Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 30 marca 2020

Maria Galina, Wilcza gwiazda

Kurcze, jednak lubię rosyjską fantastykę. Chyba głównie za oryginalność i próbę przemycenia czegoś głębszego nawet w zdawałoby się typowo rozrywkowej formie.

Tę powieść kupiłem, bo szukałem jakiejś lekkiej, dobrze napisanej space opery, a w paru recenzjach do tego gatunku wrzucono Wilczą gwiazdę. Autorka, znana mi wcześniej wyłącznie z opowiadania z rosyjsko-ukraińskiej antologii wiedźmińskiej (najlepszego w tym zbiorze) była dla mnie przesłanką, by sądzić, że to rzeczywiście jest dobrze napisane. I jest. Tyle że to absolutnie nie space opera.


To postapo połączone z klasyczną SF. Przy czym, jako humanista, nawet nie będę badał proporcji fiction do science (i czy to science w ogóle ma sens). W każdym razie, świat powieści wygląda tak: ludzkość sięgnęła gwiazd, choć nie było to łatwe i przyjemne. Na kilka planet wysłano wyselekcjonowanych kolonistów – selekcja dotyczyła cech charakterologicznych: wysyłani mieli cechować się niewielką agresywnością, niewielką podejrzliwością, za to wielką sympatią i ciekawością wobec rzeczy/istot nowych. No tak, selekcja pod kątem spotkania z obcymi (jakoś tak naiwnie założono, że ewentualni obcy będą przyjaźni).

Obcych niby nie znaleziono, ale ludzkie kolonie na odległych planetach powstały. Na Ziemi w tym czasie prowadzono badania nad nieśmiertelnością... I tyle dowiadujemy się z prologu. A potem przenosimy się pokolenia później.

Kontakt między planetami zasiedlonymi przez Homo sapiens się urwał. Mieszkańcy jednej z nich wysyłają na Ziemię ekspedycję, która ma sprawdzić co się stało. Na Ziemi lądują trzy ekipy – pierwsza od razu gdzieś się zapodziała. W dwóch wątkach poznajemy losy pozostałych. Przy czym wątki te nie przeplatają się – najpierw poznajemy losy ekipy, która wylądowała gdzieś na wybrzeżu, potem ekipy, która bazę obrała w Siedmiogrodzie. Dopiero pod koniec oba wątki się łączą.

Co się okazuje: na Ziemi nie ma już cywilizacji. Ludzie są, ale stoczyli się do poziomu nawet nie średniowiecznego, bo wygląda na to, że brak im jakiejkolwiek organizacji politycznej, każda wioska sobie rzepkę skrobie. Technologicznie będzie to pewnie wczesne średniowiecze. Pamięć o przeszłości praktycznie nie istnieje.


Ekipa z wybrzeża zauważa jeszcze jedną ciekawostkę – tamtejsza ludność jest do bólu pragmatyczna. Robią tylko to, co wpływa na przetrwanie; literatura, sztuka nie istnieją. Z kolei mieszkańcy Siedmiogrodu są bardzo przesądni – a druga ekipa pechowo na bazę obrała zamek uchodzący za dawną siedzibę Draculi. W obu rejonach przybysze spotykają się z opowieściami o latających miastach, w których mają żyć Martwiaki. Ale ich przyrządy niczego takiego nie wykrywają.

Czyta się to bardzo dobrze. Mnie najbardziej przypominało fantastykę z ubiegłego wieku (od lat pięćdziesiątych do osiemdziesiątych, czyli ze Złotej i Srebrnej Ery SF), szczególnie jakoś na myśl przychodził mi Aldiss i Strugaccy. I choć na pozór to prosta, rozrywkowa SF, to jednak Galina przemyca pytania dotyczące ludzkiej natury: co to w ogóle jest „człowiek”, co czyni nas ludźmi? Przy czym nie raz zaskakuje czytelnika – początkowo zdawało mi się, że za dużo zdradziła w obu częściach prologu, ale nie, jednak dużo (bardzo dużo) zostawiła w zanadrzu.

