Łączna liczba wyświetleń

piątek, 22 grudnia 2023

Jack London, Szkarłatna dżuma i inne opowiadania (Mistrzowie Horroru i Fantastyki)

Od paru miesięcy wychodzi kolejna kolekcja Hachette: Mistrzowie Horroru i Fantastyki. Jak dotąd ukazują się tam głównie odgrzewane kotlety, najczęściej z domeny publicznej (czyt. za darmo), z tłumaczeniami w miarę możliwości także z domeny publicznej. Jadą po taniości, ale nie dla czytelnika, bo dla nas cena jest dość słona – takie odgrzewane kotlety, byle jak wydane (o tym niżej), Hachette wyceniło konkretnie, bo 39,99 zł za tom.

Nie lubię robić za jelenia, więc uznałem, że z tej kolekcji kupię co najwyżej te tomy, które i tak nabyć chciałem. Jak dotąd wyszedł jeden taki, przy czym – za przeproszeniem – wdupiłem. Miałem tę Szkarłatną dżumę na liście zakupowej, więc kupiłem od Hachette, po czym kupiłem jeszcze raz od Stalker Books – po prostu, Wojtek Sedeńko zrobił miłą promocję na swoje antologie i wrzuciłem do koszyka chyba z pięć, w tym Po katastrofie, gdzie właśnie ta nowelka Londona także jest zamieszczona.

Fakt, w wydaniu Hachette mamy jeszcze pięć opowiadań i coś esejopodobnego, jednak nie są to dzieła, na które warto wydać cztery dychy.

Zanim przejdę do treści, parę słów o poglądach Londona, bo w niektórych opowiadaniach propaguje je aż natrętnie. Otóż London określany jest jako socjalista, co jest eufemizmem, bo był to po prostu komuch jak ta lala. I w niczym komunistyczne poglądy nie przeszkadzały mu w fascynacji ideą Nadczłowieka z pism Fryderyka Nietzsche, wyznawaniem społecznego darwinizmu i rasizmu. Gdyby London tworzył współcześnie, to byśmy go uznali za skrzyżowanie komucha z naziolem.

***

Szkarłatna dżuma

Obecne zaludnienie Ameryki obliczam na trzysta pięćdziesiąt do czterystu ludzi... (str. 56).

No i to jest dzieło wciąż warte lektury. Postapo dziś bardzo modne, niekoniecznie było takie w czasach Londona (choć Wehikuł czasu Wellsa to też potsapo, tylko bardzo dalekiego zasięgu). Co ciekawe, po epidemii COVID londonowa wersja apokalipsy jest nawet na czasie. Na razie obroniliśmy się, ale kto wie co będzie przy kolejnych epidemiach, a te na pewno nastąpią.

Tytułowa szkarłatna dżuma wybiła niemal całą ludzkość. Człowiek był bezbronny, bo choroba niszczyła zbyt szybko – nie dała czasu na znalezienie antidotum.

Wydania z 1927 i 1978 roku. Szkarłatna dżuma była wydawana po polsku wielokrotnie w dwóch tłumaczeniach: starszym Kuszelewskiej (wykorzystanym przez Hachette oraz w wydaniach z 1927 i 1994) i młodszym Władysława Brykczyńskiego (wydania z 1978 i 2015/2019). UWAGA! Tomy opatrzone tytułem Szkarłatna dżuma mają różną zawartość

Nowela ma dwa plany czasowe. „Teraz”, kilkadziesiąt lat po apokalipsie. Mamy staruszka i jego trzech wnuków. To dzicy ludzie, nieokrzesani, nawet ludzka mowa stała się prymitywna. Ich dobytek, oręż przypomina czasy wczesnej epoki żelaza w naszych dziejach – cofnęli się o kilka tysięcy lat.

Taka refleksja: współcześnie w dziełach postapo ludzie po katastrofie najczęściej starają się odbudować cywilizację czy chociaż jej namiastkę. W dawniejszej fantastyce (czy to u Londona, czy u Wellsa) raczej wracali do kultury i organizacji z zamierzchłych czasów – sprzed powstania państw. Wskakiwali w to ochoczo i taplali się w tym, jak dziki w bajorze. Może to odbicie mitu szlachetnego dzikusa – może to mają być jedynie słuszne warunki życia ludzi?

Wydanie z 1994 roku i antologia Wojtka Sedeńki (wydanie z 2015 w Solaris i 2019 w Stalker Books), w której znalazła się nowela Szkarłatna dżuma

Staruszek opowiada wnukom o czasach przed apokalipsą i samej apokalipsie – i tu mamy drugi plan czasowy. Cóż, apokalipsa, jak apokalipsa, zawsze wygląda podobnie. Ludzie starają się ratować siebie i swoje rodziny, niektórzy wyróżniają się bohaterstwem, inni zmieniają w ludzkie świnie.

Bez wątpienia to bardzo ważna pozycja w rozwoju fantastyki postapokaliptycznej. I wciąż dobra, wciąż czyta się z przyjemnością. Polecam, acz niekoniecznie w tym wydaniu.

OCENA: 8/10.

***

Czerwony bóg

Już to kiedyś czytałem, zresztą mam w swojej biblioteczce w antologii Droga do science fiction (więc tym bardziej zakup od Hachette bezsensowny).

Ciekawa sceneria: Wyspy Salomona. Biały naukowiec wpada w ręce miejscowych dzikusów (których London zwie Buszmenami – dawniej Buszmen był chyba synonimem Murzyna/czarnego, dziś Buszmanami zwiemy tylko południowoafrykański lud San posługujący się językami khoisan). I ta sceneria to właściwie wszystko, co interesujące. Poza tym mamy wątek tytułowego czerwonego boga, trochę jak z Lovecrafta, ale słabiej.

Czerwony bóg dał tytuł zbiorowi opowiadań Londona z 1927 roku. Obok drugi tom antologii Droga do science fiction, w której również jest opowiadanie Czerwony bóg

Ze współczesnego punktu widzenia jest tam sporo rasizmu.

OCENA: 6/10.

***

Wróg świata

Szalony naukowiec przeciwko światu... Było ich już na pęczki, więc pomysł większego wrażenia nie robi. Wykonanie także. Na koniec akapit mający zapewne umoralnić czytelnika. Słabe to.

Wróg świata dwukrotnie był wydawany jako tytułowe opowiadanie zbiorów Londona, w 1925 i 1927 roku (znalazłem jeszcze informację o wydaniu z 1930, ale samego wydania nie widziałem – na Allegro pojawiło się tylko raz oprawione wspólnie z innym zbiorem Londona: Córka nocy; możliwe, że jest to wydanie z 1925 lub 1927 roku błędnie oznaczone)

Do tego jest to opowiadanie z akcją umieszczoną w przyszłości (napisane w 1908 roku, a akcja toczy się w latach trzydziestych i czterdziestych XX wieku). London jednak zdecydowanie daru proroczego nie miał – mamy w opowiadaniu króla i królową Portugalii (monarchię obalono tam w 1910 roku), monarchią są też Niemcy (gdzie cesarza obalono po I wojnie)...

OCENA: 4/10.

***

Cień i błysk

Dalej w kręgu szalonych naukowców. Tym razem dwóch rywalizujących ze sobą. Kuriozalne wynalazki. Chyba to ma być ostrzeżenie przed wykorzystywaniem nauki w niecnych celach. Słabiuteńko.

W 1927 roku opowiadanie Cień i błysk zostało zamieszczone w zbiorze Żółwie Tasmana

OCENA: 4/10.

***

Siła silnego

Coś nowego, bo mamy tu opowiadanie prehistoryczne. Które jednak nawet w momencie powstania, z historycznego punktu widzenia sensu nie miało. Ale Londonowi nie chodziło o realizm, tylko o pokazanie mechanizmów, które – jego zdaniem – rządzą światem. Żeby nam je ukazać, przegonił ludzkość od hordy australopiteków do XIX-wiecznego kapitalizmu w dwa pokolenia. Słaba, komunistyczna agitka.

