Ooo, kolejny do pastwienia się na biedną kobitą. No nie. To znaczy tak, ale nie z „tej” beczki. Nie chodzi mi o wymyślone (czy to przez Opolską, czy też przez sztuczną inteligencję) przypisy... A zresztą, o tym też trochę napiszę, bo to konieczne do oceny książki. Pewnie już słyszeliście, że w przypisach są nieistniejące pozycje...
Przy czym wskazywano tu jakby trzy poziomy:
– książki, których w ogóle nie ma,
– tytuły, które są nieco podobne do rzeczywistych, ale jednak inne,
– nieistniejące polskie przekłady prac anglojęzycznych...
Czytając jej wypocinę znalazłem jeszcze czwarty poziom:
– powoływanie się na prace rzeczywiście istniejące, których jednak nie miała w ręku i stąd fałszywie przypisuje im tezy, których nie zawierają. Dojdziemy do tego w stosownym miejscu.
A teraz trzy cytaty, pierwszy Artura Wójcika z bloga (teraz to już chyba raczej podkastu) Sigillum Authenticum. UWAGA – cytaty „przykroiłem” do zasad mojego bloga, np. zamiast cudzysłowu są kursywy. Tak Artur opisuje to, co znalazł w książce Karoliny Opolskiej:
Stanisław Mikołajczyk, Historia Polski, PWN, Warszawa 1989, s. 55-59 – taka książka nie istnieje, nie figuruje w żadnym katalogu bibliotecznym.
Witold Kula, Historia cywilizacji słowiańskiej, PWN, Warszawa 1984, s. 89-95 – również nie istnieje. Zresztą Kula zajmował się przede wszystkim historią gospodarczą, więc od razu mnie zdziwiło, skąd u niego ta Słowiańszczyzna.
Gerard Labuda, Chrystianizacja Polski, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1999, s. 17-20 – ta pozycja także nigdy nie została wydana.
Oczywiście rozpętał burzę, a to skłoniło innych czytelników do przyjrzenia się przypisom. „Przekopał się” przez nie np. Tomasz Krok i znalazł to (cytaty z dwóch wypowiedzi):
Linda Moulton Howe nie napisała książki Mysterious Circles and Messages, tylko Mysterious Lights and Crop Circles.Zecharia Sitchin nie napisał książki Zagadka dwunastej planety, tylko Dwunasta planeta. Pod polskim tytułem Zagadka dwunastej planety wydana została praca Alana F. Alforda.Książka Charlesa Hutchinsa Hapgooda Z przesuniętym biegunem nie istnieje. Jedyną wydaną w języku polskim pozycją tego autora, jest Tajemnica Acámbaro (przekł. Grażyna Gasparska). Być może chodziło tu o nigdy niewydaną w Polsce pracę The Path of the Pole (1968).
Andrew Collins nie napisał książki Atlantyda zlokalizowana; Kazimierz Kumaniecki nie jest autorem publikacji Platon, wydanej rzekomo przez PWN w 1989.
Co ciekawe, Kazimierz Kumaniecki, wybitny polski filolog klasyczny, zmarł w roku... 1977, a tu mamy pracę napisaną chyba pośmiertnie i to wiele lat po śmierci.
I jeszcze Demagog się przekopał:
Nie znaleźliśmy również nigdzie informacji o takich publikacjach jak: The Genetic Experiments of Ancient Sumer Amelii Roth, Fallen Beings: From Igigi to Nephilim Elaine Whitmore i Pre-Biblical Origins of the Adamic Archetype Ethana Bradforda. Do tego dochodzą książki, które co prawda powstały, ale nie ma dowodów na to, że zostały wydane w języku polskim przez wymienione w bibliografii wydawnictwa. Wśród nich jest Atlantyda i potop autorstwa Randa Flem-Ath’a i Colina Wilsona, która miała zostać wydana przez Amber (w oryginale książka tych dwóch autorów ma inną nazwę). Inny przykład to Z przesuniętym biegunem Charles’a Hapgooda, rzekomo również wydana przez to samo wydawnictwo.
Karolina Opolska najpierw szła w zaparte (Moje przypisy były prawidłowe i przygotowane zgodnie z zasadami), potem winę zrzuciła na wydawcę, a Wydawnictwo Harde się pokajało:
W wyniku błędu technicznego w książce opublikowane zostały trzy nieprawidłowe przypisy.
