Już od jakiegoś czasu myślałem o poszerzeniu bloga o historyczne kryminałki. Miałem wrzucić sprawę z XV wieku, ale akurat zakończył się proces, który śledziłem jako dziennikarz. Od kilku dni to już historia...
Przed sądem stanęło pięciu policjantów z Siedlec:
Prokuratura zarzuciła Wiesławowi P., naczelnikowi Wydziału Kryminalnego Komendy Miejskiej Policji w Siedlcach przekroczenie uprawnień, fizyczne i psychiczne znęcanie się nad przesłuchiwanym oraz niedopełnienie obowiązków służbowych – naczelnik nie przeciwstawił się bezprawnym działaniom podwładnych.
Grzegorz R. i Adam Ch. zostali oskarżeni o przekroczenie uprawnień i wymuszanie zeznań.
Grzegorz P. i Jarosław K. byli oskarżeni o te same czyny, a dodatkowo o udział w pobiciu podejrzanego.
„Jestem sadystą i chuj”
Pod koniec lipca 2012 roku młody chłopak wszedł do sklepu jubilerskiego w Siedlcach. Poprosił o pokazanie złotych łańcuszków. Gdy ekspedientka położyła na ladzie kilka pudełek z biżuterią, do sklepu wbiegł kolejny młodzieniec. Złapał pudełka i uciekł do samochodu, w którym czekało jeszcze dwóch mężczyzn. Złodzieje uciekli.
Personel sklepu domyślił się, że pierwszy klient był z nimi w zmowie. Nie wypuszczono go i wezwano policję. Okazało się, że siedemnastoletni Maciej P. z Siedlec jest doskonale znany tamtejszym funkcjonariuszom. Podczas przesłuchania przyznał się do udziału w napadzie i wydał wspólników: Jędrzeja Kryszkiewicza (19 lat), Mariusza M. (29 lat) i Mateusza G. (22 lata). Wszyscy pochodzą z Ostrowa Wielkopolskiego.
Zanim policja ich zatrzymała, zdążyli sprzedać łup – wyceniony na sześćdziesiąt tysięcy zł – paserowi z Poznania. Trzy tygodnie po napadzie zgarnęła ich ostrowska policja.
– U jednego z nich funkcjonariusze dodatkowo znaleźli woreczek foliowy z marihuaną – informowała parę dni później Edyta Barycka, ówczesna rzecznik prasowa siedleckiej policji. – Ponadto policjanci zabezpieczyli rzeczy wykorzystane przez sprawców podczas przestępstwa, to jest telefony komórkowe, kominiarki maskujące ich twarze, pieniądze oraz pałki teleskopowe.
Zatrzymanie po napadzie u jubilera (foto: policja) |
Ostrowscy policjanci traktowali zatrzymanych odpowiednio, ale... – Oznajmili nam, że zostaniemy przetransportowani do komendy w Siedlcach – zeznawał Mariusz M. we wrześniu 2016 roku przed ostrowskim sądem. – Osobiście naczelnik wydziału kryminalnego poinformował mnie, że tam forma przesłuchania będzie już zupełnie inna.
„Zupełnie inna forma” zaczęła się, gdy tylko wsiedli do samochodu, którym siedleccy policjanci po nich przyjechali. Jak zeznał Mariusz M. „na dzień dobry” został potraktowany paralizatorem elektrycznym i oberwał z łokcia w twarz.
– Jesteśmy takimi samymi bandytami jak wy, tylko działamy w imieniu prawa, a wy przeciwko prawu – miał mu oznajmić jeden z siedleckich policjantów.
Już po dojechaniu do Siedlec usłyszeli od funkcjonariusza: – Skończyły się prawa człowieka, to są kresy wschodnie, tu są inne metody.
Ostrowian przesłuchiwano w różnych pomieszczeniach, ale położonych na tyle niedaleko, że słyszeli co dzieje się z kolegami. – Początek przesłuchania wyglądał tak: ręce miałem skute do tyłu, zostałem kopnięty w prawe udo, upadłem na kolana, dostałem kopa w plecy – opisywał Mariusz M.