OCENA: 3/10.

***

Marzenie Debsa

Mokry sen komuszka. Klasa robotnicza strajkiem (bez przemocy; pokojowi komuniści to zarazem oksymoron i element fantasy) wymusza zmiany. Jest trochę lepiej przez pewne elementy postapo. Można przeczytać.

OCENA: 6/10.

***

Niesłychany najazd

To nie jest beletrystyka. To futurologiczny esej (dawniej nazywano to historią spekulatywną, sam używam określenia: gdybologia) o popularnej od połowy XIX wieku tematyce „żółtego niebezpieczeństwa”. Otóż ludzie Zachodu zdali sobie sprawę, że demograficznie rasa żółta dominuje nad białą, do tego Daleki Wschód to nie Afryka – nie region „od zawsze” zacofany, lecz jedynie chwilowo pogrążony w kryzysie. Zachód bał się przebudzenia Dalekiego Wschodu, a wygrana przez Japonię wojna z Rosją (1904-1905) była potwierdzeniem zasadności owych obaw.

Esej Londona opublikowany został w 1910 roku – pokazuje, jak autor wyobrażał sobie stosunki Zachodu z Chinami aż po rok 1987. Chiny – mając wywalone na Zachód – budują swoje imperium w stylu, który dziś byśmy określili chyba wojną hybrydową z użyciem broni D (demograficznej). Kiedy Zachód orientuje się, co się dzieje, jest już za późno na „humanitarne” rozwiązania. Pomóc może jedynie broń B (biologiczna) i wybicie większości Chińczyków...

To akurat dość ciekawy kawałek i w pewnym sensie wciąż aktualny, wciąż na Zachodzie obecny jest strach przed „żółtym niebezpieczeństwem” (pomijając politykę, w literaturze choćby w opowiadaniu Kołodziejczaka Zmierzch nad Weronąo którym tu).

Dla mnie było jeszcze coś interesującego. Otóż ludzie Zachodu (a może nie tylko Zachodu, ale teraz o Zachód chodzi) mają tendencję do oceniania innych swoją miarą. My chcemy pokoju, demokracji i dobrobytu, czyli wszyscy tego chcą. I potem w zderzeniu np. z muzułmanami, którzy mają inne priorytety, człowiek Zachodu stoi z rozdziawioną gębą, portkami opuszczonymi do kolan i nie wie „jak to się stało”. Właśnie w eseju Londona znalazłem pewne ostrzeżenie (choć zbyt daleko idące) przed takim ocenianiem ludzi z innych kręgów kulturowych. Warto przeczytać.

Ale znowu London nie popisał się jako prorok – np. szacował, że w 1970 roku Chiny będą miał pięćset milionów mieszkańców, w rzeczywistości miały około osiemset milionów.

OCENA: 7/10.

***

Teraz o wydaniu. Że Hachette to partacze, wiadomo nie od dziś. O jakości korekty w tym wydawnictwie kiedyś pisałem (o tutaj). To znaczy trudno mówić o jakości czegoś, czego nie ma – tomiku Londona żaden korektor nie dotknął. Obstawiam, że grafik ściągnął pliki (może nawet z Chomika czy Docera) i po prostu poskładał. A skąd to wiem? Ano stąd, że w jednym opowiadaniu są łączniki w środku wyrazów. Jak przerabiacie pdf na inny format (choćby docx) to tam, gdzie w pdf było przenoszenie – w docx zostanie łącznik nawet jeśli wyraz znajdzie się tym razem w środku wersu. Korekta to powinna poprawić, ale korekty nie było.

Oczywiście to nie są wszystkie błędy. Jest masa nosówek bez ogonków (a zamiast ą, e zamiast ę), zamiast „miał syna” jest „miot syna” (kolejny błąd wynikający zapewne z przerabiania pdf-a), zamiast „nasza ziemia” jest „nasze ziemia”, zamiast „galwanoplastycznym” jest „galwanoplastyczoym”. I tak dalej, i tym podobnie...

