Jedyny wojenny okręt ludzi ucieka przez całą galaktykę przed pościgiem Obcych, by znaleźć nowy świat dla ludzkości. Ale to już było, co? Battlestar Galactica jak ta lala. Plagiat? Nie. Domagalski umyślił sobie napisać taką Battlestar Galacticę, jaką sam chciałby obejrzeć – bez tego co irytowało, za to z tym, czego brakowało...
Bo czego nam brakowało w BSG? Obcych. W pierwotnym (1978-1980) serialu niby byli, przynajmniej wzmiankowani, ale w tym właściwym (2003-2009) już ich brakuje. Mieliśmy za to Cylonów, ale jednak roboty to nie to, co porządne Aliensy. W Hajmdalu mamy tych Obcych do wyboru, do koloru, a przy tym nie są to twory tak infantylne, jak u Scalziego czy Larsona. A do tego jest też odpowiednik Cylonów.
Czego jeszcze brakowało... Eksploracji obcych planet, księżyców itp. Niby w BSG gdzieś tam lądowano, ale rzadko, a do tego te planety były dość rozczarowujące. To u Domagalskiego zwiedzamy całkiem sporo ciał niebieskich.
Wiem z komentarzy, że część widzów drażnił mistycyzm w BSG. U Domagalskiego jest tego mniej i jest chyba sensowniejsze. W Battlestar Galactica irytowało też zakończenie, ale jak to rozwiązał autor Hajmdala, już Wam nie napiszę, bo spojlerów chyba nie chcecie.
Co prawda niektórzy bohaterowie też nasuwają skojarzenia z BSG, nawet zrobiłem taką listę (Hajmdal – BSG):
admirał Nathaniel Kashtaritu – admirał William Adama,
komandor Abram Peters – komandor Saul Tigh,
prezydent Emmanuel Kopp – prezydent Laura Roslin,
Sandra Thushpa – Gaius Baltar,
Bethany Raybur – Sharon „Boomer” Valerii,
Nelson Uriah – Lee „Apollo” Adama,
Valeria „Czarna” Iňigitz – Kara „Starbuck” Thrace,
Gladys Gaumata – Felix Gaeta,
ale jednak ani ich charaktery, ani losy nie są kopią. Przy czym tych bohaterów u Domagalskiego jest całkiem sporo, ale na tyle dobrze skonstruowani, że z zapamiętaniem kto jest kim, nie ma problemu.
W każdym razie: inspiracja BSG widoczna, ale nie jest to ani plagiat, ani tzw. dzieło zależne. Zresztą źródeł inspiracji Domagalskiego można znaleźć więcej, np. mam wrażenie, że w budowie powieści, dzieleniu na tomy, wzorował się na Zaginionej flocie Campbella. Można też dopatrzeć się wpływów powieści Zapomnij o Ziemi C. C. MacAppa.
Obok interesujących bohaterów i lokalizacji, dostajemy całkiem sensowną akcję, która ani nie człapie w tempie ślimaka, ani też nie zmienia się w bezsensowną galopadę. I uniknął tego, co jest największą wadą militarnych space oper: nie wprowadza nam przezajebistego bohatera.
Czasami nieco kuleje logika; sam miałem poważne wątpliwości co do liczebności gatunku Homo sapiens, nie będę tego rozwijał, żeby nie spojlerować, jednak przyrost naturalny musiał być tak potężny, że nie wiem czy biologia dałaby radę, a jeśli nawet, to styl życia ludzi nie predysponował do rozmnażania w takim tempie.
Językowo jest całkiem przyzwoicie (prosto, bezbełkotowo), no może pominąwszy występujące masowo, nieprawidłowo używane „posiadać” – np. cudownie bzdurne „posiadała awersję” (t. 4, str. 154), czy jeszcze piękniejsze „posiadali kryminalną przeszłość” (t. 5, str. 106). Z innych błędów rzuciło się w moje oczęta nazywanie tego samego okrętu raz „korwetą”, raz „fregatą”, a to – przynajmniej w naszej rzeczywistości – nie są synonimy: fregata jest okrętem znacznie większym od korwety, co nawet wynika z definicji (fregata to okręt większy od korwety, ale mniejszy od niszczyciela).
Natomiast można pochwalić Domagalskiego za to, że nie powiela dwóch powszechnych w militarnych SO błędów: używa polskiego „drednot”, a nie angielskiego „dreadnought”, no i obce gatunki zwie „gatunkami”, a nie „rasami” (acz twórca blurba na IV okładki jedzie z bykiem).
Podsumowując: nie jest to powieść oryginalna, ale przecież trudno o oryginalność w militarnej SO (miłośnicy gatunku chyba nie szukają oryginalności, a raczej więcej tego samego z nowymi, lepszymi przygodami, lokalizacjami, bohaterami i antybohaterami). Natomiast jest to powieść przyzwoita a z militarnych space oper, które czytałem, najlepsza. Chciałbym to zobaczyć w formie serialu (wiem, bez szans, nie ta nacja, zresztą dziś i tak woke by to zepsuło).
Domagalski znalazł swoją niszę, a choć Hajmdal jest wyraźnie zakończony, to jednak uniwersum daje pole do napisania prequela czy sequela. Niestety, z facebookowych deklaracji autora wynika, że raczej wróci do powieści historycznych (i to stricte historycznych, a nie historyczno-fantastycznych), że go zacytuję (słowa z grudnia 2021):
Podróż „Hajmdala” dobiegła końca. Ostatni tom powędrował do wydawnictwa. I tym samym żegnam się z fantastyką. (...) Raczej na długo, jak nie na zawsze.
Hajmdala polecam, acz problemem jest dostępność tomu pierwszego. W księgarniach nie ma. Na Allegro są dwie sztuki – za 50 i 100 zł, na OLX zero ofert. Ale są ebooki i audiobooki.
Wydanie bardzo takie se, na ubogo i głupio – miękkie okładki bez skrzydełek, ale za to upierniczone bezsensownym, wycierającym się i zbierającym kurz meszkiem.
OCENA: 7/10.
D. Domagalski, Hajmdal, t. 1: Początek podróży, wydawnictwo Drageus Publishing House, Warszawa 2018, stron: 334.
D. Domagalski, Hajmdal, t. 2: Księżyce Monarchy, wydawnictwo Drageus Publishing House, Warszawa 2018, stron: 444.
D. Domagalski, Hajmdal, t. 3: Bunt, wydawnictwo Drageus Publishing House, Warszawa 2019, stron: 404.
D. Domagalski, Hajmdal, t. 4: Więzy krwi, wydawnictwo Drageus Publishing House, Warszawa 2020, stron: 376.
D. Domagalski, Hajmdal, t. 5: Relikt, wydawnictwo Drageus Publishing House, Warszawa 2021, stron: 364.
D. Domagalski, Hajmdal, t. 6: Ostatnia bitwa, wydawnictwo Drageus Publishing House, Warszawa 2022, stron: 382.
Podobne notki:
Inne tego autora:
Takie inspirowanie się na granicy plagiatu, to chyba jest raczej norma w polskiej s-f i fantasy. Jak czytałem DWIE KARTY Agnieszki Hałas, to właściwie się miało wrażenie, że to fanfic PLANESCAPE: TORMENT. Dobrze napisany fanfic i jak ktoś ma ochotę na przygody Bezimiennego w formie książkowej, to godny polecenia, ale jednak.
OdpowiedzUsuńKiedyś miałem ochotę sobie coś kupić z tej serii, ale mam, w nieprzeczytanych książkach, gdzieś zakopanego VLADA DRACULĘ Domagalskiego i pewnie wypadałoby najpierw to skończyć zanim zacznę zaśmiecać dom innymi jego książkami. Mam tylko nadzieję, że będą tam jakieś wampiry, a nie sama historia, skoro to głównie nią pasjonuje się autor.
Jeśli ktoś popełnił plagiat, to nie Agnieszka Hałas, tylko twórcy PLANESCAPE: TORMENT - Agnieszka Hałas swoje opowiadania o Krzyczącym w Ciemności zaczęła publikować w 1998 roku (a pisać chyba ze dwa lata wcześniej), natomiast gra PLANESCAPE: TORMENT została wydana rok później (w Polsce dopiero w 2000). Oczywiście nie sądzę, żeby twórcy gry znali opowiadania z polskiego pisma Fenix, więc podobieństwa są czysto przypadkowe.
UsuńMoim zdaniem, Domagalski jest o niebo lepszy w space operach, niż w powieściach historycznych czy historyczno-fantastycznych.
Nigdy specjalnie nie wierzę w historie, że jakiś autor sobie drobiazgowo rozplanował swoją sagę dawno temu i teraz metodycznie dąży do przelania jej na papier i sprezentowania czytelnikom. DWIE KARTY ukazała się jedenaście lat po PLANESCAPE: TORMENT i wątpię, żeby Hałas miała dekadę wcześniej pomysł, co napisze o Krzyczącym w Ciemności jak już zacznie pisać książki.
UsuńMam aktualnie na biurku MIĘDZY OTCHŁANIĄ A MORZEM z wsadzoną zakładką, więc czytałem kilka jej wczesnych opowiadań, i parę rzeczy, które tam pisała wraca w powieści, ale z natury rzeczy nie jest to jakiś kompletny świat.
To że Brune ma amnezję, że wraz z wspomnieniami odzyskuje swoje magiczne umiejętności, że szlaja się ze śmieciarzami po podziemnych kryptach, że ma chowańca, gadającą głowę na pajęczych nogach, który przypomina Mortego, latającą, gadającą czaszką, że spiskujące demony wyłażą w mieście z portali i szukają magicznych przedmiotów, było w książce, a nie w opowiadaniach i wydaje mi się, że każdemu zaznajomionemu to skojarzy się z TORMENTEM.
Nie twierdzę, że Hałas wszystko skalkowała z gry, gdyby ktoś chciał ją prawnie zaskarżać o plagiat, to przypuszczam, że by się wybroniła. Ale jest o kilka lat starsza ode mnie, jeśli była cRPGowym graczem, to TORMENTA na bank zna, więc pokoleniowo i popkulturowo to wydaje się być open-and-shut case.
"Moim zdaniem, Domagalski jest o niebo lepszy w space operach, niż w powieściach historycznych czy historyczno-fantastycznych."
W międzyczasie i kupiłem najtańszy tom na allegro, co tam lubię space opery i Draculę, najwyżej się książki będą kurzyły przez parę lat :)
Z tego co mi wiadomo, to Agnieszka Hałas nie jest graczem (w każdym razie jeśli chodzi o gry komputerowe, bo co do planszówek i tradycyjnych RPG nie mam pojęcia).
UsuńJa nie jestem graczem, więc trudno mi się szczegółowo odnosić, ale tu masz na ten temat notkę gracza i czytelnika AH:
https://bibliotekakruka.pl/o-pewnej-interpretacji-teatru-wezy-agnieszki-halas-1/
Szczerze mówiąc, zalinkowana notka sprawia wrażenie jakby była napisana przez kogoś, kto stara się poradzić sobie ze świadomością albo wmówić sobie i innym, że jak coś mu się podoba, to przecież musi być oryginalne, niepowtarzalne, inteligentne i w ogóle super cacy.
Usuń"chciałbym odnieść się do stwierdzenia, często występującego u piszących o Teatrze Węży, że istnieją jakieś powiązania intertekstualne pomiędzy nim a grą Planescape: Torment. Kategorycznie stwierdźmy – nie istnieją! Istnieją za to dwa dowody na nieprawdziwość takiego domniemania. Dowód bezpośredni to stanowisko samej Agnieszki Hałas, mówiącej, że nie znała gry Torment w czasie gdy pisała pierwsze tomy Teatru Węży."
Citation needed.
Jeśli coś takiego rzeczywiście powiedziała, to patrzyłbym na nią bardziej podejrzliwie, niż by wyłożyła na stół wszystkie swoje inspiracje i powiedział: tak, rzeczywiście zaczerpnęłam z TORMENTA to i tamto. Chris Avellone, na przykład, scenarzysta TORMENTA, przyznawał się do inspiracji Zelaznym:
https://www.gamespot.com/articles/the-greatest-games-of-all-time-planescape-torment/1100-6135401/
"According to Avellone, the game's concepts were inspired by numerous sources: "[Nine Princes in Amber author Roger] Zelazny was probably the biggest influence, since he was pretty much the master of writing stories with amnesiac heroes coming into their own."
Wracając do zalinkowanej notki, to co pisze jej autor wydaje się też kłócić z jednym z komentarzy, które można tam przeczytać:
Usuń@Aegnor 15 lipca 2022 o 00:30
To nie tak, że powiązań pomiędzy Tormentem a światem Zmroczy nie ma w ogóle. Tutaj choćby wyjątek z wywiadu z samą autorką: Lata temu zwrócono mi uwagę na podobieństwa między wczesnymi opowiadaniami z uniwersum Zmroczy a światem tej gry (bohater z bliznami i wymazaną pamięcią, podziemia, demony, zmarła ukochana powracająca jako duch). Podobieństwa były na tamtym etapie absolutnie przypadkowe, bo gry nie znałam, ale później przeczytałam jej nowelizację i ta pyskata czaszka tak mi się spodobała, że postanowiłam się zainspirować już całkiem świadomie i bezczelnie."
Tylko żę wymazana pamięć i ukochana powracająca jako duch pojawiły się w książce, która ukazała się jedenaście lat po wydaniu gry, a nie we wczesnych opowiadaniach z uniwersum Zmroczy.
"Krzyczący w Ciemności i Bezimienny z gry Torment reprezentują pewną odmianę archetypowego bohatera. Takiego, który stracił pamięć i jego questem jest poznanie własnej tożsamości. Odwołanie do tego samego archetypu nie skutkuje jednak żadnymi dalszymi powiązaniami, zwłaszcza intertekstualnymi!"
"Oczywiście czytający mają prawo do szukania powiązań na swój sposób i występujące w obu dziełach, mam na myśli Teatr Węży i Planescape: Torment, uniwersalne motywy, takie jak złodzieje mający siedzibę w podziemiach czy bohaterowie mieszkający czy ukrywający się w katakumbach, sprawiają, że reminiscencje czytelnika traktowane są jako autentyczne powiązania."
I zupełnie przypadkiem te i inne "archetypy" i "uniwersalne motywy" pojawiły się wszystkie w książce i grze, która się wcześniej ukazała, ale mówienie o powiązaniach jest po prostu kuriozalne i śmiechu warte albo co gorsza, ktoś sobie pomyśli, że książka jest osadzona w świecie Planescape...?
¯\_(ツ)_/¯
Ciekawa jestem czy Pan Appelt zawsze jest taki ostrożny szafując terminami typu "powiązania intertekstualne", czy tylko jak mogą "zaszkodzić" książce, którą lubi.
Podziemia, katakumby zasiedlone przez biedotę, odmieńców, wyrzutków. przestępców, wiedźmy itd. są już w pierwszym opowiadaniu o Krzyczącym, tym samym nie mogą być zerżnięte z gry.
UsuńMam propozycję - zrób listę elementów, które Twoim zdaniem AH zaczerpnęła z gry, a ja to porównam z jej pierwszymi trzema opowiadaniami + niepublikowanymi jeszcze wcześniejszymi (tak, mam kilka takich opowieści).
Ale to, że te podziemia są zasiedlone przez konkretnie szczurołapów i śmieciarzy, którzy organizują się w grupy i gangi, i żyją ze swojego zbieractwa było już elementem gry, a potem, książki Hałas.
UsuńTak naprawdę wspomniałem już o wszystkich elementach, które przychodzą mi do głowy we wcześniejszych komentarzach.
Właściwie już pierwszy rozdział budzi skojarzenia z TORMENTEM kiedy mamy magiczne tatuaże, Królową Cierni (która jest zupełnie inną postacią niż Pani Bólu z TORMENTA, ale samo imię się kojarzy) i demony, które żyją w swoich wymiarach i prowadzą między sobą zimne wojny. Spisek z uwolnieniem ifrytyów z magicznej kuli brzmi jak jeden z questów, które napotyka się w TORMENCIE (nie mówię, że był taki w grze, a przynajmniej sobie takiego nie przypominam, ale na pewno się z nią kojarzy).
Amnezja głównego bohatera jest głównym elementem zbieżności między grą i książką, i z tego co wiem nie była obecna we wczesnych opowiadaniach. Tutaj zapożyczenie z gry wydaje się być bardzo konkretne, bo gdy Brune odwiedza czarownicę z Krzywej Alei, odzyskuje imię/przydomek i przechodzi taką cRPGową zmianę klas z łotrzyka na maga, to bardzo przypomina sposób w jaki Bezimienny może zostać magiem w TORMENCIE, odwiedzając starą Mebbet na Placu Szmaciarzy.
Brune ma też chowańca, gadającą głowę na pajęczych nogach, który również z tego co wiem nie był obecny we wczesnych opowiadaniach i ma z nim podobną relację jak Bezimienny z Mortem, latającą, gadającą czaszką w TORMENCIE.
Są też relacje Brune z kobietami, których jest więcej w końcowej części książki, zwłaszcza szara zjawa i cienie, które atakują żmija w odwiedzanej przez niego krypcie są bardzo TORMENTOWE. Chociaż wydaje się, że Hałas będzie kierowała ten wątek na inne tory niż scenarzyści gry.
