Naukowo będę się rozwijał przy biografii Władysława Hermana, kolejnej w znaczniej mierze opartej na wyobraźni, a nie źródłach (bo tych do okresu przed objęciem tronu przez owego władcę niemal nie ma) oraz przy kolejnej popularnej książce o kopalnym DNA, zdaje się, że to bardziej dziennikarska rzecz.
W fantastyce dwie książki egzotyczne – brazylijski realizm magiczny i estońskie fantasy.
Dalej, kolejna pozycja z Uczty Wyobraźni, czyli zakup obowiązkowy, i apo z dość interesującym opisem, z którego trudno wywnioskować, że to w ogóle fantastyka. Ale akcja bez wątpienia toczy się w najbliższej przyszłości, kiedy degradacja przyrody znacząco poszła do przodu w porównaniu do naszych czasów. Skąd to wiem... Otóż bohaterowie powieści mają misję: znaleźć ostatnie na świecie stado rybitw popielatych i wyruszyć za nimi na ich ostatnią migrację. Obecnie rybitwy popielate to gatunek zupełnie niezagrożony, na czerwonej liście Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody figuruje jako najmniejszej troski.
I dwie pozycje z taniej księgarni. Dziki łabędź Cunninghama był na mojej liście „rezerwowej”, a McDevitta kupiłem, bo zobaczyłem w antykwariacie za grosze w stanie niemal idealnym. Dopiero w domu się zorientowałem, że to drugi tom siedmiotomowego cyklu (w Polsce Solaris wydał tylko trzy tomy), ale podobno każdą część można czytać jak samostojkę.
Fantastyka polska. Dwóch wyjadaczy, którzy nie pałają do siebie wielką sympatią – jakoś muszą się pogodzić w pakiecie. O Narzeczonej z Kociewia Lewandowskiego już pisałem. O cyklu Jaksa Komudy też (tu o dwóch opowiadaniach, a tu o powieści Jaksa. Bies idzie za mną). Zastanawiałem się czy kupić ten zbiór Komudy, bo z recenzji wychodziło, że to te same wydarzenia co w powieści, tylko podzielone na opowiadania. Ale przejrzałem w księgarni i widzę, że to raczej wypełnienia luk. A chętnie wrócę do świata Jaksy.
Jeszcze z polskiej fantastyki, powieść Aleksandry Zielińskiej, którą i tak miałem kupić, a znalazłem w taniej księgarni.
Do tego powieść pisarza, który zainteresował mnie jakiś czas temu. A zaczęło się od malarza i komiksowego rysownika Jerzego Skarżyńskiego. Gdzieś tam zobaczyłem jego dzieła i bardzo mi się spodobały (zwłaszcza plansze z nieopublikowanego, czterdziestoośmiostronicowego komiksu Pitecantropus erectus z 1983 roku), zacząłem szukać więcej i dowiedziałem się, że Skarżyński ilustrował książkę Jerzego Pietrkiewicza Anioł ognisty, mój anioł lewy. To zacząłem czytać o pisarzu :D I tak jego książki wleciały na moją listę zakupową. Pietrkiewicz (1916-2007) po II wojnie został na emigracji i swoje powieści publikował po angielsku. Stąd mamy tłumacza – Jacka Dehnela.
Anioła ognistego, chyba, trzeba zapisać do fantastyki, ale Zdobycz i wierność to powieść historyczna z akcją umieszczoną w pierwszej połowie XVII wieku, w okresie słynnych dimitriad. Głównym bohaterem jest Tobias Hume, szkocki najemnik, który gdzieś na wschodnich kresach Rzeczypospolitej Obojga Narodów spotyka Dymitra Samozwańca...
Komiksy. Jak widać, nieco mi kryzys komiksowy przeszedł (ale tylko nieco).
Przybyły trzy mangi – kontynuacje cykli.
I trzy komiksy zachodnie. Dwa made in USA: X-O Manowar, także kontynuacja cyklu, i 100 Naboi. Brat Lono – sequel słynnej serii Briana Azzarello i Eduardo Risso.
