą sieci dystrybucji, a gniot ten jest nachalnie promowany i wciskany wszędzie, to o czym my w ogóle mówimy? Upadek wszystkiego: obyczajów, zdrowego rozsądku, czytelnictwa, pisarstwa, edytorstwa i cywilizacji.

      Usuń
    2. Wczoraj czytałem trochę o Towarzystwie Thule, które grupowało okultystów i miało swój udział w powstaniu NSDAP, a i potem współpracowało z Hitlerem. Ich brednie są bardzo podobne do do tego co głoszą nasze turboski. Czy mi się dobrze obiło o uszy/oczy - nasze turboski chcą zakładać partię? Chyba coś bredził Kundelski czy jak mu tam.

      EDYCJA: sprawdziłem, nie Kundelski, tylko Adolf Kudlinski - nawet imię jakby coś przypominało...

      Usuń
  2. "przez ostatnie cztery miesiące przybyło w mojej biblioteczce sto siedemnaście pozycji." - no to grubo, nawet u mnie to roczny bilans jest :D

    "Matka Edenu" już do mnie leci(w ramach recenzenckiej paczuszki od Maga), "Endymion" przybędzie z marcową partią zakupów.

    Też czekam na wznowienie Żywostatków. I wydanie "Rain Wild Chronicles"... Za to Nogala już mam.

    Mnie tam okładka "Drunny" (?) nie gorszy, te świecące pośladki wywołują jedynie soczysty, choć znudzony, facepalm (choć trzeba oddać, że to nie jest najbardziej ekstremalna odmiana pozy typu "boobs & butt"). Ale Ivana Kotowicza chyba bym przygarnęła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opinia o Druunie chyba się ukształtowała na podstawie późniejszych komiksów, a przede wszystkim albumów z rysunkami. Tu masz próbkę:

      http://zizki.com/paolo-eleuteri-serpieri/druuna-x-2

      Kotowicz jest fajny, tylko... Za krótki, ledwo zdążysz się wciągnąć, a tu już koniec :D

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. No, i to chyba sporo. Wróciłem do komiksów jakieś półtora roku temu, więc zaległości mam potężne. W Polsce wychodzi znacznie więcej komiksów niż książek SF/fantasy - w ubiegłym roku ukazało się tylko komiksów europejskich i amerykańskich - ponad 800. Dodać do tego komiksy azjatyckie i będzie grubo ponad tysiąc tytułów. Jest w czym wybierać :)

      Przez te półtora roku przybyło mi około 90 komiksów, głównie integrali.

      Usuń
  4. Ja myślałam, że poszalałam w tym miesiącu, ale Ty to mnie bijesz ze zdobyczami na głowę. 😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo podobno z nałogiem się nie walczy, tylko przyznaje do bezsilności i idzie na odwyk :D

      Usuń
  5. Ekhm, czy Ty nie miałeś przestać kupować tyle książek? :P

    "Olimp" i "WOdny nóż" chyba czytałam jako jedyne, za to zabieram się niedługo za "Matkę Edenu" i "Endymiona". Na Stephensona też się skusiłam jakiś czas temu, ale od razu machnęłam sobie całą trylogię. Tylko czytać nie ma kiedy :P

    Za to mam trochę problem z "Imperium barbarzyńców". Kupiłam Tacie kilka lat temu i potem sama próbowałam się za nią zabrać i nijak nie mogłam. Po kilkunastu stronach wymiękłam. Może zrobię drugie podejście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałeś, ale nie wyszło :D

      Stephensona zacząłem czytać właśnie po to, żeby sprawdzić czy warto mi kupić kolejne tomy.

      "Imperium barbarzyńców" to jednak książka naukowa, więc nie każdemu może przypaść do gustu. Ale na pewno to fajna pigułka wiedzy o schyłku antyku i wczesnym średniowieczu. U nas niewiele takich książek przekrojowych wychodzi (więcej poświęconych danym problemom czy ludom, jak np. pozycje Strzelczyka). Alternatywą dla Heathera, ale tylko dla części tego okresu, będzie Mączyńskiej "Światło z popiołu Wędrówki ludów w Europie w IV i V wieku".

      Usuń
    2. Ale p. Heather ma lżejsze pióro niż p.Mączyńska. Szybciej "wchodzi" pomimo większego formatu, poza tym jest wielowątkowy, a "Światło ..." to raczej historia rzez pryzmat archeologii, ale taki raczej zamysł autorki.

      Usuń
    3. Heather z kolei nie zna języków słowiańskich (a na pewno polskiego), stąd korzysta tylko z prac w językach kongresowych. Jest to o tyle nieszczęśliwe, że z polskiej historiografii niekoniecznie są to praca najlepsze (widziałem, niestety, wykorzystywanie P. Urbańczyka, którego tezy są tyleż kontrowersyjne, co odosobnione).

      Usuń
  6. Zainspirowany wpisem zakupiłem nawet na własny użytek książkę "Vistula amne discreta". Przydatna pozycja.

    OdpowiedzUsuń