Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 20 marca 2022

Progresywni spędzają wakacje w Cyprze i na Wielkopolsce

Nie wiem czy zauważyliście najnowszego pierdolca lewicy w dziedzinie językoznawstwa? Oni nie mówią „rosyjskie wojska na Ukrainie”, tylko „rosyjskie wojska w Ukrainie”, nie „pomoc jedzie na Ukrainę”, tylko „pomoc jedzie do Ukrainy”. Z czego wynika ten pierdolec... Jak sami wiecie, lewica bohatersko rozwiązuje problemy, które sama tworzy. Teraz sobie umyślili totalny idiotyzm, że „w” odnosi się do państw, a „na” do prowincji i terytoriów zależnych – taki sobie stworzyli problem i teraz go rozwiązują :D


Problem stworzył (chyba) niejaki Marek Łaziński, znany nam progresywny twórca językowych łazizmów. Tak, to ten sam rewolucjonista, który uznał, że Murzyn obraża. Etatowy wymyślacz „naukowych” uzasadnień do debilizmów wymyślanych przez lewicę. Profesor nowomowy :D Progresywny Marek nawet podjął trud naukowego uzasadnienia idiotyzmu i to jeszcze przed rosyjską inwazją (konkretnie w lipcu 2021). Oczywiście wówczas mógł liczyć jedynie na poparcie w squatach i lewackich mediach, ale rosyjska agresja stworzyła nową rzeczywistość. Szantaż pt. poniżasz Ukrainę teraz działa na wszystkich, więc do progresywnych dołączyły też media centrowe i prawicowe. Co nieraz wygląda dość śmiesznie, bo np. na Interii widzisz, że część dziennikarzy podłapała lewacki idiotyzm, część nie. Wiecie, tak jest najprościej – poddać się bezmyślnie szantażowi. Ruszyć mózgownicą jest znacznie trudniej.

Kakofonia w Interii

A wiecie, że Progresywny Marek sam zaorał swój pomysł? Żeby uzasadnić tę bzdurę musiał sięgnąć do przykładów z XVII czy XVIII wieku. Jednak od językoznawcy można wymagać, żeby wiedział, że język jest żywy i to co było w XVII wieku ma znaczenie wagi lekko-półśmiesznej – w XVII wieku kutas był ozdobą przy pasie, a słowo kobieta było obraźliwe. Ale w swoim artykule Progresywny Marek przytoczył też statystyki używania obu wersji w latach 1918-2011. Posłużył się przy tym dwoma korpusami językowymi (Narodowy Korpus Języka Polskiego i korpus monitorujący MoncoPL). I użyto: „na Ukrainie”– 2429 razy, w Ukrainie – zaledwie 20 razy (0,81%). Z kolei dla okresu po 2011 roku wygląda to tak: na Ukrainie – 269 419 razy, w Ukrainie – 1990 (0,73%; ciekawe jakie są proporcje między „góra” i „gura”). Czyli coraz rzadziej używamy „w” – co zresztą zauważył sam Progresywny Marek: Z przedstawionych danych wynika, że przewaga połączenia na nad w rośnie w toku rozwoju polszczyzny. Chyba nie ulega wątpliwości co jest poprawne i normalne.

Jak widać w TVP doszło do podziału: Info poprawnie, Regionalna 3 z progresywnym bykiem

Ale zaorajmy to jeszcze trochę na gruncie historii politycznej i rzeczywistości (rzeczywistość to coś, co lewica programowo neguje, a w najlepszym przypadku ignoruje). To historycznie.

„Na” odnosi się do szeregu państw, np.: na Białoruś, na Ukrainę, na Litwę, na Łotwę, na Słowację, na Węgry, na Maltę, na Cypr, na Islandię, na Madagaskar, na Filipiny, na Mauritius, na Sri Lankę, na Kubę (do Kuby to można iść na wódkę, ale wyjechać tylko na Kubę) itd. itp. Warto dodać, że nie ma ścisłego związku między wyspiarskim charakterem państwa i używaniem „na”, bo jedziemy do Wielkiej Brytanii, do Irlandii, do Japonii, do Nowej Gwinei itp.