To co działo się dalej przypomina opisy przesłuchań na gestapo czy SB:
Funkcjonariusz z blizną na ręce był głównym moim oprawcą, raził mnie paralizatorem, bił pałką po głowie i po uszach, deptał po głowie – zeznawał Mariusz M. – Kiedy inny policjant bił pałką po piętach, on zasłaniał mi usta ręką, żebym nie krzyczał. To ten policjant zdjął mi spodenki do kolan, polał moje genitalia wodą, straszył, że jeżeli się nie przyznam, to pojadę do lasu. Woda poleciała mi na genitalia, powiedział, że zaraz zostanę rozdziewiczony, dołożył paralizator do jąder i go włączył. Mówił, że będę przesłuchiwany jak w Guantanamo. Ten wysoki zdjął mi adidasy z nóg i pałką, nie pamiętam czy drewnianą czy metalową, bił po piętach. Uderzano mnie też nią w czubek głowy.
Jak mówił, oberwał ostro, ale nie ma pretensji, bo popełnił przestępstwo, o które go podejrzewano, a poza tym... – Byłem przestępcą od szesnastego roku życia – dodał.
Zeznaje Mariusz M. – ma status świadka chronionego, w ostrowskim sądzie zeznawał w kamizelce kuloodpornej, towarzyszyło mu kilku policjantów uzbrojonych w broń maszynową |
Co innego z Jędrzejem Kryszkiewiczem, który dopiero „debiutował” w złodziejskim fachu. Z tego co słyszał Mariusz M., nad Jędrkiem znęcano się jeszcze bardziej. – To było zdecydowanie brutalniejsze, cała komenda to słyszała – ocenia świadek. – Nie można powiedzieć, że krzyczał, bo on wył z bólu. Kilkakrotnie tracił przytomność. Słyszałem jak był bity, słyszałem dźwięk paralizatora.
Dlaczego tak pastwiono się nad „małolatem”? – Duże znaczenia miał tatuaż, jaki miał na szyi Jędrzej Kryszkiewicz – wyjaśniał Mariusz M. – Miał napisane „JP”, czyli w slangu ulicznym „Jebać Policję”.
O przesłuchaniu Jędrzej opowiedział później bratu. – Mówił, że policjanci polewali go zimną wodą, że jak się nie przyznawał do czegoś, to siłą wzięli go do jakiejś szafki i przytrzaskiwali jądra drzwiami – zeznał brat w prokuraturze. – Mówił, że przesłuchiwało go około pięciu policjantów, jeden mówił „Ja jestem sadystą i chuj”, że „Tu jest Białoruś”. Widziałem u brata ślady po paralizatorze na nogach, karku i na wewnętrznych stronach ud. Jędrek mówił, że paralizatorem był rażony po jądrach. Żałował, że od początku się nie przyznał, bo wtedy nie miałby przytrzaskiwanych jąder.
Mariusz M. krzyknął do Jędrzeja, żeby przyznał się do winy. Przesłuchanie, czy raczej torturowanie, trwało kilka godzin. Krzyki musiały rzeczywiście być słyszane w komendzie, bo Wiesław P. doradził podwładnym: – Zakneblujcie im mordy, bo drą się jak baby na porodówce.
Wartościowi funkcjonariusze...
Wszyscy przyznali się do winy. Następnego dnia trafili do prokuratora. Widział, jak są poturbowani. Nie zareagował. Sami ostrowianie nie zgłaszali pobicia. – Wtedy myślałem, że policja i prokuratura to jedna banda – tłumaczył Mariusz M. we wrześniu 2016.
– Bez takich ocen proszę – zwróciła mu uwagę sędzia Beata Kośmieja.
Kolejny raz świadek zobaczył Jędrzeja dwa dni później w ostrowskiej prokuraturze. – Szedł jak zbity pies ze spuszczoną głową – zeznał Mariusz M.
24 sierpnia 2012 roku, tydzień po przesłuchaniu w Siedlcach, Jędrzej Kryszkiewicz popełnił samobójstwo. – Wybaczcie mi, to jedyny ratunek dla duszy mojej – napisał w liście pożegnalnym. – Tylko w ten sposób mogłem się uratować. Módlcie się za mnie.
– Moim zdaniem zachowanie policjantów podczas tego przesłuchania mogło mieć wpływ na samobójczą śmierć Jędrzeja – uważa Mariusz M.
Podobne zdanie mają rodzice Jędrzeja. Sprawę zgłosili do Biura Spraw Wewnętrznych. – W BSW nie chcieli zamieść sprawy pod dywan – mówił Tomasz Kryszkiewicz, ojciec Jędrzeja w 2013 roku. – Powiedzieli, byśmy złożyli wniosek, by sprawą zajęła się inna prokuratura niż w Siedlcach.