Trzeci to włoska pulpa, od nowego wydawcy na naszym rynku – oficyny Tore, na spróbowanie. I chyba nie będę w to brnął.
Ooo, umknęła mi ta estońska rzecz, ale nie dziw, skoro ani wydawca nie jest zbyt fantastyczny, ani okładka nie krzyczy, że wewnątrz jest magia. Co to tak mniej więcej?
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałem, ale to chyba historyczne fantasy z akcją gdzieś w pocz. XIII w., w czasie przymusowej chrystianizacji Estonii. Główny bohater jest leśnym człowiekiem znającym mowę gadów i poszukującym Wielkiego Gada, który zatrzyma chrystianizację. To coś na pograniczu fantasy i baśni, dam Ci fragment opisu czytelnika z LC:
Usuń>Wszystko zaczyna się jednak dość niewinnie. Mamy tu niedźwiedzie w roli amantów, latającego dziadka, królestwo węży i ich niezwykłą mowę, praludzi wracających z jaskini na drzewa, bo życie w jaskiniach jest "zbyt nowoczesne", w wolnych chwilach hodujących... wszy<.
To powieść już dość leciwa, w Estonii ukazała się w 2007 i została Książką Roku. Przed polskim, tłumaczona była (i to robi wrażenie w przypadku przekładu z estońskiego!) na: angielski, czeski, łotewski, francuski, rosyjski, duński, holenderski, węgierski, hiszpański i niemiecki. Sam autor znany jest głównie z książek dla dzieci, u nas też wyszło bardzo chwalone "Oskar i rzeczy".
A Marpress to oficyna związana z Bałtykiem - wydająca książki z z różnych bajek (i naukowe historyczne, i popularne, i powieści, i poezję) mające jakiś związek z Pomorzem, Warmią i Mazurami oraz innym państwami nadbałtyckimi i skandynawskimi (np. wydają Islandczyka Einara Karasona, Dunkę Tove Ditlevsen, popularnonaukowe książki znanego historyka Błażeja Śliwińskiego, pisarkę fantasy/SF Emmę Popik, baśnie Anny Koprowskiej-Głowackiej i Agaty Półtorak, u ich debiutował Jacek Dehnel - wszak gdańszczanin - zbiorem opowiadań "Kolekcja"). Działają od "wieków", mam ich książki wydane na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia.
Hm, może sprawdzę, bo jednak non stop się tylko Polaków i Anglosasów czyta. A czym jest Marpess kojarzę jako tako, ale właśnie bardziej jako wydawnictwo "pomorskie", nie miałam nigdy nic od nich.
UsuńJa z chęcią sprawdzę to estońskie fantasy - Estonię lubię, nawet byłem, historię mają nader ciekawą, to i literaturę warto byłoby sprawdzić. Ja mam tylko nadzieję, że nie będzie to coś w stylu "Słowa i miecz" Jabłońskiego, tylko w wersji dla Estończyków.
UsuńKatrina
UsuńOtóż to - warto czytać literaturę z różnych krajów, bo to zapewnia pewną elastyczność :D Spotkałem się z tym, że ludzie czytający wyłącznie anglosaska, potem innej nie potrafią. Bo amerykańska zazwyczaj opiera się na wyuczeniu z poradników - odpowiednio sprofilowani bohaterowie, odpowiednie proporcje dialogu i opisu, we właściwym miejscu zwrot akcji itp. Takie trochę literackie fast foody, albo masowa produkcja.
Istimor Izostar
UsuńNo ie, to na pewno nie jest w stylu Jabłońskiego. To bardziej bajkowe. Poza tym ilość tłumaczeń z tak mało popularnego języka też pokazuje, że Kivirhk coś potrafi. Zaryzykuję twierdzenie, że wśród "państwowych" języków europejskich, to własnie estoński jest najmniej popularny (bo to w ogóle nie język indoeuropejski, a do tego w porównaniu z Węgrami czy Finami, Estończyków jest wybitnie mało).
