Przybyło dość sporo: dwadzieścia siedem pozycji, z czego beletrystyka – dziesięć (przewaga fantastyki, dziewięć sztuk, ale nie zawsze typowej SF czy fantasy), książki naukowe i popularnonaukowe – trzynaście, komiksy – cztery.
A miało przybyć dużo więcej. W ogóle sobie dziś ponarzekam na księgarnie i wydawnictwa. Zacznę od księgarni, a konkretnie od poznańskiej 3telni. Siódmego stycznia napisałem do nich z pytankiem czy jest opcja zamówienia z odbiorem na miejscu (mają księgarnię w Poznaniu przy Św. Marcinie). Odpowiedź: Oczywiście, że tak. O jaki tytuł chodzi? To rzuciłem paroma tytułami – konkretnie piętnastoma. I dodałem:
Odpowiedź: Odłożymy Panu do 15 stycznia. Pozdrawiam. Myśląc, że mam do czynienia z poważnym ludziem (czasami mam jeszcze złudzenia co do bliźnich) poustawiałem sobie inne sprawy do pozałatwiania w Poznaniu na 15 stycznia – grafik dość napięty; myślałem, że do księgarni wpadnę, odbiorę, zapłacę i wypadnę.
Piętnasty stycznia. Wpadam. Przypominam o zamówieniu. Na co pan sklepowy: A zapomniałem o tym zamówieniu, ale to nie problem, zaraz wszystko skompletujemy. To pan kompletuje, ja między regały – choć już z lekka mi dym z uszu idzie ze złości, bo spóźnię się na kolejny punkt poznańskiego programu.
Dobrałem jeszcze cztery książki z regałów (czyli łącznie byłoby dziewiętnaście), idę do kasy, a pan z rozbrajającym uśmiechem mówi: Niestety, nie uda mi się skompletować zamówienia, bo dwie pozycje właśnie zeszły. W tym zeszła książka, na której najbardziej mi zależało. Potem pan się nafochał, bo nazwałem go niepoważnym. I w końcu zrezygnowałem z zakupu.
To teraz porcja narzekania na wydawców. Trzy razy Albatros. Na takie wydanie Ojca chrzestnego to czekałem od wieków, jak tylko zobaczyłem na blogu Sylwii, że takie cuś wyszło – od razu popędziłem do księgarni.
I dorzuciłem Syrena i Pani Hancock – właśnie czytam i jest to naprawdę dobre, choć raczej realizm magiczny, niż fantasy. Na tyle dobre, że uznałem, iż w Albatrosie muszą mieć kogoś kumatego, kto dobiera repertuar – to dokupiłem jeszcze Kirke i to w Mordorze (Empiku).
Aaa, miałem ponarzekać. Książki wydane niby super – twarde płótnopodobne oprawy, Syrena i Kirke do tego obwoluty, Ojciec chrzestny wstążkę-zakładkę. Taaa, tylko to mi przypomina karoserię mercedesa, do której wsadzono silnik od malucha. Naprawdę, taki parszywy papier i to jeszcze o gramaturze 60 (przebijają napisy z kolejnych stron)? I klejone? Podobny papier używany jest w prasie (chociażby w kupowanej przeze mnie sporadycznie Podkarpackiej Historii), ale o gramaturze 70! Dla mnie to w ogóle nie jest papier książkowy, tylko prasowy – do czegoś nietrwałego, co po przeczytaniu poleci na rozpałkę do pieca. A klejenie też takie, że Kirke wymieniałem w Empiku, bo już ostatnie kartki fruwały (twarda oprawa + klejenie = poroniony pomysł, jak ma być klejone to wolę miękką oprawę).
Po „przygodzie” w 3telni, jak już pozałatwiałem inne sprawy, poszedłem do innej poznańskiej taniej księgarni – TakCzytam i tam wziąłem Golema Edwarda Lee (od jakiegoś czasu czaiłem się na tego autora – z ciekawości czymże jest ów horror ekstremalny, to akurat za półdarmo sprawdzę) i Bez odkupienia Fletchera – dość ciekawy opisy okładkowy.
A już via OLX dokupiłem brakujący tom tetralogii Williamsa. Dobrze mi się trafiło, bo egzemplarz w bardzo dobrym stanie.
I jeszcze trochę takiej fantastyki dziwniejszej. Animal fantasy Dino Buzzatiego, raczej dla młodego czytelnika, ale ciekawa forma: trochę proza, trochę poezja, trochę rysunkowe. I Fabryka Absolutu ojca czeskiej SF, choć tu akurat mamy coś chyba bliższe fantasy – na terenie Czech wyprodukowano... Boga.
