Z jakim opóźnieniem... Staram się robić te raporty w następnym miesiącu, ale teraz podwójna obsuwa (raz, że październik w ogóle nie wyszedł, dwa, nawet za listopad jednodniowe opóźnienie). No, ale przy ilościach jakie ostatnimi czasy mi przybywają, taki raport wymaga nieco pracy, a czas nie zawsze jest.
W październiku i listopadzie przybyło mi czterdzieści dziewięć pozycji, w tym siedem książek SF/fantasy, jedenaście komiksów, dwadzieścia dwie książki historyczne naukowe lub popularnonaukowe, jedna pozycja naukowa z innej bajki, jedna powieść historyczna i siedem wypocin szurowskich.
To najpierw fantastyka. Jesień zdecydowanie pod patronatem Jeffa VanderMeera. Raz, bo Mag wydał kolejną jego książkę w Uczcie Wyobraźni. Dwa, bo nieoczekiwanie znowu pojawił się w sprzedaży tom drugi trylogii Southern Reach. Jakoś w porę tego nie kupiłem, a potem już środkowej części nie było – kupować tomy jeden i trzy, trochę bez sensu. Więc jak tylko pojawiła się taka możliwość, nabyłem całość.
VanderMeer uchodzi za pisarza fantasy (konkretnie new weird) – choć nie pojmuję, dlaczego akurat do tej szufladki go wetknięto. Przecież to typowe SF, z typowymi motywami (kontakt z obcym gatunkiem w Ambergris, postapokalipsa w Zrodzonym).
Pozostałe pozycje SF/fantasy to oczywiście druga nowość z Uczty Wyobraźni (trzeciej – Wattsa – nie brałem, nie mam ochoty na kolejne kontakty z jego prozą). Miasto Śniących Książek było zakupem obowiązkowym – skoro wcześniej kupiłem Labirynt Śniących Książek, a dopiero po zakupie zorientowałem się, że to kontynuacja Miasta. Lubię fantasy z krajów hiszpańskojęzycznych, więc zakup książki Andrésa Ibáneza jest dość oczywisty.
Komiksowo – dwie kolejne części Baśni, ale wciąż nie udało mi się przebrnąć przez beznadziejną część trzynastą: Wielki baśniowy crossover). Drugą część Białego piasku mam za darmo :D W księgarni Maga uzbierało mi się wystarczająco punktów, żeby na tę pozycję wymienić.
Brygada – najnowszy komiks od Studia Lain. Dotąd komiksy tego wydawcy brałem w ciemno, ale teraz muszę tę „politykę” zakupową przemyśleć. Dlaczego? Bo SL poszło w ślady Non Stop Comics i zaczęło pokrywać okładki gównianą gumą, która może i ciut lepiej ukazuje kolory, ale za to wyciera się (strach to czytać) i łapie kurz na potęgę. Przyznam, że nie ogarniam, po jakiego grzyba ta dziwaczna nowinka. Cóż, niech się wydawcy bawią, a ja „głosuję” portfelem. Na szczęście ten debilizm nie przebił się do pozostałych wydawców.
Trzy komiksy od Non Stop Comics – oczywiście też okładki ufajdane tym gufnem – Monstressa i Head Lopper to kontynuacje dobrych komiksów, ale Giants zdecydowanie nieudany (tyle dobrego, że to samostojka). I komiks polskiego rysownika – nic w tym komiksie się kupy nie trzyma, odradzam.
Na koniec komiksowa – samostojka od NSC (taka sobie, do przeczytania i zapomnienia) i dwie mangi, obie to kontynuacja cykli (w przypadku Berserka, to już cyklon – tom dziewiętnasty).
Historia. Mediewistyka. O perypetiach związanych z książką Tomasza Jurka pisałem na fanpage na facebooku – wiadomo, że książka będzie poczytna, w promocję zaangażował się Kościół, a nakład tak „duży”, że zniknął w kilka dni. Na początku grudnia chyba był dodruk (11 grudnia było to do kupienia w Bonito), ale też zniknął błyskawicznie. Nie jestem wielkim fanem polityki wydawniczej UAM.
Dwie książki z PWN – Adamczyk o początkach Polski w aspekcie ekonomicznym i przydatne Vademecum.
Historia regionalna. Ten pakiecik to pozycje raczej trudne do dostania, w pierwszym przypadku wręcz niemożliwe. Bohaterów niechanowskiej gminy wydał urząd gminy i nie sprzedawał – mieszkańcy mogli dostać to w samym urzędzie, w USC, za darmo.
Pozycja druga to wspomnienia sybiraków, którzy po wojnie zamieszkali w rejonie słupeckim (rejony działały w Polsce przed powiatami – do 1998 roku, a rejon słupecki był od obecnego powiatu słupeckiego większy o dwie gminy). Tę książkę z kolei można kupić chyba tylko w konińskiej Bibliotece Pedagogicznej i jej filiach.
