Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 13 lutego 2024

Polska Izba Książki planuje skok na naszą kasę

Wraca PSL do władzy, to wraca idiotyczny pomysł – ongiś przez ludowców popierany – czyli ustawa o książce z jednolitą ceną książki. Rzekomo pochylają się na stanem księgarń stacjonarnych i poziomem czytelnictwa – jedno i drugie chcą dobić tą ustawą.


Izba Książki już kiedyś z podobnym projektem wystąpiła, a że chodzi o jego recydywę, jednoznacznie wskazuje ten fragment niedawnego apelu:

Książka jest jedynym produktem, który w dniu premiery potrafi być przeceniony o kilkadziesiąt procent. To ma wymiar absurdalny

No właśnie, gwoździem programu poprzedniego projektu była tzw. jednolita (vel jednakowa) cena książki. Ki pies... Otóż chodzi o to, że przez jakiś czas nowości mogłyby być sprzedawane tylko i wyłącznie po cenie okładkowej – zero promocji. Przez jaki czas? Izba chciała początkowo rok, później pół roku; fruwało też w dyskusjach półtora roku.

Jaki to ma cel? Otóż nie chodzi tu wcale o czytelnika, ani o wydawcę. Chodzi o to, że w Izbie wyobrażają sobie, że jak wszędzie będziesz miał tę samą cenę, to kupisz książkę w księgarni stacjonarnej. Wyobraźcie sobie, że oni naprawdę myślą, że tak to zadziała – że od razu zrezygnujemy z zakupów w TanichKsiążkach, Tantisach, Bonitach czy Gildiach i polecimy do księgarni pana Janka czy pani Marysi za rogiem...

No właśnie, ale co tam kupić? Czasami wchodzę do księgarń w miasteczkach powiatowych, bo należę do tego promila czytelników, którzy poszukują lokalnych wydawnictw historycznych. I te czasami tam znajduję. A co poza tym? Sto tytułów na krzyż, w tym trzydzieści romansów, trzydzieści kryminałów, dwadzieścia książeczek dla dzieci, piętnaście z klasyki i pięć przypadkowych książek z innych bajek. Na jakiego grzyba tam wchodzić i kupować? I co kupować?

Ktoś powie, przy jednolitej cenie będzie więcej pozycji. Okej, pewnie będzie, niech nawet się podwoi ilość romansów i kryminałów – dalej nie widzę sensu we wchodzeniu tam.

Ale owszem, pewnie w takiej sytuacji kupowałbym stacjonarnie: w Mordorze (Emipiku) i Isengardzie (Świecie Książki). Bo te są w każdej galerii i są nieźle zaopatrzone. Więc tak, ta ustawa napędzi klientów Sauronowi i Sarumanowi, a nie panu Jankowi i pani Marysi.

Oczywiście, że nie zrezygnuję z zakupów internetowych. Powody są co najmniej dwa:

1. Wybór – żadna księgarnia stacjonarna nie może rywalizować z internetowymi w szerokości oferty. A sądzę, że przy jednolitej cenie, znacznie spadłyby progi do darmowej wysyłki.

2. Wygoda. Po prostu jest wygodnie siedząc we własnym domu przeglądać sobie ofertę; w przypadku tytułów, przy których się wahamy, czytamy recenzje itd. Możemy wrzucić na później do jakiegoś schowka. No i kurier podrzuci mi pod drzwi lub do paczkomatu przy markecie, w którym robię codzienne zakupy.

Więc skutki będą dla małych księgarń zerowe. To znaczy, będą sprzedawać mniej, bo książki będą droższe.

Dla wydawcy


Nie sądzę, żeby to miało dobre skutki dla wydawców. Dlaczego? Rzecz prosta – nie będziemy kupować nowości od razu, tylko czekać, aż potanieją (pół roku, rok, półtora – zależnie co tam uchwalą). Tym samy wydawca będzie miał dłuższy czas zwrotu zainwestowanej kasy. Toteż rozsądni wydawcy, przy jednej z poprzednich prób przeforsowania jednolitej ceny, protestowali:

Ustawa będzie skutkować znacznym spadkiem sprzedaży nowości wydawniczych i ograniczy liczbę premier, zwłaszcza tytułów wartościowych, wymagających dużych nakładów pracy i nakładów finansowych. Czytelnicy, zniechęceni wysoką ceną, nie będą chętnie sięgać po nowości, po roku od premiery natomiast nie będą już o nich pamiętać.

Więc wydawcy będą mieli STRATY na tym kretyńskim pomyśle. A na kim sobie to odkują?


Na czytelniku


To już wskazywali sami wydawcy i księgarze. Z oświadczenia Bonito:

Pomyślmy o czytelnikach i ich portfelach, rodzicach, którzy obecnie mogą kupić dzieciom trzy książki zamiast dwóch. Nie kierujmy się chęcią osiągania większego zysku przez przedsiębiorców niepotrafiących dostosować się do obecnych realiów, z których wielu nie posiada nawet witryny internetowej.

Więc czytelnik dostanie po tyłku podwójnie: raz, że nie kupi z rabatem, dwa że cena okładkowa pójdzie do góry.

A że to nie jest jakaś wiedza tajemne, wskazuje przykład z Izraela. Jednolitą cenę wprowadzono tam od 2014 roku. Dość szybko wyszły na jaw niekorzystne skutki tej decyzji.

Po pierwsze, sprzedaż nowych książek w 2015 roku spadła o trzydzieści pięć procent (- 35%). A sprzedaż w ogóle o piętnaście procent (- 15%). W 2016 to się tylko pogłębiło do spadku sprzedaży nowych książek o... sześćdziesiąt procent (- 60%) i ogólnego spadku sprzedaży o dwadzieścia procent (- 20%)! Z tego wniosek, że czytelnicy w ogóle mniej kupowali, a jeśli już, to czekali, aż jednolita cena przestanie obowiązywać.

Po drugie, początkowo wydawcy rzeczywiście obniżyli ceny okładkowe. Tylko że co z tego... Przed jednolitą ceną, Izraelczyk kupował książkę średnio za 35 szekli (rabaty były większe, niż w Polsce, albo inaczej: polskie z 2017 roku). Nowe ceny okładkowe, to średnio 59-62 szekle, czyli wzrost dla kupującego o jakieś siedemdziesiąt procent (+ 70%).

Ale to nie koniec. Jak spadek sprzedaży i dłuższe terminy zwrotu zaczęły dokuczać wydawcom, ceny poszybowały do średnio 76 szekli! Czyli wzrost dla czytelnika o sto siedemnaście procent (+ 117%)! I to po roku obowiązywania ustawy, a wydawcy zapowiadali dalszy wzrost cen.

I jeszcze jeden negatywny skutek: trudniej było debiutować czy nawet wydać książkę twórcy mniej popularnemu. Po prostu wydawca bał się ryzyka.

Wreszcie po trzech latach obowiązywania ustawy, Izrael ją ukatrupił.

Podsumowując:

Jednolita cena nie spowoduje wzrostu czytelnictwa, wręcz przeciwnie – skutkiem będzie spadek.

Jednolita cena nie pomoże małym księgarniom – raczej może zaszkodzić.

Jednolita cena będzie szkodzić wydawnictwom zmniejszając ich wpływy i wydłużając czas zwrotu zainwestowanych środków.

Jednolita cena będzie szkodzić czytelnikom drenując ich kieszenie.

Jednolita cena będzie szkodzić początkującym i mniej znanym pisarzom utrudniając im wydanie książki.



Komu będzie robić dobrze? Empikowi i Światowi Książki. Komu jeszcze? No właśnie nie wiem. Nie wiem czy samozwańczy reprezentanci polskich wydawców sobie to przemyśleli...

A samozwańczy, bo... Zacytuję nieżyjącego już Andrzeja Kuryłowicza z wydawnictwa Albatros (słowa z 2014 roku, czyli z czasów ustawy popieranej przez PSL) o Polskiej Izbie Książki:

Przypomnijmy – PIK zrzesza około dwustu wydawców, spośród kilkunastu tysięcy funkcjonujących na rynku. Nie jest więc żadną wiarygodną reprezentacją środowiska wydawniczo-księgarskiego. Nie ma więc powodu, aby pomysły akurat tej grupy ludzi musiały być narzucane przeważającej większości innych podmiotów. (...)

Powiedzmy sobie szczerze – gdyby z dnia na dzień PIK po prostu zniknął, na rynku książki, czy w poziomie czytelnictwa w Polsce, nic by się nie zmieniło – ani na lepsze, ani na gorsze. Nikt by nawet tego faktu nie zauważył. Więc niech już lepiej nie szkodzą – najlepiej jakby przestali udawać, że są komukolwiek potrzebni.