Czy warto ten zbiór nabyć... Nie, za tę cenę, nie warto. Podobnie zresztą jak i większości tych tomików. Cena wysoka – jakość partacka. Sam zamierzałem kupić jeszcze nietłumaczoną dotąd na polski powieść apo/postapo Mary Shelley Ostatni człowiek, ale w Hachette stwierdzili, że na takim tytule mogą trochę kasy przyciąć i podobno ma być podzielony na dwa woluminy. Osiemdziesiąt zł za taką ramotkę i bez korekty? A wsadźcie sobie ją tam, gdzie lewarek*.

Opowiadania fantastyczne Londona znalazły się w zbiorach wydanych w 2022 roku przez CM. W tomie Biała cisza mamy: Czerwony Bóg, Cień i błysk oraz Marzenie Debsa; w Mistrzu tajemnicy jest Wróg świata

Tłumaczenia przedwojenne; o ile Stanisławy Kuszelewskiej mają fajny stary sznyt, o tyle Romana Celińskiego bywa, że się czyta dość ciężko. Oceniam tylko jakość literacką, jakość wydania pomijam:

OCENA: 6/10.

J. London, Szkarłatna dżuma i inne opowiadania, tłum. S. Kuszelewska, M. Andrzeykowicz i R. Celiński, wydawnictwo Hachette [kolekcja Mistrzowie Horroru i Fantastyki, t. 9], Warszawa 2023, stron: 174.


* Suchar o lewarku:

Facet potrzebował pożyczyć lewarek od sąsiada. To idzie do niego, po drodze myśli: Taa, na pewno mi nie pożyczy, ma nowy, to będzie mu szkoda. I tak coraz bardziej się nakręca: Nie pożyczy, przecież to buc i skąpiradło.
W końcu doszedł. Dzwoni do drzwi. Sąsiad otwiera, a nasz bohater od razu wypala:
– W dupę se wsadź ten lewarek.



Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

2 komentarze:

  1. Świetna analiza - dzięki, bo też się właśnie zastanawiałem czy to kupić ze względu na dodatkowe teksty poza Szkarłatną dżumą ( tą mam już w dwóch wydaniach) i teraz już wiem że nie warto. Zresztą nie tylko ten tom ale większość z tej kolekcji wydał już dużo lepiej Vesper albo C&T w swoich tanich a znakomitych zbiorkach opowiadań. W temacie Londona polecam moim zdaniem najlepszy zbiór jego opowiadań " Za zdrowie wędrowca na szlaku i inne opowiadania" - stare wydanie zbierające 33 opowiadania na blisko 500 stronach które można kupić za grosze choćby na allegro.
    A w temacie antologii Sedeńki to najtaniej (o ile mi wiadomo) można je dostać, o dziwo, w Tantisie bo np. antologie "Po katastrofie" kupiłem po 40 i 46 zł ( odpowiednio tom 1 i 2 ), Klasyka radzieckiej fantastyki za 52 zł czyli sporo taniej niż u Sedeńki na promocji ( problem jest tylko taki że okropnie w Tantisie mieszają cenami i zmieniają je praktycznie co kilka dni więc trzeba mieć trochę cierpliwości ).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do antologii Sedeńki w innych księgarniach (poza firmową eSeF) to niedawno wypowiadał się o tym, że po 1) była to ograniczona ilość, po 2) sytuacja wyjątkowa. Czyli raczej kolejnych rzutów nie będzie.

      Właśnie kupiłem w grudniu m.in. "Po katastrofie 1" i "Po katastrofie 2" i widzę, że przepłaciłem, bo kosztowały mnie odpowiednio: 44,25 i 69,99 zł...

      Co do wydania Hachette, to wszystkie te tytuły były już wcześniej wydane po polsku i to chyba wielokrotnie, za wyjątkiem "Niesłychanego najazdu", bo nie wiem czy to było wznawiane po wojnie - przed wojną było w tomiku "Wróg świata" (na pewno w tym z 1927 roku, czy w 1925 też, to już nie mam pojęcia).

      Usuń