Aksel szybko poczuł dezorientację. (...) To nie miało sensu. (str. 123)
Czytelnik może dezorientacji nie odczuwa, ale również ma wrażenie, że to nie ma sensu.
Sikora strzelał wokół do wszystkiego, co nie było nim. (str. 90)
USA chciała pognębić Chiny, bojąc się jej wzrastającej potęgi gospodarczej. (str. 13).
Tak: ta Chiny, ta USA (ta Kopernik i ta Hitler). Już wiecie, że mamy do czynienia z potworną grafomanią (UWAGA! Z informacji w stopce wynika, że książka przeszła redakcję i dwie korekty!)?
Kupiłem ten wyrób książkopodobny zupełnie przypadkowo. Ot, autorka udziela się na grupie krewetkowej, przeczytałem tam jakieś jej porady, zdała mi się sympatyczna; i tak myślę: „Skądś znam to nazwisko”. To dawaj w googla. Czytam, że to pisarka SF, mająca na koncie już osiem książek. Do tego jakieś nowo powstałe wydawnictwo wzywa recenzentów do recenzowania tegoż Genu 56. Opis powieści zachęcał: survival horror SF; lubię, miałem nadzieję na coś w stylu filmu Pitch Black. Dobry ze mnie człek, więc odpowiem na wezwanie wydawcy. I tak nabyłem drogą kupna to coś w Empiku. Hmmm... Okładka taka dosyć bohomazowata, ale nie oceniaj książki po okładce.
Krótko treść: toczy się właśnie czwarta wojna światowa. Niejaki Aksel Sikora coś tam narozrabiał w wojsku, grozi mu odsiadka, ale nieoczekiwanie dostaje ofertę: nie pójdzie do pudła, jeśli zgodzi się wziąć udział w misji na planetę krążącą wokół gwiazdy Proxima Centauri b. Aksel wybiera misję. Zostaje zahibernowany (nie wiadomo po co, skoro lot ma trwać tylko kilka miesięcy – jak to się spina od strony kosztów i ryzyka dla zdrowia zahibernowanych?) i pooooleeeeciał. Po czym się budzi, cała planeta opanowana jest przez wrogie obce formy życia, ale jest też trochę ludzi. Aksel wędruje na szagę i rżnie wszystko co się rusza i nie przypomina człowieka. I właściwie to cała akcja. Wydarzenia popi... lecą na łeb na szyję, nawet nie ma czasu na przemyślenia (inna rzecz, że tu lepiej nie myśleć).
W zamierzeniach autorki, zakończenie miało być przewrotne, ale nie wyszło – Adrianna Biełowiec tak „zręcznie” podrzuca nam tropy, że największy idiota najdalej po kilku stronach (od przebudzenia Aksela) skuma o co biega. Tym samym zamiast zaskoczenia na końcu, czytelnikowi towarzyszą długie rozmyślania nad IQ Sikory, który nie domyślił się.
Strony science tego wyrobu książkopodobnego nawet nie ma co analizować, bo to takie science jak w komiksach Marvela – radosna twórczość bez cienia dbałości o sensowność.
Główny bohater prosty jak budowa cepa, psychologii nie zdiagnozowano. Inteligencji również nie zdiagnozowano (jeśli ktoś z Was weźmie to do ręki, polecam porównać spostrzeżenie bohatera ze strony 123 z jego planami ze strony 125). Aksel wzbudza w czytelniku emocje porównywalne z tymi, które towarzyszą nam przy konsumpcji porannej buły (czyli żadne).
Innych bohaterów brak, mamy tylko statystów: pojawiają się, wygłaszają swoje kwestie i znikają. Ot, Aksel potrzebuje jakichś informacji, to zupełnym przypadkiem spotyka kogoś, kto może ich udzielić; i oczywiście napotkany robi wykład. Dziwnym trafem, nikt nie wpadł na pomysł, żeby oświecić bohatera w kwestii najważniejszej (jakiej – nie będę spojlerował).
Językowo jest to także prościuteńkie, to język z wypracowania ucznia klasy 8 szkoły podstawowej, upstrzony kolokwializmami, ale do tego autorka od czasu do czasu wciska kilka mądrych słówek. Dam próbkę:
Cały pojazd był utytłany wyschniętą posoką oraz wnętrznościami obcych, w które walnął rozpędzony albo których bojówkarze rozwalili po drodze; Aksel miał skojarzenia z infernalnym, abstrakcyjnym grafitii. (str. 80).
Do tego mamy trochę błędów, typu nieprawidłowe używanie posiadać, nieprawidłowe używanie oraz, ale w tym przypadku są to drobiazgi niewarte uwagi – żeby tylko takie zastrzeżenia były.
Gen 56 to minipowieść – sam tekst zajmuje 130 stron, ale z wielką czcionką i ilustracjami. Gdyby to było ciut dłuższe, nie doczytałbym do końca, zanudziłbym się na śmierć.
Podsumowanie: jeśli masz dwanaście lat i czytujesz głównie posty na Instagramie, to śmiało bierz, powinno ci się spodobać. Ale jeśli nie masz dwunastu lat i czytujesz coś więcej, niż posty z Instagrama, omijaj szerokim łukiem.
OCENA: 3/10.
A. Biełowiec, Gen 56, Wydawnictwo Hm, Wojkowice 2023, stron: 140.
Nie działa coś dodawanie komentarza z konta Google. Mniejsza. Zauważyłem opinię na LC. Kupiłem książkę synowi na targach, bo podobał mu się pies na okładce, potem sam czytałem. Uważam, że bardzo przyjemna książka dla dzieci i młodzieży z dużą czcionką i obrazkami. Przytoczone "kulawe" zdania są ironiczne i komediowe, więc jak niby miałyby brzmieć? USA w znaczeniu Ameryka ma formę żeńską.
OdpowiedzUsuńAle z Chinami i "jej" racja. Ktoś się walnął. Jednak reszta książki jest dobrze napisana i absolutnie nie nazwałbym tego grafomanią. Nie ma książek bez literówek. Żeby nie było - nie znam autora ani wydawcy. Zaciekawił mnie jedynie wpis, bo każdy zachwala tę książkę jako rzadki biopunk w Polsce.
Usuń"USA chciała pognębić Chiny, bojąc się jej wzrastającej potęgi gospodarczej." - I co z tego, że USA jest rodzaju żeńskiego? Skoro w drugim zdaniu nie jest podmiotem, a jeśli jest, to nic nie daje, bo wtedy imiesłów jest nieprawidłowo użyty.
UsuńUSA to nie "Ameryka", tylko "Stany Zjednoczone Ameryki" - te Stany Zjednoczone.
UsuńBiopunk? No pewnie ma jakieś elementy, ale tak infantylne i niedorzeczne, jak i cała reszta.
Ze słownika dobryslownik.pl. Może być artykuł niewidoczny, bo to treść płatna. https://i.imgur.com/Y0pxi80.png
UsuńZasadniczo to jest skrótowiec, który ma liczbę mnogą tylko, pluralis tantum, można powiedzieć. A ja ślepa nie zauważyłam, że tam jest dwa błędy w tym zdaniu, a nie jeden, bo USA CHCIAŁY, no i chyba potęgi chin się bały, czyli tych chin - ich potęgi, a nie jej potęgi. Jednym słowem zdanie zje... na maksa.
UsuńAnonimowy
UsuńCzyli tak, jak pisałem: Stany Zjednoczone chciały, USA chciały, a nie "USA chciała".
Błękitny Płomień
Tak, tam są dwa byki.
Autorka, redakcja, dwie korekty ..
:))) I żeby to tylko jeden taki przypadek, gdzie grono "fachowców" poprawia. Pewnie za grubą kasę... Dlaczego ja takie rzeczy robię gratis? W sytuacji, kiedy takich baboli bym nie przepuściła.
Usuń@Błękitny Płomień: Mnie poprawiasz gratis dlatego, że mnie lubisz. Taką mam przynajmniej nadzieję...
UsuńCiebie poprawiam, żeby siary nie było, jak ktoś skojarzy, że się znamy :)
UsuńNie, serio, u ciebie tam za bardzo nie ma co poprawiać
Z tą grubą kasą to nie byłbym przekonany, wszak małe wydawnictwa groszem nie śmierdzą. Ale pewnie jakąś kasę za to wyłożyli.
Usuń3/10 to i tak wysoka ocena. Ja się ostatnio zawiodłam na powieści fantasy pewnego polskiego samowydawcy z talentem do marketingu i aż sobie sprawdzę, czynie masz go nigdzie na blogu, bo rzecz nowa nie jest.
OdpowiedzUsuńDomyślam się, że chodzi Ci o Pawła Kopijera? To dawno temu gdzieś czytałem jego fragment, było to nędzne wybitnie, a do tego zauważyłem jego manipulacyjki na lubimyczytac - z ochnastu kont wstawiane własnym wyrobom oceny 10/10. Przy czym w ogóle nie zadbał o wiarygodność tych ocen. Wrzucę swój komentarz z LCz:
Usuń>Mikolaj - 10/10 (jedyna oceniona przez niego książka).
ArturH - 10/10 (jedyna oceniona książka).
Alan - 10/10 (dwie ocenione książki).
Adam - 10/10 (dwie ocenione książki).
Elżbieta - 10/10 (jedyna oceniona książka).
Ksymena - 10/10 (jedyna oceniona książka).
Marta - 10/10 (jedyna oceniona książka).
Szymon - 10/10 (jedyna oceniona książka).
Paulina - 10/10 (pięć ocenionych książek).
jan - 10/10 (jedyna oceniona książka).
Paola - 10/10 (jedyna oceniona książka).
Sardrak - 10/10 (jedyna oceniona książka).
Sonia - 10/10 (jedyna oceniona książka).
DarekH - 10/10 (jedyna oceniona książka).
Panie Kopijer, nie przegina pan trochę?<
Po moim komentarzu zaczął trochę dbać o wiarygodność - kolejne konta oceniające 10/10 mają po kilka, a nawet kilkanaście ocenionych książek :D
O widzisz, wystarczy dwa trafne określenia i już wiadomo, o kogo chodzi :)
Usuń*wystarczą, niech żyje brak możliwości edycji komentarzy :)
UsuńTo ja dodam, że czytałam to W tym samym czasie, co Vesperą i wraz z jeszcze jednym kolegą mieliśmy podobne odczucia. Korekta i redakcja były (podobno) robione przez przedsiębiorstwo z bardzo rozbudowaną stroną w necie. Nie popisali się. Kiedy autorowi zwróciłam uwagę, że płaci za coś, co jest bublem (owa redakcja i korekta), chciał konkrety. Wskazałam te konkrety - bardzo, że tak powiem konkretnie - w odpowiedzi otrzymałam emotkę "ha, ha, ha". Też się uśmiałam przy czytaniu jego książki, a czkolwiek był to uśmiech politowania.
UsuńAle talentów autopromocyjnych Kopijerowi trudno odmówić. Mierny pisarz, grafoman, a kojarzy go pewnie większość fanów fantasy.
UsuńSwoją drogą, jestem ciekaw jak działania promocyjne na polskim Instagramie przekładają się na sprzedaż książek... Ciekawi mnie to, bo nieopatrznie dodałem do obserwowanych hasztag #polskafantastyka i bez przerwy atakowały mnie wypociny różnych grafomanów.
Trudno mi powiedzieć, bo nie mam insta, tik-toków i takich tam innych. Tylko FB, LC i Wattpad - też jestem grafomanką :D, ale nie fantasy, chociaż z Vesperą współautorzyłam na tematy wampiryczne, ale nasze wampiry... A zresztą, długa historia. Ale fakt, są autorzy, którzy na działaniach marketingowych są w stanie ugrać dużo więcej niż inni na dobrych tekstach - o tempora, o mores...
Usuń(wstawiłam nick tutaj, zamiast z anonima, na przyszłość będzie wiadomo, z kim się gada).
Błękitny płomieniu, fajnie, że masz teraz nicka. A co do kampanii promocyjnych, to jakiś czas temu zapuściłem żurawia na zaplecze jednego Empiku - na regał z zamówieniami. Jako że teraz empik nie pakuje zamówień, widziałem co lud zamawia. Na regale leżały 52 książki, w tym 25 to "Rodzina Monet". Prawie połowa zamówień to jakiś szajs z TikToka i Instagrama. Jak czytam streszczenie tych "dzieł", to już mam wrażenie, że to coś wybitnie debilnego. Może mylne wrażenie...
UsuńNie osłabiaj mnie "Rodziną..." Ale wiesz co? Ja widzę jakieś światełko nikłe, bo już coraz więcej ludzi mówi o tym, że poczytaliby coś innego niż pokłosie "warsztatów" pisarskich.
UsuńNie pomnę już kto, ale ktoś mi rekomendował tego Kopijera. Dzięki za ostrzeżenie.
UsuńBłękitny Płomień
UsuńNo też widzę po allegro i olx, że jest coraz większe zapotrzebowanie na starszą fantastykę, taką z okresu 1980-2015. Ceny tych książek rosną, a niektóre tytuły są już trudne do dostania. Popularność Artefaktów Maga i Wehikułów Rebisu też nie jest przypadkowa.
Istimor Izostar
UsuńZaryzykuję tezę, że mógł to być sam autor :D
Akurat nie, to była jakaś blogerka (chyba, że i pod nią podszył się autor). Tak się jeszcze wetnę, że za popularność starszej fantastyki, poza chęcią czytania czegoś, co jest inaczej napisane, niż te wszystkie hity mediów społecznościowych, może odpowiadać chęć unikania lewicowego ideolo.
UsuńZ tym lewicowym ideolo to rzecz oczywista. Nie po to sięgam po fantastykę, żeby czytać o problemach LGBT.
UsuńNienawidzę ludzkiej manipulacji.
OdpowiedzUsuńW tym przypadku - czytelniczej. Jeśli to prawda z Kopijerem, to jest to nie tyle smutny wybieg, ile żałosny. Niestety ostatnio dosyć często wykorzystywany właśnie na LC. Przez co sama platforma stała się mało wiarygodna, co trochę już przeczy jej istnieniu.
