Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 22 lutego 2021

Dalej jest noc – szokujące manipulacje materiałem źródłowym

O tej książce pewnie każdy z was słyszał – była promowana w mediach (podobnie jak i poprzednie Jana Grabowskiego i Barbary Engelking). Dodatkowo została nagłośniona procesem, jaki autorom wytoczyła Filomena Leszczyńska – bratanica Edwarda Malinowskiego, który w latach II wojny był sołtysem w Malinowie na Podlasiu. Malinowskiego autorzy książki oskarżyli o obrabowanie Żydówki Estery Drogickiej oraz że jest on współwinny śmierci kilkudziesięciu Żydów, którzy ukrywali się w lesie i zostali wydani Niemcom.

Lewa strona sceny polityczno-medialnej na ów proces zareagowała histerycznie – przyznam, że nie rozumiem czego oni chcą. Wolne sądy, wolne sądy, ale dla Warszawki, a starsza pani z Podlasia won? A może chcą w ogóle zablokować wytaczanie procesów cywilnych o naruszenie dóbr?

W każdym razie, jak wiadomo, proces w pierwszej instancji zakończył się wygraną Filomeny Leszczyńskiej, co było zachętą do przyjrzenia się pracy Jana Grabowskiego i Barbary Engelking. Znaczy, już wcześniej ją analizowano, ale nie przebijało się to do powszechnej opinii, bo analizującym łatwo było przykleić gębę prawicowych oszołomów. Ale po wyroku sądu, który uznał, że Grabowski i Engelking nie zachowali należytej staranności i rzetelności, już nie tak łatwo zbyć krytyków prostym: A to prawicowe świry.

Filomena Leszczyńska (screen z Warto rozmawiać; tak samo trzy screeny poniżej)

Okazało się, że państwo „naukowcy” w sprawie sołtysa Malinowskiego dotarli tylko do trzech źródeł, na sześć istniejących. A z tych trzech wykorzystali tylko jedno – to niekorzystne dla sołtysa. Co ciekawe, pominęli źródła powstałe krótko po wojnie, a oparli się na relacji Estery Drogickiej z 1996 roku! Co jeszcze lepsze: ten i tak uszczuplony materiał źródłowy, przykrawano chyba pod z góry przyjętą tezę. Przykładowo z tej relacji Estery Drogickiej wycięto pogrubiony i podkreślony fragment:

W czasie okupacji niemieckiej ukrywałam się jako Żydówka w lesie koło Malinowa. Nikt mnie nie chciał przyjąć do domu. Weszłam więc do sołtysa Malinowskiego i ten mnie przyjął. Parę dobrych tygodni ukrywałam się w stodole u Malinowskiego, a on mnie karmił, mimo że byłam bez grosza.

Jest to dość istotne pominięcie, bo Malinowskiemu zarzucono też, że co prawda uratował Esterę Drogicką, ale z chęci zysku – zabierając jej pieniądze.

Innym problemem jest to, że autorzy stworzyli dwugłowego potwora – jednej postaci przypisali czyny dwóch Edwardów Malinowskich z Malinowa.

I może by można uwierzyć, że to zwykłe błędy w sprawie nie mającej większego znaczenia dla oceny całości pracy, gdyby nie dr Piotr Gontarczyk. Właśnie on był jednym z gości Warto rozmawiać. To co przedstawił – zszokowało mnie i jako historyka, i jako dziennikarza. Gdyby mój podwładny w redakcji zrobił coś takiego, jak Grabowski i Engelking, to by wyleciał z pracy w trybie dyscyplinarnym.

Otóż Piotr Gontarczyk zaprezentował dwa spreparowane przez Engelking cytaty. Pierwszy:

Jak widzimy wypadki zamienione na mordy. I jest to zmiana istotna, bo wg Gontarczyka (sam przecież nie miałem źródeł w ręku) w tym fragmencie w ogóle nie chodziło o morderstwa, a o kolaborację z Niemcami. To była „masowość wypadków” kolaboracji, a nie mordów! I ci kolaboranci działali nie tylko na szkodę Żydów, ale może nawet przede wszystkim, na szkodę Polaków, bo wśród Polaków żyli i o Polakach mieli informacje.

Drugi spreparowany cytat:

Tu zniknęły słowa okupanci i Niemcy, zostali chrześcijanie i goje (czyli sąsiedzi, Polacy). I po takim spreparowaniu cytat przenosi winę za te wypadki z Niemców na Polaków.

W świetle ustaleń Gontarczyka, trzeba to uznać nie za niewinny błąd z niechlujstwa, a za celowe działanie. Bo podobno takich spreparowanych cytatów u Engelking jest masa.