Zostawmy państwa wyspiarskie na boku (jednak nie są tu bez znaczenia) – otóż wg Progresywnego Marka:

W rozwoju historycznym wyraźna jest tendencja łączenia przyimka na z regionami, które w jakimś momencie historycznym stanowiły część wspólnego organizmu państwowego lub unii czy też terytorium zależne. Ten organizm państwowy nie musiał nazywać się Polska, a dany region nie musiał być zależny od Polski.

To niby jest prawda, ale de facto gównoprawda. Dlaczego? Bo w dziejach państw europejskich nie ma przypadku, żeby któreś z nich w jakimś okresie nie było lennem, terytorium zależnym lub częścią jakiejś unii. Jadąc od południowego zachodu ku północnemu wschodowi. Portugalia – w latach 1580-1640 unia z Hiszpanią, później także z Brazylią. Hiszpania, poza unią wymienioną, bywała też w unii z Niemcami czy królestwem Sycylii, zresztą w ogóle Hiszpania powstała jako unia Kastylii i Aragonii. Francja od 1589 roku była w unii z Królestwem Nawarry, a przez trzy tygodnie 1574 roku nawet w unii z Polską. Wielka Brytania (powstała też w wyniku unii Anglii ze Szkocją) przez większość dziejów była w unii z Irlandią, potem Irlandią Północną, ale była też swego czasu w unii z Indiami (i do dziś jest w unii np. z Australią czy Kanadą). Kraje skandynawskie wszystkie były połączone w unii kalmarskiej (1397-1523), potem były unie w różnych konfiguracjach: Dania z Norwegią, Dania z Islandią, Szwecja z Norwegią. Cesarstwo rzymskie narodu niemieckiego było unią trzech członów: Królestwa Niemiec, Królestwa Włoch i Królestwa Burgundii. Nawet Rosja bywała w unii, np. z księstwem Holsztynu, Królestwem Polskim (tzw. Kongresówką) czy Wielkim Księstwem Finlandii.

Więc nie ma europejskiego państwa, które nie byłoby w jakimś okresie terytorium zależnym, lennem lub w unii. Zatem skoro mamy zjawisko obejmujące sto procent badanych przypadków, to nie można nim wyjaśnić, dlaczego niektóre przypadki są odmienne od pozostałych – trzeba szukać innego wyróżnika lub uznać, że mamy do czynienia z czymś przypadkowym.

Centrowy Dziennik z bykiem

Progresywny Marek dopuścił jeszcze inną zasadę, że „na” dotyczy... krain, które niegdyś były fragmentem tego samego bytu państwowego lub unii z Polską. Spośród współczesnych państw dotyczy to (kierując się znad morza na południe i zachód): Łotwy, Litwy, Białorusi, Ukrainy, Słowacji (wariantywnie na lub w) oraz Węgier.

Jest to wydumana hipoteza, która znowu niby jest prawdziwa, ale w gruncie rzeczy gówno warta. Dlaczego? Popatrzmy na związki państwowe polsko-słowackie i polsko-węgierskie:

1003-? (nie znamy daty odpadnięcia, historycy snują różne przypuszczenia, w każdym razie stało się to gdzieś między 1017 a 1031 rokiem). W 1003 roku Bolesław Chrobry został wybrany przez Czechów na księcia. Do Czech należały wówczas Morawy, a tych częścią zapewne była północno-zachodnia Słowacja, czyli tzw. prowincja Wag. Po wygnaniu Chrobrego z Pragi, Morawy i Wag zostały przy Polsce jeszcze przez jakiś czas. Ale to zaledwie fragment Słowacji, brak pewności czy tak było i w czasach, w których nie istniał jeszcze język polski.

1370–1382 – unia personalna węgiersko-polska (Słowacja była od początków X wieku do 1918 roku częścią Węgier) za czasów Ludwika Węgierskiego. Nie wiem czy to tworzyło jakąś wybitną bliskość państwową, bo unia personalna zakłada odrębność państw połączonych tylko monarchą, a do tego Ludwik trochę olewał Polskę i przez większość tego okresu w Polsce rządziła, jako regentka, jego matka (siostra Kazimierza Wielkiego) – Elżbieta. Był to więc bardzo luźny i krótkotrwały związek. I co trzeba dodać: to Węgry były w tej unii państwem silniejszym, wiec uzasadniałoby to najwyżej używanie przez Węgrów zwrotu „na Polsce”.

EDYCJA, zapomniałem o tym epizodzie:
1440-1444 – krótkotrwała unia z czasów Władysława Warneńczyka, który po objęciu tronu węgierskiego de facto porzucił Polskę, a władzę u nas sprawowali namiestnicy.

1575-1586 – po bitwie pod Mohaczem (Węgrzy dostali w zadki od Turków w 1526 roku) państwo węgierskie podzieliło się na trzy części: Królestwo Węgier (połączone unią z Austrią), pasalik ze stolicą w Budzie (bezpośrednio włączony do Turcji) i księstwo Siedmiogrodu (lenno tureckie). Księciem Siedmiogrodu był Stefan Batory, który w latach 1575-1586 był również królem Polski. Jednak Batory po objęciu tronu polskiego de facto przestał sprawować władzę w Siedmiogrodzie – zostawił sobie tytuł księcia Siedmiogrodu, ale taką codzienną władzę przekazał najpierw bratu Krzysztofowi, potem bratankowi Zygmuntowi. Więc to był jeszcze luźniejszy związek, niż za Ludwika Węgierskiego. I jeszcze jedna rzecz: Siedmiogród to jednak nie Węgry, tylko ich fragment (wówczas, bo dziś to Rumunia) – i wciąż jeździmy do Siedmiogrodu, nie na Siedmiogród.

1772/1795-1867/1918 – część Polski znalazła się w wyniku rozbiorów w wielonarodowym państwie Habsburgów. Do Habsburgów należały też Węgry ze Słowacją (podobnie jak Chorwacja, Czechy czy Austria). Data 1867 to moment, w którym monarchia Habsburgów jakby podzieliła się na dwa państwa (Austro-Węgry) – tworzące związek, ale z zachowaniem odrębnych atrybutów państwowości. Ziemie zaboru austriackiego, jak sama nazwa wskazuje, były częścią Austrii, a nie Węgier.

Więc jak widać, jakichś związków można się na siłę doszukać. Ale właśnie: na siłę. Nieco więcej szłoby znaleźć dla związku Polski z Czechami, a jakoś nie jeździmy na Czechy, tylko do Czech.

Prawicowy portal z bykiem

I kolejny przypadek: Łotwa. Owszem, Łotwa była państwowo związana z Polską i to dość długo, bo całość Łotwy w latach 1561-1621, część nawet do rozbiorów. Ale wówczas nie zwano tych ziem Łotwą, lecz Inflantami. Po 1621 roku przy Rzeczypospolitej zostały tzw. Inflanty Polskie oraz lenne Kurlandia i Semigalia (jakoś jedziemy do Inflant, do Kurlandii i do Semigialii). Sama nazwa Łotwa pochodzi od plemienia Letgalów. Od tych Letgalów w językach romańskich i germańskich zwano Łotwę: Lettigallią, Lethią, Letonią, Letlandią czy po niemiecku Livlandami (stąd nasze Inflanty). Kiedy w Polsce zaczęliśmy Inflanty zwać Łotwą? Przyznam, że nie wiem, ale obstawiam, że początki tegoż to połowa XIX wieku, kiedy na Łotwie ruch Młodołotyszy zapoczątkował odrodzenie narodowe, a utrwalenie nazwy to już pewnie okres międzywojenny.