Dwie kolejne pozycje, to antykwariat. Ot wpadłem do biblioteki w moim rodzinnym Strzałkowie, a tam w pudle wystawione książki na sprzedaż – z porażającą ceną 1 zł. No i te dwie wygrzebałem z pudła, przy czym Dziejów kultu Pięciu Braci swego czasu poszukiwałem bezskutecznie (wydał to Urząd Gminy w Kazimierzu Biskupim – powiat koniński).
Pozycja druga to wspomnienia sybiraków, którzy po wojnie zamieszkali w rejonie słupeckim (rejony działały w Polsce przed powiatami – do 1998 roku, a rejon słupecki był od obecnego powiatu słupeckiego większy o dwie gminy). Tę książkę z kolei można kupić chyba tylko w konińskiej Bibliotece Pedagogicznej i jej filiach.
Dwie kolejne pozycje, to antykwariat. Ot wpadłem do biblioteki w moim rodzinnym Strzałkowie, a tam w pudle wystawione książki na sprzedaż – z porażającą ceną 1 zł. No i te dwie wygrzebałem z pudła, przy czym Dziejów kultu Pięciu Braci swego czasu poszukiwałem bezskutecznie (wydał to Urząd Gminy w Kazimierzu Biskupim – powiat koniński).
Teraz książki z dwóch bajek. Dwie pierwsze o afrykańskiej wyprawie kaliskiego podróżnika Szolca-Rogozińskiego. Przy czym pierwsza to, niestety, powieść. Oględnie napiszę, że nie jest to powieść pasjonująca, a przy beletryzacji zgubiony gdzieś został walor naukowy czy choćby popularnonaukowy. Recenzował tego raczej nie będę, bo Maciej Klósak i tak już reaguje na mnie alergicznie – trzy lata temu raczył uznać, że jestem człowiekiem o „niskiej kulturze” pozbawionym „jakichkolwiek hamulców”, a na dodatek atakuję go „w sposób wyjątkowo brutalny” i jestem „niesprawiedliwy” (Maciej Klósak „bawił się” w lokalną politykę, a nawet w urzędniki poszedł – tak na szybko, znalazłem dziesięć moich artykułów, których był bohaterem). Znając go, sądzę, że ewentualną recenzję uznałby li tylko i wyłącznie za złośliwy atak.
Druga książka to fragment relacji Szolca-Rogozińskiego – fragment, bo jak się książkę podzieli na trzy części, to się lepiej klientów wydoi.
Dwie kolejne pozycje poświęcone są tzw. Polenaktion z 1938 roku, kiedy II RP bardzo nieładnie potraktowała swoich żydowskich obywateli (a raczej, przejściowo, nieobywateli). Jeśli kogoś to interesuje, to jest trochę artykułów w internecie, nawet hasło na Wikipedii. Preludium Zagłady musiałem sobie skserować, ale Do zobaczenia za rok w Jerozolimie udało mi się kupić – pewnie jeden z ostatnich egzemplarzy, za to ładnie przeceniony (coś koło 10 zł kosztował).
I jeszcze cztery pozycje z historii regionalnej. Przy czym książka Gzelli o gazecie Lech ładnie pokazuje jak powinno działać wydawnictwo uniwersyteckie (czyli inaczej niż UAM) – to pozycja toruńskiego UMK. UMK wprowadził druk cyfrowy na żądanie, więc nie ma opcji, że potrzebna nam książka się wyprzeda i jej nie kupimy.
Szukając wspomnianej wyżej książki Jurka o biskupstwie poznańskim, zajrzałem do księgarni Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie. I jak widać, wyszedłem z sześcioma pozycjami.
Przy Sprawie generała Zagórskiego nie zwróciłem uwagi na wydawcę – bo z Bellony staram się nie kupować. Sam nie wiem co o tej książce myśleć – wygląda mi na jakieś usensacyjnianie, ale brak mi kompetencji do oceny pozycji o dziejach dwudziestolecia międzywojennego.
Jak widać, spodobało mi się czasopismo Podkarpacka Historia – to pisemko popularnonaukowe, ale bez szukania na siłę sensacji, jak to ma miejsce w tych wszystkich kolorowych gazetach historycznych.
I jedyna książka naukowa, niehistoryczna – czyli zbiór artykułów Marcina Napiórkowskiego – polecam jego blog, także zatytułowany Mitologia współczesna.
Na koniec siedem szurowskich wyrobów książkopodobnych. Cztery Antrovisu, dwie Cheopsa (już wykorzystane w tej notce – a kupione, bo lubię wiedzieć o czym piszę). Ostatnia książka, w porównaniu do Antrovisu i Cheopsa – jest zdecydowanie szurostwem bardzo soft. Ale nadal szurostwem. To kolejna fantastyczna wizja początków Polski.
