Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 14 października 2024

Fonda Lee, Miasto jadeitu

Nie oszałamia pomysłami, nie rzuca na kolana oryginalnością – jakby wziąć każdy element z osobna, to wszystko już było. Ale jest bardzo dobrze zmiksowane i bardzo dobrze napisane. W kategorii „fantasy rozrywkowa” to chyba najlepsza rzecz, jaką przeczytałem w tym roku.

Jak widać już po samym nazwisku, przodkowie autorki pochodzą z Chin, tym samym łączy ona dziedzictwo Wschodu i Zachodu. W Mieście jadeitu zmiksowała zachodnie opowieści gangsterskie w stylu Ojca chrzestnego z chińskim wuxia (czyli opowieścią o starciach znawców wschodnich sztuk walki). Oczywiście to nie wszystko, co Fonda Lee wrzuciła do miksera, bo wszak mamy do czynienia z fantastyką i fikcyjnym światem.

Miejscem akcji jest wyspa Kekon, ewidentnie wzorowana na Tajwanie. Kekon był przez pięćdziesiąt lat okupowany przez Szotarczyków – Tajwan był także przez pół wieku (1895-1945) okupowany przez Japończyków. Kekon zamieszkały jest przez rdzennych, ciemnoskórych Abukei i potomków przybyłych później osadników z Tun – Tajwan zamieszkują rdzenni Aborygeni Tajwańscy i potomkowie osadników z Chin. „Obecnie” Kekończycy uważają Tun za wroga, czyli tak samo, jak Tajwańczycy komunistyczne Chiny. Sojusznikiem, a może raczej opiekunem Kekonu jest Espenia, w której chyba nietrudno dostrzec USA. Rywalem Espenii jest  mniej rozwinięty, ale wielki obszarem i ilością ludzi Ygutan (Rosja?). Główne miasto Kekonu – Janloon – bardziej niż Tajpei (stolicę Tajwanu) przypomina chyba Hongkong z czasów panowania brytyjskiego.

Jak przerzucicie mapkę w poziomie, to dostaniecie coś zbliżonego do naszego świata

Świat powieściowy jest rozwinięty gdzieś na poziomie naszych lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku – jest już telewizja, ksero, telefony, magnetofony kasetowe, samochody (w tym sedany) i motocykle, nie ma komputerów i internetu.

Fabuła łączy tematykę gangsterską, polityczną i gospodarczą. Ustrój Kekonu jest monarchiczny, ale władza księcia jest de facto fasadowa. Rzeczywistą sprawują klany wzorowane pewnie tyleż na włoskich rodzinach mafijnych z Ojca chrzestnego, co na chińskiej triadzie. A w owych klanach grupą trzymającą władzę są zielone kości.

I tu dochodzimy do elementu fantasy. Kekon jest jedynym miejscem na świecie, w którym pozyskuje się tytułowy jadeit – minerał dający ogromną moc. Człowiek mający go przy sobie ma wyostrzone zmysły, jest znacznie szybszy, silniejszy, potrafi też np. odbijać kule itd. itp. Po prostu: jadeit tworzy superwojowników. Ale nie każdy może z niego korzystać. Ludzie poza Kekonem są nadwrażliwi, jadeit ich zabija. Z kolei Abukei są niewrażliwi – mogą bezkarnie go dotykać, ale nie są w stanie wywołać magicznych skutków. Odpowiednio z jadeitem mogą się „zestroić” wyłącznie kekońscy potomkowie Tunów zapewne mający domieszkę krwi Abukei.

Jednak gdzieś tam wynaleziono narkotyk umożliwiający korzystanie z jadeitu także ludziom niepochodzącym z wyspy. I o ile swoim espeńskim sojusznikom Kekończycy dobrowolnie sprzedają minerał, o tyle Ygutańczycy muszą liczyć na nielegalne źródła.

Zielone kości to właśnie ci jadeitowi „magowie”. Klanów jest kilka, może nawet kilkanaście, ale liczą się tylko dwa: Góra i Bez Szczytów. Stare pokolenie przywódców („ojców chrzestnych”), potrafiących porozumieć się pokojowo, właśnie odchodzi. Nową przywódczynią Góry zostaje nadambitna Ayt Mada… Z kolei przywódca Bez Szczytu abdykuje na rzecz swego wnuka Kaula Lana. Poza Lanem, rodzina „panująca” składa się jeszcze z jego brata Hilo – wielkiego wojownika, ale bez predyspozycji do bycia kimś więcej, zbuntowanej siostry Shae, która wyszła za obcokrajowca (skandal) i opuściła Kekon oraz adoptowanego „kuzyna” Andena.