Więc to, że jedziemy na Łotwę nie ma nic wspólnego ze związkami państwowymi, prędzej z sojuszem, jaki w okresie międzywojennym łączył Polskę z Łotwą. I tu znowu dziwo, bo z naszych sąsiadów po I wojnie, tylko dwóch można uznać za sojuszników i przyjaciół, ale jak jedziemy na Łotwę, tak do Rumunii.

Ostatnia ostoja normalności? Prawicowy, katolicki Nasz Dziennik

Właśnie, Rumunia, państwo powstałe z połączenia dwóch księstw: Mołdawii i Wołoszczyzny. Bliższa Polsce jest Mołdawia, która przez około sto lat była polskim lennem (do 1487 roku de facto, do 1497 roku de jure). Potem Mołdawia stała się lennem tureckim, ale hospodarowie mołdawscy próbowali lawirować składając hołdy to Polsce, to znowu Węgrom. W XVI-XVII wieku było to „coś”, co można nazwać kondominium turecko-polskim, a władająca tam dynastia Mohyłów wchodziła w związki rodzinne z polskimi magnatami (z tego rodu pochodziła matka słynnego Jaremy Wiśniowieckiego), a z czasem nawet Mohyłowie uzyskali polski indygenat (zostali zaliczeni do polskiej szlachty).

Co innego Wołoszczyzna, leżąca dalej od Polski, nie mająca z Polską bezpośredniej granicy. Wołoszczyzna tylko przelotnie bywała polskim lennem.

I jakoś jeździmy do Mołdawii i na Wołoszczyznę. Fakt, sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana, bo w I Rzeczpospolitej Mołdawię zwano... Wołoszczyzną, a Wołoszczyznę Multanami.

W każdym razie, wyraźnie widać, że Progresywny Marek (a za nim reszta progresywnego towarzystwa) opiera się na bzdurze, którą sami wymyślili. Bo nie, „na” nie odnosi się do państw zależnych od Polski lub ewentualnie będących z Polską w unii. Z drugiej strony, stosujemy „do”/„w” także w przypadku państw ongiś od Polski zależnych (w Estonii) i będących w uniach z Polską (w Czechach, w Szwecji, w Chorwacji).

Filozofie Onetu (czyli informacje z dupy wyjęte – swoją drogą, nie wiem czy słyszeliście, ale jeszcze kilka dni temu doradcą wydawcy Onetu był Gerhard Schröder, znany przydupas Putina)

Jaka zatem jest reguła? Jest to reguła wręcz przeciwna od tego, co wymyślili nam lewacy. „Na” dotyczy państw nam bliskich, ale wcale nie podkreśla zależności. Najlepiej widać do na przykładzie Węgier, z którymi (jako całością) jedyna unia była w tak pradawnych czasach, że na pewno nie ma wpływu na używanie „na”. W przypadku Węgier „na” dowodzi, że jest to kraj nam bliski, przyjacielski. Identycznie sytuacja wygląda z Łotwą czy Słowacją. A jest na to jeszcze jeden dowód. Kiedy Polacy zaczęli tłumnie spędzać wakacje w Chorwacji, pojawiła się forma „na Chorwację”, także w mediach, w ogłoszeniach biur podróży. Dziś po wpisaniu „do Chorwacji” google wywalił mi 570 000 wyników, a „na Chorwację” – 22 200. Przewaga „do” wciąż przygniatająca, ale wyraźnie „na” też jest używane (choć na razie wciąż niepoprawne). Podobnie jak w przypadku pojawiającego się „na Słowenię” (tu raczej przez skojarzenie Słowacja – Słowenia).

Chorwacka kakofonia w turystycznych portalach branżowych (polisaturystyczna.pl i morele.net)

Progresywny Marek jest skrzywiony ideologicznie, ale nie głupi, czyli sam sobie zdaje sprawę, jak wątłe są jego wymysły. Więc stosuje swego rodzaju szantaż: podobno sami Ukraińcy chcą, żebyśmy mówili „do Ukrainy”, więc... warto podejść do problemu z szacunkiem dla wrażliwości odbiorcy (typowo lewicowe stawianie indywidualnych odczuć ponad obiektywną rzeczywistością). Wierzę, że Ukraińcy mówiąc po polsku, mówią: do Ukrainy, w Ukrainie. Dlaczego? Bo to jest właśnie ukrainizm – po ukraińsku jest в Україні (w Ukraini).

Jest też możliwe, że Ukraińcy – znajomi Progresywnego Marka nawet oburzają się, kiedy ktoś mówi „na Ukrainie”. Zapewne doszli do tego na zasadzie:
Progresywny Marek: Wiecie, że Polacy was prześladują, bo u nas „na” dotyczy prowincji zależnych, a krajów „w”?
Znajomi Ukraińcy: Poważnie?
Progresywny Marek: Jak bum cyk cyk.
Znajomi Ukraińcy: To tak być nie będzie.

To typowe działanie lewicy – najpierw wmawiają obcokrajowcom, że coś ich obraża, a potem chcą na nas wymusić zmianę językową, bo rzekomo obcokrajowcy czują się czymś tam obrażeni. Tym niemniej, bezpodstawne emocje osób, dla których polski jest językiem obcym, nie powinny wpływać na sam język polski.

Na koniec jeszcze coś, bo na razie zająłem się jedną stroną problemu. Jest druga, jeszcze głupsza i jeszcze bardziej odklejona od rzeczywistości: rzekomo używanie „na” w przypadku prowincji, terytoriów zależnych itp. Śmiem twierdzić, że przygniatająca większość z nich ma „w”, a nie „na”. Np.:

Polska – w Małopolsce, w Wielkopolsce (i w nazwach będących formalnie przymiotnikami, ale użytymi rzeczownikowo: w Łódzkiem, w Lubelskiem, w Lubuskiem itp.).
Niemcy – w Bawarii, w Brandenburgii, w Saksonii, w Nadrenii itd.
Włochy – w Tyrolu, w Apulii, w Kampanii, w Kalabrii, w Umbrii itd. itp.
Francja – w Prowansji, w Szampanii; nie ma sensu mnożyć.
Hiszpania – w Katalonii, w Andaluzji itd.
Anglia: w Essex, w Sussex, w Kencie, w Nortumbrii itd.
Rumunia: tu mamy wspomniane na Wołoszczyźnie a także na Bukowinie (dziś tylko część w Rumunii, część należy do Ukrainy), ale w Mołdawii, w Transylwanii (Siedmiogrodzie), w Dobrudży, w Banacie.

Wystarczy, choć można to ciągnąć niemal w nieskończoność.

Jak widać, progresywne lewactwo wymyśliło brednię bez pokrycia w rzeczywistości i na podstawie swojego wymysłu chce nam zmieniać język. Wszak rewolucja wymaga nowomowy (jak pisał Orwell: Rewolucja zwycięży ostatecznie, gdy język osiągnie doskonałość – doskonałość ma polegać na tym, że myślozbrodnie staną się niemożliwe, bo zabraknie słów do ich popełniania). Tylko czekać, aż progresywni zaczną jeździć do Malty, albo na Wielkopolskę :D

Właśnie, bo zabrakło mi informacji czy poniżamy też inne nacje, czyli czy teraz powinniśmy mówić: w Słowacji, w Węgrzech (a może w Węgrach?), w Łotwie, w Litwie, w Cyprze, w Kubie (proszę, homofoby, bez skojarzeń :D)? I w drugą stronę: na Małopolsce, na Brandenburgii, na Szampanii, na Andaluzji?

Niestety, Rada Języka Polskiego jest opanowana przez lewicę, więc sądzę, że niedługo nam ogłosi, że „w Ukrainie” i „do Ukrainy” są poprawne, a nawet właściwe. Niestety, nie wiem czy walka z tym potworkiem ma sens, bo skoro nowinkę podłapały media centrowe i prawicowe, to chyba przeprowadzą tę zamianę (oczywiście nie u mnie). Tym niemniej, nie powinniśmy ulegać lewackim schizom, tym bardziej że ustępstwo ich nie zadowoli – taka charakterystyczna cecha lewicy: ustępstwo wywołuje tylko kolejne żądania, bo rewolucja jest stanem permanentnym.

