W 1999 roku policjanci dostali anonimową informację, że Stanisław K. i Bożena T. zamordowali staruszkę, żeby przywłaszczyć sobie jej rentę. Gdy funkcjonariusze weszli do domu, ujrzeli coś makabrycznego...
Wróblewo, mała wioska o rzut kamieniem od Kostrzyna, około dwadzieścia kilometrów od Poznania. To tutaj, przed laty, policjanci dokonali makabrycznego odkrycia.
Starsza pani zniknęła
Stanisław K. po rodzicach odziedziczył ładny domek i jedenastohektarowe gospodarstwo. Radził sobie jak każdy inny.
– Kiedyś Stachu był normalny – opowiadała Teresa Pawlak, była sołtys Wróblewa, w 1999 roku. – Ale wszystko zmieniło się w 1983 roku, kiedy to gdzieś z konińskiego sprowadził sobie Bożenę T.
Ślubu nigdy nie wzięli, ale Stanisław mówi o konkubinie „żona”. Bożena do Wróblewa przyjechała z matką Władysławą P. Jak mówili sąsiedzi, konkubina Stanisława K. była chora psychicznie. Wyzywała sąsiadów i ich dzieci. Z domu Stanisława też dobiegały krzyki.
– Niekiedy zaczyna się modlić. Krzyczy: „Matko Boska, zmiłuj się, Jezu Chryste zlituj się!”. A potem nagle: „Ku... mać, jak was dorwę, to flaki kilometr będą się za wami ciągnąć” – relacjonowała Teresa Pawlak. – Innym razem wzięła jakąś blachę i zaczęła w nią walić. I tak z cztery, może pięć godzin.
Stanisław i jego lokatorki odizolowali się od wsi. Toteż zniknięcie starszej kobiety nie wywołało początkowo żadnej reakcji wróblewian. Sąsiedzi myśleli, że może zmarła i pochowano ją w rodzinnej wsi koło Barłogów w powiecie kolskim. Do takich wniosków skłaniał też wiek Władysławy, która w 1993 roku miała już osiemdziesiąt osiem lat.
Dopiero w 1999 roku kostrzyńscy policjanci otrzymali anonimową informację: Stanisław K. i Bożena T. mieli zamordować staruszkę, żeby przywłaszczyć sobie rentę. Funkcjonariusze udali się do Wróblewa.
– Wszędzie pajęczyny, potworny bród i fetor – opisywał Włodzimierz Went, ówczesny szef komisariatu w Kostrzynie. – Ci ludzie prawdopodobnie od długiego czasu przymierali głodem, bo nigdzie nie było niczego do jedzenia. W pokoju, na tapczanie usytuowanym przy oknie znaleźliśmy kości. Kiedy nasz technik je zbierał, Bożena T. krzyczała do Stanisława K.: „Ku... coś ty zrobił, zabierają mi matkę”. – Obok tapczanu stały znicze oraz żywe i sztuczne kwiaty.
Badania wykazały, że Władysława P. nie została zamordowana. Być może do jej zgonu przyczynił się głód.
Czekał na prezydenta
I mniej więcej na tym etapie prasa przestała się interesować Stanisławem i jego konkubiną. Jak się dowiedzieliśmy, po odnalezieniu zwłok zostali tylko przesłuchani przez policję i sprawę umorzono. Jeszcze przez trzy lata mieszkali we Wróblewie.
– Pan Stanisław miał problemy z przepukliną – opowiada Danuta Goździcka, sołtys Wróblewa. – Jak gdzieś szedł to było widać, że co kilkaset metrów robi przerwę, siada pod drzewem.
Dopiero w 2002 roku trafili do gnieźnieńskiej Dziekanki. Tam Stanisława zoperowano. Okazało się też, że mężczyzna jest zdrowy psychicznie, więc po kilku miesiącach przeniesiono go do Domu Opieki we Wrześni. Ziemię oddano w dzierżawę, a z czynszu opłacany jest pobyt Stanisława we Wrześni. Dom, niestety, jest opuszczony, zarośnięty chaszczami.