W każdym razie, trzeba ten pomysł nagłaśniać i protestować, żebyśmy się nie obudzili z ręką w nocniku.

A z księgarń, w których czasami coś kupuję, pod apelem o ustawę podpisała się jedna. Postaram się ją omijać.

PS
U góry zdjęcie zrobione w jednej z poznańskich bibliotek. Ktoś rozpoznaje?

PS 2
Ponieważ mnie pytano na facebooku, dlaczego tak wyróżniłem PSL. Otóż była to jedyna partia dająca pełne wsparcie dla jednolitej ceny książki i to w wersji na rok. To właśnie ludowcy złożyli ongiś projekt ustawy. Tu stanowisko PSL:


Zob. też:


Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

46 komentarzy:

  1. Czyli trzeba będzie czekać, aż cena przestanie obowiązywać, proste. Może znajdę czas, żeby nadrobić te kilkadziesiąt nieprzeczytanych pozycji, które stoją na półce. No i będzie wrzask, że ludzie więcej piracą, mogę się założyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko czy po tym czasie jeszcze będziesz miała ochotę daną książkę kupić? I o to chodzi, wydawcy trudniej będzie oszacować zainteresowanie i dłużej będzie czekał na zwrot (Andrzej Miszkurka z Maga twierdzi, że większość nakładu sprzedaje się w ciągu pierwszych trzech miesięcy).

      Usuń
    2. Ja jestem tą dziwną osobą, która zwykle czeka, aż nowość się dobrze "odleży", pojawią się solidne recenzje, minie kampania marketingowa... Tak od razu to mogę czytać albo autorów, których już znam, albo to, co mi wpadnie w ramach abonamentu w empiku, gdzieś w podróży czy w kolejce. Teraz na przykład nadrabiam książki Radka Raka, a przecież kiedy on wydał Baśń o wężowym sercu? W 2019 roku.

      Usuń
    3. Ale takie odkładanie robi się ryzykowne :D Nie kupisz w porę, to potem na Allegro cena x 3. Wydawcy zracjonalizowali nakłady i czasami książki dość szybko znikają.
      Fakt, gdyby weszła ta cena jednolita, to pewnie książki będą dłużej leżeć.

      Usuń
    4. A to fakt, można mieć trudności z nabyciem używki. Ale jak się dobrze poszuka... Kolega ostatnio kupił koleżance prawie cały Meekhan (bez pierwszego tomu bodajże) w dość drobnych pieniądzach - jak na dzisiejsze czasy drobnych.

      Usuń
    5. No ja ostatnio kupiłem za 110 zł cały cykl - sześć tomów - "Hajmdal" Domagalskiego. Stan igła. Ale to był fuks, bo tom pierwszy (a teraz chyba też drugi) jest już niedostępny i osiąga konkretne ceny. Teraz widzę na Allegro dwa egzemplarze: na Allegro Lokalnie za 50 zł, na "normalnym" za 100 zł. Przy czym ten drugi jest w stanie "makulatura" (" złamany blok książki").

      Usuń
    6. O, tego Hajmdala to mąż teraz czyta, elektronicznie. Twierdzi, że okej.

      Usuń
    7. Mieszkałem w Hiszpanii jakiś czas i tam obowiązuje coś takiego i księgarnie mają się dobrze. Nawet w pandemii przybyło im klientów, bo ludzie chcieli pogadać o książkach a księgarnie nie były zamknięte. Ja wspieram obiema rękoma księgarnię, dużo autorów odkryłem tylko dzięki temu, że mi ich ktoś polecił. No i tak jak piszesz, w stacjonarnych najłatwiej dorwać książki regionalne. Taka Piastowska w Cieszynie czy Kornel to najlepsze przykłady, że książki lokalne muszą mieć miejsce do sprzedaży.

      Usuń
    8. Naprawdę potrzebne mi księgarnie lokalne? Jak Twój samorząd, w Cieszynie, wydał biografię Przemysła Noszaka, to musiałem się prosić, żeby kupić, bo samorząd rzucił tylko do lokalnych księgarń.

      Poza tym, nie piszę z punktu widzenia księgarza, tylko czytelnika. No i akurat najbliższy naszemu jest rynek izraelski - z tak samo dużymi rabatami. Jednolita cena w Hiszpanii została ustalona w innej epoce, w 1975 roku, stąd przydatność tego przypadku do przewidzenia skutków jest zerowa.

      Usuń
    9. Vespera
      Przeczytaj tego Hajmdala, raczej nie będziesz żałować.

      Usuń
    10. Ale ja nie jestem z Cieszyna. Po prostu odwiedziłem miasteczko i byłem zaskoczony wyborem lokalnych książek. A Twoje porównanie Izraela to Polski to jak pięść do oka. U nas książki nie zdrożeją, tylko z tego co rozumiem mają być sprzedawane po cenie okładkowej, więc z Izraelem to ma jeszcze mniej wspólnego niż z Hiszpanią. Ale wydaje mi się, że większość krajów UE ma podobne zapisy. We Francji podobno trzeba płacić dodatkowe euro jeśli kupujesz tylko kilka książek online, żeby ograniczyć nieekologiczne "brudne kilometry".

      Usuń
    11. U nas książki nie zdrożeją - bo Ty tak twierdzisz?

      Dokładnie na tym polega cena jednolita, czy to w Hiszpanii, czy Izraelu, czy Polsce: książka przez określony czas ma być sprzedawana wszędzie za tę samą cenę. Czy ta cena jest, czy nie jest nadrukowana na okładce, to rzecz bez znaczenia.

      Usuń
  2. Myślę, że taka ustawa nie zostanie przyjęta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zależy. Można założyć, że PSL będzie za. Nie znalazłem stanowiska lewicy, ale jeśli coś tu mówi zdanie Krytyki Politycznej, to z życzliwością podchodzili do poprzednich prób wprowadzenia takiej ustawy:
      https://krytykapolityczna.pl/kraj/jednakowa-cena-ksiazki-wyjasniamy/

      Platforma jest za a nawet przeciw - życzliwie podchodziła, kiedy projekt pchało PSL, a mieszało z błotem, kiedy wszedł na komisję za rządów PiS.

      Przy czym jest to o tyle zabawne, że PiS jest sceptyczne.
      https://wpolityce.pl/polityka/331729-totalna-manipulacja-ustawa-o-jednolitej-cenie-ksiazki-pomysl-powstal-w-2013-popierali-go-znani-pisarze-a-zajela-sie-nim-platforma-skad-wiec-wsciekly-atak-na-pis?strona=2

      Konfederacja na pewno przeciw. W każdym razie, PiS i Konfa nie decydują, więc wszystko zależy od Tuska.

      Usuń
  3. A i jeszcze dodam, bo mi się tak nasunęło: jeśli jednolita cena książek sprawi, że wydawnictwa jeszcze mniej chętnie będą wydawać debiutantów, to spowoduje to eksplozję selfpublishingu. Czy to dobrze, czy źle? Patrząc na te kilka selfów, które miałam okazję czytać, raczej nieszczególnie (ale jest nadzieja, jestem w trakcie czytania całkiem okej pozycji, więc jednak da się wydać samemu książkę przyzwoicie).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W życiu przeczytałem chyba jednego dobrego selfa*. Ale może kiedyś ktoś mnie zaskoczy.

      Przypis, bo nie jestem pewien na jakiej zasadzie wydawała ebooki oficyna RW2010. Możliwe, że to były selfy, a mieli sporo uznanych autorów z Agnieszką Hałas na czele.

      Coś mi kołacze, że w RW2010 było jakieś współwydawanie, czyli autor nie płacił za wydanie, ale zarabiał od ściągnięcia ebooka (oczywiście dzieląc się z wydawcą).

      Zdaje się, że RW2010 już nie działa. W każdym razie w nowościach mają książki z 2020 roku.

      Usuń
  4. Wprowadzić jednolitą cenę wszyskiego !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, piramida Masłowa, zacząć od rzeczy najważniejszych: jednolita cena chleba.

      Usuń
    2. Jednolita cena ma dotyczyć książki, gdyż książka to dobro kultury, któremu należy się ochrona i troska ze strony Państwa. Stąd obowiąduje ustawa o bibliotekach, która gwarantuje działanie biblioteki w każdej gminie i wiele innych aspektów działania bibliotek. Zdaniem księgarzy, którzy podpisali apel, księgarnie powinny mieć wyrównane szanse. Obecnie szaleją wojny cenowe, które doprawadzają do spadku liczby księgarń w naszym kraju, w którym powinno nam zależeć raczej na wzroście liczby księgarń, bo to prowadzi do wzrostu czytelnictwa. W ustawie chodzi o wyeliminowanie wojen cenowych, które w Polsce są wyniszczające dla całego rynku książki. Każdy powinien mieć możliwość kupowania książek niezależnie od poziomu zaawansowania internetowego, miejsca zamieszkania, wieku i innych czynników. Gęsta sieć księgarń stacjonarnych wspiera lokalne społeczności w budowaniu ich kapitału kulturalnego.