Sezrobiłem facebooka,można sepolubiać:
Zacne zbiory ;).
OdpowiedzUsuńO Szolcu-Rogozińskim czytałem w jakimś zbiorczym opracowaniu na temat polskich podróżników. Ciekawa postać, szkoda, że tak go potraktowano w tej książce.
Będzie recenzja Czupkiewicza?
Szolca-Rogozińskiego, mimo wszystko, polecam tę jego relację. To są cztery jego odczyty dla Sali Radnej miasta Krakowa - oczywiście wydawane osobno, bo tak się lepiej doi. W każdym razie, dotąd wydano dwa, niestety, brak roku wydania, więc nie wiem w jakim tempie to wyłazi.
UsuńCzupkiewicza nie - to broszurka z fantasmagoriami.
Chociaż, może zerknę sobie z ciekawości na tę książkę Klósaka. Mnie typ nie zna ;)
OdpowiedzUsuń"Księżnej Jeleń" poszukuje intensywnie w oryginale, ale dostać hiszpańską literaturę tego rodzaju w cenach, które są się przyjąć, to istny cud. Także chyba w końcu się złamię i kupię w tłumaczeniu. Do Van der Meera zbieram się od dawna, może w końcu w tym miesiącu coś kupię
IMO "Miasto..." jest znacznie lepsze niż "Labirynt...". Raz, że wtórny w stosunku do pierwowzoru, dwa, ze to pierwsza część drugiego tomu. :/
OdpowiedzUsuńNo wiem, toteż po dwóch latach kupiłem cz. pierwszą. Żeby było zabawniej - nie wiem teraz gdzie wetknąłem drugą, nie mogę znaleźć :D
Usuń"Miasto..." uwielbiam tę książkę i jestem ciekawa jak Tobie przypadnie do gustu. :)
OdpowiedzUsuńIlościami nabytków ponownie powalasz. :D
Zacząłem "podczytywać" to Miasto i jest OK.
UsuńJak Ci się Ibanez podobał? Czy jeszcze przed Tobą?
OdpowiedzUsuńMam na półce "Shirek: Posłowie" Vandermeera, ale boję się sięgnąć. Czytałam jego "Podziemia Vensis" (tak to się pisze? xD) i wspominam dobrze, ale do tej jego drugiej książki brakuje mi tomu pierwszego.
Księżna jeleń - podobało mi się podczas czytania. Ale przeczytałem zaraz jak wyszło i - taka ciekawostka - prawie nic mi w głowie nie zostało. Czyli czyta się szybko i dobrze, ale też szybko z głowy wylata.
UsuńCo do Shrieka - wszystkie odsłony trylogii Ambergris można czytać osobno. Sam nie czytałem Miasta szaleńców i świętych (jedyna książka VanderMeera, która wyszła po polsku, a której nie mam). Moim zdaniem, Shriek to najlepsza książka tego autora. Ostatnią część, Fincha też można czytać osobno, ale lepiej po Shrieku - wydarzenia wtedy widzimy w nieco innym świetle.
W sumie też tak w tym momencie mam. Niewiele teraz z niej pamiętam.
UsuńW takim razie może za jakiś czas się za nią zabiorę w końcu. Bo leży mi od jakiś 2 lat.
"W poszukiwaniu wielkiego labiryntu" - fajny tytuł, szkoda, że turbolechicki…
OdpowiedzUsuńValente! Czaję się na tę książkę :)
Czytałam poprzednią książkę Ibaneza, "Lśnij, morze Edenu", ale była strasznie męcząca, więc "Księżną jeleń" chyba sobie odpuszczę.
Mam w planach Vandermeera, opis brzmi świetnie. Jeszcze też nie przeczytałam "Ukojenia". Podobały mi się "Unicestwienie" i "Ujarzmienie", pochłonęłam chyba w ciągu jednego dnia, do końca jednak nie wiem, co o nich myśleć i liczę, że ostatnia część coś wyjaśni :) Zresztą podobnie mam z filmem "Anihilation", niby fajny, ale zostawia z uczuciem WTF. Choć może taki właśnie był zamiar autora :D
"Anihilacja" - moim zdaniem - świetna. Tylko może niepotrzebnie obejrzałem przed czytaniem...
Usuń"Księżna jeleń" chyba jest mniej rozwlekła od "Lśnij, morze Edenu". Mnie przypominało nieco starą fantasy, taką w stylu Andersona.
Właśnie, czy trafiłeś kiedyś do groty Ragnara?
OdpowiedzUsuńhttps://grotaragnara.blogspot.com/2015/10/historia-zycia-wszechswiata-wszelkiej_14.html
Teraz już tak. Widoczne wpływy bieszkizmu :D
UsuńTeż zauważyłem :D
Usuń