Taki dość dziwny i mało praktyczny pomysł wydawcy – do grzbietu książki doklejono świstek z nazwiskiem autora i tytułem. Inwencja twórcza polskich wydawców nieraz mnie osłabia... Nie wiem czy ten kartonik nie odklei się podczas czytania, a i trzyma się w ręku niezbyt wygodnie. O tak to wygląda:
Książkę Pera Olova Enquista kiedyś wrzuciłem do schowka w księgarni. Teraz mi się o niej przypomniało. Lubię zimowe, arktyczne klimaty, więc trudno, żeby nie zainteresowało mnie coś z takim opisem: Czy w realizmie magicznym lody obszarów polarnych mogą zastąpić tropikalną dżunglę amerykańską? Per Olov Enquist udowadnia, że tak.
I czas wreszcie sprawdzić tego Murakamiego, bo to powoli wstyd nie znać, a wszyscy mi zachwalają.
Historia. Pakiet o historii historiografii. Najpierw bardzo dobra praca Rutkowskiego o kronice norweskiej – pretendującej do miana najstarszej w tym kraju. Dalej Migdalski o Słowiańszczyźnie północno-zachodniej w historiografii trzech zainteresowanych krajów. Jeszcze nie przerobiłem, ale terminem Słowianie północno-zachodni najczęściej określa się Obodrzyców, Wieletów i czasami Pomorzan. I bardzo fajny przegląd Wierzbickiego – któż to miał nas podbijać, żeby nam państwo stworzyć. Te hipotezy podbojowe gdzieś tam kołaczą jeszcze, acz raczej już na marginesie naukowego dyskursu (np. normańska u Skroka, morawska u Urbańczyka, albo sarmacka u fantasty Jacka Brunona Siwińskiego).
Jeszcze historia, tak trochę z różnych szuflad. Kupiłem to Wojciecha Kempy – zdecydowanie odradzam. To de facto jego posty z forum historycy.org przerobione na książkę. Przy czym autor nie ma kompetencji do zajmowania się starożytnością czy średniowieczem, słabo sobie radzi z analizą źródeł. Już na historykach zwracano mu uwagę na różne błędy, ale uwagi owe najwidoczniej nie zrobiły na autorze wrażenia – nie widać z treści książki, żeby cokolwiek z tych dyskusji wyniósł. Bardzo słaba pozycja.
Paweł Babij dość skrupulatnie pozbierał wzmianki źródłowe o wojskowości Słowian połabskich (acz skupia się na Wieletach i Obodrzycach, pomijając Serbów i Łużyczan). Nie oceniam od strony wojskowej, ale tak od strony dziejów politycznych jest poprawnie (spore braki w bibliografii, np. zero pozycji Rymara czy Sporsa).
Poprawna jest też książka Agnieszki Teterycz-Puzio – z mojego punktu widzenia, zbyt popularna. Ale to mój punkt widzenia, a dla pasjonatów historii może to być dobra pozycja. Tym niemniej cieszy, że profesjonalnej historyczce chce się bawić w popularyzację.
Jeszcze dwa razy Teterycz-Puzio. Biografia Konrada Mazowieckiego znacznie lepsza od tej autorstwa Henryka Samsonowicza, ale bardzo dobrą bym jej nie nazwał. Być może pani Teterycz-Puzio zamiast tłuc masowo książki dla Avalonu, powinna nieco zwolnić, za to bardziej się przyłożyć (avalonovskie biografie oceniam w kategorii „naukowa”, a nie „popularnonaukowa”). W tej serii popełniła też biografię konradowego wnuka – Bolesława II. Genealogiczną lukę wypełnił Michał Rukat; Siemowit I to syn Konrada i ojciec Bolesława. Też nazwę to pozycją poprawną.
Nie przeczytałem, a nawet nie przekartkowałem jeszcze książki Krzysztofa Benyskiewicza (jego ojciec, niestety, już nieżyjący, był jednym z moich ulubionych wykładowców). I biografie dwóch pań. Pierwsza – Grzymisławy, żony Leszka Białego – bardzo taka se. Druga to już przełom średniowiecza i czasów nowożytnych – córka piastowskiego drobiazgu (Przemysława II cieszyńskiego), żona węgierskiego magnata Stefana Zápolyi; ich syn, Jan po wymarciu czesko-węgierskiej linii Jagiellonów został królem Węgier, a córka, Barbara, wyszła za naszego Zygmunta Starego.