      Usuń
    3. Czyli nic nie zrozumiałeś i tylko powtarzasz propagandowe plepleple.

      Usuń
    4. Świat cały czas się zmieni i rzeczywistość nigdy nie staje w miejscu ani tym bardziej się nie cofa - małe, lokalne księgarnie wymierają i będą wymierać, bo nie nadążają za zmieniającą się rzeczywistością i gustami klientów. Ja czytam przeciętnie 2-4 książki miesięcznie, wliczając ebooki, i nie pamiętam za Chiny ludowe kiedy ostatni raz odwiedziłem jakąkolwiek księgarnię stacjonarną - może we wczesnych latach 2000 ? Nawet do empiku jeśli już zaglądam to co najwyżej po kartkę urodzinową. Kto kupuje w księgarni u pana Józefa ten nadal będzie to robił, a kto nie to i tak będzie miał na pana Józefa szeroko wylana także i po wprowadzeniu tej dysfunkcyjnej ustawy. Ale populistom do rozumu i tak się nie przemówi

      Usuń
    5. Ja czasami wchodzę do stacjonarnych, ale chyba jestem specyficznym klientem (no ilu Polaków kupuje książki z historii lokalnej z całego województwa?). Natomiast taki jest fakt: stacjonarne małe księgarnie pójdą tam, gdzie kowale i zakłady szewskie - do niszowej niszy. I nic tego nie zatrzyma.

      Inna rzecz, że nie tylko księgarze mają problem z handlem w necie (chyba spotęgowany przez allegrowego Smarta) - cały handel przenosi się do internetu i galerii. To z jakiego powodu mamy księgarzy traktować jakoś specjalnie?

      Usuń
  5. Wyjątkowo bałamutne jest tłumaczenie, że już w dniu premiery książki są przeceniane o kilkadziesiąt procent, kiedy jednocześnie nie mówi się, że wydawcy - wiedząc, że do takiej przeceny dojdzie - zwyczajnie o te kilkadziesiąt (zwykle 30%) zawyżają okładkową cenę książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I sądzisz, że jak wejdzie jednolita cena, to o te 30% obniżą? Obstawiam, że nie obniżą.

      Usuń
    2. Tak, teraz wydawcy ustalając cenę okładkową biorą przecież pod uwagę, że w dniu premiery jest wojna: "u kogo książka będzie 2 grosze taniej, a u kogo 14 groszy drożej". Obecnie w dniu premiery czy na targach jest walka między dystrybutorami, internetowymi gigantami czy sieciami o każdy grosz i % rabatu. Wydawca to uwzględnia i daje na okładkę cenę zawyżoną.

      Usuń
    3. I sądzisz, że obniżą ceny okładkowe? Przykład izraelski pokazuje, że to tak nie działa. Tym bardziej że ustawa podnosi koszty i ryzyko wydawców.

      Usuń
    4. Oczywiście, że nie obniżą. Musieliby być niespełna rozumu, żeby obniżyć, bo niby po co?

      Usuń
  6. Takie czasy, kończy się handel książkami w małych księgarenkach tak samo jak kończy się handel butami, ciuchami, elektroniką. Ta ustawa ma zawrócić Wisłę kijem, ale nie da się zawrócić Wisły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś mi uciekło, miało być: jak kończy się handel butami, ciuchami, elektroniką w małych sklepikach.

      Usuń
    2. Mam podobne zdanie. Uważam, że stacjonarnie mogą przetrwać księgarnie wyspecjalizowane (naukowe, komiksowe, kościelne itp.) oraz księgarnie na dworcach, gdzie przypadkowy klient kupi coś na podróż. I, oczywiście, antykwariaty.