Odwiedzamy Stanisława K. we Wrześni. Zgadza się na rozmowę. Miły pan w starszym wieku, trochę chyba niedosłyszący, bo nieraz trzeba mu pytania powtarzać głośniej. Zwracają uwagę jego trzęsące się dłonie, ale to chyba wynik jakiejś choroby. Raczej nie nerwów, bo nasz rozmówca wciąż odpowiada w ten sam, spokojny sposób.
Pan Stanisław dobrze czuje się w Domu Opieki we Wrześni |
Nie możemy uciec od pytania: dlaczego?
– Nie pochowaliśmy teściowej, bo nie mieliśmy za co i chciałem, żeby przyjechał Wałęsa i zobaczył tę naszą biedę – odpowiada. – Byliśmy w trudnej sytuacji, bo nas prześladowali. Dzieci rzucały w żonę kamieniami, bo je namówili tacy, co chcieli kupić moją ziemię. Studnie nam zatruli...
– A teściowej lepiej było na tapczanie niż w ziemi, na cmentarzu – ocenia. – Bo znicze jej paliliśmy, kwiaty przynosiliśmy...
A fetor gnijących zwłok wam nie przeszkadzał?
– Nie, bo spaliśmy w kuchni, a ona leżała na tapczanie w pokoju.
Wracamy do Wałęsy.
– Jeszcze teściowa żyła jak pierwszy raz do niego pojechałem, do Gdańska, ale go nie zastałem – wspomina Stanisław K.
Dlaczego akurat do Wałęsy?
– Bo był prezydentem, a poza tym żona jak jeszcze pracowała na kolei w Koninie to należała do „Solidarności”.
– Po śmierci teściowej pojechałem jeszcze raz, do Warszawy, ale mnie nie wpuścili – dodaje. Ochrona obiecała mu jednak, że prezydent przyjedzie do Wróblewa. To czekał.
Chcą być razem
Pan Stanisław jest bardzo zadowolony z pobytu we wrzesińskim ośrodku. – Jedzenie dobre, jestem oprany, wykąpany – zachwala. Opiekun organizuje mu spotkania z Bożeną T., która przebywa w Domu Opieki w Poznaniu. – Ostatnio widzieliśmy się w czerwcu na pikniku w Iwnie – mówi Stanisław K.
Pewnie, że woleliby być razem, ale to nie takie proste. Jak się dowiedzieliśmy na przeszkodzie stoją różne choroby konkubentów.
– Podobno czynią jakieś starania, żeby nas połączyć – opowiada pan Stanisław. – Ale chcą, żebym to ja tam poszedł, do niej. A mi tam się nie podoba. Tu mam dobre warunki, a tam jedzenie gorsze i pokoje sześcioosobowe. Niby dyrektor mówi, że dostaniemy własny pokój, ale mówi tak, a może być inaczej. Żonie też się w tym Poznaniu nie podoba. Mówi, że lepiej było na Dziekance w Gnieźnie.
– Tu też mówią, że mnie nie puszczą, bo jestem dobry lokator – chwali się. – No, chuligan nie jestem, nie? Podobno dyrektor stara się, żeby żona tutaj przyszła.
Martwi się też, co będzie z gospodarstwem. Z rodziny kontaktuje się z nim tylko siostra z Poznania. Ale jej dzieci na wieś nie pójdą. Kończymy rozmowę, coś ciekawego zaczyna się w telewizji...
AKTUALIZACJA
Artykuł powstał w 2007 roku i wrzucam go bez większych zmian. Zdjęcia także z 2007 roku. Wypowiedzi z 1999 roku cytuję za artykułem Macieja Mikołajczyka (Nowiny Wrzesińskie).
Stanisław K. już nie żyje – zmarł kilka lat temu we wrzesińskim Domu Opieki.
Ciekawa historia. Ale mam wrażenie, że ten pan Stanisław też nie był do końca zdrowy psychicznie, bo przecież zdrowy by nie pozwolił trzymać rozkładających się zwłok w domu. I kolejna sprawa – niby kocha konkubinę, ale bardziej chyba kocha dobre jedzenie, bo nie chce przenieść się tam, gdzie karmią gorzej. :)
OdpowiedzUsuńPan Stanisław może był zdrowy psychicznie, natomiast miał chyba niski poziom IQ i był łatwy do zmanipulowania.
Usuń