Ostatnia książka – pewnie bym tego nie kupił, bo nawet bym nie wiedział, że cos takiego wyszło, gdyby nie informacja na blogu Moreni. Pseudonaukowe brednie stały się moim konikiem, więc kupiłem – niestety, o naszych szurkach, turbolechitach ani słowa...
Komiksowo ubogo. Jakoś mnie na nic nie przypiliło. Wziąłem dwa komiksy polskie – Nie przebaczaj to taki polski western, a raczej eastern. Akcja toczy się na wschodnich kresach II RP. Wcześniej wyszło w trzech tomikach – miałem w schowku w Gildii, ale tom pierwszy był niedostępny. Teraz Kultura Gniewu rzuciła integralem.
Brom na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier został uznany za polski komiks roku (chyba nie roku 2019 – wszak festiwal był we wrześniu, może tam nagradzają rok od festiwalu do festiwalu). Przyznam, że sam bym nagrodę skierował w inne ręce – albo do Przemka Świszcza za komiks o Mieszku I, albo do Rafała Mikołajczyka za Niezwyciężonego – adaptację powieści Stanisława Lema. Może te dwa komiksy będą uwzględnione za rok – pierwszy wyszedł w październiku, drugi w listopadzie, więc już po festiwalu. Jeśli chodzi o sam Brom, to większe wrażenie wywoływały na mnie pojedyncze plansze/kadry wrzucone do internetu, niż całość.
Dwa kolejne komisy wydane zostały przez nowego gracza w tym segmencie rynku – EuroPilot wcześniej wydawał głównie mapy. Pod koniec ubiegłego roku puścili sześć komiksów rosyjskich. Z ciekawości wziąłem dwa. Wydanie bardzo takie sobie, w okładkach, których nie znoszę – ze sztywnego kartonu, który się nie zgina, a od razu „przełamuje”.
I ponarzekam sobie jeszcze. Tym razem na księgarnię Tania Książka. Właśnie tam zamówiłem te dwa komiksy, a do tego dwanaście innych pozycji. Zamówienie składałem 29 grudnia, dostałem dopiero 8 stycznia. I od razu reklamowałem – komiks Doktor Lucid ma uszkodzone narożniki. Do dziś nie doczekałem się wymiany. Ostatni kontakt z księgarnią był 22 stycznia. Jak mi napisała pani Monika Żukiewicz:
I od tamtej pory cisza. A komiks wciąż jest w sprzedaży na ich stronie internetowej z adnotacją: Wysyłka w 48 godzin. Dla mnie, to skandaliczny sposób załatwiania reklamacji. Oczywiście więcej nie będę korzystał z tej księgarni. I nie tylko przez ową nieszczęsną reklamację – także przez pakowanie: książki i komiksy różnych formatów wrzucone do cienkiego kartonu bez wypełnienia, bez zabezpieczenia. To nie ma prawa dotrzeć nieuszkodzone, a – jak widać – reklamacje mają w pompkach.
Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:
No i to jest konkretny zakup :) Kurczę, dzisiaj byłam w Empiku i miałam myśli, żeby kupić sobie książkę, ale... no nie mam za bardzo miejsca, po prostu. Albo brak forsy, albo brak miejsca, przerąbane ;(
OdpowiedzUsuńZachwalasz "Syrenę..."? To mnie zdziwiłeś, pamiętam jeszcze dość mocno negatywną reckę tej książki na jednym z moich zaufanych blogów. Ale może to też po prostu nie książka dla mnie.
Możliwe, że nie znając Murakamiego nic nie tracisz. Słyszałam, że ma kiepskie poglądy na temat kobiet. Dlatego już go nie tknę, czytałam tylko "Kronikę ptaka nakręcacza", dawno temu, pamiętam, że w połowie zaczęłam się męczyć i przerwałam.
"Kirke" mam na półce, acz wciąż nieprzeczytaną.
"Zamachy na Piastów" przeglądałam w księgarni, podobało mi się :) Czytałam "Piastowskie księżne regentki" pani Agnieszki i byłam bardzo zadowolona :)
"Władysław Herman" jakoś na topie ostatnio? Strasznie lubię nowe spojrzenia na historyczne postaci, więc mam nadzieję, że i ta biografia okaże się ciekawa ^^
No i jestem dość zaskoczona, że na temat Grzymisławy i Jadwig Zapolyi znalazło się dość źródeł, żeby ich biografie pisać. Choć oczywiście cieszy to bardzo.
Syrenę dopiero zacząłem czytać. W każdym razie, to bardziej obyczajówka niż hard fantasy :D Syrena - a raczej jej zwłoki - po prostu jest, ale rolę odgrywa na razie niewielką.