Takich przypadków pracy nad źródłami znalazłem wiele – mówił Gontarczyk w Warto rozmawiać – tego rodzaju niedokładności, błędów, przekłamań w cytatach. Przestałem prowadzić ewidencję po pierwszych trzystu. Nie mogę orzec czy to taka skala błędów, czy to może jest celowe działanie. Od strony takiej logicznej, formalnej: nie można pomylić się kilkaset razy w jedną stronę.

Rozumiecie: kilkaset spreparowanych cytatów! Wszystkie preparowane w jednym kierunku, bo chodziło...

O usuwanie kolaboracji żydowskiej, niegodnych postaw Żydów, usuwanie roli policji żydowskiej i możliwie jak największe obciążanie zbrodniami Niemców – Polaków. To się układa w bardzo jasny, czytelny obraz.

W tej książce w sposób indywidualny, z imienia i nazwiska policjantom przypisywano zabójstwa Żydów, których nigdy nie dokonali, co jasno wynika ze źródeł, z których korzystali autorzy. A także dopisano polską policję, której czasami w ogóle nie było na miejscu wydarzeń, do setek zbrodni dokonanych przez Niemców. To jest pewien plan realizowany.

To samo się robi z sołtysami, ze strażami lokalnymi a także – bardzo ciekawy zabieg – ze strażą pożarną, gdzie przypisano jej masowy, często ochotniczy udział w deportacjach Żydów. Jest to absolutnie bzdura. Straże pożarne zostały podporządkowane niemieckim władzom bezpieczeństwa.

Te metody nie mają nic wspólnego z nauką. Gdyby w mojej pracy magisterskiej ktoś znalazł takie numery, albo znalazł cytaty kompilowane na przykład z dwóch różnych źródeł, cytaty, w których się usuwa jedne słowa, historie, w których dopisuje się osoby, które w ogóle nie były na tym… Gdybym ja takie metody stosował w pracy magisterskiej, jakie ja znalazłem tam przypadki, to wyleciałbym na poziomie magisterskim z hukiem ze studiów.

Co na te wszystkie zarzuty ma do powiedzenia Engelking? Nic – ona nie będzie polemizować... Cóż, jakbym nie miał nic na swoją obronę, to też bym strzelił focha :D Tyle że z postawą uczciwego naukowca, nie ma to nic wspólnego.

Doktor Piotr Gontarczyk

Świetnie wiecie, że mam życzliwy stosunek do Żydów, że wcale nie twierdzę, iż Polacy byli barankami i przed wojną, i w czasie wojny. I można na to znaleźć wiele dowodów, ale do jasnej ku... nie preparując materiał źródłowy! To jest rzecz tak skandaliczna, że Grabowski i Engelking powinni stanąć nie przed sądem cywilnym, lecz karnym. I nie za kłamstwa, a za przywłaszczenie – przywłaszczenie państwowych pieniędzy, bo wydanie tego gniota było dofinansowane ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Oczywiście, oboje powinni zostać zwolnieni dyscyplinarne z pracy we wszelkich polskich instytucjach naukowych.

Ale tak, oczywiście, nie będzie, Ba, obu tych manipulatorów nie spotka żadna kara, nawet zawodowa, choćby ostracyzm w środowisku historyków. Już są przesłanki, żeby sądzić, że będzie dokładnie odwrotnie – już latają listy poparcia dla Grabowskiego i Engelking, już neguje się prawo Filomeny Leszczyńskiej do sądu, a z manipulatorów robi męczenników walki z cenzurą i obrońców wolności naukowej.

Taki z Grabowskiego obrońca wolności słowa, że jak Reduta Dobrego Imienia zamieściła list stu trzydziestu naukowców kwestionujących rzetelność metodologii jego prac naukowych, to Grabowski poleciał do sądu. I miało to miejsce zanim Filomena Leszczyńska skierowała swój pozew. Więc, jak widać gołym okiem, hipokryzja nie jest Grabowskiemu obca.

Nie tylko Grabowskiemu, lecz całemu środowisku lewicowych „obrońców” wolności badań naukowych. Pomijając już inne dyscypliny, pamiętacie takiego historyka, jak Paweł Zyzak? Typ popełnił biografię Wałęsy: Lech Wałęsa – idea i historia, która wyszła drukiem w 2009 roku. Córka Wałęsy zaciągnęła Zyzaka do sądu – i to nie cywilnie, a karnie, założyła mu sprawę z osławionego art. 212 KK o zniesławienie. Pamiętacie jakieś protesty lewicowych „obrońców” wolności badań naukowych? No nie pamiętacie, bo ich nie było – była słabo skrywana satysfakcja, że teraz gówniarz dostanie za swoje. Nie dostał. Sąd go uniewinnił.


_______________________

EDYCJA:
Filomena Leszczyńska zmarła 8 października 2021 roku nie doczekawszy sprawiedliwości. Sąd drugiej instancji, nie badając sprawy merytorycznie uznał, że jeśli nazwiesz się naukowcem, a swoją wypocinę pracą naukową, możesz łgać, obrażać, pomawiać bliźnich do woli. Pytanie: kto to jest naukowiec? Czy pani Engelking – psycholożka i socjolożka jest naukowcem-historykiem? To jeśli psycholożka Engelking, to czemu nie socjolog Leszczyński, antropolog Pobłocki, politolog Kosiński, ekonomista Bieszk czy technik geodeta Białczyński? W czym psycholog jest lepszy od ekonomisty?

W sprawie Leszczyńska – Grabowski & Engelking prawnicy Leszczyńskiej zapowiadali złożenie wniosku o kasację wyroku. Nie wiem czy tak się stało, a jeśli tak, to co z tym wnioskiem będzie teraz.





36 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po 1. Lewak nabierze ogłady, wtedy będzie mógł się tu wypowiedzieć.
      Po 2. Rozumiem - negujesz rzeczywistość. Typowe dla skrajnej lewicy.
      Po 3. Naprawdę sądzisz, że to Gontarczyk spreparował cytaty? Żeby się narażać na proces z Grabowskim i Engelking?

      Coś ci wyjaśnię - ci państwo snuli swoje kłamstwa, bo nie sądzili, że ktoś to zweryfikuje. Jest tak, że pewne sprawy ktoś naukowo "odfajkuje" i potem z pół wieku nikt do źródeł nie zagląda. A tu się nacięli.

      Usuń
  2. Nie znam się na temacie kompletnie, więc trudno mi się jakkolwiek odnieść, ale to mi tylko przypomina, że marzy mi się nauka hebrajskiego - miałam jeden semestr z transkrypcji (nic już nie pamiętam) i ten język absolutnie przepięknie brzmi.
    Na mnie w temacie czeka jedynie "Ludzie i zwierzęta" Żabińskiej, ale to jednak pamiętnik, a nie opracowanie jakkolwiek naukowe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja jestem oburzony zachowaniem Engelking. Tu nie pisałem, ale w OKOpress skarżyła się, że wyciągają jej, że nie napisała, iż Estera Drogicka szukała pracy w UB. I Engelking się wyzłośliwia, coś, że jakie ma znaczenie, że ileś lat po wojnie chciała być kucharką na jakichś obozach:

      >Brzmi strasznie, prawda? Ale ona chciała zostać kucharką na jakiś koloniach organizowanych przez UB<.

      Rżnie po prostu głupa, bo tu chodzi o to, że Drogicka składając - jakbyśmy dziś powiedzieli - CV do UB opisała też te wojenne wypadki, więc jest to konkretne źródło do tej sprawy.

      Usuń
    2. Problem polega na tym, że ja po prostu pojęcia nie mam, kim ta kobieta jest w gruncie rzeczy. Nie słyszałam o niej wcześniej, nie jestem w żaden sposób zaangażowana. Musiałabym poczytać i sie wgłębić do tego, a mam zbyt niski poziom własnej energii, by zajmować się czymś jeszcze dodatkowym na ten moment. XD Nałożyły mi się dwie prace na raz z obroną i pisaniem, które w ogóle miałam publikować na blogu częściowo, ale chyba się wstrzymam.

      Usuń
    3. Publikuj, chociaż ten wywiad z Parówkarzem :D

      Usuń
    4. Jak pisałam, tego publikować nie będę na ten moment. Ale tu mówię o prozie akurat, tyle że non stop redaguje fragmenty, więc to się mija z celem. No i mnie to zwykle demotywuje, a chcę spróbować w końcu coś skończyć. Tzn. już kiedyś skończyłam powieść na 500 tys. zss, ale nie sądzę, aby ktokolwiek z przyjemnością czytał radosną twórczość 14/15-latki. XD

      Usuń
    5. >chcę spróbować w końcu coś skończyć<

      Odłącz neta :D

      Usuń
    6. Gdybym nie pracowała z jego udziałem... :|

      Usuń
    7. Znam ten ból. To do kawy polatam po necie, a potem się biorę za robotę. O kur... to już tak późno? :D

      Usuń
    8. A dodaj do tego pracę zdalną, która oznacza siedzenie w domu, więc domownicy, których w domu nie ma, zakładają, że przy okazji zdążysz pójść na zakupy i ogarnąć mieszkanie. XD Nie, żebym czuła się "dyskryminowana", w odwrotnej sytuacji też tego "wymagałam".

      Usuń
    9. Parę lat temu, jak pracowałem zdalnie, to o to samo sadziła się moja ówczesna konkubina. Ale jak ją spytałem, czy praca dla niej jest tylko wtedy, jak chłop rano założy gumioki i pójdzie zasuwać na budowę, to się obraziła, bo: "wieśniarę ze mnie robisz" :D

      Usuń
  3. Polecam materiał wytworzony przez IPN jako recenzja tej książki, zatytułowany Korekta obrazu. Bardzo pouczające. Ciekaw jestem odpowiedzi autorów na ten materiał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam, jest też już kolejny etap polemiki.

      1. T. Domański >>Korekta obrazu? Refleksje źródłoznawcze wokół książki „Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski<<.
      https://ipn.gov.pl/pl/aktualnosci/65746,Korekta-obrazu-Refleksje-zrodloznawcze-wokol-ksiazki-Dalej-jest-noc-Losy-Zydow-w.html

      2. J. Grabowski "Odpowiedź na recenzję Tomasza Domańskiego"
      http://www.holocaustresearch.pl/nowy/photo/Jan_Grabowski_odpowiedz_KOREKTA_OBRAZU.pdf

      3. T. Domański >>Korekty ciąg dalszy. Odpowiedź redaktorom i współautorom książki „Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski”<<
      https://ipn.gov.pl/pl/aktualnosci/110249,Korekty-ciag-dalszy-Odpowiedz-redaktorom-i-wspolautorom-ksiazki-Dalej-jest-noc-L.html

      Wypowiedź Grabowskiego dość żenująca, np. deprecjonowanie pracy Domańskiego przez nazywanie jej "broszurką", "Załóżmy (...) przez chwilę, że recenzja dr. Domańskiego jest recenzją naukową", deprecjonowanie autora - jak on śmiał z takim autorytetem polemizować ("Raport dr. Domańskiego jest przede wszystkim świadectwem odwagi autora, który – mając raczej skromny dorobek w badaniach nad historią Holokaustu, gotów jest wypowiadać niezwykle surowe sądy pod adresem ludzi zajmujących się tą tematyką od wielu lat") itd.

      Ale polemika Domański - Grabowski to rzecz drugorzędna wobec zarzutów Gontarczyka, czyli preparowania cytatów źródłowych przez Engelking. Grabowski ponosi tu odpowiedzialność, jak redaktor tomu, ale jednak za tę hochsztaplerkę winę ponosi Engeling. Jeśli dodać do tego, że owa pani dezerteruje z dyskusji o swoich matactwach, mamy nieciekawy obraz.

      Usuń
    2. I jeszcze jedna żenująca wypowiedź Grabowskiego - facet musi być megalomanem do potęgi. Kiedy lokalny historyk zakwestionował jego badania w odniesieniu do jednego miasteczka i bodajże zeznań jednego świadka, Grabowski to kwituje (i grozi, bo tak należy to odczytać):

      >w tym miejscu wchodzimy na teren negacji Holokaustu<

      Tu przypomnę, że negowanie Holokaustu jest w polskim prawie przestępstwem. I takie pogróżki rzuca facet, który sam siebie mianuje obrońcą wolności badań naukowych... Jego słowa cytuję za recenzją Tomasza Roguskiego:
      http://ipn.gov.pl/download/1/244267/RoguskiDalejjestnocGlaukopis36.pdf

      Usuń
    3. No, hochsztapler Grabowski powinien jednak bardziej uważać na treść rzucanych pogróżek, jako że to on wszedł na "teren negacji" holokaustu, fałszując materiały źródłowe.

      Usuń
    4. Fałszowanie to nie tyle Grabowski, co Engelking. A poza tym zgoda :)

      Usuń
  4. Gdzie można znaleźć teksty źródłowe zacytowane w blogu? Książki nie miałem w rękach i raczej miał nie będę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to proszę pisać do Gontarczyka. Pewnie część źródeł była wydana drukiem, ale część dostępnych jest tylko w archiwach.

      Usuń
  5. Ehh, a żeby jeszcze ten IPN i Reduta była rzetelna..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do mnie się bardzo słabo przebija sowiecka obrona w stylu: Może i my zabijamy opozycjonistów, ale tamci biją Murzynów.

      Usuń
    2. A do mnie jeden jest ok, a drugi be. Wyjaśnieniem takich sytuacji powinni zająć się naukowcy/instytucje bez kontekstu politycznego, a niestety tego obecnie brakuje. Jest trend na hura patriotyzm, kult żołnierzy niezłomnych, my jesteś Ci dobrzy, a oni źli. Brak jest chęci przyznania się do błędów, przyjęcia odpowiedzialności za nie, wypieranie się ich i wybielanie. Prawda zaś nie zawsze mieni się kolorem białym czy też czarnym, lecz również szarym. Tak jak są osoby, które bezinteresownie pomogą, tak i są tacy, którzy rozmowę zaczynają od tego - co będę z tego miał. Tak było, jest i będzie.

