Tomasza Kołodziejczaka uważam za świetnego światotwórcę – jednego z lepszych w polskiej fantastyce. Ale, niestety, za słabego fabułotwórcę i bohaterotwórcę. Dlatego wolę jego opowiadania od powieści, bo prostota fabuły i bohaterów w krótkiej formie mniej razi.
Zbiór Skaza na niebie zawiera dziewięć opowiadań, z których część była wcześniej publikowana w prasie i antologiach. Mamy tu opowiadania jakby z dwóch szuflad: typowo rozrywkowej (np. Ostatnie przesłanie czy Kropki na mapie) oraz polityczno-futurologicznej. W tych drugich Kołodziejczak prezentuje swoją wizję przyszłości, oczywiście opartą na trendach, które wszyscy widzimy – to nie jest wróżenie z fusów.
Po kolei:
Ostatnie przesłanie
Znowu świetny świat, choć uważny czytelnik dostrzeże bez trudu zapożyczenia od Sapkowskiego (Wiedźmin), Martina (Piaseczniki), Kochańskiego (Zabójca czarownic), chyba również gry Warhammer, a także... Howarda. Bo, niestety, fabuła to znowu czysty Howard. Chyba wiele nie zdradzam, ale takowa fabuła jest jednowątkowa, prosta jak drut, z herosem, któremu żaden wróg niestraszny, a w finale heros rozwala złego czarnoksiężnika lub przedpotopowego potwora (w grach taki superwróg, którego pokonujemy na koniec danego levelu, zwie się chyba bossem). Sztampa.
Mimo tego czytało mi się bardzo dobrze – pewnie lubiany przeze mnie motyw kosmicznych archeologów nie jest tu bez znaczenia. Gatunkowo to science fantasy i cosmic fantasy. Chętnie wróciłbym do tego świata, ale w zbiorze opowiadań, zdecydowanie nie w powieści, bo znając twórczość Kołodziejczaka, sądzę, że znowu dostalibyśmy fabułę ala Conan.
Kurcze, jakby to było fajnie, jakby Kołodziejczak ze swoim światotwórstem i lekkim stylem zawiązał spółkę literacką z kimś, kto dla odmiany potrafi wymyślić fajną fabułę i sensownych bohaterów... Za świat, archeologów i interesujące połączenie SF z fantasy:
OCENA: 7/10.
Zero Waste (H 2.0)
Opowiadanie znane już z Nowej Fantastyki, z pamiętnego numeru, w którym było również Dalian, będziesz ćwiartowany Komudy. Lewactwo podniosło wrzask o Daliana, najwyraźniej Kołodziejczak był dla nich zbyt trudny – nie zrozumieli, a akurat w Zero Waste (H 2.0) mamy znacznie ostrzejszą, celniejszą i lepszą literacko krytykę lewicowej ideologii.
Zdecydowanie najlepsze opowiadanie zbioru – poruszające, przerażające. Pewnie dlatego, że wiarygodne. Każdy z nas jest w stanie sobie wyobrazić, że lewica w końcu (może nawet niedługo) otworzy Okno Overtona dla pomysłów Kołodziejczaka. Świetnie też ukazane „odpadnięcie” starszej rewolucjonistki – rewolucja poszła do przodu, ona została w miejscu.
Dla mnie opowiadanie nr 1 w polskiej fantastyce Anno Domini 2020. Nominacji do Zajdla nie dostało, pewnie z dwóch powodów: jako niesłuszne ideologicznie i do tego napisane przez autora, który Zajdle ma w nosie, więc w ogóle nie starał się o nominację.
OCENA: 9/10.
To był dobry plan
Opowiadanie ewidentnie inspirowane epidemią COVID. Ot, taka wariacja na temat: co by było, gdyby spiskowe teorie dotyczące i wirusa, i szczepionki były prawdziwe. A w miejsce Chińczyków wsadzamy obcych. Do przetrawienia, ale ogólnie słabe, toporne. Można przeczytać – Kołodziejczak pisze od stu lat, więc umie to robić, lektura nie jest bolesna, tym bardziej że krótka (dziesięć i pół strony fabrycznej). Ale to chyba trochę za mało. Poza tym, dla mnie, to opowiadanie mogłoby być wstępem do czegoś większego.
OCENA: 5/10.
Zmierzch nad Weroną
Do pewnego momentu bardzo dobre opowiadanie. Kolejna wizja przyszłości Europy – z zachodem opanowanym przez muzułmanów, wschodem zniszczonym przez Rosję i enklawami pod „opieką” Chin. Przy czym dla Chińczyków Europa jest takim trochę skansenem, w którym – pod turystów – odtwarza się obyczaje znane z rzymskiego antyku.