UsuńRozumiem, że mogło się nie podobać komuś nastawionemu na typowe fantasy i popierdalajaca akcję. Mnie urzekł język autorki - jest to świetne pod tym względem. Na razie nieco kojarzy mi się z Susanną Clarke i jej "Jonathan Strange i pan Norrell" (a to dla mnie powieść genialna). Dlatego "Syrenę" czytam dość wolno, bo to jednak warto czytać w optymalnych warunkach, a ja ostatnio jestem dość zmęczony pracą + dobija mnie dzisiejsze ciśnienie (chyba jestem meteopatą) :D
Do Grzymisławy jest trochę źródeł, wszak była przez lata regentką - inna rzecz, że książka taka se. Natomiast Sroka zrobił co mógł, ale mógł niewiele, bo rzeczywiście Jadwiga Zápolya nie jest jakoś wybitnie obecna w źródłach.
O, "Jonathan..." to bez wątpienia genialna powieść! Jedna z moich ulubionych i najlepszych, jakie czytałam. Przeczytałam 2 razy i chcę czytać znowu, a prawie nigdy nie wracam do już przeczytanych książek ;)
UsuńNie, w tej recenzji chodziło o coś innego. Autorkę rozczarowały inne rzeczy, nie tylko brak akcji. Jak chcesz, to postaram się znaleźć.
Tak czy siak, miło, że książki o kobietach u władzy powstają, do niedawna to był raczej wyjątek niż reguła. Nawet takie zapomniane postaci warto, myślę, odgrzebywać, choćby po to, żeby więcej ludzi wiedziało, że był ktoś więcej niż Mieszko, Jadwiga, Jagiełło i Sobieski ;)
Ja mam te dwie pozycje Albatrosa (poza "Ojcem chcestnym", bo nie mój klimat) na półce w Legimi. Przynajmniej mnie latające kartki nie wkurzają :P Tak samo zresztą "Światy równoległe", ale jeszcze ich nie czytałam, bo ciągle mam nadzieję, że wciągnie mnie coś z fabułą, bo w tym roku przeczytałam aż jedną powieść.
OdpowiedzUsuńA Murakamiego kiedyś próbowałam czytać. W krótkiej formie, zbiór opowiadań. Po przeczytaniu trzech tekstów stwierdziłam, że nie mam bladego pojęcia, co ludzie w nim widzą :P
A ja lubię papier - oczywiście odpowiedniej jakości. Akurat Muza daje porządny, co i w Murakamim widzę, i w niedawno czytanym Marquezie. A Albatros pod wym względem taki jak Mag - zresztą z tej samej drukarni korzystają: CPI Moravia Books. A teraz ciekawostka, wpis na fanpage Albatrosa z 2013 roku:
Usuń>CPI Moravia Books to najgorsza drukarnia, z jaka kiedykolwiek wspolpracowalismy. Praca z nia to po prostu KOSZMAR!!!!!!<.
Ale, jak widać się dogadali: "Kirke" była tam drukowana. Oczywiście nie tylko w Moravii drukują - z tych trzech pozycji, które kupiłem w styczniu - każda była drukowana w innej drukarni.
A Murakamiego sprawdzę. Ktoś mi prawił, że najlepsze jego powieści, to właśnie "Kronika ptaka nakręcacza" i "Kafka nad morzem" (ta druga w 2006 r. dostała World Fantasy Award). Niestety, "Kafka" jest niedostępny, więc wziąłem "Ptaka".
Też lubię papier, ale nie mam już go gdzie upychać :P Więc, jeśli coś nie jest kontynuacją serii albo cyklu, to za pomocą Legimi weryfikuję, czy aby napewno koniecznie potrzebuję tytułu X w papierze, bo będę wracać albo wzbudza sentyment. Na razie na 12 przeczytanych tytułów, z których dopuszczałam możliwość zakupu połowy, ostatecznie kupiłam w papierze tylko dwa, więc profit ;)
UsuńSama może kiedyś Murakamiemu dam szansę (mnie z kolei mówiono, że absolutnie najlepszy jest "Koniec świata i hard boiled wonderland"), ale nie robię sobie nadziei na dobrnięcie dalej niż do 50 strony (wspomnianego sbioru opowiadań przeczytałam jakieś 30, bo to bardzo krótkie teksty były)
Też niedługo nie będę miał gdzie upychać :( Ale na razie od ebooków trzymam się na dystans :D
UsuńI jak komiksy z Europilotu? Jestem w sumie ciekaw tych rosyjskich pozycji i zastanawiam się czy warto kupić.