Tak, i to tak bardzo widać. Dlatego absolutnie nie trawię literatury młodzieżowej ze Stanów. Ona jest tak absurdalnie pusta i robiona pod jeden schemat. Zawsze. Niezależnie, co wezmę. Znam od tej reguły może jeden współczesny wyjątek, gdzie historie o dorastaniu też mogą być po prostu dobrymi fabułami. Bo przecież to nie temat jest ważny, a sposób wykonania. Jak zaczęłam przerzucać się na polską prozę, to każda książka była odkryciem życia. Nagle się okazało, że te książki to jednak potrafią być bardziej kreatywne, niż myslałam.
UsuńDlatego lubię literaturę wschodniosłowiańską (bo nie tylko rosyjską, ale też ukraińską) i latynoską. Tam sobie głowy nie zawracają poradnikami, piszą z "duszy".
UsuńJa akurat mam z nią średnie wspomnienia. :/ Tak przeglądając to, co mam przeczytane:
UsuńGłuchowski - "Metro 2033" było spoko na rozpoczęcie przygody z post-apo, ale teraz bym do niego nie wróciła
"Namiestniczka" Szkolnikowej - wymęczyła mnie, nie chcę mieć z tym więcej nic wspólnego.
Olga Gromyko - wydaje ją "Papierowy", po którego już nie planuje sięgać, ale "Plus/minus", który znam, w ogóle nie powinien się ukazać.
"Wilcza godzina" - wymęczyło mnie, nie chcę więcej.
Także nie mam na koncie żadnych klasyków i ogólnie wiele tego nie ma, ale no boję się tej literatury. XD Asimova chce poznać, ale wiecznie nie wiem, od czego zacząć.
1. Szkolnikowa - tak, to Rosjanka, ale jako dwudziestolatka wyemigrowała do kanady, pisze po angielsku i w stylu anglosaskim.
Usuń2. Andrius Tapinas od "Wilczej godziny" to Litwin, z Rosjanami ma jeszcze mniej wspólnego, niż Polacy (bo my jednak Słowianie).
Gromyko i Metra (a także tych Stalkerów od FS) nie lubię. Ale sama narodowość i styl pisania to za mało - fajnie jeszcze jak temu towarzyszy trochę talentu :D Więc pewnie, że są Rosjanie piszący słabo (i u nas głównie tych się wydaje)/ Teraz czytam "Przełęcz" Bułyczowa - coś w podobie do "Ciemnego Edenu" - Becketta, tylko lepsze. No i wcześniejsze, bo powieść Bułyczowa z 1980 roku, a Becketta z 2012.
1. Ooo, Ok. Ja ją czytałam, myśląc że to Polka w ogóle jest. Pożyczyłam z biblioteki kiedyś.
Usuń2. Jest na wschodzie, Ok. XD
Ja się boję to Metro otworzyć po raz kolejny. Kiedyś na pewno coś więcej sprawdzę, ale i tak mam teraz nadmiar polsko-anglossaskiej literatury nakupowanej. Bo w sumie z książek innego pochodzenia mam chyba tylko jeden tytuł w kolejce.
Szkolnikowa - uzupełnienie. To chyba nie Rosjanka, a Białorusinka, w każdym razie urodziła się, wychowała i zaczęła studia (psychologię) w Mińsku. Studia tylko zaczęła, bo młodo (wg rożnych stron: 20-21 lat) wyszła za mąż i wyjechała do Kanady. Z tego co kiedyś czytałem, pisała po angielsku, ale sam nie wiem co, bo trylogia Napastniczka jednak ma oryginalne tytuły rosyjskie. Tym niemniej jest to fantasy wyrastające z tradycji - i to nie najlepszych - anglosaskich; konkretnie Szkolnikowa zaczęła pisać pod wpływem gier RPG.
UsuńPoza Namiestniczką innych jej powieści internety nie znają, więc zapewne już od dawna nie jest czynną pisarką. Swoją drogą - można się tylko zadumać nad gustem i kompetencjami redaktora (czyli Zwierzchowskiego) tej serii książek, bo tam leciały pozycje od klasy F do Z.