A lewica zamiast wymyślać durnoty, lepiej zajęłaby się tłumaczeniem Ukraińcom, że „na” mówimy w przypadku państw, które uważamy za przyjacielskie i nam bliskie.

Słownik Poprawnej Polszczyzny PWN (wydanie z 1996 roku)


16 komentarzy:

  1. Hear hear. To jest trochę efekt bezmyślnego kopiowania ostatnich zajobów z Zachodu. Skoro na Zachodzie jest "the Ukraine" i "Ukraine", to zaraz jakiś lokalny kserolewicowiec musiał poszukać, czy by i u nas nie dałoby się analogicznie przyczepić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No można zobaczyć, co powiedział nt Miodek:

      https://spidersweb.pl/rozrywka/2022/03/10/na-w-ukrainie-miodek-jak-mowic-pisac

      Usuń
    2. Dzięki, nie widziałem tego. Zacytujmy prof. Miodka:

      >Zdecydowanie "na". I proszę się nie martwić tym, bo ja teraz słyszę: Litwa jest teraz samodzielnym państwem, Białoruś samodzielnym państwem, Ukraina samodzielnym państwem - powinniśmy przestać z tym "na" i mówimy "w". Nie, proszę pana. Odwieczna tradycja jest taka, że jeździmy do Urugwaju, do Paragwaju, do Argentyny, do Niemiec, do Portugalii, do Francji, do Hiszpanii. Ale od wieków jeździmy na Węgry, na Litwę, na Łotwę, na Białoruś i na Ukrainę. To jest tylko znakiem, proszę pana, właśnie tych odwiecznych relacji między nami. Chociaż muszę dopowiedzieć, że przyimek "na" wprowadza tutaj element takiej swojskości<.

      Usuń
    3. Przy czym to stare stanowisko Miodka. Najnowsze z 2022 chyba jest takie, żeby biorąc pod uwagę agresje itd to można uznać drugą formę za równoprawną - ale znowu, to jest takie uleganie właśnie żądaniom.

      Usuń
  2. Ciekawe, że po rosyjsku mówi się "w Ukrainie" (в Украине). Czyżby moda na rusycyzmy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W języku rosyjskim akurat obie formy są poprawne. W literackim rosyjskim częstsze jest "na Ukrainie" (choć "w" też występuje), w dialektach różnie, im bliżej Ukrainy tym częstsze "w Ukrainie". Bo to właśnie ukrainizm - w polskim na pewno, w rosyjskim obstawiam, że też (najczęściej "w" używają rosyjskojęzyczni mieszkańcy Ukrainy).

      Usuń
  3. Mam to na dupie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odczuwasz przymus dzielenia się ze światem swoimi preferencjami seksualnymi? Chcesz o tym porozmawiać? :D

      Usuń
  4. Dobry artykuł. Jeśli studiowałem na uniwersytecie, to obrażam uniwersytet?
    Warto dodać na marginesie:
    1. W przypadku wysp, które są jednocześnie państwami można używać "w" lub "na". W Cyprze, w Islandii są formami poprawnymi jeśli mamy na myśli państwo. Z Maltą sprawa jest bardziej skomplikowana, gdyż wyspa Malta jest tylko jedną z wysp, na których położone jest państwo. Z kolei forma "na Dominikanie" jest niepoprawna, bo Dominikana jest państwem, a nie wyspą. Podobnie Kostaryka, która też pojawia się z "na".
    2.Błędna forma "na Chorwację" tak jak "na Słowenię" mogła powstać pod wpływem Słowacji.
    3. Formy "w/na Litwie" też budziły emocje: https://kurierwilenski.lt/2013/02/14/spekulacje-nad-przyimkiem-w-litwie-czy-na-litwie/
    Mickiewicz używał obu.
    4. Ktoś w Internecie zauważył (nie pomnę już kto), że w przypadku Niemiec (a ściślej Saksonii) używało się kiedyś formy "na Saksy".
    5. Mówimy "na Syberii" (są związki z polskością) i "na Pampasach", "na Alasce" (ale "w w Nebrasce") brak bezpośredniego związku z Polską.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Forma "na Chorwację" pojawiła się niemal w tym samym czasie, kiedy Polacy zaczęli tłumnie spędzać tam wakacje. Przyznam, że sam jestem zwolennikiem tej formy w odniesieniu do Słowenii i Chorwacji, bo to jedne z najbliższych nam krajów/narodów (Słowianie i katolicy, a do tego nigdy nie mieliśmy na pieńku).