I tu zawiesimy relację, żeby zbyt wiele nie ujawniać. W każdym razie bohaterowie zarysowani całkiem przyzwoicie, ich motywacje, zachowania, wszystko jest naturalne. Nie ma tu czystego zła i czystego dobra. Niby kibicujemy Kaulom, z których punktu widzenia obserwujemy wydarzenia, ale mamy świadomość, że gdybyśmy oglądali to samo oczami Ayt Mady, to nasza sympatia mogłaby być ulokowana po drugiej stronie. Zresztą Kaulowie nie są bohaterami pozytywnymi, co najwyżej nieco pozytywniejszymi od konkurencji.

Warto dodać, że wątek nazwijmy to „obyczajowy” też jest całkiem sensowny.

I choć Fonda Lee zmiksowała elementy znane nam z innych dzieł, to jednak na gruncie fantasy stworzyła coś oryginalnego. Bo gdybym miał wskazać coś podobnego, to miałbym kłopoty; niby jest Cień w środku lata Daniela Abrahama, ale to nie do końca to samo. W klimatach gangsterskich mamy pięć tomów cyklu Vlad Taltos Stevena Brusta, w gospodarczych z lekkim gangsterskim zabarwieniem jest też Książę kupców Raymonda E. Feista – jednak te dwa dzieła to coś zupełnie innego, bardziej bajkowego. Może na gruncie już nie fantasy, ale w ogóle fantastyki najbliżej byłaby trylogia Luna Iana McDonalda.

W każdym razie polecam: dobrze napisane, niegłupie (żadnego youngadulcenia). Zresztą co tu dużo mówić, ja po prostu lubię takie klimaty, lubię Ojca chrzestnego, lubię Cień w środku lata Abrahama, lubię Lunę McDonalda, a nawet wspomniane dzieła Brusta i Feista. Więc jak dla mnie, może nieco zawyżając, to jest:

OCENA: 8/10.

F. Lee, Saga o Zielonych Kościach, t. 1: Miasto jadeitu, tłum. M. Jakuszewski, wydawnictwo Mag, Warszawa 2023, stron: 530.



Zob. też:




Sezrobiłem facebooka, można sepolubiać:

4 komentarze:

  1. Nie zawyżasz, raczej zaniżasz :) to jest dobre otwarcie bardzo dobrej serii. To jest bardzo dobrze pisana historia, nie bez wad, ale ze świetnymi postaciami, z bardzo gęstym, momentami wyrafinowanym światem, intrygami typu "finta w fincie w fincie", bohaterowie mają swoje historie do przeżycia - mam wrażenie, że autorka już w chwili pisania pierwszego tomu wiedziała, dokąd chce dotrzeć w tomie ostatnim, nawet jeśli nie w najdrobniejszych szczegółach.
    Co więcej, tam nawet ten element fantastyczny, czyli płynący z posiadania jadeitu, nie jest prymitywny, co najwyżej może się nam wydawać obcy kulturowo. Zobacz, jakie ograniczenia ona narzuciła w kwestii "zbieram moc". No kurczę, nie uzbierasz tyle, aby zostać jakimś Supermanem przenoszącym całe miasta :)
    Ten tom może 8/10, ale cała seria spokojnie 9/10.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest wątek youngadulcenia. Anden jest ciepły. Wprowadzenie takiej postaci z takimi skłonnościami to jest wprost podlizywanie się do typowych anglosaskich (i teraz w sumie polskich też) młodych czytelniczek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego wy ciągle macie problem z tymi postaciami LGBT? Przecież takie osoby istnieją w rzeczywistości to dlaczego nie mogą być w książce fantasy? Wylogujcie się do życia, a nie ciągle siedzieć w tej piwnicy

      Usuń
    2. Wyjdź z lewicowej piwnicy, wtedy odkryjesz, że prawdziwe życie nie kręci się ani wokół homoseksualistów, ani ideologii LGBT. To życie lewicowców się wokół tego kręci i to wy chcecie te przekonania narzucić innym. Zaś nawet tam, gdzie wygraliście, jak USA, istnieje rozdźwięk między życiem a oficjalną lewicową propagandą.

      Usuń