Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 18 marca 2024

Anne Rice, Godzina czarownic, cz. 1

Wreszcie coś miłego. Wcześniejsza moja znajomość z Anne Rice ograniczała się do Wywiadu z wampirem i trylogii BDSM porno o Śpiącej Królewnie. Żadna z tych książek nie przypadła mi do gustu. Wywiad z wampirem być może dlatego, że uprzednio oglądałem film (ten jedynie słuszny z 1994 roku – serialu, popłuczyn skażonych woke, z 2022 roku nawet nie zamierzam testować).


Cztery książki, satysfakcja z lektury nader umiarkowana, to odpuściłem sobie tę pisarkę. Ale w bibliotece rzuciły mi się w oczy dwa opasłe tomiszcza Godziny czarownic, nie mnie to nie kosztuje, to sprawdzę pierwszy tom. I była to bardzo mądra decyzja :D

Fani wartkiej akcji zdecydowanie nie będą usatysfakcjonowani lekturą. Jest to tylko pierwsza z dwóch części powieści, która to powieść jest pierwszą częścią trylogii. I tu autorka zajęła się wprowadzeniem czytelnika w temat oraz rozstawieniem figur na szachownicy. Przy czym akcja nie jest liniowa, co rusz cofamy się w czasie (aż do XVII wieku), by zrozumieć pochodzenie i fenomen czarownic z rodu Mayfair. Przeszłość poznajemy czy to z opowieści „świadków”, czy też raportów tajnej organizacji Talamasca, która od tysiąca lat bada zjawiska paranormalne.

Dla mnie te retrospekcje to akurat słabsza część książki. O ile historia pierwszych czarownic – plantatorek z San Domingo – wciąga, o tyle później, po przeniesieniu do Nowego Orleanu, mnogość Mayfairów i ich koligacji zaczyna nieco nużyć. I nie do końca rozumiem po jakiego grzyba aż tak się o nich rozpisywać? Chodzi o uzmysłowienie czytelnikowi, jaki specyficzne... mmmm... nazwijmy to metody reprodukcyjne zdarzyły się wśród Mayfairów? Może ogarnę to po lekturze drugiej części.

Obecnie Talamasca wie o istnieniu około pięciuset pięćdziesięciu potomków używających nazwiska Mayfair; z pewnością połowa z nich zna główną, nowoorleańską, gałąź rodu i wie co nieco o legacie, nawet jeśli wiele stopni pokrewieństwa dzieli ich od spadkobierców dziedzictwa.

Lepiej jest z powieściowym „teraz”. Główna gałąź rodu i jej siedziba zdają się upadać – szaleństwo, izolacja, dewastacja. Nawet jeśli aktualna głowa (a może raczej regentka) rodziny, panna Carlla Mayfair, starała się to trzymać w kupie.

Wiedział jednak, że spacer po ogrodzie nie jest możliwy, nawet daleko od smrodu idącego z basenu. Kępy ciernistych bugenwilli wystrzelały tam spod dzikich wawrzynów. Tłuste cherubinki, pomazane szlamem, wyzierały niby duszki spod rozrośniętej werbeny.
A przecież kiedyś bawiły się tu dzieci. (...)
Bananowce o błyszczących liściach wyrosły tak wysokie i gęste, że tył ogrodu, aż do ceglanej ściany, zmienił się w dżunglę.
Ta posiadłość przypominała jego pacjentkę – piękna, lecz zapomniana przez czas, przez ludzką niecierpliwość.

„Teraz” mamy troje bohaterów pierwszoplanowych. Na razie najlepiej zarysowaną jest lekarka Rowan Mayfair – wychowywana z daleka od rodowej siedziby, zupełnie nieznająca krewniaków i nie mająca pojęcia o dziedzictwie rodu; i skrywająca mroczną tajemnicę. Trochę w jej cieniu jest Michael Curry – przedsiębiorca, który po wypadku na łodzi przeżył śmierć kliniczną i wrócił do życia z nowym talentem. Natomiast – przynajmniej na razie mam takie wrażenie – Aaron Lightner z organizacji Talamasca został wprowadzony jako dostarczyciel informacji. Bohaterowie i relacje między nimi wywołują zainteresowanie, ale jeszcze nie wiem ku czemu to dąży.

