Jestem na nie – po przeczytaniu dokładnie 182 stron uznałem, że szkoda mojego czasu na brnięcie w tę powieść. Czyli mam kolejne potwierdzenie, że autorzy kryminałów nie potrafią w fantastykę (pytanie: czy w cokolwiek potrafią, poza kryminałami?; co ciekawe, w drugą stronę, twórcy zaczynający od fantastyki, całkiem dobrze radzą sobie w kryminałach).
Chąśba niby nie jest tragicznie napisana, nie jest jakoś wybitnie wtórna, bohaterów ma w miarę okej (podkreślam: w miarę). Teoretycznie powinno być to nie arcydzieło, ale przyzwoita powieść. Co więc poszło nie tak?
Po pierwsze, pomysł na książkę. Książka ma jakby dwa nurty: główny – Gawędy (rozdziały) i dodatkowy – Anegdoty (aneksy) na końcu. Autorka w „głównym nurcie” czasami opisuje tak pierdołowate wydarzenia, że nic tylko odpuścić sobie dany akapit i jechać do następnego. Z kolei wiele rzeczy istotnych przeniosła do Anegdot. Wygląda to mniej więcej tak:
Wtedy we wsi wylądował przerażający smok.
/Jeśli chcesz się dowiedzieć, jak nasi bohaterowie poradzili sobie ze smokiem zajrzyj do Anegdoty nr 9 na stronie 395. Jeśli uważasz, że to nieistotne, czytaj dalej./
Po pokonaniu smoka, drużyna wyruszyła ku jezioru.
Co to, qfa, jest: powieść czy gra paragrafowa? Zdaje się, że ni pies, ni wydra. Dziwaczny pomysł utrudniający skupienie się na fabule.
Podobnie utrudnia język. Ogólnie poprawny – jak to już pisałem przy innej autorce: bardzo prosty, lekki, nie stawiający oporu. A teraz będzie „ale” („ale” unieważnia wszystko, co było powiedziane wcześniej :D). Jestem przeciwnikiem daleko idącego archaizowania języka w powieściach historycznych czy historyczno-fantastycznych z akcją umieszczoną w X czy XI wieku. Dlaczego? Bo wówczas nie było jeszcze języka polskiego, był słowiański, który co prawda nie jest dla nas całkowitą enigmą – wszak są np. teksty cyrylometodiańskie – ale zastosowanie tego języka (obcego, przecież) bardzo utrudniłoby lekturę. Więc pisarze zazwyczaj archaizują robiąc miszmasz, w którym wykorzystują parę słówek starosłowiańskich, lecz znacznie więcej z polszczyzny wczesnonowożytnej (XVI-XVIII wiek).
Puzyńska zastosowała bardzo delikatną archaizację, ot parę słówek (przy czym część też ze znacznie późniejszych okresów, jak choćby często używany „mistrz”, który pochodzi od łacińskiego „magistra”, a do naszego języka dotarł za pośrednictwem niemieckiego i czeskiego, czyli pewnie w późnym średniowieczu). Poza tym nie tylko opisy, ale i dialogi pisane są raczej współczesną polszczyzną. Ale jak nie lubię archaizacji w takowych tekstach, tak też nie lubię wplatania słów, które z daleka śmierdzą późną pożyczką z obcych języków. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić czciciela Jarowita z okolic X wieku mówiącego: Paradoksalnie jesteśmy w dobrych rękach (str. 150). Albo używanie zamiennie na określenie olbrzymów to słowa kaszubskiego – stolemy, to znowu germańskiego – trolle. Do tego mamy jeszcze słownictwo z młodzieżowego slangu (na ile współczesnego, bo tu zmiany następują błyskawicznie, to inna rzecz), np. ten gość jest dla mnie jak najbardziej martwy (str. 358).
Być może Puzyńska chciała doszlusować do postmodernistów*, takich jak Sapek (w Wiedźminie też mamy i słownictwo archaiczne, i współczesne, ba, nawet naukowe, ale w Wiedźminie ma to uzasadnienie – w Chąśbie nie).
Na koniec części o języku, mamy jeszcze masę truizmów, tak odkrywczych spostrzeżeń, jak np. Zarobek jest niczym, jeżeli człowiek na koniec jest martwy (str. 157).