      Usuń
    3. >Jest trend<

      Gdzie jest ten trend? W IPN? Bo w opiniotwórczych mediach jest zupełnie inny. Poza tym są sprawy do polemiki (dobór źródeł, interpretacja) i sprawy poza polemiką (preparowanie cytatów, to jest świństwo oczywiste, dyskusji nie podlegające).

      Usuń
  6. Kiedyś mnie to denerwowało, ale przywykłem. Np. w ogóle nie jest podejmowany temat Żydów, którzy zostali złapani przez Niemców, a potem zmuszani (pod groźbą śmierci), do działania w roli prowokatorów. Taki człek szukał Polaka, który go przygarnie, a potem pojawiali się Niemcy... Niestety, źródła nie pamiętam. Zdaje się, że to było u Ewy Kurek, a tę książkę mam w papierze, więc ciężko znaleźć ten fragment. Zresztą źle mówię - książki już nie mam, bo widzę, że mi ją wcięło. I jak tu nie lubić papierowych książek? Śpieszmy się je kochać, tak szybko odchodzą.

    Czytałem też w jakimś artykule historię żydowskiej kobiety, która najpierw jako dziecko cudem uciekła Niemcom, a potem znów niewiarygodnym zbiegiem okoliczności uniknęła aresztowania, kiedy złapano polską rodzinę udzielającą jej schronienia. Cóż, pomyślałem wtedy, że przecież dziecka nawet nie musiano wciągać w kolaborację. Dziecko bezwiednie może służyć za przynętę. Jest bardziej wiarygodne.
    Ale oczywiście Polacy zrobili za mało.

    W Wikipedii można poczytać o niejakim Hermannie Schaperze. Schaper dowodził grupą likwidacyjną, która działała w rejonie Jedwabnego. Metody w innych miejscowościach identyczne jak w Jedwabnem, a mimo to, tam akurat sprawstwo przypisano Polakom. Schaper został zidentyfikowany na podstawie zdjęć i stanął przed sądem niemieckim w latach 60-ych. Rzecz jasna nie przyznał się i rzecz jasna sąd nie znalazł powodów, by go osądzić. To akurat nie dziwi, bo odkąd Niemcy zaczęli administrować się sami (władze okupacyjne ustąpiły) nie dokonali do Polski ani jednej ekstradycji. Zacząłem ostatnio czytać dwutomową biografię Hitlera, autorstwa Volkera Ullricha i ten nie pozostawia żadnych złudzeń:

    "Niemcy coraz usilniej przedstawiali się jako ofiary, które doznały strasznych krzywd podczas bombardowań czy też wskutek ucieczki i wypędzeń. Nie interesowali się natomiast (nie mówiąc już o okazywaniu empatii) cierpieniami, które zadali innym narodom."

    oraz

    "Ta powszechna ucieczka od faktów sprawiała, że wszystkie programy reedukacyjne aliantów, podyktowane jak najlepszymi intencjami, trafiały w próżnię. Denazyfikacja zamieniła się w wielką rehabilitację: nawet w stosunku do mocno obciążonych winą funkcjonariuszy nazistowskich poprzestawano na drobnych karach lub w ogóle od kary odstępowano."

    I co im kto zrobi?

    To oczywiste, że wśród dużej grupy ludzi (nie mówiąc już o całym narodzie) zawsze znajdą się jakieś niebywałe kreatury, które będą chciały się dorobić na cudzej krzywdzie. Ale Engelking usilnie stara się udowodnić, że był to proces masowy. A tego bez przerabiania cytatów zrobić się nie da. No to przerabia. I będzie przerabiać dalej. Jak to mówił Pawlak: "Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie".

    Zresztą Wyborcza już ustawia dyskusję: "Wyrok na autorów książki "Dalej jest noc" wywołał antysemicką orgię na prawicowych forach internetowych. Lektura tych głosów to przygnębiające świadectwo stanu umysłów znacznej części naszego społeczeństwa". Powyższy tekst sprawia, że ta strona dryfuje na mielizny antysemickiej orgii, dając "przygnębiające świadectwo". Po prostu złośliwa antysemicka hołota szuka dziury w całym, zamiast przyjąć do wiadomości, że Engelking dokonała właściwej interpretacji cytatów, które zapewne zostały źle spisane i wręcz domagały się korekty zgodnej z aktualnymi trendami. A kto sądzi inaczej, ten antysemita. Dlatego Engelking może strzelić focha i nie zniżać się do poziomu antysemitów. Proste?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książki Ewy Kurek bym sobie odpuścił, to awers medalu, którego rewersem jest Engelking. Obu można postawić identyczne zarzuty: manipulowanie źródłami i osuwanie się z naukowości w publicystykę.

      A Gazeta Wyborcza... Cóż, to smutny przypadek pisma, które ongiś było dla centrowej inteligencji, a dziś jest dla skrajnej lewicy (światopoglądowej, bo gospodarczo bywa różnie, choć ostatnio też czytałem tam o złym klasizmie - tak, w gazecie, która wciąż ten zły klasizm uprawia wskazując, że największym złem jest Polak z prowincji, a już starszy Polak z prowincji to zło najgorsze; ale ideologia i rzeczywistość nie muszą iść w parze; tak to wychodzi, kiedy się małpuje bezmyślnie zachodnią lewicę, gdzie uwarunkowania są zupełnie inne, gdzie za tych wykluczonych mogą uchodzić bliscy gazwyborczego serduszka imigranci, młodzi z wielkich miast).

      Usuń
    2. Co do Kurek, mam tego świadomość, ale ten temat nie obfituje w obiektywnych autorów. To przeciąganie liny. Jeśli jedna strona na chwilę odpuści, to druga przeciągnie linę skrajnie do siebie. Kogoś, kto tematem zająłby się rzetelnie, bez nachalnych komentarzy wskazujących jedynie słuszny kierunek czytelnikowi, nie zauważyłem wcale. Jeżeli takowe są, to chętnie skorzystam. Bardzo bym prosił o sprawdzone tytuły.

      Zgadzam się z pointą artykułu "Więcej sprawiedliwych niż szmalcowników" w "Rzeczpospolitej":

      "Umyka nam to, co najważniejsze. Rozmowa na ogół nie dotyczy Żydów, tylko postaw Polaków. Żydzi utrzymywali ze swoimi rodakami, Polakami i Niemcami stosunki na szczeblu osobistym, a nie społecznym. Ani szmalcownicy, ani ci, do których Żydzi zgłaszali się po pomoc, nie są grupą reprezentatywną dla całego narodu.
      Jako naukowiec uważam, że narodów nie można oceniać w kategoriach moralnych. Ludzie są różni. Można oceniać partie polityczne po programach, konkretnych ludzi po uczynkach, ale nie można oceniać narodu jako całości. Niestety rozmowa w Polsce toczy się na dwóch biegunach. Można być albo "obrońcą", albo "krytykiem" polskiego narodu. Wolałbym uniknąć takiego zaszufladkowania.

      Gunnar Paulsson jest brytyjskim historykiem. Doktoryzował się na Uniwersytecie w Oxfordzie. Wykłada w Oxford Centre for Hebrew and Jewish Studies. Jest autorem m.in. wielokrotnie nagradzanej książki „Utajone miasto. Żydzi po aryjskiej stronie Warszawy"."

      Z artykułu wyłania się realny świat całej mozaiki ludzkich postaw i to w moim mniemaniu ów artykuł (czy wywiad) czyni wiarygodnym.

      Usuń
    3. >temat nie obfituje w obiektywnych autorów<

      Widzisz, ja mam zadanie, że historyk, a szczególnie historyk czasów najnowszych, powinien stosować standardy dziennikarskie (na ile sami dziennikarze je stosują, to już temat na odrębną dyskusję). Otóż dziennikarz nie musi być obiektywny, ale musi być rzetelny i staranny. Czym to jest w moim rozumieniu:

      Dziennikarz musi działać uczciwie i z odpowiedzialnością za słowa - np. dotrzeć do wszelkich źródeł mogących rzucić światło na dane wydarzenie, zaznaczyć jeśli są rozbieżności w źródłach (podać te źródła!), nie mieszać informacji z komentarzem, nie działać pod z góry założoną tezę. Ci państwo, gdyby byli oceniani wg kryteriów dziennikarskich, przegraliby nie tylko proces cywilny, ale także karny - nie dotarcie do wszystkich źródeł (o czym mówił Gontarczyk - dotarli do połowy: 3 na 6), wykorzystanie tylko jednego z trzech znanych im źródeł, niezrozumiałe kryteria oceny wiarygodności źródła. Właściwie można im przypisać to wszystko, co sąd przypisał pewnym nierzetelnym dziennikarzom:

      >Ponadto braku szczególnej staranności dowodzi odstąpienie od weryfikacji danych, brak krytycyzmu w stosunku do materiałów, brak sumienności, brak staranności przy wykorzystaniu materiału prasowego [czyli źródłowego - pm], a także brak obiektywizmu, tendencyjność, niedokładność, stwarzanie określonego klimatu psychicznego, stronniczość, brak przedstawienia stanowiska strony przeciwnej, niepełne przedstawienie okoliczności sprawy<.
      (postanowienie Sądu Najwyższego z 2002 roku).

      + do tego, co już jest skandalem, preparowanie materiału źródłowego - bezzasadne ingerencje zmieniające jego wymowę. Jeszcze raz: gdyby to byli dziennikarze, to wyrok z art. 212 KK byłby jak ta lala.

      Usuń
    4. "nie mieszać informacji z komentarzem, nie działać pod z góry założoną tezę" w pełni wyczerpuje moją definicję obiektywizmu. Nie chcę powtarzać pytania, czy są takie książki, bo odpowiedź jest raczej oczywista. Miło byłoby też wspomnieć w publikacji o kontekście wydarzeń, bo informacja: grupa ludzi zrobiła nieprzytomnemu człowiekowi głębokie rany cięte, oraz chirurg wraz z asystentami dokonał operacji na pacjencie, to jednak dwie różne rzeczy, chociaż odbywają się mniej więcej tak samo.

      Usuń
    5. >"nie mieszać informacji z komentarzem, nie działać pod z góry założoną tezę" w pełni wyczerpuje moją definicję obiektywizmu<

      Nie do końca :D Jest taki niuans - nie mieszać nie oznacza nie zamieszczać. Tylko komentarz/opinia autora musi być opublikowany w ten sposób, żeby czytający wiedział, gdzie kończy się informacja, a zaczyna opinia. Np. sam rzadko daję komentarze, ale jeśli to np. w ramce pod tekstem, najczęściej na tle (np. białe litery na czarnym), inną czcionką (np. kursywą), wyraźnie zatytułowane: KOMENTARZ.

      W przypadku pracy naukowej takowe opinie autor mógłby zamieszczać w komentarzach po każdym rozdziale, albo w przypisach (z zaznaczeniem, że to komentarz), albo we wnioskach na końcu książki.

      Usuń
    6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

      Usuń
    7. Anonimowy
      Szanowny aktywie z kolektywu, czyli lewacka patologio - tu sobie nie pobluzgasz na rewolucyjną nutę.

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Engelking przyznała, że pomyliła się pisząc, iż sołtys Malinowski handlował z Esterą. Estera, owszem napisała list do sołtysa, tyle że wsi mieszkało kilku Malinowskich i jej list trafił do jakiegoś innego Malinowskiego noszącego takie same imię jak sołtys. To właśnie z tym człowiekiem prowadziła wymianę handlową.


    Engelking: "„Gdybym wiedziała, że to będzie miało takie konsekwencje, to w ogóle nie wspomniałabym w książce o Esterze. Tak, jest tam drobna pomyłka i chciałabym powiedzieć, że każdy kto pisze książki, także naukowe, ma prawo do pomyłki i do poprawiania tych pomyłek w kolejnych wydaniach i ma prawo do słyszenia o własnych pomyłkach w trybie recenzji naukowych, a nie w trybie bycia stawianym przed sądem. To była drobna i nieistotna pomyłka, dotycząca tego, że we wsi Malinowo było bardzo wielu Malinowskich, w tym dwóch Edwardów Malinowskich".

    Każdy ma prawo do pomyłki – tutaj się zgadzam. Jednak ta jedna pomyłka skłania do zastanowienia czy w książce nie popełniono ich więcej. Niezbyt podoba się mi też nastawienie pani badaczki, która pisze o konkretnych wydarzeniach i ludziach, a zachowuje się tak jakby popełniła tylko drobną literówkę w tekście. Trochę więcej odpowiedzialności za słowo pisane i własne błędy badawcze.
    Nie popieram tego całego ciągania się po sądach, zwłaszcza, że sprawa szybko nabrała politycznego charakteru. Po jednej stronie barykady mamy starszą panią, która wytoczyła proces z powództwa cywilnego i ma wsparcie ze strony Reduty Dobrego Imienia i tych polityków, którzy nie wiedzą kiedy należy się odzywać, a kiedy siedzieć cicho. Po drugiej stronie są autorzy książki i wspierające ich różne środowiska, które chcą bronić wolności słowa oraz prawa do prowadzenia nieskrępowanych badań nawet nad niechlubnymi aspektami polskiej historii. Może czegoś nie rozumiem, ale w procesie chodziło o zachowanie dobrego imienia jednego człowieka, a nie próbę… no, nie wiem… wycofania książki Engelking i Grabowskiego z druku, bo nie wolno brzydko pisać o Polakach. Tak dla porównania: córka ocalałej z Holocaustu Żydówki w zeszłym roku pozwała badaczkę historyczną za to, że ta napisała, iż jej matka miała relację homoseksualną ze strażniczką SS w obozach w Hamburgu i Bergen-Belsen. Niemiecki sąd nie dość, że orzekł, że badaczka naruszyła pośmiertnie godność matki pozywającej to nakazał wypłacić wysokie odszkodowanie. Na uniwersytecie na którym pracuje Hájková (wspomniana badaczka) wszczęto postępowanie odnośnie staranności badań i zachowania standardów etyki. Nikt jakoś nie rzucał się wtedy o wolność słowa i badań naukowych.

