Obejrzeli? Podobało się? Bo mnie tak. Przede wszystkim dlatego, że wreszcie coś nowego ze świata Wiedźmina. Książki Sapkowskiego – no tak, świetne, ale ile można. W gry nie gram, komiksy z Dark Horse... Jeden przeczytałem (Klątwa kruków) – bardzo taki se, inny (Córka płomienia) tylko przekartkowałem w księgarni i to wystarczyło, żeby z zakupu zrezygnować. Była jeszcze rosyjsko-ukraińska antologia, w której co najmniej dwa opowiadania są naprawdę dobre – ale to też dawno temu.
Oczywiście to jest Netflix, więc mamy też typowe netfliksizmy – jak czworo czarnych dzieci białego arystokraty (na samym początku) czy zasugerowaną (być może, niektórzy tak to odczytują, sam nie ma zdania, nawet nie chce mi się tego analizować) homoseksualną orientację jednego z wiedźminów. Jak na możliwości Netfliksa, stężenie ideolo w granicach akceptowalnych.
Trudno mi natomiast przełknąć skład gatunkowy armii z końcówki. Nie będę tego rozwijał, żeby nie spojlerować, ale dla mnie to pomysł niedorzeczny.
Poza tym fabuła całkiem zgrabna, wyjaśniająca wiele z przeszłości wiedźminów. Nawet taka sapkowska – poruszająca te same problemy, które znamy z książek: nietolerancji prowadzącej do nienawiści i nienawiści prowadzącej do zbrodni (co ciekawe, te sprawy u Sapka przedstawione są tak, że każdy może je interpretować w duchu miłym swemu serduszku: lewicowiec jako sprzeciw wobec rasizmu, prawicowiec jako ostrzeżenie przed multikulti). Chciwości, chęci zapełnienia sakiewki bez zwracania uwagi na los bliźnich (ale z tą chciwością, to ostrożnie, bo może się okazać, że to błędna interpretacja i chodzi o coś zupełnie innego; a może jednak chciwość też, dwie pieczenie na jednym ogniu – tak, celowo gmatwam).
Fani Sapka zauważą też inne nawiązania do jego stylu, ot takie drobiazgi, jak choćby: Vesemir dostaje ofertę nie do odrzucenia (oczywiście wykonanie roboty mieszczącej się w kompetencjach wiedźmina).
Przy czym jest to wszystko dość skondensowane, wydaje się, że materiału było dość nawet na miniserial, a powstał niezbyt długi film (godzina i 21 minut).
Bohaterowie przyzwoici i nawet ewoluujący. Dotyczy to, oczywiście, przede wszystkim głównego – Vesemira. Poznajemy go na dwóch planach czasowych. W pierwszym – retrospekcyjnym, mamy młodzieńca ze społecznych nizin, marzącego o lepszym losie dla siebie i swojej ukochanej. W drugim – „obecnym” jest wiedźminim lekkoduchem goniącym za pieniędzmi. A poznamy jeszcze jedno oblicze Vesemira. Nie jest to może szczyt finezji, ale bardzo fajnie skonstruowany bohater. Aż by się chciało jeszcze coś z Vesemirem obejrzeć.
Sama animacja w stylu anime. I mimo elementów „dziwnych”, typowych dla dalekowschodnich animacji (jakoś mam wrażenie, że zaprezentowanych akrobacji jednak nawet wiedźmini nie byliby w stanie zrobić) wygląda to przyzwoicie – no może niektóre potwory można było zrobić lepiej. Trochę przyjemność oglądania kopał mi polski dubbing. Szczególnie dubbingowanie bohaterów dziecięcych; cały czas słyszałem dorosłego udającego dziecko.
Podsumowując: jeśli to jest kierunek, w jakim ma się rozwijać uniwersum wiedźminów, to jestem za. Bardziej mi się podobał ten film, niż serial (pewnie właśnie dlatego, że to wreszcie coś nowego, a serial przecież międli opowiadania Sapkowskiego – choć z drugiej strony miło było zobaczyć znanych już bohaterów, nie tylko wspomnianych wyżej, bo pojawia się też elf Filavandrel, tyle że kolor włosów mu się zmienił :D). Więc o ile serial miał naciągane siedem, tu bardzo mocne...
OCENA: 7/10.
Tu o serialu: Wiedźmin, sezon 1 (2019).
Hm, no nie wiem, czy mogę tutaj polegać na pańskim guście... Ja na serialu płakałem prawie z frustracji i dałbym w porywach może 4/10, a tutaj widzę te same nazwiska, co tam.