OdpowiedzUsuńNa razie przeczytałem Doktor Lucid - całkiem przyzwoite, tak rysunkowo, jak i scenariuszowo. "Zaraza" wizualnie trąci mi Similakiem (w takiej mroczniejszej odsłonie), a scenariuszowo jeszcze nie wiem :D
UsuńAle nie będę dalej brnął w te komiksy, jeśli dalej będą wychodzić w takich okładkach.
Ciągle słyszę, że "Ojciec Chrzestny" to rzadki przykład, gdzie książka jest beznadziejna a film nie tylko świetny ale naprawia potknięcia książki. Cóż, muszę ją nadrobić i zobaczyć ile w tym prawdy...
OdpowiedzUsuńJa tam wolę książkę od filmu. Może malkontenci czego innego szukali? Bo to nie jest kryminał ani sensacja - to obyczajówka, tyle że z życia członków mafii.
UsuńOd początku roku same "przygody". ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję za takie przygody :D
UsuńCześć. Zerkniesz, proszę, na mój komentarz pod pierwszym Twoim artykułem o turbolechitach? Mam wrażenie, że go przeoczyłeś. Możliwe, że nie dostajesz powiadomień o komentarzach do jakiejś przedawnionej treści.
OdpowiedzUsuńOdpisałem - w tamtym wątku już nie bardzo widzę nowe posty, "zatarło" się po 200.
UsuńDzięki. Ja też odpisałem. W tamtym wątku.
UsuńTeraz poproszę o odpisanie w tym wątku: https://kultura.gazeta.pl/kultura/7,114528,25635561,nasi-przodkowie-pobili-juliusza-cezara-i-wymyslili-kolo-kto.html?v=1&pId=55968885&send-a=1#opinion55968885
Wykazałeś, że lepiej wiesz co Bieszk myśli od niego samego. Poprosiłem tam o wyjaśnienie Twojego rozumowania.
Być może przeoczyłeś. Nie pierwszy to raz...
Zaczynasz mnie irytować - wybacz, ale nie jestem na twoje usługi, mam swoje życie, swoją pracę.
UsuńA tu masz wyjaśnienie co do "tłumaczenia" owej rzymskiej inskrypcji:
https://archeologia.com.pl/2018/12/18/wielka-lechia-pseudoarcheologia-o-poczatkach-polski/
I nie, nie wiem co Bieszk myśli - wiem co pisze, a pisze potworne brednie.
Coś tu nie pasuje.
UsuńSkomentowałeś moją wypowiedź na portalu gazeta.pl zarzucając Bieszkowi nieznajomość tłumaczenia. Ja poprosiłem tam o Twoją własną wersję tego tłumaczenia, bo skoro podważasz inną, to powinieneś to umieć merytorycznie uzasadnić. Zamiast uzasadnienia opartego na Twojej własnej wiedzy z zakresu starożytnej łaciny podsyłasz mi jakieś linki.
Podsumujmy: nie masz argumentów i zaczynasz się unosić. Tak, to może być dla Ciebie irytujące.
Zaraz mnie pewnie zbanujesz.
Oczywistym jest, że nie musisz nic robić, "nie jesteś na moje usługi". Jednak wykazujesz jasno, że brak Ci wiedzy w temacie, w którym zacząłeś się wypowiadać. I to jeszcze z poziomu obeznanego z tematem specjalisty.
Słabo, bardzo słabo.
Oczywiście, że cię niedługo zbanuję, skoro nie przyjmujesz rzeczywistości. Dostałeś linka do poprawnego tłumaczenia Żuchowicza, z porównaniem z pseudoprzekładem Wolańskiego|Bieszka i objaśnieniami na czym polegają błędy i przekłamania Bieszka. Nie wiem czego jeszcze oczekujesz. Więc dalsze męczenie buły w tym stylu będzie skutkować bananem :)
UsuńProsimy, nie banuj jeszcze tego nieuka, mało ostatnio się dzieje na turbolechickim podwórku, i miło czasem popatrzeć jak któryś z niedobitków próbuje "zagiąć" rozmówców swoimi debilnymi bieda-argumentami :D
UsuńAnonimowy
UsuńMam lepsze zajęcia niż czytanie i odpowiadanie na brednie turboszurów.
Michał Kapłon
OdpowiedzUsuńDostałeś pełną odpowiedź, więc uporczywe ponawianie pytań dowodzi, że jesteś albo tępakiem (więc mnożenie wyjaśnień nic nie pomoże), albo upierdliwym trollem.