Taka jest ogólnie sytuacja z jej książką, motywy z TORMENTA są tam tak zmiksowane i przetransformowane, że nie wydaje mi się, żeby naprawdę groziły jej jakiekolwiek reperkusje związane z plagiatem, ale jest ich tak dużo, że wydaje się niemożliwe, żeby nie znała tej gry pisząc swoją książkę.
Wydaje mi się też, że uważniejszy czytelnik i ktoś kto lepiej pamięta swoje sesje z TORMENTEM wychwyciłby jeszcze więcej rzeczy.
OK, parę dni i odpiszę obszerniej, bo do środy mam czas mocno zagospodarowany.
Usuń„posiadali kryminalną przeszłość” – okropne... Ostatnio słyszałam, jak ktoś mówił, że musi się zapisać do dentysty, bo posiada bolącą dziurę w zębie. :)
OdpowiedzUsuńChyba już to pisałem, ale powtórzę: parę lat temu na stronie jednego z miast prezydenckich Wielkopolski pojawiło się cudowne zdanie (w artykuliku o remoncie ulicy): "ulica posiadała dziury". Wysłałem zatem oficjalne dziennikarskie zapytanie, coś w stylu: "Skoro ulica była właścicielką dziur, to czy zostało to w jakiś sposób uregulowane prawnie, np. w formie aktu notarialnego?". Niestety, pracujący w dziale promocji miasta były dziennikarz najwyraźniej nie skumał o co chodzi, bo odpisał - sorry za wulgaryzm (jakoś tak nerwowo tam reagowali na moje zapytania): "O co ci, kurwa, chodzi?".
UsuńGreat blog
OdpowiedzUsuń𝘞𝘺𝘥𝘢𝘯𝘪𝘦 𝘣𝘢𝘳𝘥𝘻𝘰 𝘵𝘢𝘬𝘪𝘦 𝘴𝘦, 𝘯𝘢 𝘶𝘣𝘰𝘨𝘰 𝘪 𝘨ł𝘶𝘱𝘪𝘰 – 𝘮𝘪𝘦̨𝘬𝘬𝘪𝘦 𝘰𝘬ł𝘢𝘥𝘬𝘪 𝘣𝘦𝘻 𝘴𝘬𝘳𝘻𝘺𝘥𝘦ł𝘦𝘬, 𝘢𝘭𝘦 𝘻𝘢 𝘵𝘰 𝘶𝘱𝘪𝘦𝘳𝘯𝘪𝘤𝘻𝘰𝘯𝘦 𝘣𝘦𝘻𝘴𝘦𝘯𝘴𝘰𝘸𝘯𝘺𝘮, 𝘸𝘺𝘤𝘪𝘦𝘳𝘢𝘫𝘢̨𝘤𝘺𝘮 𝘴𝘪𝘦̨ 𝘪 𝘻𝘣𝘪𝘦𝘳𝘢𝘫𝘢̨𝘤𝘺𝘮 𝘬𝘶𝘳𝘻 𝘮𝘦𝘴𝘻𝘬𝘪𝘦𝘮.
OdpowiedzUsuńI potem ludzie dziwią się, że kupuje ebooka i czekam na ładne w druku :D
Brzmi nieźle ale "Zaginiona flota" jakoś średnio mi się podobała i trochę capi fanfikiem ;).
Ps. Rasy to z gier przylazło (jako uproszczenie) a kretyńskie nazwy klas okrętów na 100% ze Star Warsów, a szczególnie z książek, bo tam to byl burdel na kółkach. Co do Posiadły to zdanie: "miał i posiadał trzydziestocentymetrowego kutasa" nabiera nowego znaczenia w opowieści :D
A nie, co do ras to poświęciłem nieco czasu i sprawdziłem. W języku angielskim (potocznym, nie naukowym) używa się wymiennie terminów: "rasa", "gatunek", a nawet "rodzaj". Co ciekawe - u nas nie jest to chyba kalka z angielskiego, lecz ma starszą genezę. Otóż w XIX wieku i jeszcze później (do II wojny) w potocznej polszczyźnie również były to synonimy. W czasach komuny jakoś to zostało wyrugowane i dziś nikt raczej nie mówi, że ludzie to rasa. Ale wciąż walczy z nauką i językową poprawnością ostatnia Village des Irréductibles Gaulois (czyli wioska Asteriksa): literatura SF (raczej space opera, niż hard SF) i fantasy.
Usuń