Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 9 października 2022

Björn Kurtén, Czarny Tygrys

Pisałem już o tym raz czy dwa, ale się powtórzę: nie rozumiem dlaczego takie książki włącza się do fantastyki. To powieść z akcją umieszczoną na długo przed czasami piśmiennymi, w prehistorii, jakieś 30 000 lat temu. Rozumiem, że do fantastyki zalicza się np. Wielobarwny kraj Julian May (o którym tu), wątek podróży w czasie ewidentnie do fantastyki przynależy. Ale z jakiego powodu wrzuca się Walkę o ogień Josepha H. Rosnego, Spadkobierców Williama Goldinga czy właśnie Czarnego Tygrysa (o cyklu Jean M. Auel się nie wypowiadam, bo czytałem tylko tom pierwszy i to tak dawno temu, że nie pamiętam czy są tam jakieś elementy fantastyczne)?

Jeśli książka jest pisana z uwzględnieniem stanu wiedzy na dany czas, to powinna być zaliczana raczej do beletrystyki historycznej. Owszem, nasza wiedza się zmienia, wyobrażenia Rosnego dziś faktycznie są fantastyczne, ale w jego czasach nie były. Zmienia się także nasza wiedza historyczna, a jakoś powieści opisujących np. starcie pod Legnicą w 1241 roku stutysięcznej armii mongolskiej z czterdziestotysięczną polską nadal jest powieścią historyczną, a nie fantastyką. Choć nie należy zapominać, że przez brak źródeł pisanych, autorzy fikcji prehistorycznej (czy też paleofikcji, jak to ładnie ochrzcił sam Kurtén) rzeczywiście muszą w większym stopniu wykorzystywać tzw. wiedzę pozaźródłową, a także – oczywiście – wyobraźnię.

Szczególnie krzywdzące jest wrzucanie do fantastyki właśnie Czarnego Tygrysa. Bo kim był Björn Kurtén? To zmarły w 1988 roku szwedzkojęzyczny Fin, paleoantropolog światowej sławy. Fakt, jego główna hipoteza (wywodzenie człowieka od propliopiteków, ramapiteków i driopiteków) wylądowała na półce w Archiwum Mylnych Poglądów. Podobnie jak i wiele innych pomysłów z jego czasów, ale to w niczym nie zmienia faktu, że na swoje czasy był wybitnym znawcą ewolucji człowieka.

Owszem, w Czarnym Tygrysie jest całkiem sporo nietrafionych hipotez. Ot, chociażby dzidowo-oszczepowa. Wiecie czym się różni dzida od oszczepu? Dzidą się dźga, a oszczepem rzuca. I dawniej (a właściwie jeszcze całkiem niedawno) uczeni uważali, że neandertalczyk nie rzucał, tylko dźgał. Innymi słowy, polując musiał latać za zwierzem i starać się wetknąć mu gdzieś tam ową dzidę. A do produkcji tejże hipotezy posłużyła budowa neandertalskich kijów z grotem – za ciężkie, za tępe, nieco nie ten kształt. Aż wreszcie ktoś ruszył zawartością czaszki i rzucił: Hola, panie i panowie, ale neandertalczyk był od nas silniejszy (taki typek z gatunku: łatwiej przeskoczyć, niż obejść, kurdupel, ale przypakowany; szczególnie przypakowane mieli prawe ręce, ale to nie tyle od oszczepu, co raczej od wyprawiania skór). Więc dano repliki neandertalskich patyków sportowcom-oszczepnikom. I okazało się, że jak najbardziej nadają się do wykorzystywania w charakterze oszczepów – taki silny i wytrenowany osobnik może pieprznąć skutecznie na odległość około dwudziestu metrów.

Wydania z ojczyzn Kurténa: szwedzkie x 2 i fińskie

A u Kurténa „trolle nie miały oszczepów do rzucania” (no tak, nazwanie neandertali trollami też średnio sensowne, może ma sens w językach skandynawskich, ale w polskim nie bardzo). Inny jego błąd: dopuszczał krzyżowanie się Homo sapiens z Homo neanderthalensis, ale uważał, że „dwugatunkowi” byli bezpłodni. Dziś już wiemy, że było inaczej, że każdy z nas ma kilka procent genów neandertalskich.

Są też pomysły trafione, jak choćby przypisanie „europejskim” Homo sapiens z tego okresu ciemnego koloru skóry, a neandertalczykom jasnego (acz nasz grafik na okładce zrobił odwrotnie; inna rzecz, że ci jego neandertalczycy bardziej przypominają chyba szympansy).

Mamy też kilka ciekawych hipotez, których nie weryfikowałem. Przykładowo, Kurtén „przemalował” mamuty na czarno (zazwyczaj przypisuje im się brąz). Uzasadnienie znajdziemy w Posłowiu – autor przytacza hipotezę paleontologa Kennetha Oakleya (zmarły w 1981 roku, najbardziej kojarzony z roli jaką odegrał w zdemaskowaniu fałszerstwa zwanego Człowiekiem z Piltdown) – otóż dziś znajdowane szczątki mamutów mają sierść brązową za sprawą obumierania pigmentu, za życia były ciemniejsze, być może czarne.

Dwa wydania anglojęzyczne i wydanie niemieckie

Społeczeństwo naszego gatunku autor przedstawił czerpiąc pełnymi garściami z wiedzy o nowożytnych plemionach z różnych stron świata, głównie wzorował się pewnie na Indianach z Ameryki Północnej. Z neandertalami mógł bardziej popłynąć – zrobił z nich trochę elfy, żyjące blisko natury, grzeczne, pacyfistyczne.

No tak, sporo napisałem, a dopiero teraz najważniejsze. Przecież to beletrystyka, jak to się czyta? Muszę rzec, że całkiem przyjemnie. Mamy dwóch bohaterów-adwersarzy: Łosia i Czarnego Tygrysa. Łoś to właśnie „dwugatunkowy”; człowiek wyprzedzający swoją epokę o tysiące lat, który próbuje stworzyć coś na kształt wczesnopaństewka. To oczywiście sprawia, że walczy z sąsiednimi ludami. Czarny Tygrys jest synem wodza jednego z tych ludów.

Książka ma przy tym dość nietypowy układ. Najpierw mamy wątek Czarnego Tygrysa, a dopiero potem wątek Łosia (zaczyna się dużo wcześniej, niż wątek Tygrysa). Czyli najpierw poznajemy racje jednego, potem drugiego adwersarza. W trzeciej części oba wątki się łączą. I muszę rzec, że pan naukowiec poradził sobie zupełnie nieźle tak od strony językowej, jak i z prowadzeniem fabuły.

Dwa wydania hiszpańskie i wydanie włoskie

Jeśli lubicie beletrystykę prehistoryczną, to śmiało możecie łapać się za Czarnego Tygrysa (inna rzecz, że wielkiego wyboru nie ma, bo to gatunek, do którego pisarze sięgają nader rzadko). Kurtén napisał jeszcze kontynuację Czarnego Tygrysa pt. Singletusk, jednak po polsku się nie ukazała.

OCENA: 7/10.

B. Kurtén, Czarny Tygrys, tłum. A Marciniakówna, wydawnictwo Somix, Bydgoszcz 1991, stron: 316.


Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz