Książka kupiona już jakiś czas temu, pewnie długo leżałaby na kupce wstydu, gdyby nie przypadek. Ktoś (konkretnie user Shedao Shai) popełnił był na Katedrze minirecenzję innej książki tegoż autora, Początek podróży (space opera). To myślę: kupię, sprawdzę. Ale okazało się, że po pierwsze, to początek sześciotomowego cyklu Hajmdal, po drugie, wydawanego przez Drageusa, który jako żywo nie kojarzy mi się z dobrą literaturą, wreszcie po trzecie, tom pierwszy jest trudny do dostania, a na Allegro ma konkretne ceny. To zanim rzucę się na poszukiwania, najpierw sprawdzę czy ów Domagalski pisać umie (wcześniej jakoś go omijałem, bo kojarzył mi się z kolejną taśmą produkcyjną z Fabryki Słów i Drageusa, po części słusznie).
I przypomniało mi się, że na kupce wstydu leży inna powieść tego autora, tym razem nie space opera, a anielska fantasy: Angele Dei. Przeczytałem i od razu zaznaczę, że rzeczony Domagalski egzamin zdał, acz bez fajerwerków. Zresztą fajerwerków nie oczekiwałem, miałem tylko sprawdzić czy autor umie sprawnie napisać coś rozrywkowego.
Akcja powieści toczy się nie w never never landzie, a w naszym świecie. Konkretnie na trzech polach czasowych:
Pierwsze w VI wieku przed naszą erą, kiedy babiloński władca Nabuchodonozor oblega i zdobywa Jerozolimę, stolicę królestwa Judy. Tu głównym bohaterem jest nastoletni Habakuk, uczeń proroka Jeremiasza. Jego zadaniem jest pilnowanie Arki Przymierza, którą udało się wywieźć z Jerozolimy i ukryć przez Nabuchodonozorem.
Drugi wątek zaczyna się w 1228 roku. Znowu Arka, tym razem opiekę nad nią musi sprawować młody rycerz Hugo von Salza, brat Hermanna von Salza, wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego.
Trzeci toczy się w roku 2016, a jego bohaterem – i kolejnym opiekunem Arki – jest pisarz Marek Burzyński.
Przed kim i dlaczego należy chronić Arkę, to już Wam nie zdradzę, bo popsułbym lekturę. W każdym razie w powieści pojawiają się anioły (i te jedynie słuszne, i te upadłe), demony, a pod koniec także inne istoty rodem z mitów (w tym miejscu od strony logiki pruje się to jak stare gacie).
No czyta się to, jest sprawnie napisane. Tyle że jakoś żaden bohater nie wywołał we mnie jakichkolwiek uczuć (sympatii, antypatii, wkurzenia – czegokolwiek). Może to za sprawą rozbicia na trzy wątki? Sama fabuła nawet mnie wciągnęła (w końcu doczytałem do ostatniej strony), ale znowu bez szaleństw.
I zdecydowanie na minus pomysł na prapoczątek całej historii, niestety, tak oklepany i eksploatowany, że bardziej się chyba nie da. Nie tylko w tym przypadku miałem wrażenie, że już gdzieś to czytałem, ewentualnie widziałem (np. w serialu Supernatural). Zakończenie miało być zaskakujące i właściwie było, tyle że samo zaskoczenie jeszcze nie przesądza, że to było dobre, bo było takie sobie.
Ostrzeżenie: powieść może urażać uczucia religijne wierzących (moich nie uraża, bo ich nie ma, no chyba że ktoś mi tu napsioczy na Kolejorza, to będę bezwzględny). I jeszcze jedno: Bóg z Angele Dei mało ma wspólnego z Bogiem nowotestamentowym, bliżej mu do Starego Testamentu.
* * *
Co mnie zdziwiło: autor często pisujący powieści odwołujące się do historii, niestety, nie jest historycznym orłem. Przy czym jego wiedza jest zdumiewająca: czasem wykazuje dość szczegółową, a czasem wywala się na elementarzu.
Kilka przykładów. Już na początku wątku nr 2 mamy potężny krzyżacki zamek Montfort, siedzibę wielkiego mistrza zakonu krzyżackiego. Ale akcja toczy się w 1228 roku, budowę twierdzy rozpoczęto w 1227 (lub, jak chcą inni, w 1228 lub 1229). Przy czym dopiero w 1229 roku w traktacie chrześcijan z muzułmanami zezwolono na budowę zamku w Montfort, a w 1230 papież udzielił odpustu dziesięcioletniego na rzecz tej inwestycji. Prace budowlane zakończono dopiero w 1240. To jakoś słabo widzę tę potężną twierdzę z 1228 roku, to raczej był plac budowy.
Słusznie Domagalski kładzie założenie zakonu krzyżackiego na okres III krucjaty, tyle że ta krucjata nie była w 1208 roku (str. 18), lecz w latach 1189-1191. I wcale nie wtedy papież podarował krzyżakom Montfort – ziemie te Zakon kupił w 1220 roku od spadkobierców Joscelina III de Courtenay, tytularnego hrabiego Edessy.
Dalej, przeciwnikami cesarza Fryderyka II Hohenstaufa na Cyprze kierowała nie Alicja z Szampanii, lecz Jan z Ibelinu. Zdaje się, ale tu pewności nie mam, że w czasie „wizyty” Henryka, Alicji w ogóle nie było na Cyprze (tu trzeba pamiętać, że pobyt cesarza na wyspie był dość krótki – przybył 21 lipca 1228, a już 7 września tegoż roku jego statek dobił do portu w palestyńskiej Akce). Wstawienie Alicji zapewne jednak nie jest błędem, bo ma jakieś uzasadnienie dla fabuły.
Błędem za to jest pisanie, że przed 1228 rokiem cesarz podarował krzyżakom Prusy. Dziś wiadomo, że dokument opatrzony datą „1226” (tzw. Złota bulla z Rimini) w rzeczywistości powstał około 1235 roku i został antydatowany.
O ile te powyższe pomyłki są może mało istotne, zwłaszcza z polskiej perspektywy, o tyle kolejna jest kompromitująca dla kogoś piszącego o XIII wieku: dwukrotnie powtórzone (str. 100 i 339), że żoną Konrada Mazowieckiego była jakaś „dobra i cnotliwa chrześcijanka” Jadwiga. Jest to byt nieznany źródłom – żoną Konrada była ruska księżniczka Agafia, a jej dobroć jest nader wątpliwa (Jan Długosz pisał o niej: „rozwścieczona”, „żądna krwi kapłańskiej”, „druga Jezabel” – Jezabel to postać biblijna, pogańska żona Achaba, króla Izraela; prześladująca wiernych Żydów, sprawczyni wymordowania większości proroków; w Nowym Testamencie występuje jako fałszywa prorokini zachęcająca wiernych do pogaństwa i rozpusty). Czyżby autor pomylił Piastów? Bogobojna i świętobliwa Jadwiga byłą żoną Henryka Brodatego.
Kolejny błąd (str. 339): Krzyżacy dostali od Konrada Mazowieckiego w „dzierżawę” ziemię chełmińską i michałowską. W rzeczywistości otrzymali tylko kasztelanię chełmińską (nie obejmowała całej ziemi chełmińskiej) w formie tzw. kościelnej kasztelanii majątkowej. Ziemię michałowską krzyżacy pozyskali dopiero w 1303 roku jako zastaw pod pożyczkę udzieloną księciu inowrocławskiemu Leszkowi, a wykupili ją od tegoż Piasta w 1317.
I co do starożytności, gdzie moja wiedza mniejsza, stąd wyłapywanie byków trudniejsze, ale...
Enlila i Ninlil Domagalski zwie „bogami akadyjskimi” (str. 281) – w rzeczywistości były to bóstwa Sumerów, faktycznie przejęte przez Akadów, ale pod zmienionymi imionami: jako Ellil i Mullilu.
I tak mam poważne wątpliwości czy Lidia na pewno leży na południe od Medii (str. 259)... Sam bym rzekł, że na zachód, ewentualnie nawet na północny-zachód, ale na pewno nie na południe.
Czy na pewno Lidia (niebieskie) leży na południe od państwa Medów (żółte)? |
Te błędy historyczne są w dużej mierze niezrozumiałe, bo można było ich uniknąć choćby wchodząc na Wikipedię...
* * *
Podsumowując: jest to nader przeciętna książka, ale pokazująca, że autora stać na napisanie czegoś dobrego. Stąd, jak widać, w mojej biblioteczce przybyło:
Z punktacją miałem trochę problemów, bo z jednej strony po wszystkim co wyżej napisałem, pięć to maks. Z drugiej jednak strony nie najgorsze pióro i jednak pewna oryginalność sprawiają, że mam opory przed tak niską oceną. Zatem z mieszanymi odczuciami i naciągając:
OCENA: 6/10.
D. Domagalski, Angele Dei, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2016, stron: 400.
Inne tego autora:
Zob. też:
Ja też bym powiedziała, że na zachód. Czyżby autor nie umiał odróżnić strony lewej od prawej? Podobno coraz więcej ludzi ma z tym problem. :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie zupełnie nie rozumiem tych błędów, szczególnie geograficznego (Lidia - Media) i żony Konrada Mazowieckiego, przecież to parę sekund i google zweryfikuje...
UsuńPardon, że w ogóle nie w temacie - chociaż można na upartego przyporządkować pytanie do nawiązania do historii ;) - ale o co chodziło z tym wtrętem o Kadłubku w komentarzu o Stenbergu Twardocha?
OdpowiedzUsuńPytam, bo bardzo cenię Twardocha, ale nie wiem do końca za co. Czy za jego twórczość, czy za to, że mnie ta twórczość w zasadzie jednocześnie drażni - poszczególne książki (Wieczny Grunwald czy Drach)
Zbigniew Kadłubek napisał posłowie. To skrajnie lewicowy aktywista (także dr hab. nauk humanistycznych). Wmieszał w to szeroko rozumianą politykę oraz dał wyraz swojej megalomanii i nienawiści do rodaków niepodzielających jego światłej i jedynie słusznej wizji świata ("Książce Twardocha pomógł czas, pomógł polski fanatyczny klerykalizm, parafianizm troglodycki, pomogły afery kościelne i polityczne zbutwienie"). Ale nie można zbyt wiele wymagać od przedstawiciela lewactwa troglodyckiego.
UsuńI po co te bzdety zamieszczać? Żeby czytelnik nie wyciągał własnych wniosków, trzeba mu zaznaczyć co ma myśleć?
Właśnie, czy może mógłbyś napisać jakąś notkę (popartą oczywiście literaturą) o postaci Agafii? Bo zetknąłem się z domysłami, że to co o niej Długosz pisał to w dużej mierze czarna legenda, rad bym poczytał, co znawca okresu uważa.
OdpowiedzUsuńSię pisze :)
Usuń