Zakończenie jest, jak to sam określam, zamknięto-otwarte. Coś się skończyło, coś się zaczyna – i z końcówki wynika, że jest nadzieja. Co wyjdzie z tego nowego początku, już się nie dowiadujemy, I dobrze, każdy może sam sobie dośpiewać ciąg dalszy.


Podsumowując:
Jeśli szukasz militarnej space opery – to nie jest książka dla ciebie.
Jeśli szukasz postapo w stylu Metra czy produktów Fabryki Słów – to nie jest książka dla ciebie.
Jeśli szukasz niegłupiej SF w starym stylu – kup Wilczą gwiazdę.

OCENA: 7/10.

M. Galina, Wilcza gwiazda, tłum. A. Sawicki, wydawnictwo Solaris, Stawiguda 2006, stron: 362.



Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

12 komentarzy:

  1. Brzmi dość ciekawie. Koncept z urywaniem się kontaktu pomiędzy potomkami ludzkich kolonistów przywodzi na myśl serię "Roboty" Asimova. Natomiast ta ziemska "protocywilizacja" bardzo mocno kojarzy mi się z "Kysiem" Tatiany Tołstoj. Polecam tę powieść, szczególnie jeśli cenisz sobie rosyjską fantastykę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kysia mam w planach od wieków (bardzo fajne okładki miały wydanie rosyjskie). Może teraz się zmobilizuję. Ale jak patrzę na Allegro, to te twardookładkowe wydania są dość drogie, a na dziś jest tylko jedna oferta i sprzedawca nie uznał za stosowne podać, w jakim stanie jest książka.

      Usuń
  2. Hm, ta książka wygląda interesująco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z zastrzeżeniem - to książka dla tych, którzy lubią starszą SF.

      Usuń
  3. Wiesz co, ja mam wrażenie, że ta oryginalność rosyjskiej fantasy to się głównie w mnogości wszelkich fantastycznych stworów objawia XD Nie, żeby to była wada, ale coś nie mogę trafić na nic znacząco różniącego się katalogiem klisz fabularnych od fantastyki polskiej czy zachodniej. Ale po "Wilczą gwiazdę" pewnie sięgnę, bo i tak stoi na półce. Chociaż Luby nie ma o niej najlepszego zdania. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Diaczenków albo Oldiego czytała? Bo nie wiem jakie klisze mogą powielać Diaczenkowie :D

      Usuń
    2. Diaczenków mam od lat na liście, ale jakoś się nie złożyło.

      Usuń
    3. To niech się złoży :D Na początek polecam "Waran", "Miedziany król", "Vita nostra" i "Czas wiedźm". Przy czym, jak jedna powieść Diaczenków Ci się nie spodoba, nie zrażaj się - każda ich książka jest inna.

      Usuń
  4. No i mie się łza w obu oczach zakręciła na wspomnienie jeszcze radzieckiej fantastyki. Chyba zacznę od "Trudno być bogiem".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja zrobiłem zapasy nowszej rosyjskiej fantastyki (część dotarła w marcu, część w kwietniu) :) Niestety, od kiedy Solaris przerobił się na oficynę puszczającą niskonakładowe ramotki, współczesna rosyjska SF/fantasy przestała się w Polsce ukazywać (za wyjątkiem Metra czy tych wypocin z Fabryki Słów + Białorusinka Olga Gromyko, nieznana mi, bo wydawały ją oficyny, które trudno uznać za zainteresowane dobrą literaturą, czyli Fabryka Słów i Papierowy Księżyc).

      Usuń
  5. O ile nie jestem szczególną fanką SF to muszę przyznać, że udało ci się mnie zaintrygować... z przyjemnością przeczytam :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytaj, czytaj - stracić wiele nie można (w końcu to kosztuje 12-14 zł), a zyskać jak najbardziej :D

      Usuń