Tą o DNA mam w ebooku, a estońskie fantasy dodałam sobie na Legimi po Twojej poprzedniej wzmiance o tej książce (ale zaskakująco gruba jest, spodziewałam się raczej 200+ stron malizny). No i oczywiście Swanwick, bo jakżeby inaczej :D
OdpowiedzUsuńNo, tylko Swanwicka wskazane byłoby odświeżenie "Córki żelaznego smoka" i "Smoków Babel", a teraz nie bardzo mam na to czas. Zbyt duża ilość nieprzeczytanych książek w domu wywołuje osiołkowatość (osiołkowi w żłoby dano. W jeden owies, w drugi siano. Uchem strzyże, głową kręci, I to pachnie i to nęci). I tyle książek obecnie czytam jednocześnie, że zaczynam się gubić - muszę z tym wyjść na prostą :D
UsuńJa sobie relekturę daruję, klimat i pojedyncze sceny pamiętam do tej pory, liczę, że wystarczy ;)
UsuńAle też mam paraliż decyzyjny, bo i to kusi, i to nęci, tamto zaczęłam, ale mam tylko w papierze, to przy usypianiu bombla po ciemku czytać się nie da, więc może na Legimi zacznijmy owamto... I tak lista zamiast się skracać, to tylko się wydłuża XD
A w audiobooki nie umiesz? Bo ja totalnie nie potrafię się na nich skupić.
UsuńZdobycz i wierność jest super. Styl, dialogi, klimat takiego osamotnienia, wszystko to robi wrażenie. Król bez korony też mi się podobal. Trudno, nie ma źródeł, to można sobie snuć hipotezy. Podoba mi się takie spojrzenie na Hermana, inne od tradycyjnego.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie Ribeiro i Estonia.
Karmena
Dorzucę Ci kolejną recenzję "Bezpryma" Śliwińskiego, gdzie marginalnie Sikorski zahaczył też Benyskiewicza (za "biografię" Mieszka syna Bolesława Szczodrego). Dorzucę, bo w części te uwagi natury ogólnej można też przykleić do książki Krawca (acz tylko w części, bo jednak od objęcia tronu, Herman jest jako tako oświetlony w źródłach). Uwaga - długi link:
Usuńhttps://www.academia.edu/44736977/Sikorski_Historiografia_bajeczna_o_biografii_Bezpryma_ksi%C4%99cia_Polski_w_Homini_qui_in_honore_fuit_Ksi%C4%99ga_pami%C4%85tkowa_po%C5%9Bwi%C4%99cona_%C5%9Bp_Profesorowi_Grzegorzowi_Bia%C5%82u%C5%84skiemu_red_A_Dobrosielska_A_Pluskowski_S_Szczepa%C5%84ski_Oficyna_Wydawnicza_Pruthenia_Olsztyn_2020_s_349_366
Dziękuję! Chętnie poczytam w wolnej chwili. Śliwińskiego wciąż nie kupiłam, może kiedys.
UsuńKarmena
"Przypadek Alicji" bardzo fajnie mnie kiedyś zaskoczył. Kupiona gdzieś w fajnej promocji z oczekiwaniami prędzej ma zabicie czasu, a tymczasem okazała się zacną historią. W dodatku pani Ola jest wielce atrakcyjna i śliczną kobietą, co również w jakimś stopniu wpływa na odbiór książki :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekaw okrutnie tej brazyliany z Rebisu. Ponoć świetna, ale też i wymagająca skupienia powieść.
Też słyszałem sporo dobrego o "Przypadku Alicji". A urody kobiecej nie ocenia się przed rozpakowaniem :D
Usuń"Dzikiego łabędzia" i "Matkę żelaznego smoka mam w planach". Jednak nie wiem czy uda mi się upchnąć te książki jeszcze w tym roku (tak mimo tego, że mamy dopiero luty), ale jestem dobrej myśli.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Natalia
Swanwicka obowiázkowy :D Czytałaś "Córkę żelaznego smoka" i "Smoki Babel"? Co prawda ta trylogia jest luźno powiązana, można czytać bez znajomości pozostałych części, ale zawsze lepiej znać całość.
UsuńEstońska fantastyka - zapisuję sobie. :D
OdpowiedzUsuń