    Tak osobno. Za każdym razem gdy widzę, że wybucha spór o to jak bardzo Polacy przyczynili się lub nie przyczynili do zagłady Żydów coraz bardziej uświadamiam sobie, że obie nacje mają jeszcze naprawdę wiele traum do przepracowania i rozmów na spokojnie do przeprowadzenia odnośnie polsko - żydowskich relacji. Jak na ironię zarówno jedni i drudzy reagują bardzo podobnie kiedy przychodzi im zmierzyć się z mniej przyjemnymi faktami na swój temat z czasów II wojny światowej. Przy takich sporach żydowska strona nieraz napomina polską, że ta dąsa się i nie chce przyjąć do wiadomości, że wśród Polaków zdarzały się gnidy, które denuncjowały lub w inne sposoby krzywdziły swoich żydowskich sąsiadów. Z kolei żydowskiej stronie nie przeszkadzają dąsy i oburzenie, gdy porusza się na przykład kwestie żołnierzy żydowskiego pochodzenia służących w Wehrmachcie czy krytycznie analizuje się powstanie w getcie warszawskim. Nie mówię, że zawsze tak się dzieje, bo są przecież Polacy, którzy akceptują to, że nie wszyscy Polacy zachowywali się właściwie podczas wojny i Żydzi, którzy przyznają, że wśród Żydów również byli kolaboranci i oprawcy. Ale tak jak wspomniałam: oba narody czeka jeszcze dużo pracy na tym polu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. > " Jednak ta jedna pomyłka skłania do zastanowienia czy w książce nie popełniono ich więcej."

      No ale przecież wiadomo, że popełniono! Są dostępne recenzje (odnośniki wyżej), które analizują tę książkę, i tych pomyłek, niechlujstwa, manipulacji cytatów jest sporo i to wiadomo od coś tak dwóch lat. I rzeczywiście, nie ma nic dziwnego, że w dużej pracy naukowej zdarzają się pomyłki - ale statystycznie można by się spodziewać, że te pomyłki idą w dwie strony, tj. czasami zwiększają winę Polaków, czasami zmniejszają. A tymczasem wszystkie znalezione konsekwentnie idą w jedną stronę.

      https://www.facebook.com/kumoch/posts/10156301474149917

      A w recenzjach, które zresztą wyżej są cytowane, można znaleźć tych "pomyłek" mnóstwo.

      Na przykład, co napisał świadek: "Przez pierwsze sześć miesięcy płaciliśmy tylko za koszty naszego wyżywienia. Kiedy nasze pieniądze się skończyły Pan Konieczny zaakceptował moją obietnicę zwrotu kosztów wyżywienia po zakończeniu wojny. On nigdy nie akceptował żadnych pieniędzy z wyjątkiem kosztów i wiedziałem, że nas nie ratuje z powodów finansowych. Pan i Pani Konieczna byli religijni i liberalni i ratowali nas z powodów humanitarnych. "

      Jak to streszczone zostaje w książce: "„Siedzieli w siedem osób, a jedzenie otrzymywali raz dziennie. Borys Ickowicz, który też tam się ukrywał, wspomina o zapłacie w pieniądzach i wartościowych rzeczach "

      > "Ale tak jak wspomniałam: oba narody czeka jeszcze dużo pracy na tym polu."

      Owszem, ale działalność Grabowskiego i Engelking jest kontrproduktywna.

      Usuń
    2. I jeszcze polecam wywiad z ambasadorem panem Jakubem Kumochem, który w większości jest o czymś innym, ale temat Grabowskiego i jego metod badawczych też dotyka:

      https://www.gazetaprawna.pl/magazyn-na-weekend/artykuly/8100369,kumoch-ambasada-polityka-turcja-historia-badanie-lados-zydzi-ii-wojna-swiatowa.html

      Usuń
    3. szopen
      Dzięki, bardzo ciekawy wywiad - wrzuciłem na fejsa i twittera.

      Usuń