Teraz o fabule... O rany, ileż ona wetknęła w tę powieść:
1. Wątek kryminalny 1 – ktoś kogoś zamordował.
2. Wątek kryminalny 2 – ktoś podpieprzył tarczę Jarowita.
3. Wątek religijny 1 – kogoś chcą złożyć w ofierze.
4. Wątek religijny 2 – zima nie chce odejść, gdzie jest, kurde, Marzanna?
To główne, a jest jeszcze masa pobocznych, tu grasuje rusałka, tam mieszka wampir, tu coś robią stolemy – może zaatakują, a kat chce otworzyć burdel... I te wątki do strony 182 w żaden sensowny sposób się nie łączą – owszem, bohaterowie się spotykają, ale wątki nie (sprawdziłem samą końcówkę i też jakoś nie widzę zgrabnego połączenia). To, plus ich mnogość, sprawia że właściwie finał, rozwiązanie zagadek itd. doskonale nam wiszą i powiewają (a każdy z tych wątków z osobna ma jakiś potencjał, w kupie niestety nie). Dodać do tego rozpraszającą konstrukcję (Gawędy i Anegdoty) oraz język nie pozwalający się „wczuć”...
I to właśnie była przyczyna, dla której porzuciłem lekturę. Na zasadzie: Po co w to brnę, skoro czytanie mnie męczy/przynudza, a finał nie interesuje (choć w gruncie rzeczy sama końcówka jest dobra, zaskakująca – jednak nie tak, jak większość czytelników by chciała – ale czy warto brnąć przez kilkaset stron, żeby przeczytać kilka dobrych zdań...)?
Parę słów o świecie – taki trochę jak z Kajka i Kokosza. (Pseudo)słowiańszczyzna w wersji lajt, w sam raz do humorystycznej fantasy. Tyle że humoru w tym nie ma za grosz.
Pierwsze koty (na gruncie fantastyki) za płoty. Może kiedyś Puzyńska stworzy dobre czytadło slavic fantasy, bo ewidentnie potencjał ma (podkreślam: na czytadło, bo na dobrą literaturę predyspozycji nie dostrzegam). Jednak Chąśba jest słaba, bo – paradoksalnie – jest przedobrzona: za dużo wątków, niepotrzebne cudaczenie z formą.
Ciekawostka: zakończenie jest otwarte, nawet bardzo otwarte, ale sama autorka zamknęła sobie drzwi do kontynuacji (przypis, str. 362). I dobrze – lepiej porzucić to nieudane dzieło i może jeszcze raz spróbować stworzyć coś na gruncie fantasy.
OCENA: 4/10.
K. Puzyńska, Chąśba, wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2021, stron: 464.
______________
PRZYPIS
* Inni Pirogowie zadumali się głęboko. Aha, pomyśleli, Sapkowskiemu wolno lapsusić i to jest postmodernizm. A przecież „lapsus”, słowo obce, na polski tłumaczy się jako „babol”. Jeżeli więc, pomyśleli Pirogowie, zaczniemy strzelać lub „sadzić” straszliwe babole, to i my doszlusujemy do postmodernistów (Andrzej Sapkowski, Piróg albo Nie ma złota w Szarych Górach).
Nie wiem dlaczego, ale zupełnie nie ciągnienie do slavic fantasy. Kiedyś marzyło mi się, żeby było więcej takich książek, a teraz, jak jest ich pełno, to nic mnie nie interesuje.
OdpowiedzUsuńProblem w tym, że ilość nie przechodzi w jakość
UsuńTaki los modnych tryndów. A do slavic grafomani jakoś szczególnie ciągną.
UsuńMam na półce Legimi, bo też mnie zaciekawiła fantastyka pisana przez autorkę kryminałów. No to se tam jeszcze poleży.
OdpowiedzUsuńDoradzam, żeby poleżało długo. Właściwie to niech zawsze leży :D
UsuńOj nie nie nie to zdecydowanie nie dla mnie, chodź koncept na pewno ciekawy i mógłby zainteresować to wykonanie... zwala z nóg :D Świetna recenzja!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
A dziękuję. Sorrki, że dopiero po takim czasie odpowiadam, ale mało czasowy ostatnio jestem.
Usuń