      Saksy pochodzą od Saksonii (zresztą swego czasu związanej unią z Polską), ale ich znaczenie odeszło od tejże Saksonii - jechać na saksy, to po prostu jechać do Niemiec do pracy na czarno.

      Alaska to półwysep, większość półwyspów ma "na", ale nie wszystkie, np. jedziemy do Korei (ale na półwysep koreański), niezależnie czy mamy na myśli państwo, czy półwysep.

      Polska język, być trudna język - "na" i "w" to kolejny przypadek, gdzie brak ścisłych reguł.

      Usuń
  5. Poruszył bym jeszcze jedną kwestię. Czy zwrot "na Interii" nie jest przykładem rusycyzmu, podobnie jak "na marszu"? Wymienione obszary tj. Wielkopolska i Małopolska są tymi najważniejszymi dla polskiej panstwości, być może dlatego przyimek "w" podkreśla ich podmiotowość? Poza tym te obszary nie były pod zaborem rosyjskim - co innego Mazowsze, Podlasie, Lubelszczyzna, Wołyń - w tych przypadkach mówimy "na". Być może za zwrotami "na" w kontekście poszczególnych państw odpowiada jakiś rosyjski wpływ? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Śląsku, na Pomorzu, na Warmii, na Mazurach, na Kujawach, i z mniejszych: na Pałukach, na Kociewiu - to ziemie, które nie były rosyjskie (poza częścią Kujaw), tylko niemieckie.

      "Na" nie jest rusycyzmem. Np. "na (w domyśle: portalu) Interii" - "w portalu" brzmi dziwnie, w każdym razie w odniesieniu do portalu internetowego. Mieszkam w Poznańskiem, u nas np. mówi się nie "idę do miasta", tylko "idę na miasto" - nie wiem skąd to, ale na pewno nie rusycyzmem.

      "Na" musi być pradawne w Polsce, skoro idziemy "na dwór" lub (w Krakowskiem) "na pole". To pozostałość z czasów pańszczyzny, kiedy chłop szedł pracować do dworu pana lub na dworskie grunty.

      Usuń
    2. Z tym "na miasto" i "do miasta" kiedyś prowadziłem długą dyskusję (zaczęła się od tego, że ktoś mi powiedział, że nie mogę mówić, że wychodzę "na ogród"). Jeszcze byłą jedna porada kontrastująca "na fabryce" z "w fabryce", ale nie mogę teraz jej znaleźć.


      https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/na-miasto-i-do-miasta;7443.html

      Usuń
    3. A patrz, nie wiedziałem, że "na miasto" jest poprawnie. Mój ojciec zawsze mnie poprawiał:
      - Idę na miasto.
      - Drabiny nie zapomnij.

      Usuń
    4. U nas w domu od zawsze mówiło się "na tygodniu"
      - Kiedy to zrobisz?
      - Nie wiem, jakoś na tygodniu.

      Usuń
  6. Oba przyimki mogą być używane z miejscownikiem ("w Polsce", "na Ukrainie") i z biernikiem ("w Polskę (idziemy)", "na Ukrainę"). Z miejscownikiem, kiedy mowa o położeniu, z biernikiem, kiedy mowa o celu. Zwracam na to uwagę, bo w artykule i w komentarzach przeplatają się oba przypadki użycia (co oczywiście nie zmienia słuszności rozważań).

    OdpowiedzUsuń