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  8. A mi się wydaje, że tu chodzi o coś innego.Spadek czytelnictwa - szczególnie wśród młodych - będzie przekładał się na poziom wykształcenia. Im głupsze społeczeństwo tym łatwiej będzie nim sterować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie myśl za dużo, bo ewidentnie to nie jest twoja mocna strona. Koniec przerwy, wracaj na kasę

      Usuń
  9. No cóż, w tym tekście mamy dość typowy przykład demagogii. Jednolita cena książki nie jest zgodna z moim interesem, więc znajduję i naciągam argumenty za swoim zdaniem. W dodatku dość prymitywnie i chamsko. Bez pochylenia się nad racjami drugiej strony. Irytujące. W zasadzie nie ma tu o czym dyskutować, bo nie ma tu horyzontu na wymianę poglądów. Tak się składa, że za jednolitą ceną książki stoją ważne argumenty zarówno jeśli chodzi o interesy zaangażowanych księgarzy, dobrych wydawnictw, rynku książki i kultury. Ale co tam, kto by chciał się nad tym zastanawiać.

    OdpowiedzUsuń
  10. Myślę, że warto przyjrzeć się strukturze klientów i ich zakupom (czy jak zwał tak zwał). Mam taką tezę - niepopartą danymi liczbowymi - że są dwie główne grupy klientów:
    1. klient kupujący książki sporadycznie, niespecjalnie patrzy na cenę
    2. klient kupujący dużo (a może nawet - za dużo ;)) tj. kilka, kilkanaście (kilkadziesiąt ?) książek miesięcznie. ze względu na wielkość zakupów - zwraca uwagę na cenę

    Klient 1 kupuje książkę gdzie bądź - w empiku, na dworcu, w małej księgarni (jeśli ma po drodze). raczej nie w Internecie, bo zniechęca go koszt przesyłki (a nie sprawdzi, że cena internetowa + koszt przesyłki < cena stacjonarna). Czy ucieszy się, jeżeli - jakiś cudem - pojawi się więcej małych księgarń? Nie, będzie to dla niego całkowicie obojętnie. To nie jest typ klienta, który specjalnie będzie szukał księgarni. Prawdopodobnie i tak kupi w Empiku przy okazji innych zakupów --> Czy projektowana ustawa wpłynie na niego? Obstawiam, że nawet nie zauważy jej efektów.

    Klient 2 - to on w znacznym stopniu utrzymuje funkcjonujące w Polsce księgarnie, w szczególności Internetowe i antykwariaty. Kupuje dużo i wydaje dużo, poluje na rabaty, sprawdza koszty wysyłki. Jeśli w lokalnej księgarni na końcu miasta będzie taniej - pojedzie. A jeśli cena będzie wszędzie ta sama? Po pierwsze - kupi mniej. Albo później. Albo wcale. Po drugie - jeśli już będzie chciał kupić, to pójdzie do Empiku i kupi przy okazji zakupów w galerii. Bo dla promocji pojedzie na drugi koniec miasta, ale dla sentymentu? Nie sądzę. --> czy ustawa wpłynie na niego? zdecydowanie tak, ale nie tak jak myśli ustawodawca

    W kwestii samego zawyżania cen okładkowych i później kilkudziesięcioprocentowych rabatów - tak, to zdecydowanie chory system. Ale wydawca nie musi się wcale w niego wpisywać. Na przykładzie wydawnictw komiksowych: są tacy wydawcy jak Egmont - prawie w każdej księgarni na starcie -30% od ceny okładkowej. Ale są też tacy jak Lost in Time czy Studio Lain - ma się szczęście jeśli trafi się na zniżkę 10% od ceny okładkowej. Można? Można. I nie trzeba do tego ustawy.
    Ale komiksy od tych wydawców, pomimo tej samej ceny w księgarni stacjonarnej i internetowej, i tak kupuje w Internecie. Bo jest to dla mnie wygodniejsze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to, tacy wydawcy jak Studio Lain czy Stalker Books omijają system. I to jest przyszłość. W połączeniu z Allegro Smart, jest mi obojętne czy kupuję w dużej księgarni czy u małego wydawcy. Obstawiam, że to będzie rosnący segment: mali wydawcy sami sprzedający swoje książki, całkowicie omijający system.

      Może kolejnym postulatem PIK będzie nakaz sprzedaży książek za pośrednictwem księgarń? Ale to wtedy wydawca stanie się zarazem księgarnią.

      PIK to współcześni ludyści. Oni już tę walkę przegrali, tylko jeszcze nie chcą tego przyjąć do wiadomości.

      Usuń
  11. To małe, lokalne nie utrzymują raczej ze sprzedaży podręczników jesienią i jakoś ciągną resztę roku jak budy z żarciem na plaży? ;) Ja za często nie bywam w lokalnej (chyba, że wietrzą magazyn) ale rozmawiając z właścicielką to jakby nie ulgi od gminy, mała konkurencja ( 3 księgarnie w dwóch sąsiednich gminach i z 6 szkół) i punkt ksero to raczej była by kaplica. Zresztą już widzę jak po obniżce o kilka/naście % ludzie rzucą się kupować do lokalnych, bo przecież abonamentów typu Legimi nie ma, allegro, olx i antykwariaty nie istnieją tak jak promki 3+1.
    ps. Kiedy badanie stanu czytelnictwa i klasyczne olagoga? Bo jeśli ustawa nie przejdzie to załamywacze rąk mają gotowego chochoła :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, jak to jest z podręcznikami. Kiedyś były w księgarniach, potem był chyba moment, że rozprowadzały szkoły. A jak jest jest dziś - pojęcia nie mam. Ale tak sobie myślę, że bez podręczników, to już byłoby zero księgarń poza największymi miastami, więc chyba sprzedają.

      Co do poziomu czytelnictwa, to jak sprawdziłem, od 2008 roku zmienia się tylko w granicach błędu statystycznego i to w obie strony (to rośnie, to spada o 1-2%).Można zatem założyć, że przez 15 lat (2008-2022) czytelnictwo się nie zmieniło. Z tego wniosek, że zmiana preferencji kupujących książki (z księgarń stacjonarnych na internet) jest bez wpływu na poziom czytelnictwa.

      Ciekawe rzeczy wychodzą jednak przy badaniach, ile książek Polacy kupują. Bo z jednej strony, wg GUS, uśredniony Polak wydaje na książki 27,84 zł - to dawałoby jakieś 0,8 książki na łebka (licząc najtańsze wersje). Czyli w Polsce sprzedawałoby się nieznacznie ponad 30 mln książek. I tu już coś nie gra, bo sama Biedronka sprzedała w 2022 roku 13,5 mln książek, a Empik - 22 miliony. A gdzie reszta?

      Podobno całkowita sprzedaż książek w Polsce w ubiegłym roku osiągnęła wartość 10 miliardów zł, z tego wychodzi, że sprzedano ok. 200 milionów książek (mniejsze ilości podaje Nielsen BookScan, wg którego w Polsce sprzedaje się rocznie ok. 100 mln książek + kilkadziesiąt milionów opychanych bezpośrednio przez wydawców; temu pomiarowi umyka sprzedaż książek pod szyldem "prasa", jak sprzedają np. Hachette czy DeAgostini).

      To chyba dane GUS, z których wychodzi, że Polak kupuje 0,8 książki rocznie, są jakieś księżycowe. Owszem, jakąś część kupują biblioteki, jaką - trudno oszacować, ale na pewno nie 80% wszystkiego co wychodzi. Odjąwszy 1/4 na zakupy biblioteczne, można założyć, że przeciętny Polak kupuje rocznie 3-4 książki.

      Usuń
    2. Bajdełej nie piłem do ciebie w sprawie raportu, bo chyba nigdy nie rozpaczałeś nad tym tylko do mediów, które co roku przy okazji kręcą szopkę zapraszając "ekspertów", a bardziej o datę mi chodziło ;).
      Tak czy siak czy te badania uwzględniają ebooki i audiobooki, szczególnie w subskrypcji? Bo za około 30 zł miesięcznie to da się wychaczyć nawet 2 platformy z całkiem sporą biblioteką, a do tego wystarczy smatphone. O piractwie nawet nie trzeba wspominać, bo ściągnięcie małego pliku to nawet dla technologicznych małp nie problem.

      Usuń
    3. Nie mam pojęcia czy badania uwzględniają ebooki i audiobooki.

      Usuń
  12. PSL to popiera, gdyż ich wyborców to nie obchodzi, ponieważ nie czytają książek. Natomiast może to skłonić do głosowania na tą partię pary księgarzy.

    OdpowiedzUsuń
  13. "Książka jest jedynym produktem, który w dniu premiery potrafi być przeceniony o kilkadziesiąt procent. To ma wymiar absurdalny"
    Może nie kilkadziesiąt, ale wielokrotnie widziałem gry komputerowe w sklepach internetowych przeceniane w momencie wydania nawet na kilkanaście %, chyba że gry się nie liczą jako produkt...

    OdpowiedzUsuń