OdpowiedzUsuńZaręczam, że jest lepiej. Inna rzecz, że jeśli ktoś nie lubi dalekowschodnich animacji, to raczej i ta mu się nie spodoba.
UsuńJeszcze nie obejrzałem. Zachęciłeś mnie, ceny Gospodarzu.
OdpowiedzUsuńI jak wrażenia?
UsuńJeszcze nie widziałem.
UsuńObejrzałem.
UsuńLepsze to, niż serial, choć nadal nie byłem zadowolony.
Pogodziłem się z tym, że nie doczekam już takiej adaptacji Sapkowskiego, którą uznałbym za dobrą. Dziatki moje i wnuki też nie doczekają. A później wiedźmińskie opowieści będą czymś w rodzaju księżycowej trylogii Jerzego Żuławskiego - wpierw trzeba to będzie z polskiego na nasze przełożyć.
Ja nie szukam czegoś na poziomie Sapka, tylko najzwyczajniej chcę wrócić do jego świata, ale nie do jego bohaterów (bo ci już mi się przejedli). I w tym zakresie film spełnił moje oczekiwania.
UsuńA wiesz, że opowieści że świata Sapka czekałby zapewne los świata Gwiezdnych wojen?
UsuńPewnie tak. Właśnie szukam w pamięci i nie kojarzę dzieła, którego literacka kontynuacja pióra innego autora dorównywałaby oryginałowi (wbrew powszechnej opinii, nie uważam, żeby nawet kontynuacje Conana dorównywały opkom Howarda).
UsuńNarażę się wielu, ale uważam, że opowiadanie Marka Oramusa stanowiące kontynuację "Powrotu z gwiazd" Lema jest co najmniej tak samo dobre, o ile nie lepsze od oryginału. Ale z zastrzeżeniem, że stanowi ono rozwinięcie, więc bez oryginału nie mogło zaistnieć.
UsuńWidziałam i jest całkiem udany, chociaż ja wciąż mam problemy z połapaniem się w wiedźmińskim świecie! Dla kogoś, kto nie grał w gry, ani nie czytał książek fabularnie wypada spoko i nie ma niewiadomo jakich nieścisłości, a sam świat jest ciekawy i przyjemny :). Czegoś mi tam zabrakło i momentami nudził, ale zgodzę się z tą mocną siódemką!
OdpowiedzUsuńNiech zgadnę: lekko nudziły retrospekcje z dzieciństwa Vesemira? Jeśli tak, to mnie też, ale chyba duży wpływ miał na to słaby dubbing.
UsuńJuż się przez polski internet przewala wzbierająca fala gównotsunami - punktem zapalnym są a to ciemnoskóre dzieci, a to sama forma tego filmu (anime) - zaiste, niewielkiego kijaszka potrzeba aby wzburzyć to nasze małe, duszne mrowisko :-) ja ocenę daję podobną, 7, a może nawet 8 lub 9 na 10. Ciekawa koncepcja, porządne wykonanie i pewien powiew świeżości sprawiają, że obejrzałem Zmorę Wilka z prawdziwą przyjemnością
OdpowiedzUsuńTeraz bardziej czekam na ten zapowiadany serial animowany, niż na aktorski.
UsuńW sumie to takie anime-nie-anime, bo jednak to robili Koreańczycy, nie Japończycy. Obejrzeć obejrzę, ale chwilę sobie musi poczekać. Na razie czekają na mnie jeszcze dwa sezony "Avatara", jeśli chodzi o animacje, a w sumie chyba wolę najpierw skończyć poprzednie "dziecko" tego studia (bo to chyba jest to samo, jeśli się nie mylę).
OdpowiedzUsuńJaponia: manga - anime.
UsuńKorea: manhwa - aeni.
Chiny: manhua - donghua.
W przypadku zachodnio-koreańskiej produkcji Netflixa najlepiej chyba użyć określenia: animacja inspirowana anime.
Na Zmorę wilka możesz zrobić przerwę od Avatara, to krótki film, a dostępny np. tu (dubbing):
https://www.cda.pl/video/821129919
Albo tu (lektor):
https://www.cda.pl/video/821648908
Ja Netflixa mam, także na luzie sobie to obejrzę wygodnie i z napisami. ;) Też nie chce oglądać tego sama, bo z kimś zawsze lepiej takie rzeczy "wchodzą", a jak ostatnio miałam taką możliwość to jednak w tle poleciała "Troja" i nie wyszło.
UsuńWiedźmini produkujący potwory wystarczyły, miałem dosć
OdpowiedzUsuńMoże nie jest to trafny pomysł, ale z takim sapkowskim dylematem.
Usuń