Rebis wydał Godzinę czarownic w dwóch tomach, wcześniej Amber w czterech – opisywanej tu cz. 1, w wydaniu Amberu odpowiadają cz. 1-2

To wszystko nie brzmi to zachęcająco, co? No wiem. Zatem teraz plusy. Jest to zdecydowanie nieszablonowa powieść, daleka chyba od wszystkiego co czytałem na niwie fantasy. Nie ma w niej częstego w fantasy infantylizmu. No i język – Anne Rice zdecydowanie miała w nosie zasady z kursów kreatywnego pisania. Pisała w sposób bardzo staroświecki, z przewagą opisu nad dialogiem, ale pisała bardzo ładnie, plastycznie i klimatycznie, wciągając czytelnika w rozgryzanie tajemnic Mayfairów. Pewnie ten język sprawił, że w ogóle przebrnąłem partie retrospekcyjne.

Nie jest to książka łatwa i przyjemna. Ale jeśli stawiasz klimat ponad akcję, jeśli szukasz niesztampowej fantasy, to może być dla Ciebie. Polecam, choć na razie jeszcze dość niepewnie, bo przecież za mną tylko rozdęty prolog. Ocena na ten moment, może się zmienić po lekturze drugiej części.

OCENA: 8/10.

A. Rice, Dzieje czarownic z rodu Mayfair, t. 1: Godzina czarownic, cz. 1, tłum. A. Czajkowska i H. Pustuła, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2009, stron: 756.




Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:


6 komentarzy:

  1. Cykl o czarownicach w pewnym momencie łączy się z Kronikami Wampirów - w każdym razie w książkach o wampirach pojawiają się czarownice. Czy w drugą stronę też - nie wiem, cyklu o czarownicach nie czytałem.
    Skoro podoba Ci się styl pisania Rice, sugeruję jednak dać drugą szansę cyklowi o wampirach, a przynajmniej dwóm pierwszym tomom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że się łączą i stąd mam w planach i wampiry jeszcze raz spróbować. Tylko ten "Wywiad z wampirem" mnie odrzuca... Inna rzecz, że to nie są tanie rzeczy :D Niedawno widziałem na OLX komplet wampiry + czarownice za 1500 zł (a wcześniej była chyba za 1800). Z kolei same wampiry za 900 zł. To albo biblioteki, albo gryzonie zostają.

      Ciekawe czy ktoś kiedyś to wznowi, bo styl Rice jest mocno niedzisiejszy i raczej w pokoleniu Instagrama i TikToka furory nie zrobi...

      Usuń
  2. Mnie się powieściowy "Wywiad z wampirem" podobał, ale czytałem wkrótce po opublikowaniu - i wtedy zdecydowanie odcinał się od tła. I nadal tak uważam - nie wracałem, ale we wspomnieniach ta powieść i "Ostatni rejs 'Fevre Dream'" Martina są daleko przed całą resztą nie tylko zakliszowanych na śmierć, ale i słabych literacko dzieł.

    "Godzinę czarownic" też w tamtych czasach czytałem, klimat miała fajny, ale nic więcej nie pamiętam.

    A i tak uważam, że najlepszą książką Rice (z czytanych przeze mnie) jest niefantastyczna, historyczna, o kastratach i muzyce - "Krzyk w niebiosa". Choć jakoś przeszła bez echa, więc może to tylko jakiś mój dziwaczny degustibus?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. >Ostatni rejs "Fevre Dream'"< Martina wrzucony na listę zakupową :)

      Usuń
  3. Anne Rice czytałem tylko "Dar wilka" i to było najwyżej takie sobie. Ale skoro zachwalasz tę książkę to sprawdzę. Zwłaszcza, że lubię taki nieco staroświecki sposób pisania.
    Jeszcze może podpiszę się pod tym, co napisał przedmówca, "Ostatni rejs Fevre Dream" to świetna książka. Niesłusznie nieco zapomniana.
    Izostar

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Dar wilka" to słabsza seria i chyba sama autorka doszła do wniosku, że nieudana, skro ją ukatrupiła po dwóch tomach.

      Usuń