Widziałem już mnóstwo ocen 10/10 najczęściej samowydawcow, ale też tych pomniejszych wydawnictw, które zabijają w butelkę czytelników fake kontami. Taki Waspos swego czasu wypuszczać jakieś książkowe główna, napisane orzez autorkę, która pracowała jako redaktor przy innej książce - zapewne swojej przyjaciółki, która z kolei redagował jej książkę. Takie "dzielą jak "Matylda", czy "Anathema" Nie wiem czy to wydawnictwo jeszcze istnieje, ale schemat kunsztu literackiego jak najbardziej pasuje do tematu tego odcinka.
Możesz kiedyś przeczytać taka Anathemę (groza, dramat?. tak, dramat na pewno), i miałbyś temat na tajny odcinek tutaj.
Pomijając tylkobstracony czas. I może trochę nerwow:)
Pozdrawiam.
Ja stosuję trzy zasady przy czytaniu opinii na lubimy czytać:
Usuń1. Nie czytam opinii sprzed wydania książki i pierwszego miesiąca po wydaniu - to głównie opinie tych, którzy dostali od wydawcy/autora gratisowy egzemplarz i czują się zobowiązani do wygłoszenia hymnu pochwalnego. Nie dotyczy to wszystkich recenzentów współpracujących z wydawcami, ale pewnie z 90% tak postępuje.
2. W ogóle nie czytam opinii pod książkami wydanymi w self publishing i i w wydawnictwach bardzo małych (po co mi czytać, jak widzę dziewięć "recenzji" z opiniami od 8/10 do 10/10? Przecież wiadomo, że to reklamy, a nie uczciwe opinie.
3. Czytanie opinii ustawiam wg oceny od najniższej (no trzeba przemielić trochę takich, których autorzy nie zechcieli wystawić oceny).
Anathema - autor Piotr Podgórski?
Tak. Podgórski.
UsuńChyba tego nie przeczytam, no może jeśli dorwę w bibliotece.
UsuńTo ze strzelaniem do wszystkiego, co nie jest bohaterem, to przecież hołd w stronę recenzji Smuglera z CDA. Cała książka jest pełna takich smaczków.
OdpowiedzUsuńO widzisz, dowiedziałem się, że istnieje jakiś Smugler. Tylko z nawiązaniami w literaturze pięknej jest tak, że powinny być zrozumiałe dla wtajemniczonych i niewidoczne dla niewtajemniczonych. Jeśli masz rację, to tu nawiązanie jest widoczne, ale niezrozumiałe.
UsuńZ nawiązaniami tak już jest, że każdy wyłapie coś innego. A uważam, żeby dawano w literaturze też mniej znane, niż tylko jakieś popularne jak Gwiezdne Wojny czy Orwell. Tu jest fajne spektrum popkultury od lat 80, po gry dzisiejsze typu Doom Ethernal, jak gdzieś pisała autorka. Nawet opisane lokacje w powieści są to mapy czy misje z gier komputerowych. Niby to książka dla dzieci i nastolatków, by je z tym wszystkim zapoznać, ale dobrze też powinny się bawić dziady jak ja po 30 ;)
UsuńDziękuję za kolejną pozycję do omijania. Ostatnimi czasy same takie potworki moje panie bibliotekarki mi podsuwają, aż mnie znosi w stronę literatury faktu.
OdpowiedzUsuńOdradzam:
Magdalena Kozak - Minas Warsaw
Alexandra Christo - Pieśń syreny
Jan Łada - W nawiedzonym zamczysku
i szczególnie:
Paweł Kolarzyk - Niko.
Ten pan od "Niko" też się ostro reklamuje na wszelakich socialach.
UsuńDla "pana od Niko" zapisałem kilkanaście stron w zeszycie z cytatami, z co większymi babołami. Wymiękłem pod koniec książki, jak po raz kolejny Word mu, bądź "korektorce", nie poprawił "na prawdę".
UsuńAle co Wy za herezje opowiadacie - ten Niko to musi być arcydzieło, wszak na LubimyCzytać ma 8,2/10! Za parę lat autor Nobla dostanie :D
Usuń"W nawiedzonym zamczysku" akurat jest bardzo w porządku. Autor od lat nie żyje, więc mi nie zapłacił :D.
UsuńPotwierdzam.
Usuń"W Nawiedzonym Zamczysku" naprawdę fajnie się czytało. Było jednak czuć ten literacki sznyt, pomimo, ze autor z tego co pamiętam, to był księdzem piszącym pod pseudonimem. Nie była to jakaś wybitna proza, ale też zupełnie niesłusznie jest tutaj postawiona w jednym rzędzie z tymi pozostałymi gniotami. Oczywiście wg mnie, więc luz ;)
Jan Łada to pseudonim Jana Gnatowskiego, który był nie tylko księdzem, lecz również historykiem sztuki i filozofem.
Usuń