![]() |
| Do wyjaśnień wydawcy, użytkownicy portalu X dodali kontekst... |
Już pomijając, że nie trzy przypisy, lecz znacznie więcej – o jaki błąd techniczny może tu chodzić? Co, program do składu wymyślił przypisy? Jakim cudem? Pracuję jako dziennikarz od dwudziestu dwóch lat, przez większość z nich jako naczelny w różnych gazetach. Składałem (nie jako grafik, bo tym się nie zajmuję, ale redagując, makietując i nadzorując składacza) w trzech programach (Page Marker, InDesign, QuarkXPress), łącznie kilkadziesiąt tysięcy stron, i nigdy nie zdarzyło mi się, żeby program coś od siebie dodał. Tłumaczenia wydawcy to jakiś absurd – no chciałbym się dowiedzieć, jaki to program sam wymyśla przypisy i to jeszcze z nieistniejącymi książkami?
I tu znajduję jedno wytłumaczenie – bo nie sądzę, żeby autorka sama wymyśliła fikcyjne książki i się tak podkładała. Otóż, moim (i nie tylko moim) zdaniem, w jakimś etapie produkcji tego czegoś uczestniczyła sztuczna inteligencja. Raczej na etapie pisania, niż redagowania.
![]() |
| Karolina Opolska wypiera się udziału AI... |
Wystarczy (chwilowo) o tych nieszczęsnych przypisach.
* * *
Do meritum – treść. Gdyby był złośliwy, to zarzut wykorzystania w sposób nieprzyzwoity sztucznej inteligencji, podsumowałbym tak: dobrze, że w ogóle jakaś inteligencja była zaangażowana w tworzenie tego czegoś. Bo...
Karolina Opolska umyśliła sobie książkę, która właściwie nie wiadomo komu i do czego ma służyć. W założeniu miało to być zaprezentowanie różnych teorii spiskowych, jednak nigdzie autorka nie definiuje co to jest „teoria spiskowa” – mam wrażenie, że o tym, które teorie są spiskowe, decydują wyłącznie jej subiektywne odczucia.
No i stąd, obok rzeczywistych teorii spiskowych, mamy też rzeczy, które teoriami spiskowymi dziś już nie są. Na przykład okultyzm hitlerowców to chyba już przeszłość – zresztą zastanawiałbym się czy okultyzm to w ogóle teoria spiskowa (no nie wszystko, co jest antynaukowe, jest spiskowe – żeby teorię nazwać spiskową, musi być spełniony oczywisty warunek: wyznawcy muszą wierzyć w istnienie jakiegoś spisku, którego celem jest ukrywanie prawdy przed ogółem).
Albo Nowy Porządek Świata – w postaci skrajnej na pewno jest teorią spiskową, ale w postaci umiarkowanej? Bo autorka zdefiniowała to jako wiarę w to, że władzę sprawują jakieś zakulisowe rządy bez demokratycznego mandatu i nieliczące się z demokracją. To mamy w Unii Europejskiej np. taki TSUE – organ sądowy, decydujący de facto o wszystkim w Europie, samowolnie rozszerzający swoje uprawnienia wbrew zapisom traktatowym, nie mający demokratycznego mandatu i powiązany z jedną opcją polityczną – czy pisząc to staję się wyznawcą teorii spiskowej? To rzeczywistość jest teorią spiskową?
Z drugiej strony brakuje rzeczywistych teorii spiskowych, jak np. antysemityzm, wiara w spisek religijny lub antyreligijny (wśród ludzi religijnych będzie masa wierzących w spisek masonów, po drugiej stronie barykady podobna masa wierząca w spisek jakiegoś Opus Dei), antyszczepionkowstwo i wirusoceptycyzm, czy na gruncie historii – turbowikingowie. To jednak znacznie poważniejsze u nas teorie od czysto amerykańskiego QAnon.
![]() |
| Karolina Opolska to skrajnie lewicowa dziennikarka, jak widać, może liczyć na darmową reklamę od kolegi |
We Wstępie autorka podaje, że jej intencją było tylko stworzenie katalogu teorii spiskowych (jak wyżej widzimy, to katalog mocno kulawy i niepełny), a nie polemika z tymi teoriami. Tylko – cytując panie ze słynnego nagrania – a komu to potrzebne, a dlaczego, a po co? Przecież to samo mamy w Wikipedii i to dalece bardziej kompetentnie opracowane.
Ograniczając się do „katalogu” Karolina Opolska – przypomnę, nie tylko dziennikarka, ale nawet wicekierowniczka Katedry Dziennikarstwa i Nowych Mediów w Collegium Civitas – sprytnie ominęła podstawową zasadę dziennikarską wynikającą tak z prawa (Kodeks prasowy), jak i kodeksów etyki stowarzyszeń dziennikarskich. To zasada dochowania szczególnej staranności i rzetelności. Co to oznacza? Oznacza to, że dziennikarz powinien dotrzeć do różnych stron, różnych źródeł, że nie powinien ignorować dorobku nauki – a tu mamy tylko jedną stronę: szurską.