Napisałem, że dobre opowiadanie do pewnego momentu – niestety, patetyczno-melodramatyczna końcówka psuje cały efekt. Gdyby wywalić końcówkę i pociągnąć opowieść dalej, byłby świetny materiał na serial.
OCENA: 7/10.
Sprawa rodzinna
To znowu szorcik (ok. trzynastu stron) – znowu Kołodziejczak wali z grubej rury, zero finezji. I powtórzę co pisałem o To był dobry plan: Można przeczytać, lektura nie jest bolesna, tym bardziej że krótka. Ale to chyba trochę za mało. Poza tym, dla mnie, to opowiadanie mogłoby być wstępem do czegoś większego, właściwie nawet nie poznajemy zakończenia. Niestety, ale takie krótkie opowiadania zdecydowanie Kołodziejczakowi nie wychodzą.
OCENA: 5/10.
Skaza na niebie
To dłuższe opowiadanie hard SF, w ogóle bez odniesień do naszej rzeczywistości (pewnie, jak się dobrze poszuka i bardzo będzie chciało, to się zinterpretuje pod naszą rzeczywistość). Bohaterowie to obcy, a fabuła dotyczy ich eksploracji kosmosu. I właśnie ci obcy chyba sprawiali mi problem – nie potrafiłem się w to opowiadanie wczuć, losy bohaterów były mi doskonale obojętne. Choć sama kreacja obcego gatunku całkiem interesująca.
OCENA: 6/10.
Zakamarki
Kolejne krótkie opowiadanie (17-18 stron) z tymi samymi słabościami co poprzednie króciaki. Choć ciut lepsze. Ale znowu mamy walenie z grubej rury po lewicy. Tak, zgadzam się, że lewica oszalała, a ich pomysłów normalni ludzie nie powinni traktować poważnie. Ale te krótkie opowiadania Kołodziejczaka są jak felietony z „Do Rzeczy” czy „Gazety Polskiej” pt.: jak wyobrażam sobie straszną przyszłość, którą zgotuje nam lewica.
„Lepszość” tego opowiadania wynika z dość interesującej warstwy hard SF.
OCENA: 6/10.
Spróbuj przekonać „Kolumba”
Kolejne hard SF. To dość stare opowiadanie, po raz pierwszy opublikowane w 1995 roku. Stare, ale jare – nawiązujące do Asimova i jego praw robotyki. Niby nic wielkiego, żadnej fabuły rozciągniętej na pół galaktyki, ot średniej rangi problem na podrzędnej stacji kosmicznej. Czyta się bardzo dobrze, szczególnie kawałki o codziennym życiu mieszkańców owej stacji.
OCENA: 8/10.
Kropki na mapie
To jest opowiadanie (czy też minipowieść, jak chce Głodna Wyobraźnia – sam nie jestem pewien, bo niby stron dużo, ale skład Fabryki Słów, czyli giga czcionka, dużo światła; tu by trzeba policzyć znaki), dla którego kupiłem ten zbiór. To opowiadanie z cyklu Ostatnia Rzeczpospolita, z którego wcześniej dostaliśmy zbiór opowiadań (Czarny Horyzont) oraz powieść (Czerwona mgła) i jeszcze jedną trzecią powieści (Biała Reduta, tom pierwszy z planowanych trzech).
Bardzo lubię ten świat, acz znowu raczej w opowiadaniach, bo powieść Czerwona mgła, tradycyjnie, powtarza conanowski schemat. Białej Reduty nie czytałem, ponieważ – się pochwalę, jaki mądry jestem – miałem obawy, że Kołodziejczak tego nie skończy, więc nie kupiłem. Okazało się, że słusznie: tom pierwszy wyszedł w 2014 roku, kolejne miały wyjść w 2015 i 2016; mamy 2021, a o kontynuacji Białej Reduty cicho).
Niestety, Kropki na mapie to kolejne opowiadanie powielające conanowski schemat. Ale, żeby tylko tyle... Autor postanowił przybliżyć nam świat cyklu, nie wiem po co, bo w trzech książkach zrobił to wystarczająco, a tu nam zaserwował coś na kształt wykładu. Po czym akcja szybko zapycha ku conanowskiemu finałowi na dodatek znowu zrąbanemu patetyczno-melodramatyczną końcówką.
Bardzo słabe opowiadanie, odniosłem wrażenie, że Kołodziejczak w ogóle nie miał na to pomysłu, że jest tym cyklem wypalony. Co być może tłumaczy porzucenie Białej Reduty (a może Kropki na mapie są jakimś fragmentem drugiej lub trzeciej części tej powieści?).
OCENA: 4/10.
* * *
Podsumowując: cztery opowiadania, które warto przeczytać. Cztery na dziewięć – trochę mało. Ale objętościowo dość sporo, bo wśród najsłabszych są trzy króciutkie. Z tymi króciakami jest ten problem, że wszystkie sprawiają wrażenie fragmentów czegoś większego i w tej postaci się nie bronią – wyglądają jak kawałki propagandowe. Wśród słabiaków są też, niestety, chyba najdłuższe Kropki na mapie. Co do jednego opowiadania (tytułowego), mam mieszane odczucia.
I teraz, jak to ocenić? Średnią? Ale średnia to tylko 5,73. Tak niska ocena byłaby jednak krzywdząca dla tych czterech dobrych opowiadań, więc...
OCENA CAŁOŚCI: 7/10.
Czytając miałem poczucie wtórności. To wszystko już było.
OdpowiedzUsuńOstatnie przesłanie
Pierwsze w zbiorze opowiadanie w stylu lat 70. Fascynacja sztafażem nowego świata. Zakochanie w detalach. Brak fabuły, brak pointy. I wtórność: temat obcego artefaktu manipulującego ludźmi dawno temu dużo, duuużo lepiej wykorzystał Oramus w "Hienach cmentarnych" (pierwodruk pt "Tlatocetl").
Zdziwiło mnie, że to bieżąca produkcja. Byłem przekonany, że to jakiś zabytek z początków kariery pisarskiej TK. Dla mnie poniżej progu czytalności.
Zero Waste (H 2.0)
Pierwsze opowiadanie przypominające, że polska SF była swojego czasu bardzo konserwatywna. Dobra wykonanie, ale znowu brakuje świeżości. Toż to (bardzo dobrze zrobiony) sequel Ziemkiewiczowskiej "Szosy na Zaleszczyki". Inne oczywista konotacja: "Przedludzie" Dicka. Inna sprawa, że nie rozumiem, dlaczego to opowiadanie nie załapało się na nominację do Zajdla. Znaczy: rozumiem. Polski fandom strasznie spsiał, ideologia stała się ważniejsza od poziomu artystycznego.
To był dobry plan
COVID ewidentnie, fabuła to tylko pretekst przedstawienia teorii spiskowej. Ale znowu: Clancy był pierwszy. I lepszy. "Rainbow Six". Ale sympatyczna bagatelka. Da się czytać.
Zmierzch nad Weroną
Opowiadanie znane, drukowane w antologii. Bruździ brak motywacji ostatniej decyzji bohatera. Deus ex machina. Znowu dostrzegam zbieżność świata przedstawionego z Ziemkiewiczem - tym razem "Pięknie jest w dolinie" z "Czerwonych dywanów". NB gdybym był wydawcą, zamówiłbym antologię opowiadań z przedstawionego tam świata. Mimo to moim zdaniem najlepszy utwór zbioru.
Sprawa rodzinna
Taka błahostka, w sam raz np. dla Playboya. Podobny plan jak w "Zero waste", ale gorsze wykonanie. Tak, dałoby się to rozwinąć do rozmiarów przyzwoitej powieści. Czyżby opowiadanie pisane do jakiejś antologii kryminalnej? Da się przeczytać.
Skaza na niebie
Znowu lata 70. Wystarczy spojrzeć na imiona własne - tak kiedyś pisano. I znowu czytałem już opowiadanie lepiej realizujące temat przewodni - zderzenie oficjalnego oglądu świata z rzeczywistością. Genialny "Mnich na skraju ziemi" Siniakina w Polsce opublikowane w zbiorku "Zombie Lenina". Dla mnie poniżej progu czytalności.
Zakamarki
I znowu lata 70. A może nawet wcześniejsze. "Mam pomysł naukawy, ale nie chce mi się do niego dorabiać fabuły". To już nie jest literatura. Moim zdaniem najsłabszy utwór tomu.
Spróbuj przekonać „Kolumba”
I znowu lata 70, ale tym razem z pomysłem. Nie wiem kto zrzynał od kogo - w tym samym czasie Piekara napisał cykl opowiadań kosmicznych w bardzo podobnym nastroju. A główny motyw - zapożyczony od Sheckleya. U niego kosmomauta zapomniał hasła i nie mógł dostać się do obozu strzeżonego przez tępego robota. Sheckley lepszy, ale i TK da się czytać.
Kropki na mapie
Lubię świat z cyklu "Ostatnia Rzeczpospolita". Moim zdaniem Knm to obok Zero Waste i Zmierzchu nad Weroną jedyne opowiadania TK, których braku bym żałował. Reszta to literatura niekonieczna. Aha, znowu wyszły korzenie ideowe Kołodziejczaka. Długi cytat w kolejnym komentarzu.
A dzięki za obszerny komentarz, właściwie recenzję.
Usuń"Kapitulacja oznaczała przetworzenie samej osnowy świata. Starcie z powierzchni miast i lasów, zmianę biegu rzecznych koryt i zmiażdżenie górskich stoków, by swym odwiecznym profilem nie przypominały przyszłym niewolnikom o przeszłości. Przeoranie gruntu do skały, wytopienie z niego molekuł pamięci tkwiących w pogrzebanych w ziemi pieczęciach i monetach, szczątkach dziecięcych zabawek i żołnierskich mundurów. Jałowa skorupa nie miała prawa pamiętać, że kiedyś dla przyjemności biegali po niej maratończycy, że deptały ją kopyta husarskich wierzchowców, że toczyły się dziecięce wózki. Balrogi wiedziały, że dopóki fundamenty dawno postawionych domów nadal tkwią okopane w ziemi, a płyty nagrobne, choćby i zapadnięte, leżą szarymi szeregami na jej powierzchni, dopóty nie wezmą w pełnię władzy nowej krainy i nie zniewolą ostatecznie jej mieszkańców. Wystarczy, że któryś człowiek przypadkiem podniesie mały nieugięty guzik i już cała robota na nic, bunt nastąpi prędzej czy później.
OdpowiedzUsuńWięc podbita Polska, tak jak opanowana już wcześniej Francja czy Hiszpania, miała być zmiażdżona i spopielona, zatruta czarną magią i oczyszczona ze wszelkich memów przeszłości, pozbawiona i pamięci, i myśli o czasach, które dopiero nadejdą".
Nie wiem, czy TK zrobił tę podstawkę świadomie, ale opisał neomarksizm. Balrogi to potomkowie ideologiczni Gramsciego.
A widzisz, moim zadaniem, Kołodziejczak przeniósł do świata fantasy podziały z lat 30-40 XX wieku. Balrogi z zachodu to naziści, a urko-hai ze wschodu to komuniści.
UsuńSię nie zgodzę, że Tomek ma w nosie Zajdle, jak napisałeś. Byłem świadkiem jak się jarał, gdy tegoż Zajdla dostał:)
OdpowiedzUsuńAle to było ćwierć wieku temu - w 1996. A od jakiegoś czasu, mam wrażenie, że Fabryka Słów i jej autorzy olewa Zajdle.
UsuńSzkoda że Kołodziejczak nie pisze już dla Nowej Fantastyki :(
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej Lil i Put jest ciągle.
>Szkoda że Kołodziejczak nie pisze już dla Nowej Fantastyki :(<
UsuńBardzo dobrze, teraz to pisemko powinno być ignorowane przez pisarzy i także przez reklamodawców (Kołodziejczak był jednym, i drugim - jako szef Egmontu był jednym z większych reklamodawców dla NF). Niech Rzymowski i s-ka odczują czym zalatuje sojusz z Fedykami.
>Przynajmniej Lil i Put jest ciągle<
A jak ja tego komisu ze słabymi rysunkami i kawałami-sucharami nie trawię, a katowali mnie nim w NF, przestałem kupować - to teraz katują mnie w Relaksie.
Ale faktem jest, że teraz wielu pisarzy SF/fantasy nie ma gdzie publikować. Nie żeby to było potrzebne Komudzie, Piekarze, Pilipiukowi czy Kołodziejczakowi - dla nich honorarium z NF to czapka drobnych. Ale czytelnikom by się przydało. Szkoda, że Fabryka Słów jest tak nastawiona tylko na dojenie, bo - przypomnę - kiedyś wydawali miesięcznik Science Fiction, Fantasy i Horror (dużo by pisać o przyczynach niepowodzenia owej inicjatywy - FS kupiła ten tytuł od Szmidta i trochę zmieniła w swój słup reklamowy, co się skończyło upadkiem po 11 latach wydawania). Może czas na reaktywację?
Ja tam Lila i Puta lubię i rysunkowo i treściowo. Takie a la Christa tylko współcześniej, może trochę więcej dorosłych smaczków i postaci kobiecych. Dłuższe historie z albumów jeszcze lepsze, polecam. W Relaksie też super komiksy Kura i Fijała
UsuńDla mnie cały szum wokół NF naciągnięty choć przez obie strony