Tak też się stało. Ostatecznie pięciu policjantów trafiło przed oblicze sądu. Prokuratura miała nie tylko zeznania świadków – także dokumentację medyczną i odzież jednego z pokrzywdzonych, na której są ślady działania paralizatora elektrycznego.
Zwierzchnicy oskarżonych uważali, że polskiej policji jak najbardziej potrzebni są tacy funkcjonariusze. Po trzymiesięcznym zawieszeniu, wszyscy wrócili do pracy.
– To wartościowi i oddani funkcjonariusze, przebieg ich służby był nienaganny – tłumaczył w 2013 roku Marek Fałdowski, ówczesny Komendant Miejski Policji w Siedlcach. – Do tej pory nie miałem do nich najmniejszych uwag. Chciałbym wierzyć, że sąd wyda wyrok uniewinniający, że policjanci zostaną oczyszczeni.
Rodzice Jędrzeja mieli natomiast nadzieję, że cała piątka zostanie skazana. – Nie mogą pozostać bezkarne działania tych, którym tytuł i odznaka służą jako osłona do działań zwyrodniałych, okrutnych i łamiących prawo – podkreślał Tomasz Kryszkiewicz.
Rodzice Jędrzeja nie wybielają syna. Jędrzej był znanym ostrowskim zawodnikiem MMA, był przyjmowany przez władze miasta, nagradzany. W pewnym momencie jednak wpadł w złe towarzystwo. – Ale to nie usprawiedliwia tego, co z nim robiła policja – mówił Tomasz Kryszkiewicz.
Jędrzej był znanym ostrowskim zawodnikiem MMA. Na zdjęciu podczas walki w Sochaczewie w 2009 roku |
Podczas rozpraw pod ostrowskim sądem pojawiali się koledzy Jędrzeja z transparentami: „Jesteśmy bandytami tylko po stronie prawa – KMP Siedlce”, „Tu kończą się prawa człowieka”, „NIE dla tortur w policji”.
Ciemniejsza koszulka czy spodnie
Proces toczył się dość długo, bo trudno, żeby w Polsce było inaczej. Zmęczeni dziennikarze odpuścili sobie posiadówki. Ale, kiedy rozmawiałem z przedstawicielem oskarżyciela posiłkowego, bardzo się dziwował, że media nie przychodzą już na rozprawy. To poszedłem w listopadzie 2016...
Zestresowani oskarżeni musieli wyjść na dymka |
Sąd uznał za potrzebne przesłuchanie funkcjonariuszy, którzy konwojowali ostrowian z powrotem z Siedlec do Ostrowa.
– Codziennie wykonuję takie konwoje – tłumaczył jeden z nich, dlaczego mało co pamięta. – Pamiętam, że ten chłopak miał koszulkę z napisem „MMA”.
Ale skoro już świadek jest, to trzeba sprawiać pozory, że nie przybył na próżno.
– Co to jest MMA? – docieka sąd.
– To zdaje federacja organizująca turnieje – za eksperta robi adwokat oskarżonych. Taki z niego ekspert... Samo MMA oznacz po prostu „mixed martial arts” czyli mieszane sztuki walki.
– A są inne tego typu federacje? – wnikliwość sądu naprawdę robi wrażenie.
– No jest jeszcze KSW.
– To może był napis nie MMA, a KSW? – sąd pyta świadka.
– No może – odpowiada świadek.
– A jaki kolor miała jego bluza? – ocknął się prokurator, też chcąc wykazać się dociekliwością.
– Nie pamiętam – odpowiada świadek.
– A była jaśniejsza czy ciemniejsza od spodni?
Nie pamiętam odpowiedzi. Przyznam uczciwie – w tym momencie przestałem te bzdury notować. Zamiast tego zacząłem czuć dumę. Z czego? Ha, że w takim bogatym kraju żyję, że moją Ojczyznę stać na płacenie za cały dzień takiego bezsensownego posiedzenia sądowi, protokolantowi, prokuratorowi, czterem funkcjonariuszom wezwanym w charakterze świadków...
Adwokat oskarżonych dostał wścieklizny, kiedy zacząłem robić zdjęcia jego klientom. – Pan mi grozi? – pytam. – To włączam dyktafon. – Nie, nie, to nie są groźby – reflektuje się mecenas |
Co komu wolno...
W końcu, w lutym 2018 roku zapadł wyrok.
Wiesław P., były naczelnik wydziału kryminalnego Komendy Miejskiej Policji w Siedlcach został skazany na dwa lata i dwa miesiące więzienia i zakaz zajmowania stanowisk kierowniczych w policji przez pięć lat.
Adam Ch. – rok i osiem miesięcy więzienia + zakaz pracy w policji przez pięć lat.
Grzegorz P. – rok i dziesięć miesięcy więzienia + zakaz pracy w policji przez pięć lat.
Jarosław K. – rok i trzy miesiące więzienia + zakaz pracy w policji przez trzy lata.
Grzegorz R. – rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata + zakaz pracy w policji przez trzy lata.
Byli funkcjonariusze złożyli apelację. Sąd Okręgowy w Kalisz, pod koniec września 2020, utrzymał w mocy wyroki więzienia, trzem oskarżonym podniósł zakaz wykonywania zawodu (maksymalnie do ośmiu lat). Sędzia nie miał wątpliwości, że torturowanie zatrzymanych, skutych kajdankami, miało miejsce. Natomiast podał w wątpliwość, że przyczyną samobójczej śmierci Jędrzeja były owe tortury.
– Na przyjęcie takich ustaleń brakuje dowodów – uznał sędzia Krzysztof Patyna. – A list pożegnalny, który pozostawił po sobie zmarły także na to nie wskazuje. Wprost przeciwnie, zmarły poinformował, że nie chodzi o zdarzenia na policji, lecz wspomniał o wydarzeniach ze swojego życia, które miały miejsce kilka lat wcześniej.
W sprawie jest jeszcze jedna ciekawostka – owi policjanci mieli szefa, który bronił ich jak niepodległości. Jakie konsekwencje spotkały owego szefa?
Znacie dowcip o sowie, zajączku i wilku?
Idzie zajączek przez las, patrzy, a tu sowa na drzewie.
– Co robisz sowa?
– A opierdalam się.
– To ja też się poopierdalam.
Zajączek zasnął pod drzewem, Przechodził wilk, zjadł zajączka. Potem dostrzegł sowę na drzewie.
– Co robisz sowa?
– A opierdalam się.
– Zając też się opierdalał?
– No.
– Widzisz sowa, opierdalać się mogą tylko ci na górze.
To jakie konsekwencje spotkały wspomnianego szefa, czyli Marka Fałdowskiego. W 2017 roku dostał awans na komendanta-rektora szkoły policyjnej w Szczytnie. Tak, uznano, że to odpowiedni człowiek, żeby kształtować kolejne roczniki polskich policjantów. I też godnie sprawował rektorski urząd – a to pisano o jego domniemanym plagiacie pracy habilitacyjnej, a to o nieprawidłowościach w zarządzaniu uczelnią, a to znowu o mobbingu... W końcu, w lutym bieżącego roku sam zrezygnował. Pewnie dlatego, że musiał, bo niewiele wcześniej poleciał wspierający go wiceminister Zieliński.
Marek Fałdowski komendantem WSPol w Szczytnie (Archiwum WSPol w Szczytnie) |
Jak się Wam kryminałki spodobają, to za tydzień wrzucę tę z XV wieku, ale najpierw muszę się uporać z raportem, a tak wstępnie licząc, kupiłem we wrześniu.... dziewięćdziesiąt sześć woluminów (wstępnie, bo mogłem się rąbnąć o jeden czy dwa) :D
Jako człowiek wychowany w bańce, z dala od ludzi ulicy, chyba do 16 czy 17 roku życia głęboko wierzyłam, że "JP" oznacza "Jan Paweł" i nigdy nie czaiłam, czemu ktoś wysławia papieskie imię na jakiś blokowiskach. Pewnie gdybym dziś zobaczyła taki tatuaż też w pierwszej chwili przeszłoby mi przez myśl: "o, religijny człowiek". :D
OdpowiedzUsuńMożesz spokojnie pisać o kryminalnych sprawach, choć przyznaję, że trochę mi przeszło. Jakies 1,5 roku temu miałam fazę i słuchałam kilku podcastów kryminalnych na raz, ale później tematyka okazała się dość mocno wtórna, bo jednak zbrodnie są często do siebie podobne. Nawet planowałam pójść na kryminologie (zgodnie z matematyką: dziennikarstwo + kryminologia = dziennikarz śledczy), ale ostatecznie skończyło się tylko radiowym projektem kryminologicznym przerwanym po jednej audycji przez pandemię. O tu jest efekt naszego jednego, jedynego spotkania: https://mors.ug.edu.pl/audycje/rok_201920/godzina_zbrodni
Ale że planujemy wznowienie to w sumie każda ciekawostka kryminologiczna mi się pewnie przyda, więc czekam na to omówienie XV-wiecznej sprawy!
Sprawy kryminalne są podobne? A słyszałaś o złodziejach kur-niosek spod Witkowa pojmanych przez osiemdziesięcioletnią emerytkę? Albo o gnieźnieńskiej aferze polityczno-kryminalnej o ukradziony gwizdek? Albo o kanibalu ze Słupcy? Albo o rodzinie mieszkającej przez sześć lat ze zwłokami teściowej? Albo o bilokacji pracownic PUP w Środzie Wlkp.? O tych potwornych sprawach kryminalnych pisałem, niestety, mam na kompie tylko artykuły o gwizdkowej aferze i teściowej-denatce (niestety, nie mogę odszukać fotek na skrzynce o2), może kiedyś wrzucę.
UsuńKoniecznie wrzuć, bo brzmi przetłusto!
UsuńPewnie wrzucę na dniach, bo doszła do mnie informacja, że bohater mieszkający ze zwłokami teściowej, niestety, zmarł. Jest jakiś pretekst do przypomnienia sprawy.
UsuńNiektóre rzeczy gdzieś tam mi świtają, ja wtedy sporo grzebałam. Wiem, że są absurdalne sytuacje - tyle, że po iluś usłyszanych człowiek zaczyna obojętnieć. Też inaczej, jak człowiek jest zaangażowany w sprawę/społeczność. A ja się czuje trochę oderwana od ludzi wokół, bo coraz mniej umiem z ludźmi "z ogółu" rozmawiać. Dziś usłyszałam od kolegi, że mężczyzna nie ma prawa głosu d.s. aborcji, bo to go nie dotyczy - cóż, jak wszyscy wiemy Zwiastowania dzieją się bardzo regularnie. Przynajmniej wg. niego.
OdpowiedzUsuńObecnie mam z realnymi kryminalnymi sprawami tak, jak z powieścią kryminalną: raz na jakiś czas mogę posłuchać, czy coś poznać i tyle. Chociaż tamten etap nauczył mnie, że jeśli mam do wyboru realistyczny kryminał nieznanego autora, a reportaż kryminalny to bardziej zaufam temu drugiemu. I jest parę spraw, które poznałam na początku grzebania, przy których cały czas mam łzy w oczach - a to się chyba nigdy mi nie zdarzyło, jeśli chodzi o powieści.
Co do aborcji, to panie z zasady są wściekłe słysząc, że byłbym skłonny poprzeć aborcję z przyczyn społecznych, ale za zgodą obojga rodziców. Bo niby czemu ojciec nie miałby zabierać dziecka po porodzie i samodzielnie się zajmować, jeśli chce? Cóż, kobiety z zasady uznają, że dziecko to ich odrębny majątek. Tylko dziwnym trafem chcą, żeby mężczyzna partycypował w utrzymywaniu tego ich odrębnego majątku.
UsuńZ bardziej drastycznych spraw kryminalnych. Pewien dżentelmen wydłubał oczy swojej konkubinie. Ale nie to jest najbardziej drastyczne. Otóż kilka lat wcześniej zaginęła jego poprzednia konkubina i do dziś śladu po niej nie ma. Wystąpiłem do Sądu Okręgowego w Poznaniu o akta sprawy karnej dżentelmena. Ostatnia moja korespondencja do biura rzecznika prasowego sądu:
>Sz. Pani
Najpierw 15 września do Pani, potem 22 września do Wydziału III SO w Poznaniu występowałem o dostęp do akt sprawy III K 209/16. Poinformowano mnie telefonicznie, że jest zgoda. Kiedy przyjechałem z akt skorzystać, podano mi, że powędrowały do prokuratury w Gnieźnie. Po którymś telefonie usłyszałem, że akta są w SO w Poznaniu, ale w Wydziale IV, dołączone do akt "811".
Złożyłem ponowny wniosek o dostęp do akt.
Dostałem mailowa odpowiedź:
"Uprzejmie informuję, iż w Wydziale IV Karnym – Odwoławczym taka sprawa nie figuruje. System wykazuje, iż sprawa taka rozpoznawana jest przez Wydział XVII Karny - Odwoławczy i tam został przekazany Pana mail.
Kierownik Sekretariatu
Wydziału IV Karnego – Odwoławczego"
Po kolejnych telefonach usłyszałem, że akta są w Wydziale IV, że mogę się z nimi zapoznać, ale najwcześniej 7 listopada, bo "są w czytelni, gdzie zapoznaje się z nimi adwokat".
Zadzwoniłem 7 listopada, czyli dziś i usłyszałem: "Nie może pan zapoznać się z tymi aktami, bo nie wyraził zgody wydział III".
Jestem w ten sposób odsyłany od półtora miesiąca. Naprawdę proszę ponownie o zgodę na wgląd do akt, a także o zgodę na robienie dokumentacji fotograficznej, tym razem nie tylko akt III K 209/16, lecz również owych "811" z Wydziału IV. Proszę również o podanie kiedy i gdzie mogę się z nimi zapoznać<.
Dostałem decyzję odmowną, sąd powołał się na rzekome wyłączenie jawności postępowania, co jest po prostu nieprawdą. I to podniosłem w kolejnym wniosku:
>Sz. Pani
Złożyłem dziś pisemny wniosek o wgląd w akta. Ale jeszcze jedno:
Przewodniczący Wydziału III twierdzi, że sprawa toczyła się z wyłączeniem jawności, natomiast była opisywana w prasie, dziennikarze byli na sali rozpraw. mało tego, pozwolę sobie zacytować (to artykuł z Gazety Wyborczej, którego jasno wynika, że nie było wyłączenia jawności):
Piotr Żytnicki 21.10.2016 16:40
>Proces mężczyzny przed poznańskim sądem rozpoczął się w piątek od wniosku o wyłączenie jawności rozprawy. Złożył go obrońca oskarżonego, tłumacząc to drastycznymi okolicznościami sprawy. Na utajnienie procesu nie zgodziła się jednak prokurator, a zgodnie z nowymi przepisami sąd w takiej sytuacji nie ma wyjścia - proces musi być jawny<.
Po czym znowu dostałem odpowiedź odmowną, na zasadzie nie bo nie. Co pozwala mi przypuszczać, że sprawa pierwszej konkubiny owego Grzesia ostro śmierdzi - nie wiem tylko czy śmierdzi od policji, od prokuratury, czy od sądu. Ale skoro bronią akt jak niepodległości, kłamiąc przy tym, że rzekomo była wyłączona jawność, to uprawniony jest wniosek, że tamto postępowanie położyła po całości właśnie któraś z tych instytucji.
A jeśli ojciec nie żyje (ludzie niestety giną również wtedy, gdy oczekują zostania rodzicami) lub jest nieznany? Wtedy ta zgoda byłaby nie do uzyskania, szczególnie w pierwszym przypadku (acz w drugim w sumie też ciężko).
UsuńTo fakt. Ale nie jestem prawnikiem, żebym sobie suszył głowę rozwiązywaniem problemu, który nie istnieje i nie zaistnieje :D W każdym razie zwracam uwagę, że wg lewicy, o donoszeniu/zakończeniu ciąży decydować ma tylko kobieta, ale utrzymywać dziecko (a nawet ciążę) ma również mężczyzna (ciążę też, bo u nas alimenty matka może podstać już na 3 miesiące przed porodem).
UsuńDla mnie to na tyle trudny temat, że nie bardzo chce zajmować bardzo konkretne stanowisko, ale jednocześnie skrajności zwykle są okropnie idiotyczne, ech. :|
OdpowiedzUsuńA nie da sie tego typu sprawy zgłosić gdzieś wyżej? Chyba są jakieś instancje czy coś? No i teoretycznie można ujawniać kłamkolenie w mediach, to czasem ma szanse pomóc.
Można, tylko nie zawsze się chce kopać z koniem. Teoretycznie:
Usuń1. Wystąpić do sądu z ponownym wnioskiem, zaznaczając, że chcę decyzję w formie decyzji administracyjnej.
2. W przypadku odmowy - składać skargę do sądu administracyjnego. I łazić po sądach przez parę lat.