A jest tak nie bez powodu – Karolina Opolska nie ma kompetencji do zweryfikowania tez szurów. To jest w zasadzie oczywiste, bo chyba nikt nie ma – teorie szurskie zahaczają o tak różne nauki (historyczne, językoznawstwo, biologię, fizykę, astronomię itd.), że nie ma pewnie człowieka zdolnego ogarnąć wszystko. Problemem jest to, że Karolina Opolska prawdopodobnie nie jest w stanie zweryfikować choćby jednej z antynaukowych teorii, o których pisze.
I to paradoksalnie jest – z dziennikarskiego punkt widzenia – całkiem dobry start. Już wyjaśniam. Kiedyś, kiedy zaczynałem pracę w mediach, mówiło się, że idealny dziennikarz to absolutny ignorant. Zabawne? No nie, bo jeśli dziennikarz sam czegoś nie ogarnia, to powinien poszukać fachowca, a fachowiec powinien mu to wyłożyć tak prosto, żeby absolutny ignorant pojął – jak pojmie, to przedstawi w gazecie tak, że czytelnicy też zrozumieją. A Karolina Opolska poszła na łatwiznę.
* * *
Z przyczyn oczywistych, teraz zajmę się częścią o Wielkiej Lechii, ale to się tyczy właściwie każdego rozdziału. Poziom kompetencji Karoliny Opolskiej najlepiej pokazuje to, że słowem nie zająknęła się o Wincentym Kadłubku – prekursorze tych wszystkich bajek o Imperium Lechickim, coś tam bąknęła o Kronice wielkopolskiej (zresztą błędnie ją datując) i o Długoszu (str. 121: Długosz pisał o Lechu, Popielu i Siemowicie – ona nawet nie wie, że Długosz w tym zakresie tylko powielał informacje starszych kronik).
Wypisuje jakiś truizmy (czyli stwierdzenie prawdziwe, ale banalne i oczywiste dla wszystkich) przy czym w jej radosnym słowotoku trudno byłoby laikowi oddzielić to, co jest naszą wiedzą, od tego, w co wierzą turbolechici. Przykładowo, pisze, że Słowianie mieli swoje święte gaje czy jeziora. No mieli, tylko co z tego ma wynikać, jaki to w ogóle ma związek z Wielką Lechią? Albo: misja Cyryla i Metodego nie mogła całkowicie wyeliminować pierwotnych [słowiańskich – pm] wierzeń (str. 120) – no nie mogła, bo nie obejmowała ogółu Słowian, tylko Morawian, ewentualnie jeszcze Czechów i Słowian z Panonii (nie wiem czy Opolska jest tego świadoma; z treści książki można wnioskować, że nie).
Albo taki zabawny cytat (str. 112): Jednym z argumentów przytaczanych przez zwolenników teorii o Wielkiej Lechii jest kwestia czasu. Lechia miała istnieć w okresie, kiedy Rzym dopiero rozpoczynał swoją ekspansję. Pani Opolska nie wie co to jest „argument” i co to jest „teza” – bo tu mamy tezę, a nie argument.
Jeszcze jeden śmieszny cytat:
Wbrew powszechnemu przekonaniu, Słowianie nie byli analfabetami. Posiadali własne systemy pisma, które były używane do zachowywania ważnych tekstów religijnych, prawnych oraz codziennych spraw społecznych. Do najbardziej znanych przykładów należy głagolica – pismo stworzone przez świętych Cyryla i Metodego w dziewiątym wieku, które miało na celu ułatwienie misji chrystianizacyjnej wśród Słowian. Głagolica jest dziś uważana za pismo stosunkowo skomplikowane, a jej istnienie świadczy o zaawansowanej myśli i organizacji intelektualnej ówczesnych Słowian. (str. 118)
No w jaki sposób stworzenie pisma przez Greków (Cyryl i Metody byli Grekami) świadczy o zaawansowanej myśli i organizacji intelektualnej ówczesnych Słowian? Chyba wręcz przeciwnie – to, że alfabet musieli stworzyć obcy, raczej dowodzi czegoś odwrotnego...
Sporządzając swój „katalog” zrobiła to tak, że w niektórych fragmentach mamy zaznaczone, że coś jest poglądem turbolechitów, w innych jednak nie wiemy czy to poglądy szurów, nauki, czy samej Opolskiej. Przy czym wygląda to na bardzo życzliwe wobec wyznawców Wielkiej Lechii. Dam próbkę:
Historia często wspomina o Słowianach jako o ludziach prostych, którzy przed przyjęciem chrześcijaństwa nie posiadali własnej cywilizacji ani kultury. Taki obraz jest nie tylko uproszczony, ale wręcz fałszywy. W rzeczywistości stworzyli oni zaawansowaną cywilizację, która miała system pisma, bogatą duchowość oraz rozwiniętą kulturę zarówno materialną, jak i społeczną. Historia Słowian jest pełna niezwykłych osiągnięć, które przez wieki były celowo pomijane przez oficjalną historiografię. (str. 118).
Ale – co najgorsze – mamy w książce próby uwiarygodnienia tez turbolechitów za pomocą rzekomych wyników badań znanych naukowców. Dwa przykłady:
Poważną trudnością w odkrywaniu prawdy o Lechii jest przypuszczenie, że w ciągu wieków wiele ważnych dokumentów mogło zostać celowo zniszczonych lub ukrytych. W wielu kulturach, także rzymskiej, istniała tendencja do wymazywania z pamięci historycznej tych cywilizacji, które mogłyby stanowić zagrożenie lub konkurencję dla rodzimej. W wyniku tych działań wiedza o Lechii, jej osiągnięciach oraz strukturze społecznej mogła zostać całkowicie zatarta. Możliwe, że informacje na ten temat były przechowywane w tajnych kronikach, które przepadły lub zostały zniszczone w trakcie kolejnych najazdów i wojen. (str. 113).
I w przypisie przywołanie książki Stanisława Mikołajczyka Historia Polski, która, jak już wiemy, nie istnieje. Nie wiem zresztą o jakiego Stanisława Mikołajczyka chodzi Opolskiej – o polityka PSL zmarłego w 1966 roku? A może o Stanisława Mikołajczaka, znanego filologa, który jednak też nie napisał Historii Polski...
W czasach zaborów sytuacja uległa pogorszeniu. Prusacy i Austriacy prowadzili celową germanizację i unifikację wiedzy historycznej pod kątem interesów własnych państw. Jak zwraca uwagę Witold Kula, historia była narzędziem politycznym, więc systematycznie eliminowano z niej wszelkie elementy, które mogłyby podsycać dumę narodową ludności słowiańskiej [przypis]. Biblioteki i archiwa były przeszukiwane, a starsze dokumenty wywożone lub niszczone. Prusy w szczególności interesowały się przebudową narracji o przeszłości Europy Środkowo-Wschodniej, prezentując Niemców jako „cywilizatorów” tych terenów. Historia Lechii, jako samodzielnego i wcześniejszego organizmu państwowego, stanowiła zagrożenie dla takiej interpretacji wydarzeń. (str. 122).
W przypisie (zaznaczyłem w tekście, w którym miejscu się znajduje) powołuje się na słynnego badacza dziejów gospodarczych, Witolda Kulę – rzeczywiście taki uczony był (zmarł w 1988 roku), rzeczywiście istnieje książka o wskazanym tytule (Miary i ludzie), jednak nie ma w niej treści, które Opolska „wyczytała” – we wskazanym rozdziale Kula opisuje konflikty na polskiej wsi, między chłopami i panami, w XVI-XVIII wieku. A wskazane przez autorkę strony wrzuciłem Wam tutaj; sami możecie sprawdzić co napisał Kula, a co przypisała mu Opolska, najwyraźniej powołująca się na książkę, której nie miała w ręku. Totalna dyskwalifikacja.
* * *
Podsumowując – pani bez kompetencji (nawet jej wiedza o teoriach spiskowych jest mizerniutka, a w każdym razie tak wynika z tej książki), napisała coś, co wydawca powinien od razu wyrzucić do kosza. I to nawet jeśli nie dostrzegł przekłamanych przypisów.
Przy pomocy sztucznej inteligencji można takie coś „napisać” pewnie w kilka godzin.
Nie będę już nawet rozwodził się o niezbyt poprawnym języku, sami widzicie wyżej w cytatach choćby niepoprawne używanie słowa posiadać.
Karolina Opolska pokazała tą książką, że nie tylko nie umie w teorie spiskowe, ale także, że brak jej kompetencji dziennikarza zarówno na poziomie merytorycznym (zbierania informacji, weryfikowania informacji, poprawnego posługiwania się językiem polskim), jak i etycznym. Ciekawe co na to Collegium Civitas, które ją zatrudniło do szkolenia kolejnych pokoleń dziennikarzy... Zakładam, że władze uczelni schowają głowy w piasek i będą udawać, że o niczym nie wiedzą.
OCENA: 1/10.
K. Opolska, Teoria spisku, czyli prawdziwa historia świata, HARDE Wydawnictwo, Warszawa 2025, stron: 352.
Zob. też:




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz