Przybyło dwadzieścia trzy, czyli w rzeczywistości dwadzieścia sześć. Dziwne? Zaraz to będzie zrozumiałe. W większości stare wydania fantastyki z czasów PRL i jeszcze starsze – z okresu międzywojennego.
Ale zacznę od tego, czego najmniej. Komiksy – tylko jedna manga, przeczytana (polecam, a się coś więcej napisze).
Powieści historyczne dwie. Pierwsza, prehistoryczna znanego (głównie z Władców much) Williama Goldinga – dziś już zdecydowanie od naukowości odbiega (w końcu pierwsze wydanie to 1955 rok), ale na pewno walorów literackich nie straciła.
Druga to już polska, sarmatyzm – kolejna powieść Stanisława Jankowskiego (inną omawiałem o tu).
Z prac naukowych, stary (z 1973 roku) zbiór artykułów o okresie rozbicia dzielnicowego (zgodnie z marksistowską doktryną tu nazwanego rozdrobnieniem feudalnym), praca Sławomira Zonenberga o krzyżackiej kronice Wiganda z Marburga i wydawnictwo z dziejów lokalnych, które dostałem w strzałkowskiej bibliotece publicznej.
O tym ostatnim parę słów – pochodzący ze Strzałkowa Leon Urbaniak, znany w okresie międzywojennym sportowiec (dwadzieścia dwa medale mistrzostw Polski w lekkoatletyce), doczekał się hasła na Wikipedii, ale jest to chyba dość słabe hasło, bo autor powołał się jedynie na opracowania ogólne. Historycy, którzy napisali biografię, dotarli do archiwaliów, do rodziny, stąd ich wersji daję wiarę. A różnice są spore, np. wg Wikipedii, Leon Urbaniak urodził się w 1907 roku w Nowej Wsi pod Szamotułami, a wg Michaliny Mogiłki i Tomasza Sypniewskiego w 1900 w Szamarzewie pod Wrześnią.
Z non fiction, ale o fantastyce, jeszcze dwutomowa pozycja Macieja Parowskiego. Podtytuł mówi o czym to jest: Chronologiczny alfabet moich autorów.
Nowszą fantastykę reprezentuje postapo Hanny Jameson z wystawki (jak się nie spodoba, to tam wróci) i fantasy Daniela Nogala, którego kiedyś chwaliłem (o tutaj), a który jakoś nie może przebić się do wydawców, wiec teraz sam się wydaje. Kupiłem na Allegro bezpośrednio u autora, a żeby dociągnąć do Smarta dorzuciłem inną jego powieść, tym razem to chyba sensacja.
To teraz starocie, najpierw polskie. Dwie książki Mieczysława Smolarskiego: Niezwykły kryształ z 1928 roku i Archiwarjusz Gordon z 1926.
I ta druga ma niespodziankę, która tłumaczy dlaczego w maju kupiłem dwadzieścia trzy, czyli dwadzieścia sześć pozycji…
W okresie międzywojennym był zwyczaj, że książki w miękkich okładkach oprawiano na twardo u introligatora. Przy czym pozycje mające mniej stron grupowano po dwie, trzy, cztery książki w jednym woluminie. I tak – czego sprzedawca nie dostrzegł – w tomie z Archiwarjuszem Gordonem jest jeszcze jedna książka, tym razem zbiór trzech nowel Marii Szpyrkówny (także z 1926 roku).
To niemal zapomniana pisarka, która tworzyła w II RP i PRL-u. Była zafascynowana ezoteryzmem, stąd w jej twórczości pojawiały się elementy nadprzyrodzone. Obecnie jej przedwojenne książki fantastyczne bardzo rzadko pojawiają się w sprzedaży (częściej obyczajowe i religijne). Więc możecie sobie wyobrazić, jaką miałem radochę, kiedy w tomiku ze Smolarskim znalazłem też Szpyrkównę.
Dalej są Duchy w mieście Tadeusza Rittnera z 1921 roku (pisałem o tym więcej na facebooku), Jędrek i szczęście Edwina Jędrkiewicza z 1929 i powojenne wznowienie części opowiadań Jerzego Bohdana Rychlińskiego.
Właśnie o powojennych wydaniach... Jędrkiewicz przed wojną napisał dwa zbiory fantastycznych opowiadań – drugi to Świątki i centaury z 1921 roku. Za komuny wydano u nas (także pt. Świątki i centaury) wybór opowiadań z obu przedwojennych tomów. Chciałem mieć komplet, to wziąłem wydanie sprzed wojny.
Dość podobna sytuacja jest z Rychlińskim, bo to co nabyłem jest wyborem z różnych zbiorów jego opowiadań sprzed wojny, nie tylko fantastycznych. Chętniej nabyłbym jego Mah-Jong z 1925 roku, ale to w dobrym stanie trudno znaleźć (obecnie na Allegro jest pięć ofert – zdaje się, że to ten sam egzemplarz wystawiony z różnych kont tego samego sprzedawcy – stan „makulatura” za 80-90 zł). To chociaż na takim, kulawym wydaniu PRL-owskim sprawdzę tego pisarza.
Fantastyka obca. Powieść Diable eliksiry E.T.A. Hoffmanna – znanego prekursora literatury grozy z przełomu XVIII i XIX wieku. Ładne wydanie z 1958 roku. Obok nieładne wydanie, antologia właśnie grozy z 1967. Wziąłem, bo jest w tym zbiorze trochę opowiadań twórców mniej znanych czy też mniej kojarzonych z fantastyką (m.in. opowiadanie Josepha Conrada).
Teraz coś ciekawego – to znowu trzy książki oprawione razem. Dwie to podzielona na tomy powieść wówczas bardzo popularnego, dziś raczej zapomnianego Roberta Hichensa. O skali ówczesnej popularności tego twórcy może świadczyć to, że jego powieść Ogród Allaha z 1904 była trzykrotnie filmowana, a powieść Bella Donna z 1909 aż czterokrotnie (między 1915 a 1946 rokiem). Z kolei Sprawę Paradine’a z 1933 roku sfilmował w 1947 sam Alfred Hitchcock (w Polsce film znany pt. Akt oskarżenia). To nie wyczerpuje listy dzieł tego pisarza przeniesionych na duży ekran (angielska Wiki podaje dziewiętnaście filmów).
Hichens to ówczesna taśma produkcyjna, pisywał romanse, fantastykę, powieści awanturnicze, ale też rzeczy poważniejsze (Felix z 1902 – pierwsza powieść o leczeniu z narkomanii). To co nabyłem, to grozowata Kobieta wampir (nie ma roku wydania, wg LubimyCzytać – 1927) – nie udało mi się ustalić tytułu oryginalnego (wówczas nie zawsze je podawano, a polski nie musi być zbieżny z angielskim).
Trzecią książką oprawioną w tym woluminie jest zbiór opowiadań – chyba bez elementów fantastycznych – Naga narzeczona Antona Czechowa. Niestety, introligator w ogóle wyrzucił okładkę pierwszego tomu Kobiety wampira, a pozostałe dwie przyciął dość nieszczęśliwie:
Tu cała książka, a obok postapo Chelsei Quinn Yarbro, znanej u nas głównie z cyklu o wampirze, hrabim Saint-Germain. Przedświt miał u nas jedno oficjalne wydanie – w 1990 roku puściło to wydawnictwo Nakom. Niestety, ich książki miały zasadniczą wadę: rozpadały się podczas czytania. Dlatego szukałem któregoś z trzech wcześniejszych wydań – klubowych (Encyklopedia Fantastyki odnotowuje tylko jedno, z 1987 roku, w dwóch woluminach ze Śląskiego Klubu Fantastyki). I dostałem chyba najrzadszą z tych klubówek (nie ma stopki redakcyjnej, więc nie wiadomo kto, gdzie i kiedy to wydał, kto tłumaczył). Swoją drogą, będę miał problem, żeby to przeczytać, bo tak małej czcionki chyba nigdy nie widziałem, to nawet nie jest wielkość prasowa...
I na koniec jeszcze trzy pozycje. Dość znana, wielokrotnie wydawana po polsku, Wyspa pingwinów francuskiego pisarza Anatola France. Opis brzmi interesująco:
Święty Mael zostaje sprowadzony na biegun północny przez podstępnego szatana. Bierze pingwiny za małych ludzi i chrzci je. Tymczasem w Niebie rozpoczyna się dyskusja nad ważnością chrztu zwierząt.
Maurice Pons – kolejny Francuz i Panna B. – zdaje się kolejna opowieść o wampirycznej kobiecie.
Na koniec fantasy z Norwegii autorstwa Torill Thorstad Hauger – znanej u nas z opowieści o wikingach dla dzieci i młodzieży. Mam obawy, graniczące z pewnością, że Iselin i wikołak także jest dla młodszego czytelnika.
Jako Konserwa nie masz problemu z czytaniem książek takich autorów jak A. France?
OdpowiedzUsuńNie mam problemu. I wymień cechy "konserwy", bo nie wiem czy jestem.
Usuń